recenzje / ESEJE

Ludzki sposób na przetrwanie

Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego z książki Listopad nad Narwią Julii Fiedorczuk. .

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Pytam się siebie z zaciekawieniem, jak też świat wygląda w oczach kobiet – czy ma kształt i treść, która nam jest znana, czy ma powietrze, którym my oddychamy! Wydaje mi się niekiedy, że to musi być kraina nierozsądnych wzniosłości, kipiąca od uniesień dusz ważących się na wszystko, opromieniona chwałą wszelkich możliwych hazardów i uniesień. [Joseph Conrad – Lord Jim]

W interesującym szkicu Julii Fiedorczuk na temat czasu i ironii w poezji Johna Ashbery’ego (“Studium” 2-3/2000) mowa jest m. in. o fikcjach jako naszym ludzkim sposobie na przetrwanie, nawet jeśli nie do końca w nie wierzymy. Fikcją taką jest na przykład traktowanie języka jako komunikatu, w którym możemy przedstawić dowolne, pożądane przez nas pozajęzykowe treści w sposób jednoznaczny, dokładnie odpowiadający naszym zamierzeniom. Tę jedność, niewinność w sposobie odnoszenia się do języka rozbija świadomość ironiczna, która dokonuje podziału znaku językowego na tę jego część, która wybiega ku znaczeniu i tę, która zrywa z wszelkim pozajęzykowym istnieniem. Innymi słowy, mówiąc “stół” odwołujemy się zarówno do konkretnego przedmiotu, jak i do znaku, słowa jako takiego, które odsyła nas jak słownikowe hasło do innych słów, innych skojarzeń, i tak bez końca. Zachodzi tu proces demistyfikacji języka, a ten z kolei pociąga za sobą demistyfikację czasu. Nie odczytujemy już bowiem tekstu w sposób wyłącznie linearny, śledząc narastający sukcesywnie wokół słów sens, którego wyrażenie umożliwia właśnie czas. Świadomość ironiczna ujawnia także istnienie innego rodzaju czasu – jest to czas ahistoryczny, momentalny; czas, który przenika całą rzeczywistość w każdej chwili zaburzając spójność świata i jednoznaczność słów. Tkwi on w każdej rzeczy jak wirus, perspektywa nieuniknionej śmierci. Podkreślmy: w każdej rzeczy – a zatem w każdym słowie.

Demistyfikacje te niewątpliwie prowadzą do osiągnięcia “wyższego” poziomu świadomości (samoświadomości), lecz odbywa się to kosztem utraty niewinności, a nawet – zdaniem M. Foucaulta – niebezpieczeństwem utraty tożsamości podmiotu:

Z chwilą, kiedy niewinność czy autentyczność naszego bycia w świecie staje pod znakiem zapytania, rusza proces, który z nieszkodliwością nie ma nic wspólnego. Na początek wystarczy byle błahostka zabawy nitką, zwisającą pojedynczo na skraju materiału a tkanina ja rozsnuje się zupełnie i całość pójdzie w rozsypkę.

Przywoływany w cytowanym eseju Paul De Man ujmuje tę kwestię bardziej dobitnie: zdrowie umysłowe może istnieć jedynie dlatego, że zgadzamy się funkcjonować w konwencjach dwulicowości i obłudy. Aż ciarki przechodzą. Julia Fiedorczuk wypowiada się bardziej powściągliwie: Udajemy w ten sposób, że czas to linia ciągła, wzdłuż której konstytuuje się znaczenie zdań i narracja naszego doświadczenia. I choć myślenie takie jest fikcją, jesteśmy na nie skazani. I tu wracamy do punktu wyjścia: fikcje są naszym ludzkim sposobie na przetrwanie, nawet jeśli nie do końca w nie wierzymy. Wygląda więc na to, że konstruując wszelkie porządkujące struktury, musimy mieć zarazem świadomość ich fikcyjności (czyli świadomość ironiczną) i jednocześnie w nie wierzyć – a raczej skutecznie sobie tę wiarę wmówić (ironia to z greckiego “udawanie głupiego”). Wygląda to na kwadraturę koła, lecz w rzeczywistości wcale być nią nie musi. Bo czyż nie taka jest właśnie rzeczywistość: wymagająca kompromisów, wyważania relacji, szukania “złotego środka”, ciągłego podtrzymywania własnej tożsamości, dbałości o higienę psychiczną? Słowem – zawsze “coś za coś”.

Cały ten cokolwiek skomplikowany wywód (upraszczałem, jak mogłem) ma tutaj posłużyć do objaśnienia kilku zdań, jakie wypowiedziała poetka podczas rozmowy zamieszczonej w pierwszym numerze “Dziennika Portowego” – a objaśnienie to, mam nadzieję, rzuci nieco światła na sposób konstruowania świata przedstawionego w jej debiutanckim tomie “Listopad nad Narwią”. Julia Fiedorczuk:

Na pewno mitologizuję rzeczywistość. Dopatruję się we wszystkim rytuału, a rytuał z definicji oznacza powtarzalność. Ta powtarzalność jest tym, co zapewnia bezpieczeństwo, poczucie tożsamości i ładu. Wiem, kim jestem, bo codziennie podlewam paprotki.

W ostatnim zdaniu przejawia się właśnie owa wspomniana wyżej świadomość ironiczna. Świadomość ta ujawnia fikcyjność, wręcz absurdalność stwierdzenia Wiem, kim jestem, bo codziennie podlewam paprotki, a jednocześnie na nie z konieczności przystaje. Potrzeba bezpieczeństwa, poczucia tożsamości i ładu realizuje się poprzez świadomość umowności, funkcjonowanie w konwencjach, mistyfikację (mitologizację) rzeczywistości. Zdawać sobie z tego sprawę to zarówno “wiedzieć więcej”, jak i stawać przed trudniejszymi wyborami. Jak widać, znów napotykamy się na wszechobecną tutaj dwudzielność (stąd tyle tych “zarówno”, “zarazem” i “jednocześnie”) – najpierw rozpad języka, potem czasu, Ja, a w konsekwencji rozpad wszelkich aspektów rzeczywistości.

Cel zbliżał się do nas jak kamień. Na miejscu
dni podzielą się znowu,
po kilku dniach miejsce stanie się domem.

Podróż – istotny element konstrukcji Listopada nad Narwią – wytrąca z równowagi, zakłóca porządek, burzy mozolnie wypracowany ład. Na miejscu trzeba niejako zaczynać wszystko od początku. “Udomawiać” przestrzeń, czas i własną tożsamość. Odbudowywać podzieloną jedność. Rzecz jasna poprzez wypróbowane fikcyjne struktury. Ale podróż to także spokojna tymczasowość z głową na twoich kolanach – czas w zawieszeniu, wolny od konieczności podejmowania wyborów, zbawienna prowizorka, która wprawdzie nie może trwać wieczne, ale przynosi wytchnienie po uciążliwych zmaganiach, odpoczynek pomiędzy nimi. Podróż to naruszenie porządku, który wydłużany w czasie doskwiera monotonią. Poza tym, że jest katastrofą, momentem kiedy objawia się nam to najbardziej destrukcyjne działanie czasu – jest również doświadczeniem, wobec którego Ja ma okazję się sprawdzić, potwierdzić swoją zdolność do zachowania tożsamości w warunkach temu nie sprzyjających. Kim byśmy byli, gdyby nie nasze “katastrofy”? Zupełnie nie tymi.

Utrata jedności, na jaką wciąż narażony jest człowiek, to cena za odejście od Natury (albo tego odejścia – wygnania z raju – skutek) i życia w Kulturze. O tym m. in. mówi motto do pierwszego wiersza tomu, które w tłumaczeniu z angielskiego na nasze brzmi: Ryba nie myśli/ ponieważ ryba wie/ wszystko. Tego, co rybie jest dane w sposób naturalny i oczywisty, człowiekowi nie udaje się zdobyć mimo wciąż podejmowanych w tym celu desperackich niekiedy działań. Syzyfowe prace, po prostu. Boże Narodzenia pod choinką ukradzioną z lasu to także żałosne próby wydarcia Naturze utraconych włości. Próby “żałosne”, bo z góry skazane na niepowodzenie. Kradzione, jak wiemy, nie tuczy. Powrót do natury jest możliwy wyłącznie w krótkich momentach utraty samokontroli, momentach, których wyreżyserować nie sposób, które albo przychodzą same z siebie, albo nie przychodzą wcale:

Myśli rozpełzają się po polach
przełażą przez płoty i odjeżdżają tą szosą
naprzeciwko domu. Nam pozostaje
niedorzeczna radość (…)

Bo jeżeli radość ma być nie skażona Kulturą, nieskazitelna, czysta – to musi być niedorzeczna. Ale skąd ją brać?

Ważne miejsce w świecie Listopada nad Narwią zajmuje sen. Sen jest metaforą podróży najdalszej (bądź podróż jest metaforą snu) – podróży do innego świata, innej rzeczywistości, w której Ja nie tyle traci własną tożsamość, ile zmienia się w Ja o tożsamości zupełnie innej. To inne Ja wydaje się pełni samodzielne, nie poddane żadnym zabiegom organizującym, nie podlegające racjonalizacji, funkcjonujące na prawach zupełnie nam obcych, niedostępnych naszemu poznaniu. Ale działalność naszego drugiego Ja nie jest dla nas obojętna, albo to raczej nasza działalność nie jest obojętna na nasze drugie Ja. Sen to świadectwo, skutek, odzwierciedlenie i nie wiadomo co jeszcze. I długo jeszcze wiadomo nie będzie:

a wiatr
zamiótł nasze ślady i deszcz
zrobiło się ciemno twój
nieważki uśmiech sygnał
do startu na pokładzie
nocy potykam się o stare
rzeczy i chociaż
wreszcie opadnie mgłą okaże się że żyliśmy
na skraju przepaści czemuś
to ciało
znaczy
(…)

Ale głównym bohaterem tomu jest czas. I próby zaklinania czasu w rytuał, cykliczność. Próby skazane na tworzenie fikcji. Czym jest bowiem “listopad”? To czas zorganizowany w fikcję – sztucznie wydzielony odcinek trzydziestu dni ze sztucznie podzielonego na miesiące kalendarza. Kalendarz wymyślono nieledwie wczoraj – od kiedy płynie Narew?

O AUTORZE

Grzegorz Tomicki

Urodzony w 1965 roku. Doktor nauk humanistycznych. Krytyk literacki, poeta, publicysta, wykładowca. Stale współpracuje z miesięcznikami „Odra” i „Twórczość” oraz kwartalnikiem „FA-art”. Prowadzi blog literacki Szkice ciurkiem. Mieszka w Legnicy.

powiązania

Panie i panowie, powtarzamy

wywiady / O KSIĄŻCE Darek Foks Grzegorz Tomicki

Rozmowa Grzegorza Tomickiego z Darkiem Foksem, towarzysząca premierze książki Historia kina polskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 7 grudnia 2015 roku.

WIĘCEJ

Rekonstrukcja podmiotu

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Tomicki

Esej Grzegorza Tomickiego towarzyszący premierze książki Woda na Marsie Jerzego Jarniewicza, która ukazała się 25 maja 2015 roku nakładem Biura Literackiego.

WIĘCEJ

Literacka przygoda z formą. O zyskach i stratach poety Jacka Dehnela

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego z książki Rubryki strat i zysków Jacka Dehnela.

WIĘCEJ

Tyłem do poezji polskiej odwrócony

recenzje / IMPRESJE Grzegorz Tomicki

Szkic Grzegorza Tomickiego towarzyszący premierze nowej książki Zbigniewa Macheja Mroczny przedmiot podążania, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 23 czerwca 2014 roku.

WIĘCEJ

Myśli o powrocie do domu

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego z książki Imię i znamię Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego.

WIĘCEJ

Teraźniejszość jest sprawą otwartą

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego z książki Trop w trop. Rozmowy z Andrzejem Sosnowskim Grzegorza Jankowicza.

WIĘCEJ

Life Is A Long Song

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego z książki Piosenki dla martwego koguta Jurija Andruchowycza.

WIĘCEJ

Wnuk rezuna, syn banderówki

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego z książki Imię i znamię Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego.

WIĘCEJ

O Somie

recenzje / Agnieszka Wolny-Hamkało Artur Nowaczewski Bohdan Zadura Grzegorz Tomicki Inga Iwasiów Maciej Robert Marcin Orliński Mariusz Grzebalski Piotr Kępiński

Komentarze Bohdana Zadury, Agnieszki Wolny-Hamkało, Ingi Iwasiów, Pawła Lekszyckiego, Mariusza Grzebalskiego, Macieja Roberta, Marcina Orlińskiego, Artura Nowaczewskiego, Grzegorza Tomickiego, Piotra Kępińskiego.

WIĘCEJ

Liczby się liczą

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego towarzysząca premierze Kraina wiecznych zer Zbigniewa Macheja.

WIĘCEJ

Ciche wnioski

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recenzja Grzegorza Tomickiego z książki Opium i Lament Marty Podgórnik.

WIĘCEJ

Dom z samych balkonów

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Szkic Grzegorza Tomickiego towarzyszący premierze ksiażki Wte i nazad Anny Podczaszy, która ukazała się nakładem Biura Literackiego.

WIĘCEJ

Listopad nad Narwią i danc

dzwieki / WYDARZENIA Anna Podczaszy Julia Fiedorczuk

Zapis całego spotkania autorskiego Julii Fiedorczuk i Anny Podczaszy podczas Portu Legnica 2000.

WIĘCEJ

Drwina z listopada. Impresje na marginesie

recenzje / ESEJE Radosław Kobierski

Recenzja Radosława Kobierskiego z książki Listopad nad Narwią Julii Fiedorczuk.

WIĘCEJ

Przygoda ze słowami

recenzje / KOMENTARZE Julia Fiedorczuk

Komentarz Julii Fiedorczuk do książki Listopad nad Narwią, która ukazała się nakładem Biura Literackiego.

WIĘCEJ

O Listopadzie nad Narwią

recenzje / NOTKI I OPINIE Adam Wiedemann Andrzej Sosnowski Bartłomiej Majzel

Komentarze Bartłomieja Majzla, Andrzeja Sosnowskiego, Adama Wiedemanna.

WIĘCEJ

Arizona Dream, Jeden jeż, [Kiedy cowieczorny skurcz strachu]

recenzje / KOMENTARZE Julia Fiedorczuk

Autorski komentarz Julii Fiedorczuk do książki Listopad nad Narwią.

WIĘCEJ