debaty / ankiety i podsumowania

Niewolnicy internetu

Wioletta Grzegorzewska

Głos Wioletty Grzegorzewskiej w debacie "Literatura w sieci".

strona debaty

Literatura w sieci

26 paź­dzier­ni­ka bie­żą­ce­go roku w nie­dziel­nym wyda­niu „New York Times’a” Tim Kre­ider, ese­ista i rysow­nik z Bal­ti­mo­re, opu­bli­ko­wał cie­ka­wy arty­kuł Nie­wol­ni­cy inter­ne­tu, łącz­cie się! na temat tego, jak współ­cze­śni twór­cy sta­ją się inter­ne­to­wy­mi najem­ni­ka­mi i daw­ca­mi tek­stów oraz jak są wyko­rzy­sty­wa­ni w sie­ci i w świe­cie real­nym. Kre­ider wspo­mniał, że w ostat­nim tygo­dniu otrzy­mał od redak­to­rów trzy pro­po­zy­cje napi­sa­nia arty­ku­łu oraz przy­go­to­wa­nie jed­ne­go prze­mó­wie­nia za 0 (słow­nie: zero) dola­rów.

„Świe­żo upie­cze­ni arty­ści – napi­sał Kre­ider – czę­sto tra­fia­ją na takie per­so­ny, któ­re, jako wła­ści­cie­le klu­bów lub orga­ni­za­to­rzy imprez, tłu­ma­czą im: – Kole­go, no nie ma kasy, ale twój występ jest opła­ca­ny «walu­tą eks­po­zy­cji». Posta­cie te czę­sto ujaw­nia­ją się jak szar­la­ta­ni w róż­nych prze­bra­niach: z ufry­zo­wa­ny­mi wło­sa­mi, w dro­gich gar­ni­tu­rach, jako redak­to­rzy maga­zy­nu poetyc­kie­go lub stro­ny inter­ne­to­wej i zwy­kle wymi­gu­jąc się od zapła­ty, wpa­ja­ją twór­com, ileż to moż­na zyskać, ilu fanów, jakaż to osza­ła­mia­ją­ca szan­sa na pre­zen­ta­cję wła­snej twór­czo­ści”.

Na wła­snej skó­rze odczu­łam wyzysk tych szar­la­ta­nów, o któ­rych wspo­mi­na Kre­iger, bo wie­le razy dawa­łam się wkrę­cić za dar­mo w róż­ne lite­rac­kie spę­dy, akcje, sla­my, czy­ta­nia w knaj­pach w Pol­sce i Anglii, gdzie orga­ni­za­to­rzy pobie­ra­li pie­nią­dze za wstęp na impre­zę, pod­czas gdy to zna­jo­mi arty­stów i ich rodzi­na sta­no­wi­li publicz­ność i nabi­ja­li baro­we kasy.

Od roku 2006 miesz­kam w Anglii i mam oka­zję przyj­rzeć się też pol­skim ani­ma­to­rom kul­tu­ry za gra­ni­cą: róż­nym ciot­kom kul­tu­ry i samo­zwań­czym gie­droy­ciom, któ­rzy wycią­ga­ją na swe podej­rza­ne dzia­ła­nia arty­stycz­ne gran­ty z kon­su­la­tów i insty­tu­tów kul­tu­ry. Na przy­kład pewien pseu­do-ani­ma­tor kul­tu­ry, nie­speł­nio­ny poeta i malarz, swe­go cza­su zało­żył klub piszą­cych emi­gran­tów, zor­ga­ni­zo­wał kil­ka wie­czo­rów w Lon­dy­nie, następ­nie zbu­do­wał witry­nę lite­rac­ką z dosłow­nie walą­cym po oczach, tęczo­wym lay­outem, odcze­kał tro­chę dla nie­po­zna­ki i zapro­po­no­wał auto­rom zwią­za­nym z por­ta­lem wyda­nie papie­ro­wej anto­lo­gii wier­szy. Niby nie ma nic dziw­ne­go, że kół­ka wza­jem­nej ado­ra­cji publi­ku­ją obec­nie u zaprzy­jaź­nio­ne­go dru­ka­rza pamiąt­ko­we tomi­ki w trzy­dzie­stu egzem­pla­rzach albo korzy­sta­ją z moż­li­wo­ści self-publishing’u i  wyda­ją w sie­ci e‑booki, ale spryt­ny redak­to­rek, pre­zes klu­bu, wyniu­chał inte­res wśród spra­gnio­nych publi­ka­cji debiu­tan­tów i zarzą­dził zrzut­kę po sto fun­tów, jak sam to okre­ślił, „wpi­so­we­go” za publi­ka­cję. Po zebra­niu hara­czu od kil­ku­dzie­się­ciu osób wydru­ko­wał w ofi­cy­nie, któ­rej nota­be­ne sam jest wła­ści­cie­lem, tomisz­cze i sprze­da­wał go za osiem fun­tów, a obec­nie jest na eta­pie roz­sy­ła­nia zbio­ro­wych maili wśród lite­ra­tów, w któ­rych gło­si wszem i wobec, że pro­wa­dzi „kolej­ny nabór do anto­lo­gii” i pla­nu­je opu­bli­ko­wać dru­gie, posze­rzo­ne wyda­nie anto­lo­gii oraz ency­klo­pe­dię pol­skiej poezji współ­cze­snej (sic!).

You may not get paid, but it’s gre­at expo­su­re – „Może nie otrzy­masz zapła­ty, ale będzie to świet­na oka­zja do pre­zen­ta­cji”; ten tekst redak­to­rów blo­ge­rzy cytu­ją czę­sto, z emo­ti­ko­nem uśmie­chu. „Wiesz, że może­my zaofe­ro­wać ci tyl­ko naszą dozgon­ną wdzięcz­ność”, „Nasze cza­so­pi­smo jest ruchem spo­łecz­nym, sami pono­si­my kosz­ty” – czy­tam w mailach od pol­skich redak­to­rów pism onli­ne i orga­ni­za­to­rów kon­kur­sów poetyc­kich, i oczy­wi­ście rozu­miem, i wspie­ram, i juro­ru­ję, posy­łam wier­sze, arty­ku­ły, opo­wia­da­nia, ponie­waż na pod­sta­wie wła­snych doświad­czeń i dłu­go­let­nich dzia­łań na rzecz kul­tu­ry wiem, że ludzie ci mają zwy­kle dobre inten­cje, orga­ni­zu­ją kon­kur­sy lite­rac­kie, poświę­ca­ją swój wol­ny czas, pro­jek­tu­ją i reda­gu­ją za dar­mo cza­so­pi­sma poetyc­kie.

Z dru­giej zaś stro­ny podej­rze­wam, że wśród takich redak­to­rów znaj­du­ją się łow­cy tek­stów, któ­rzy trak­tu­ją auto­rów jak zapchaj­dziu­ry. „Dostarcz nam mate­ria­łów” – zda­ją się mówić w kie­ro­wa­nych do mnie i do moich pisz­czą­cych zna­jo­mych wia­do­mo­ściach. „Wes­przyj nasze pismo, stwo­rzy­li­śmy ci nowy przy­czó­łek, siat­kę blo­gów, przy­jedź na nasze spo­tka­nie lite­rac­kie, wpad­nij do Pol­ski.” Tak, już lecę! – mam ocho­tę odpo­wie­dzieć. – Na pew­no prze­sko­czę cie­śni­nę Solent i kanał La Man­che, sama zwró­cę sobie kosz­ty podró­ży, zabu­ku­ję bile­ty na samo­lot w dwie stro­ny, potem jak Emil Cio­ran zamiesz­kam jakiś czas na uli­cy, bo w sumie do Pary­ża mam rzut bere­tem, sta­nę się czę­ścią waż­nej spo­łecz­nej akcji inter­ne­to­wej, moje pisa­nie będzie misją i uka­że jakiś waż­ny aspekt. Nie­waż­ne, że coraz gorzej się czu­ję, a od sie­dze­nia nad arty­ku­ła­mi do czwar­tej nad ranem i po trzech godzi­nach odpo­wia­da­nia na kore­spon­den­cję nie mam już siły wstać o świ­cie i zara­biać w biu­rze, restau­ra­cji czy w szko­le.

„W sztu­kach wizu­al­nych i pro­jek­to­wa­niu to samo. Naj­le­piej zre­ali­zo­wa­ną pra­ce wpi­sać sobie do CV, jako ekwi­wa­lent pen­sji. Taka nagro­da jak­by” – sko­men­to­wał arty­kuł Tima Kre­ide­ra Kuba Budzyń­ski, mło­dy arty­sta z Lon­dy­nu.  „W teatrze w UK to samo. Więk­szość jest za pro­fit-sha­re, ale że ‘pro­fi­tu’ żad­ne­go nie ma, to i nie ma co ’sha­re’” – doda­ła aktor­ka i reży­ser­ka teatral­na, Anna-Jane Nizni­kow­ska.

Od lat też nie mam już złu­dzeń i domy­ślam się, że wol­ny rynek w pań­stwach kapi­ta­li­stycz­nych urzą­dzo­nych według pra­wi­deł chi­ca­gow­skiej szko­ły eko­no­micz­nej oraz pomy­słów Mil­to­na Fried­ma­na i Geo­r­ga Sti­gle­ra, zamie­nił świat sztu­ki w wol­ną ame­ry­kan­kę, a autor, jako zupeł­nie bez­u­ży­tecz­na per­so­na, musiał sta­nąć na koń­cu łań­cu­cha pokar­mo­we­go i pro­sić o co łaska. W tak urzą­dzo­nym spo­łe­czeń­stwie Richard Burns popeł­nił kil­ka lat temu samo­bój­stwo, zosta­wia­jąc list, w któ­rym oświad­czył, że pisa­nie jest naj­cu­dow­niej­szym zaję­ciem na świe­cie, nato­miast pró­ba utrzy­ma­nia się z nie­go jest czymś naj­bar­dziej na świe­cie hanieb­nym. Amen.

Dla­te­go kie­dy zaglą­dam na moje ulu­bio­ne por­ta­le, jestem wdzięcz­na auto­rom za ich nie­za­ko­do­wa­ne tek­sty i jed­no­cze­śnie zasta­na­wiam się, czy otrzy­ma­li hono­ra­rium, sko­ro obok ich arty­ku­łów miga­ją rekla­my kor­po­ra­cji i pro­du­cen­tów wypa­sio­nych iPa­dów, table­tów, smart­fo­nów i nowo­cze­snych czyt­ni­ków e‑booków.

Pisarz w wir­tu­al­nej prze­strze­ni jawi się mi coraz czę­ściej jako sza­le­niec, twe­etu­ją­cy w pust­kę wywie­szo­nym jęzo­rem hash­ta­ga, ukrzy­żo­wa­ny taga­mi na ścia­nie face­bo­oka samot­nik, postu­ją­cy dia­ler lub coraz mniej widocz­ny awa­tar, a w przy­szło­ści pokor­ny słu­żeb­nik flo­gów i spryt­nych han­dla­rzy inter­ne­to­wych, takich jak Cho­mik czy Ama­zon, i nie potra­fię wte­dy nie myśleć o przy­szło­ści lite­ra­tu­ry w sie­ci sło­wa­mi pisar­ki, Dubra­vki Ugre­šić:

„Kto wie, może pew­ne­go dnia nastą­pi koniec lite­ra­tu­ry. Zosta­ną po niej tyl­ko stro­ny lite­rac­kie z cyta­ta­mi i frag­men­ta­mi tek­stów. Podob­nie jak gwiaz­dy, któ­re nadal świe­cą, choć od daw­na nie ist­nie­ją, będą one świad­czyć o ist­nie­niu ostat­nich pisa­rzy, a zamiast czy­tel­ni­ków włó­czę­dzy cyber­ne­tycz­ni będą tra­fiać przy­pad­ko­wo na ich stro­ny autor­skie. I jak je odczy­ta­ją? Jako hie­ro­gli­fy, dzi­siej­sze instruk­cje dzia­ła­nia pral­ki albo jako pozo­sta­łość dziw­nej for­my komu­ni­ka­cji, któ­rą nie­gdyś nazy­wa­no lite­ra­tu­rą?”

O AUTORZE

Wioletta Grzegorzewska

Pseudonim Wioletta Greg; urodzona w 1974 roku w Koziegłowach. Po ukończeniu filologii mieszkała w Częstochowie, a następnie na wyspie Wight w Wielkiej Brytanii. Opublikowała kilka tomów poetyckich, wybór wierszy i próz Wzory skończoności i teorie przypadku/ Finite Formulae and Theories of Chance (wiersze przełożył Marek Kazmierski), minibook Polska prowincja (wraz z Andrzejem Muszyńskim), książkę prozatorską Guguły, której adaptację (w Polsce i w Mołdawii) wystawiał białostocki Teatr Dramatyczny (reż. Agnieszka Korytkowska-Mazur). Laureatka Złotej Sowy Polonii w Wiedniu oraz finalistka nagród literackich: Nike, Gdynia oraz międzynarodowej The Griffin Poetry Prize w Kanadzie. Przekładana na angielski, hiszpański, kataloński, francuski i walijski.