recenzje / ESEJE

Doktor Caligari re-cytuje świat

Inez Okulska

Recenzja Inez Okulskiej z książki Poems Andrzeja Sosnowskiego, która ukazała się w marcu 2010 roku na łamach „Czasu Kultury”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Pętla, głos i cytat to sło­wa-klu­cze opi­su­ją­ce tom Andrze­ja Sosnow­skie­go poems. Zbie­ga­ją się one już we fra­zie „dr Cali­ga­ri recy­tu­je świat”: recy­tu­je (czy­ta na głos) i re-cytu­je, czy­li ponow­nie (zapę­tla­jąc, nisz­cząc mecha­nizm odnie­sień) cytu­je świat. Nawią­za­nia do pio­se­nek, lite­ra­tu­ry, rekla­my, napi­su na ścia­nie, kon­wen­cji czy gatun­ku – te dźwięcz­ne i hiper­lin­ko­we frag­men­ty kul­tu­ry – są apo­ka­lip­tycz­ną bro­nią dok­to­ra Cali­ga­ri, któ­ry zmie­rza do ogól­ne­go „rese­tu” świa­ta. Kul­tu­ro­wa zagła­da postę­pu­je i nawet arche­ty­picz­ny grec­ki chór z kolej­nych utwo­rów poems wma­new­ro­wa­ny w tę histo­rię jest bez szans, jego kwe­stie bowiem zosta­ją – jak prze­ko­nu­je autor w nocie koń­co­wej – arbi­tral­nie pod­da­ne pocię­ciu i ponow­ne­mu zle­pie­niu, i w tej nowej for­mie wymy­ka­ją się porząd­ko­wi cza­su i line­ar­no­ści odczy­ta­nia, wpa­da­jąc w pętlę wiecz­nej poten­cjal­no­ści:

Wbie­ga Chór.
*
Chór pod­cho­dzi ku wznie­sie­niu.
*
Chór pod­cho­dzi ku wznie­sie­niu na orche­strze i sia­da na stop­niach.
*
Chór wbie­ga na stop­nie wznie­sie­nia
[…]
Na orche­strę wcho­dzi Chór.
*
Chór powra­ca na orche­strę.

Chór jed­no­cze­śnie pod­cho­dzi i wbie­ga, wcho­dzi i powra­ca na to samo miej­sce – jak gdy­by nar­ra­tor wypró­bo­wy­wał róż­ne moż­li­wo­ści nawi­ga­cji-nar­ra­cji. Nawi­ga­cji rozu­mia­nej tutaj cyber­ne­tycz­nie jako poru­sza­nie się po hiper­tek­ście. Słyn­ne już u Sosnow­skie­go auto­cy­ta­ty w tym tomie jak nigdy poka­zu­ją tę wła­śnie moż­li­wość „roz­po­czę­cia jesz­cze raz”, wystar­to­wa­nia z tego same­go miej­sca i pój­ścia w innym kie­run­ku, innym tro­pem, klik­nię­cia w inną stro­nę.

„Ale ten chór cały tkwi w dida­ska­liach, a więc nie­my jest, bo pozba­wio­ny gło­su, więc co naj­wy­żej jęczy, oka­le­czo­ny” – auto­in­ter­pre­tu­je Sosnow­ski w wywia­dzie dla Biu­ra Lite­rac­kie­go, tym samym nakie­ro­wu­jąc czy­tel­ni­ka ponow­nie na arcy­waż­ną kwe­stię gło­su, jego mocy i brzmie­nia. Chór nie­my jest więc już tyl­ko deko­ra­cyj­nym nad­dat­kiem, mio­ta się, bie­ga i zapę­tla, pró­bu­jąc efek­tów wizu­al­nych. Brak brzmie­nia, któ­rym chór dopie­ro wów­czas w peł­ni deko­ro­wał­by utwór, spy­cha go jed­nak na pery­fe­ria, ska­zu­je na pobłaż­li­wy uśmiech widza nie­me­go kina. Sosnow­ski, pre­zen­tu­jąc frag­men­ty „dok­tor Cali­ga­ri rese­tu­je świat” pod­czas zeszło­rocz­ne­go festi­wa­lu „Poznań Poetów”, kokie­to­wał słu­cha­czy, mówiąc, że dla nie­go liczy się wyłącz­nie brzmie­nie słów i że to ono jest naj­istot­niej­szym kry­te­rium ich dobo­ru, a nie zna­cze­nie; jego poezji nale­ży zatem słu­chać, a nie dopa­try­wać się seman­tycz­nej ekwi­li­bry­sty­ki. Ale to brzmie­nie, ta muzycz­ność zosta­ła rów­nież sze­ro­ko ste­ma­ty­zo­wa­na. Więk­szość cyta­tów-orę­ży dok­to­ra Cali­ga­ri to wła­śnie frag­men­ty pio­se­nek, tytu­ły, nazwy ban­dów, a cały tomik nabie­ra cha­rak­te­ru mul­ti-medial­ne­go poprzez ostat­ni… wła­śnie, utwór czy notę odau­tor­ską pod tytu­łem „Wybra­ne łącza”? W tym spe­cy­ficz­nie poetyc­kim posło­wiu Sosnow­ski poda­je sze­reg łączy do prze­róż­nych muzycz­nych utwo­rów zamiesz­czo­nych na por­ta­lu youtu­be (prze­ska­ku­jąc przy tym zadzi­wia­ją­co na rejestr roman­tycz­ny: „nie­któ­re śpie­wy, gusła, inkan­ta­cje zosta­ły frag­men­ta­rycz­nie, lecz po więk­szej czę­ści wier­nie z popu­lar­nych obsza­rów naszej sie­ci wzię­te”). Wni­kli­wy czy­tel­nik, pod­jąw­szy wyzwa­nie roz­szy­fro­wa­nia tych lite­ral­nych inter­tek­stów, dopeł­ni więc dzie­ła i usły­szy muzy­kę. poems wybrzmi wów­czas peł­nym gło­sem, i tu obja­wia się humor auto­ra, w dodat­ku podwo­jo­ny nie­ja­ko. Po pierw­sze, odbie­ra nam satys­fak­cję czy­tel­ni­ka wta­jem­ni­czo­ne­go, któ­ry mru­gnię­cie odau­tor­skie sam roz­szy­fro­wał:

że dzień nie będzie ciem­ny zim­ny cichy żaden
noc z cza­sem bia­ta bez­sen­na i bez tchu
„ase­re­je ja de je de jebe tu de jebe­re”

Przy tych wer­sach nie­co bar­dziej obe­zna­ny z muzycz­ny­mi pop-kano­na­mi czy­tel­nik zacie­ra ręce z dumy, bo oto odkrył, że ostat­ni wers to cytat z utwo­ru „Ket­chup Song” dziew­czę­ce­go trio Las Ket­chup. Ale kie­dy dobrnie ów czy­tel­nik do ostat­niej stro­ny, do owych „Wybra­nych łączy” i wszyst­kie je wstu­ka w prze­glą­dar­kę, oka­że się, że jed­no z nich odsy­ła wła­śnie do tego utwo­ru, i cała zaba­wa zepsu­ta, narzę­dzie inter­pre­ta­cji para­dok­sal­nie ode­bra­ne przez to, że dane. Ale na tym wyra­fi­no­wa­ny dow­cip auto­ra „Po tęczy” się nie koń­czy. Kie­dy bowiem odcy­fro­wać wszyst­kie lin­ki, prze­słu­chać utwo­ry, wyła­pać, któ­re sło­wa, fra­zy z danych wier­szy poems odno­szą się wła­śnie do nich, roz­pi­sać kilo­me­tro­we legen­dy (a sło­wa tego nie­przy­pad­ko­wo uży­wam w kon­tek­ście tego auto­ra) do poszcze­gól­nych wer­sów w tomi­ku… nie oka­że się nic. Cóż zro­bić z tą wie­dzą, że fra­za „besa­me mucho fever love me ten­der” to wyli­czan­ka tytu­łów pio­se­nek śpie­wa­nych przez Elvi­sa Pre­sleya? A „Fred i Gin-ger trup czło­wie­ka z Reno” to nie­za­wod­ny duet Fred Asta­ire i Gin­ger Rogers i prze­kład tytu­łu utwo­ru John­ny­’e­go Casha „I Shot a Man In Reno”? A ów cytat z Las Ket­chup, któ­ry intry­gu­je swym hisz­pań­skim brzmie­niem, ale po prze­tłu­ma­cze­niu oka­zu­je się nic nie zna­czą­cym, choć dźwięcz­nym beł­ko­tem: „i said a hip hop the hip-pie, the hip­pie to the hip hip hop” (tłu­ma­cze­nie na angiel­ski zna­le­zio­ne na jed­nym z forów inter­ne­to­wych). Świat, któ­ry re-cytu­je dok­tor Cali­ga­ri, to świat inter­ne­tu, w któ­rym mie­sza­ją się porząd­ki histo­rycz­ne, sty­le, cyta­ty, puste hiper­lin­ki, zapy­cha­ją­ce cyber­prze­strzeń bez osta­tecz­nie okre­ślo­nej roli. To świat, w któ­rym cyta­ty z popo­wej pio­sen­ki, paro­dia for­mu­ły Twar­dow­skie­go, dewi­za Jana Paw­ła II są tyl­ko zbit­ką lin­ków-dźwię­ków wybrzmie­wa­ją­cych w ogól­nej kako­fo­nii. Zaczy­na­my więc grze­bać w ency­klo­pe­dii (oczy­wi­ście inter­ne­to­wej), doszu­ki­wać się zna­czeń i odnie­sień poszcze­gól­nych słów i fraz, by osta­tecz­nie wró­cić do począt­ku: „You pro­mi­sed me poems” – po pro­stu „poems”, rozu­mia­ne po grec­ku jako utwo­ry oral­ne, śpie­wa­ne. W utwo­rze pod tym samym tytu­łem autor idzie prze­cież tym wła­śnie tro­pem:

obie­ca­łem ci wier­sze i co z tego wyszło
co było nam pisa­ne mono­ton­na muzo
pani chce robić biop­sję „mego” gło­su
pani ma hiper­no­wo­cze­sny sprzęt
a ja mam ciem­ny nie­żyt krta­ni Joasiu
wyma­wiam gło­ski jak obrzę­kłe nuty
wycią­gam wier­sze jak żela­zne dru­ty
wszyst­kie przy­rzą­dy mówią swo­im gło­sem

Muza nie zsy­ła zło­tych liter poezji, tyl­ko robi biop­sję gło­su, nie­moż­ność poezji to przede wszyst­kim nie­żyt krta­ni, nie­moż­ność wydo­by­cia z sie­bie śpie­wu poezji, wiersz skła­da się z gło­sek-nut, z tro­pów-przy­rzą­dów, któ­re mówią wła­snym gło­sem. Głos i brzmie­nie są więc instan­cją twór­czą tak rozu­mia­nej poezji i jej pod­mio­tów – w tym dok­to­ra Cali­ga­ri. Pod koniec utwo­ru czy­ta­my: „Dr cha­ri­va­ri ‘recy­tu­je’ świat/ pro­si­my nie­co ciszej dot­to­re” – wspo­mnia­na broń re-cyta­tu wzma­ga­na jest więc siłą gło­su, proś­ba o ści­sze­nie gło­su to zatem modli­twa o mniej­szy zasięg apo­ka­lip­sy. Przy czym owa apo­ka­lip­sa to jedy­nie zre­se­to­wa­nie świa­ta, reset, czy­li usta­no­wie­nie na nowo porząd­ków, powrót do usta­wień „default”, powrót do począt­ku w celu unik­nię­cia wtór­no­ści tego re-cytu­ją­ce­go i re-cyto­wa­ne­go świa­ta cyfro­we­go, w któ­rym Gustaw nie prze­mie­nia się, tyl­ko digi­mor­fu­je w Kon­ra­da, a raczej awa­tar Kon­ra­da i tym podob­ne. Prze­ja­wy sztucz­no­ści niwe­lu­ją­ce gro­zę ewen­tu­al­ne­go rese­tu poja­wia­ją się w posta­ci wtrą­ce­nia reży­ser­skie­go: „skrę­ci­my go do pierw­szej łzy”. Emo­cje, łzy są więc tutaj usta­wio­ne i nasta­wio­ne na efekt, całość przy­po­mi­na świat z fil­mu Tru­man Show. I w tym kon­tek­ście triumf życia („hap­py tho­se for whom the fold of”) wytwa­rza – jak zwy­kle – iro­nicz­ne napię­cie pomię­dzy lite­ral­ną rado­ścią z życia „w realu” a gorz­kim śmie­chem nad pułap­ką życia uwi­kła­ne­go w cytat.

„To do zoba­cze­nia” – tymi sło­wy Sosnow­ski prze­wrot­nie koń­czy swo­je dźwięcz­ne poems. Czyż­by kolej­ne spo­tka­nie mia­ło znów przejść z efek­tów audial­nych na gra­ficz­ne?

Zoba­czy­my.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach „Cza­su Kul­tu­ry” (3/2010). Dzię­ku­je­my Autor­ce i Redak­cji za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

Powiązania

Piosenka po końcu świata, czyli Sosnowski dzieckiem podszyty

recenzje / ESEJE Inez Okulska

Recen­zja Inez Okul­skiej z książ­ki Syl­wet­ki i cie­nie Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Benn na pięć głosów

recenzje / IMPRESJE Inez Okulska

Esej Inez Okul­skiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Nigdy samot­niej i inne wier­sze (1912–1955) Got­t­frie­da Ben­na.

Więcej

poems

dzwieki / RECYTACJE Andrzej Sosnowski

Wiersz Andrze­ja Sosnow­skie­go z tomu poems, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Jestem, język, poems” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

A poem should not mean but live. Oznaki życia w późnej poezji Andrzeja Sosnowskiego

recenzje / ESEJE Agata Bielik-Robson

Esej Aga­ty Bie­lik-Rob­son towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książk poems Andrze­ja Sosnow­skie­go,

Więcej

„Wild water kingdom timex show / jaki dziwny letargiczny trans”

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Recen­zja Jaku­ba Skur­ty­sa z książ­ki poems Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej