recenzje / ESEJE

Poeta vs. krytyk

Justyna Tabaszewska

Recenzja Justyny Tabaszewskiej z książki Stojąca na ruinie Jacka Łukasiewicza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Zarów­no Jacek Łuka­sie­wicz, autor zbio­ru wier­szy Sto­ją­ca na ruinie, jak i tego tomu czy­tel­ni­cy czy recen­zen­ci, znaj­du­ją się w dość skom­pli­ko­wa­nej sytu­acji. Jacek Łuka­sie­wicz, poeta, twór­ca już kil­ku­na­stu tomów, uka­zu­ją­cych się na prze­strze­ni ponad czter­dzie­stu lat, jest zara­zem Jac­kiem Łuka­sie­wi­czem, kry­ty­kiem lite­rac­kim, histo­ry­kiem lite­ra­tu­ry i pro­fe­so­rem Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go, auto­rem nie­zwy­kle popu­lar­nej (i zara­zem war­to­ścio­wej) bio­gra­fii Zbi­gnie­wa Her­ber­ta. Łuka­sie­wicz-poeta, mniej chy­ba zna­ny niż Łuka­sie­wicz-badacz, znaj­du­je się zatem w podwój­nie trud­nej sytu­acji: z jed­nej stro­ny jest poetą może nie bar­dzo zna­nym, ale o spo­rym i dobrej jako­ści dorob­ku, z dru­giej – oso­bą sil­nie koja­rzo­ną z twór­czo­ścią innych, zwłasz­cza Her­ber­ta. To zaś spra­wia, że ocze­ki­wa­nia – zwłasz­cza kry­ty­ków – wobec jego poezji są nie­ma­łe.

Ana­li­zu­jąc poezję Łuka­sie­wi­cza, bar­dzo trud­no jest zwal­czyć poku­sę jej porów­ny­wa­nia z poezją Her­ber­ta. Czę­sto prze­cież się zda­rza, że fascy­na­cja twór­czo­ścią inne­go arty­sty odci­ska wyraź­ne pięt­no na wier­szach poety-bada­cza. Jed­nak już lek­tu­ra pierw­sze­go z utwo­rów zamiesz­czo­nych w tomie Sto­ją­ca na ruinie prze­ko­nu­je, że Łuka­sie­wicz sku­tecz­nie uni­ka poku­sy naśla­dow­nic­twa. Gra z języ­kiem, jaką na prze­strze­ni wier­sza „***(Co ja z tym życiem zro­bi­łem?)” pro­wa­dzi Jacek Łuka­sie­wicz, jest ryzy­kow­na, nie­co rubasz­na – zwłasz­cza wte­dy, gdy poeta decy­du­je się na nagro­ma­dze­nie rymów banal­nych, kryp­to­cy­ta­tów i pseu­do­fra­ze­olo­gi­zmów, nie­mniej dzię­ki temu ory­gi­nal­na:

Co ja z tym życiem zro­bi­łem?
Co?
To co jest waż­ne ukry­łem
to co jest bli­skie wto­pi­łem
w tło.

To co jest moje zanio­słem.
Gdzie?
W czymś się to życie zawar­ło.
Co było żywe umar­ło
w grze.

I w każ­dej zwrot­ce jest inny
raz star­czy raz dzie­cin­ny
raz win­ny a raz nie­win­ny
krok.

Raz roz­bie­ga­ny raz zwar­ty
raz powol­ny raz upar­ty
nażar­ty i nie na żar­ty.
A gdy odwró­cą kar­ty
– szok.
Głu­cha cisza gło­śne łka­nie.
Co sta­ło się
niech odsta­nie
Zapi­sa­ny na kola­nie
sen.

Na chrze­ści­jań­skim pogrze­bie
choć napraw­dę nikt nic nie wie
jeden Bóg cze­ka na cie­bie
w lek­ki wie­trzy­ka powie­wie

Ten

Choć zaba­wa z for­mą i do pew­ne­go stop­nia z kiczem, jaką w tym wier­szu podej­mu­je Łuka­sie­wicz, jest wyraź­nie sygna­li­zo­wa­na, dowo­dzi nie­ma­łe­go dystan­su i poczu­cia humo­ru twór­cy, nara­ża­ją­ce­go się prze­cież na zarzu­ty o gra­fo­mań­stwo. Ewen­tu­al­ne nega­tyw­ne oce­ny łatwo jed­nak pod­wa­żyć, przy­ta­cza­jąc przy­kła­dy sub­tel­nych, napi­sa­nych z ogrom­ną pre­cy­zją utwo­rów, takich jak „Moje-two­je”, „Uryw­ki”, „Rzeź­ba III” (stu­dium rzeź­by, któ­re wyraź­nie i świa­do­mie nawią­zu­je do poety­ki Her­ber­ta z okre­su „Stu­dium przed­mio­tu”, nie sta­no­wiąc zara­zem utwo­ru epi­goń­skie­go). Zbiór „Sto­ją­ca na ruinie”, choć podzie­lo­ny na dwie do pew­ne­go stop­nia odręb­ne czę­ści, oscy­lu­je wokół pro­ble­ma­ty­ki pamię­ci, pamię­ci, któ­ra jed­nak nie jest ani abso­lu­ty­zo­wa­na, ani pod­wa­ża­na. Tom Łuka­sie­wi­cza jest w spo­rym stop­niu zbio­rem wier­szy o tym, co mija lub minę­ło, co powra­ca już tyl­ko we wspo­mnie­niu. Jed­nak nie jest to tom roz­li­cze­nio­wy, poże­gnal­ny ani wspo­min­ko­wy. Rezy­gna­cja z pato­su, któ­rą sygna­li­zu­je już pierw­szy utwór, pozwa­la na przy­wró­ce­nie wspo­mnie­niom wła­ści­wej mia­ry, na zacho­wa­nie ich war­to­ści przy jed­no­cze­snej sta­łej świa­do­mo­ści, że wspo­mnie­nie nigdy nie może zastą­pić tego, co aktu­al­nie doświad­cza­ne.

Dobrym przy­kła­dem wier­sza uka­zu­ją­ce­go spo­sób, w jaki pod­miot lirycz­ny kre­śli rela­cje mię­dzy teraź­niej­szo­ścią a prze­szło­ścią, jest „Smak papie­ro­sa”:

smak papie­ro­sa
(nie­mal) zapo­mnia­ny

słod­ki
zapach gni­ją­cych liści
póź­na jesień – a przed nami
wie­czór i ranek
pierw­szy śnieg i zima

z głę­bi pamię­ci
przy­po­mi­na mło­dość

i czy­jąś skó­rę
nasiąk­nię­tą dymem
w ciem­nej zie­le­ni

noc­na roz­mo­wa
czy­sta wód­ka
w w dymie
co zosta­ło?

(myśl ani pamięć
nie zmie­nią się w cia­ło

któ­re mnie nigdy
nigdy już nie przyj­mie)

Sen­su­al­ność wspo­mnie­nia zosta­je skon­tra­sto­wa­na z po czę­ści już utra­co­ną zmy­sło­wo­ścią doświad­cze­nia. Wspo­mnie­nie nie jest sub­sty­tu­tem doświad­cze­nia, a jego war­tość nie tkwi w moż­li­wo­ści „prze­ży­wa­nia na nowo”. Gra­ni­ca mię­dzy tym, co było, a tym, co jest, nie może zostać prze­kro­czo­na, podob­nie jak w tytu­ło­wym utwo­rze, Sto­ją­ca na ruinie, nie moż­na nawią­zać kon­tak­tu z uko­cha­nym zmar­łym, moż­na jedy­nie – lub raczej aż – na nie­go spo­glą­dać. Owo patrze­nie jest zresz­tą aktem nie­wie­le róż­nią­cym się od pod­glą­da­nia, pod­miot trak­tu­je je jako naru­sze­nie pew­nej gra­ni­cy, nie­takt. Spoj­rze­nie mat­ki, na poły badaw­cze, na poły oskar­ży­ciel­skie, jest dla pod­mio­tu z jed­nej stro­ny oka­zją do spoj­rze­nia na sie­bie, z dru­giej jed­nak – moż­li­wo­ścią zer­k­nię­cia w stro­nę tego, co rady­kal­nie od nas oddzie­lo­ne:

patrzy
umar­ła
mat­ka

w głąb
moje­go wzro­ku

co widzi
cze­go się dosłu­chu­je
doty­ka?

umar­łych
żywych

tych co po niej umar­li
rodzi­li się
dora­sta­li?

wie o wszyst­kich?

jest mi wstyd
lecz sie­dzę
zapa­trzo­ny
w sen

Sto­ją­ca na ruinie nie jest na pew­no tomem, któ­ry zre­wo­lu­cjo­ni­zu­je pol­ską poezję. Nie jest może nawet tomem, któ­ry w spo­sób trwa­ły zapi­sze się w świa­do­mo­ści lite­rac­kiej deka­dy. Ale jest to spój­ny, auto­no­micz­ny i inte­gral­ny zbiór wier­szy, z któ­rych zde­cy­do­wa­na więk­szość dowo­dzi kunsz­tu i talen­tu Łuka­sie­wi­cza-poety. Choć zapew­ne ci, któ­rzy ocze­ki­wa­li­by od kry­ty­ka i bio­gra­fa Her­ber­ta, by co naj­mniej dorów­nał twór­cy „Pana Cogi­to”, będą nie­co roz­cza­ro­wa­ni, tom „Sto­ją­ca na ruinie” wart jest prze­czy­ta­nia, a Łuka­sie­wicz-kry­tyk zapew­ne jest – słusz­nie – dum­ny z poczy­nań Łuka­sie­wi­cza-poety.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na por­ta­lu e‑splot. Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

O autorze

Justyna Tabaszewska

Urodzona w 1985 roku. Doktorantka na Wydziale Polonistyki UJ. Zajmuje się współczesną polską poezją i poetyką pamięci. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

W lekkim powiewie

recenzje / ESEJE Paweł Mackiewicz

Recen­zja Paw­ła Mac­kie­wi­cza z książ­ki Sto­ją­ca na ruinie Jac­ka Łuka­sie­wi­cza.

Więcej

Dalej, dalej!

recenzje / ESEJE Paweł Bernacki

Recen­zja Paw­ła Ber­nac­kie­go z książ­ki Sto­ją­ca na ruinie Jac­ka Łuka­sie­wi­cza.

Więcej

Śnieżna zima

recenzje / KOMENTARZE Jacek Łukasiewicz

Autor­ski komen­tarz Jac­ka Łuka­sie­wi­cza do wier­sza „Śnież­na zima” z książ­ki Sto­ją­ca na ruinie wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 3 listo­pa­da 2011 roku.

Więcej

Biały ton, szary czas

recenzje / ESEJE Marian Stala

Recen­zja Maria­na Sta­li z książ­ki Sto­ją­ca na ruinie Jac­ka Łuka­sie­wi­cza.

Więcej

Było lato

recenzje / ESEJE Jan Stolarczyk

Recen­zja Jana Sto­lar­czy­ka z książ­ki Sto­ją­ca na ruinie Jac­ka Łuka­sie­wi­cza.

Więcej