książki / POEZJE

Dancing

Dagmara Sumara

Premiera książki Dagmary Sumary Dancing.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

przedlecie

Bez komendy do biegu zaczęli biec. Z boku
w telewizji to wygląda jak wyścig ryb. Jeśli
jesteś niezaangażowany, napiszą w gazecie:
zdrajca, konserwatysta, obywatel.

Wystarczy nam zaszyć się w domu przy
warcabach i waflach kakaowych light,
czekając na pokój – myślimy ufni
w dołączane do wafli miłosierdzie boże.

Często wyglądamy za okno, bo zbliża się lato.
Nos starej suki Szczapy jest suchszy niż zwykle,
podobny w dotyku do kamienia – sprawdzamy
kamienie. Powoli

rezygnujemy z dotyków, by nie tracić wilgoci.
Wujek dzwoni codziennie, by poinformować
o wysokości ceł, jakie rząd wprowadził ostatnio
na wodę. Wujek mówi:

poczekajmy jeszcze na prohibicję
niedługo i ona przyjdzie
skurwysyny

Zbliża się lato. Największą uciechę mają nasze
pociechy – przyklejają nosy do szyb i patrzą
jak akwarium pełne ludzi z tv, przepływa nam
przez ogródek.


złe następstwa

Ktoś tu kogoś szuka. Będzie jakiś happening.
Otworzyłam okno na ulicę i patrzę.
Samochód szuka samobójcy. Samobójca jest
jeszcze człowiekiem. Budzi się teraz

i wykonuje poranne czynności, takie jak: umyć zęby,
zjeść śniadanie, spakować teczkę do pracy.
Zanim skoczy.

Zanim skoczy, otwiera okno na ulicę i patrzy
na dzieci, pieski, chodniczki. Na wszystko,
o co można rozpierdolić łeb.

To jeszcze nie jest na pewno. Może ktoś wejdzie
do ciemnego pokoju w bloku na ciemnym osiedlu
i nie będzie to Jezus Chrystus ze swoją mocą,
ale coś materialnego, postać ze skóry i kości

o określonej płci.

I będzie to pomyłka
– nie te drzwi nie ten dzień nie ta osoba –
i powie: szukam pana o nazwisku (nazwisko).

Samobójca pomyśli: to mogłem być ja.
Samobójca zejdzie z parapetu z grzeczności
i odpowie: nie znam. Samobójca odpowie:
“nie znam” i wyjdzie do pracy.

Tutaj ze złości przegryzam sobie wargę
– samochód omija samobójcę, chociaż nie powinien.


próba sił

Jest w tym jakaś tradycja, mówisz, osobiste
męczeństwo, mówię, że w każdą sobotę
o godzinie ósmej wieczorem zaczynam pisać
nowy wiersz i nie kończę.

Dziś jest nowa sobota. Godzina dziewiętnasta
czterdzieści dwie, więc jeszcze nie za późno,
żeby stworzyć jakieś światowe arcydzieło,
żeby zasłużyć na tytuł szlachecki,

żeby inni poeci z innych miast wojewódzkich
pisali do mnie listy gratulacyjne, dla mnie erotyki,
żeby przestało padać w ramach prostego cudu.
Godzina dziewiętnasta czterdzieści pięć.

Pada tak mocno, a brat pojechał z kolegami
nad Wisłę. Powtarzałam mu: nie jedź, Witek,
bo lada chwila zacznie padać. Pada. Rzeka
topi się jak głuchoniemy w mocnym deszczu.

Godzina dziewiętnasta czterdzieści osiem, a brat
ciągle nie wraca. Warto raczej skupić się na
cudach, skoro tak mało czasu i ktoś nas odlicza.
Żeby rząd znalazł mieszkania dla ofiar powodzi,

a nie jak siedem lat temu: mieszkali w piwnicy
u sąsiada, płacili za koce i za światło, wodę mieli za
darmo, dużo było wody. Prywatne oceany. Żeby
sterta przeczytanych książek przemieniła się

w stertę nienaruszonych książek, w żadne jadalne
ciało, bez kupienia biletu, wejścia do autobusu
Ustroń – Cieszyn Dworzec, bez wyjścia, pójścia
do biblioteki po schodach, monotonnie i długo,

głębiej, bez zakrętów; rytualna wycieczka w czasie
autostopem myśli. Godzina dziewiętnasta pięćdziesiąt
dwie. Wyobrażamy sobie ogromne drzwi w ogromnej
sali, przez które nie musimy uciekać, chociaż

ktoś nas ściga. Tak mija kolejna minuta. Na przekór
tej bierności. Wyobrażamy sobie nieskończenie duży
zegar z twarzą Jerzego P. zamiast tarczy, bierzemy
niedojedzony z obiadu rozpaćkany groszek

i celujemy Jerzemu P. prosto między oczy.
Jeśli się skrzywi, wygramy tę wojnę. Jerzy P.
się krzywi jedynie na Leppera i przegrzaną wódkę.
Nie trafiliśmy. Nie trafiliśmy. Albo tylko w usta.

Dobrze. Dobrze. W ustach niewypał jeszcze
lepiej leży. Dziewiętnasta pięćdziesiąt sześć.
W domu jest teraz ciszej niż w poniedziałek
czy w środę. To zastanawiające. Niemożliwe,

taka cisza w naszym wielkim domu. Żeby
stało się głośniej; boję się przez ten deszcz,
że i ja zacznę tonąć. Jak wzywać na pomoc,
jeśli nie ma pomocy. Mamo, tato, święty

z obrazka, pomocy, figurko z drewna w
kształcie figurki z drewna. Niepokojąco
zauważam, że też jestem ciszą. Jeszcze
minuta, całe życie jeszcze – tak mówił mi

ktoś, kto chciałby teraz wysiąść. W trakcie
jazdy to niebezpieczne. Jak w autobusie Ustroń
– Cieszyn Dworzec; ktoś zbyt wolno wysiada,
kierowca krzyczy: to wysiądziesz sobie

w trakcie jazdy, tumanie! To jest niebezpieczne.
Jak deszcz i powódź, kiedy już dojdzie pod usta.
Trzymaj usta zamknięte, został wydany rozkaz.

Stąd ta dziwna cisza. Nieme odliczanie od jeden
za dziadka, dwa za siostrę, trzy za wujka, a
wszyscy od jeden pomarli. Szybciej. Szybciej.

“Wysiadaj pani, śliczna pani, szybciej!”.
Przecież to na ręce, w słuchawce telefonicznej
– pomyłka, zapłać za, pójdź do. W takiej
częstotliwości. Dlatego o tym, co jest,

nie wolno pisać kolejnych słabych wierszy.
Jak będę chciała miłości, poszukam ofiary.
Jak będę chciała kawy, to sobie zaparzę.
Jak będę chciała nie być,

O AUTORZE

Dagmara Sumara

Urodzona w 1985 roku. Pracownik na etacie, dorywczo krytyk literacki, hobbistycznie autorka. Mieszka w Krakowie.

powiązania

Lament na dancingu

dzwieki / WYDARZENIA Adam Zdrodowski Dagmara Sumara Darek Foks Marta Podgórnik Tadeusz Pióro

Zapis całego spotkania autorskiego z udziałem Darka Foksa, Marty Podgórnik, Dagmary Sumary, Adama Zdrodowskiego i Tadeusza Pióry podczas Portu Wrocław 2005.

WIĘCEJ

Czas na debiut

dzwieki / WYDARZENIA Adam Zdrodowski Dagmara Sumara Joanna Obuchowicz Łukasz Bagiński Tobiasz Melanowski

Zapis całego spotkania autorskiego Łukasza Bagińskiego, Dagmary Sumary, Joanny Obuchowicz, Adama Zdrodowskiego i Tobiasza Melanowskiego podczas Portu Literackiego 2004.

WIĘCEJ

O Skądinąd

recenzje / NOTKI I OPINIE Dagmara Sumara Julia Szychowiak Justyna Sobolewska Kamil Zając Karol Maliszewski

Komentarze Julii Szychowiak, Karola Maliszewskiego, Justyny Sobolewskiej, Dagmary Sumary, Kamila Zająca.

WIĘCEJ