debaty / ankiety i podsumowania

Klucz i wytrych

Justyna Tabaszewska

Głos Justyny Tabaszewskiej w debacie "Literatura w sieci".

strona debaty

Literatura w sieci

W dys­ku­sjach na temat zmian, jakim pod­le­ga insty­tu­cja lite­ra­tu­ry pod wpły­wem inter­ne­tu, daje się zazwy­czaj wyróż­nić dwa skraj­ne sta­no­wi­ska, dwa obo­zy: postę­pow­ców i tra­dy­cjo­na­li­stów. Pierw­szy wiesz­czy zasad­ni­czą prze­bu­do­wę insty­tu­cji lite­ra­tu­ry, dru­gi w nią wąt­pi, a jeśli wie­rzy – to wyłącz­nie z oba­wą, wyłącz­nie z prze­ko­na­niem o nie­uchron­nej degra­da­cji wyjąt­ko­wej pozy­cji lite­ra­tu­ry, doko­nu­ją­cej się wraz z osłab­nię­ciem sil­nie już zako­rze­nio­ne­go podzia­łu na „pro­fe­sjo­na­li­stów” i „ama­to­rów”. Jeden i dru­gi obóz zaj­mu­je się jed­nak kwe­stia­mi zasad­ni­czy­mi, rady­kal­ny­mi spo­ra­mi doty­czą­cy­mi „insty­tu­cji”, jej trwa­ło­ści i form funk­cjo­no­wa­nia. W owych spo­rach gubi się moim zda­niem pro­blem o wie­le mniej spek­ta­ku­lar­ny, a jed­nak istot­ny – pro­blem czy­tel­ni­czej prak­ty­ki.

Ów pro­blem, funk­cjo­nu­ją­cy nie­ja­ko „obok” prze­strze­ni spo­ru tych dwóch obo­zów, dla mnie – i jako czy­tel­ni­ka, i jako bada­cza lite­ra­tu­ry – pozo­sta­je istot­ny. Inter­net – bez wzglę­du to, czy obec­ność lite­ra­tu­ry w sie­ci zwięk­sza, czy też zmniej­sza siłę oddzia­ły­wa­nia lite­ra­tu­ry jako takiej (jeśli coś takie­go w ogó­le ist­nie­je) – zmie­nia zasad­ni­czo tryb nasze­go obco­wa­nia z tek­sta­mi. Jak? Pro­wo­ku­jąc stop­nio­wą, ale nie­uchron­ną ewo­lu­cję prak­ty­ki czy­tel­ni­czej przez odda­nie w ręce odbior­cy narzę­dzia, któ­re umoż­li­wia tro­pie­nie poja­wia­ją­cych się w tek­stach odnie­sień i nawią­zań, śle­dze­nie poczy­nań twór­ców, natych­mia­sto­we kon­fron­to­wa­nie się z inny­mi czy­tel­ni­ka­mi, a wresz­cie – wzmoc­nie­nie wła­snej, czy­tel­ni­czej pozy­cji w grze z tek­stem. Inter­net jest pod tym wzglę­dem i klu­czem, i wytry­chem – pozwa­la otwie­rać zarów­no te drzwi, któ­re tekst inten­cjo­nal­nie pozo­sta­wił odbior­cy do otwo­rze­nia, jak i wła­my­wać się w prze­strzeń, któ­ra była do tej pory chro­nio­na, a do któ­rej kodem dostę­pu mogła być jedy­nie dogłęb­na wie­dza na temat funk­cjo­no­wa­nia pola lite­rac­kie­go.

Prak­tycz­nie każ­dy czy­tel­nik lite­ra­tu­ry uży­wa inter­ne­tu na oba te spo­so­by, trak­tu­jąc go czę­sto jako pierw­sze miej­sce poszu­ki­wa­nia infor­ma­cji o książ­kach oraz ich auto­rach, a tak­że skład­ni­cę tek­stów i inter­tek­stów, mott i fraz, któ­rych tym samym nie trze­ba już pamię­tać. To wła­śnie fakt, że inter­net sta­je się – z każ­dym rokiem, wraz ze zwięk­sza­ją­cą się aktyw­no­ścią twór­ców i kry­ty­ków w jego obrę­bie – zewnętrz­ną pamię­cią, do któ­rej zawsze moż­na się­gnąć, spra­wia, że insty­tu­cja lite­ra­tu­ry zmie­nia się. Podział na lite­ra­tu­rę w sie­ci i lite­ra­tu­rę tra­dy­cyj­ną jest coraz mniej sen­sow­ny, gdyż czy­tel­ni­cza prak­ty­ka zmie­nia każ­dy tekst w usie­cio­wio­ny, czy­niąc zara­zem inter­net prze­strze­nią kon­fron­ta­cji i pozy­tyw­ne­go wzmoc­nie­nia twór­ców oraz odbior­ców, w coraz więk­szym stop­niu zrów­nu­jąc ze sobą ich kom­pe­ten­cje, pozwa­la­jąc na aktyw­ną rolę tak­że tych użyt­kow­ni­ków lite­ra­tu­ry, któ­rzy – tak jak ja – do mia­na twór­ców lite­ra­tu­ry nie chcą nawet aspi­ro­wać.