debaty / ankiety i podsumowania

Wiersz powinien zasłużyć na papier

Marcin Jurzysta

Głos Marcina Jurzysty w debacie "Literatura w sieci".

strona debaty

Literatura w sieci

Takie zda­nie, z któ­rym cały czas się zga­dzam, jest jed­no­cze­śnie zda­niem coraz bar­dziej abs­trak­cyj­nym. Mam peł­ną świa­do­mość tego fak­tu, mimo to wciąż usil­nie wie­rzę w magię papie­ru, w to, że jest on zie­mią obie­ca­ną lite­ra­tu­ry, jej wła­ści­wym domem. Nie da się ukryć, że w cią­gu ostat­nich lat lite­ra­tu­ra obie­ra sobie inne kwa­te­ry lub jest do tych innych kwa­ter prze­sie­dla­na, pod mniej­szym lub więk­szym przy­mu­sem.

Stwier­dze­nie, że poezji nie wystar­cza już „papier”, bez wąt­pie­nia moż­na uznać za fakt. Zarów­no radio, jak i tele­wi­zja, sta­ły się prze­strze­nia­mi „wynaj­mo­wa­ny­mi” na potrze­by poetów i ich wier­szy. War­to przy­wo­łać rów­nież zja­wi­sko sla­mu poetyc­kie­go, któ­ry jest pró­bą „prze­pro­wadz­ki” poezji z prze­strze­ni tek­stu, w tym wypad­ku jawią­cej się jako prze­strzeń sta­tycz­na, do dyna­micz­nej i inte­rak­cyj­nej prze­strze­ni inter­pre­ta­cji gło­so­wej, któ­rej żywot osa­dzo­ny jest w kon­kret­nym tu i teraz, w kon­kret­nej rela­cji nadaw­cy komu­ni­ka­tu i real­nie, nama­cal­nie ist­nie­ją­ce­go odbior­cy.

Śmiem jed­nak twier­dzić, że głów­nym celem „prze­pro­wadz­ki” jest wła­śnie inter­net. Pierw­szy z powo­dów tego zja­wi­ska wyda­je się oczy­wi­sty i tkwi w samej spe­cy­fi­ce elek­tro­nicz­ne­go medium. Jeśli bowiem głów­nym, tra­dy­cyj­nym nośni­kiem poezji jest tekst, to na pierw­szy rzut oka moż­na stwier­dzić, że mimo całej mno­go­ści inter­ne­to­wych środ­ków wyra­zu, mimo poli­mor­ficz­ne­go cha­rak­te­ru tego medium, to tekst, obok obra­zu, pozo­sta­je rów­nież jego głów­nym kodem. Tym samym ginie koniecz­ność adap­ta­cji tek­stu poetyc­kie­go do wymo­gów doce­lo­we­go medium, nie poja­wia się tak ostra w swych wyma­ga­niach barie­ra, jak ta, z któ­rą sty­ka­ją się cho­ciaż­by auto­rzy kli­pów poetyc­kich, w wypad­ku któ­rych kod tek­stu poetyc­kie­go musi zostać prze­kon­wer­to­wa­ny na zło­żo­ny kod poezji w obra­zie. Inter­net w tej kwe­stii nie sta­wia więk­szych opo­rów, oczy­wi­ście umoż­li­wia rów­nież kom­pli­ka­cję kodu tek­sto­we­go, wpi­sy­wa­nie go w bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne pod wzglę­dem swej budo­wy struk­tu­ry, jed­nak na grun­cie same­go tek­stu jest w peł­ni poetry frien­dly. Gdy doda­my do tego oczy­wi­sty fakt eko­no­micz­nej atrak­cyj­no­ści inter­ne­tu (a nie łudź­my się, kwe­stia ta jest kamie­niem węgiel­nym dla zacho­dzą­cych zmian) z punk­tu widze­nia publi­ka­cji tek­stu, szyb­kość i aktu­al­ność reak­cji np. kry­tycz­no-lite­rac­kiej, sto­sun­ko­wo łatwy i coraz powszech­niej­szy dostęp do sie­ci, to ogól­ny obraz przy­czyn tytu­ło­wej „prze­pro­wadz­ki” wyda­je się kla­row­ny i jasny.

Wystar­czy porów­nać sytu­ację lite­rac­kie­go perio­dy­ku inter­ne­to­we­go oraz jego papie­ro­wy odpo­wied­nik, załóż­my w posta­ci dwu­mie­sięcz­ni­ka. Na polu kry­ty­ki lite­rac­kiej, któ­rej celem jest jak naj­szyb­szy komen­tarz bie­żą­cej pro­duk­cji poetyc­kiej, pismo papie­ro­we prze­gry­wa z inter­ne­to­wym, oczy­wi­ście nie­ko­niecz­nie na polu samej jako­ści kry­tycz­no-lite­rac­kie­go szki­cu czy ese­ju, lecz jeśli cho­dzi o wspo­mnia­ną szyb­kość reak­cji. To samo dzie­je się z funk­cją infor­ma­cyj­ną pisma, powia­da­mia­niem o kon­kur­sach, spo­tka­niach autor­skich, festi­wa­lach. W wypad­ku pisma papie­ro­we­go nie­jed­no­krot­nie spo­tkać się moż­na z sytu­acją dale­ce idą­ce­go opóź­nie­nia, bra­ku aktu­al­no­ści czy wręcz nie­ak­tu­al­no­ści. Patrząc na to samo zesta­wie­nie z per­spek­ty­wy auto­ra (pomi­ja­jąc żywy sza­cu­nek i pre­fe­ren­cyj­ne war­to­ścio­wa­nie publi­ka­cji tra­dy­cyj­nej), jak­że łatwiej­szy oka­zu­je się kon­takt z redak­cja­mi za pomo­cą e‑maila, jak­że prost­sza wyda­je się komu­ni­ka­cja, przyj­mo­wa­nie bądź odrzu­ca­nie pro­po­no­wa­nych wier­szy.

Przy­wo­ły­wa­nie kolej­nych „mar­che­wek”, któ­ry­mi inter­net kusi poezję, jej auto­rów, komen­ta­to­rów, bada­czy i wydaw­ców, nie koń­czy­ło­by się oczy­wi­ście na tych wspo­mnia­nych. Inter­net usu­wa wszak pro­blem dys­try­bu­cji, zapew­nia szyb­kie i pew­ne dotar­cie kolej­nych elek­tro­nicz­nych nume­rów pisma do czy­tel­ni­ków, cho­ciaż­by za pomo­cą new­slet­te­ra. Przy­wo­ła­na już poli­fo­nicz­ność zapew­nia atrak­cyj­ną for­mę, mul­ti­me­dial­ność prze­ka­zu, nie trze­ba tło­czyć kolej­nych płyt dołą­cza­nych do papie­ro­wych wydań, wystar­czy zamie­ścić wła­ści­wy plik na stro­nie inter­ne­to­wej, z któ­rej każ­dy zain­te­re­so­wa­ny bez pro­ble­mu ów plik pobie­rze, obser­wu­jąc wol­niej lub szyb­ciej prze­su­wa­ją­cy się pasek down­lo­ad na ekra­nie kom­pu­te­ra.

Jeśli miał­bym war­to­ścio­wać inter­ne­to­we ema­na­cje lite­ra­tu­ry, przy całym moim dystan­sie i nie­do­wie­rza­niu, to wła­śnie elek­tro­nicz­ne perio­dy­ki lite­rac­kie są two­rem, któ­re­go jakość jest czę­sto bar­dzo wyso­ka. Cie­ka­we jest rów­nież to, że o ile jesz­cze parę lat temu, inter­ne­to­we cza­so­pi­smo było głów­nie alter­na­tyw­ną wer­sją papie­ro­we­go ory­gi­na­łu, to obec­nie w więk­szo­ści wypad­ków są to byty auto­no­micz­ne, nie­po­wią­za­ne ze świa­tem papie­ro­wym. O ile daw­niej redak­cja cza­so­pi­sma inter­ne­to­we­go mie­wa­ła „kom­pleks” inter­ne­to­wej, a nie papie­ro­wej egzy­sten­cji, o tyle teraz wir­tu­al­na obec­ność sta­je się spra­wą wręcz nor­ma­tyw­ną, a papie­ro­we perio­dy­ki (pomi­ja­jąc tytu­ły kano­nicz­ne) w wie­lu przy­pad­kach prze­cho­dzą do defen­sy­wy i z powo­du kło­po­tów finan­so­wych czę­sto z tru­dem łapią oddech i tra­cą na swo­jej jako­ści.

Inter­net stał się też prze­strze­nią, z któ­rej skrzęt­nie korzy­sta wie­lu auto­rów i kry­ty­ków. Już nawet kla­sycz­ne stro­ny inter­ne­to­we auto­rów prze­cho­dzą do lamu­sa. W ich miej­sce poja­wia­ją się blo­gi oraz kon­ta na Face­bo­oku. Tych ostat­nich nie potę­piam, zda­ję sobie spra­wę z atrak­cyj­no­ści takie­go roz­wią­za­nia, ale po gło­wie koła­cze mi jed­nak myśl, że na moich oczach to, co z komer­cją mi się nigdy nie koja­rzy­ło, teraz wpa­da w jej ramio­na, że to, co zado­wa­la­ło się wąskim krę­giem wta­jem­ni­czo­nych, teraz szu­ka kolej­nych like­ów i zna­jo­mych. Zamilk­nę jed­nak nad tą trum­ną.

W mojej oce­nie kary­ka­tu­rą lite­ra­tu­ry są z pew­no­ścią por­ta­le, któ­re z zało­że­nia mia­ły peł­nić rolę warsz­ta­tów poetyc­kich onli­ne, umoż­li­wia­jąc każ­de­mu publi­ka­cję utwo­rów, któ­re następ­nie pod­le­ga­ją komen­to­wa­niu użyt­kow­ni­ków. Mimo narzu­co­ne­go przez admi­ni­stra­cję ogra­ni­cze­nia do jed­ne­go wkle­jo­ne­go przez użyt­kow­ni­ka wier­sza dzien­nie, wie­lu użyt­kow­ni­ków mul­ti­pli­ku­je swo­ją toż­sa­mość, ope­ru­jąc kil­ko­ma kon­ta­mi i kil­ko­ma nic­ka­mi, tym samym zamiesz­cza­jąc jesz­cze wię­cej tek­stów. Ten zalew wier­szy nie­sie za sobą oczy­wi­sty zalew tek­stów, któ­re są prze­ja­wem czy­stej gra­fo­ma­nii. Do tego docho­dzi czę­ste zamknię­cie na prze­strzeń real­ną, któ­re powo­du­je, że tek­sty krą­żą w zamknię­tym obie­gu por­ta­lu i jego użyt­kow­ni­ków. Jedy­nym fil­trem, źró­dłem war­to­ścio­wa­nia i oce­ny są komen­ta­rze. Jed­nak tu poja­wia się kolej­ne błęd­ne koło. Bo oto w tej spo­łecz­no­ści por­ta­lu two­rzą się hie­rar­chie, opar­te na mecha­ni­zmach przede wszyst­kim towa­rzy­skich. Poja­wia się mecha­nizm, któ­ry moż­na okre­ślić jako „pro­mo­cję wią­za­ną”, dzia­ła­ją­cą w myśl zasa­dy: „Ja pochwa­lę Cie­bie, ty pochwa­lisz mnie”. Dru­gą intry­gu­ją­cą pra­wi­dło­wo­ścią jest fakt ano­ni­mo­wo­ści por­ta­lo­wych „auto­ry­te­tów” (za wyjąt­kiem kil­ku osób dzia­ła­ją­cych pod wła­snym imie­niem i nazwi­skiem). W tej sytu­acji two­rzy się pozor­na hie­rar­chia, czy raczej „anty­hie­rar­chia”, opar­ta na ano­ni­mo­wych opi­niach i ilo­ści wkle­jo­nych tek­stów. Owa „anty­hie­rar­chia” nie jest naj­czę­ściej wery­fi­ko­wa­na, jeśli przy­po­mni­my sobie o zamknię­ciu na real­ność. Fakt, że uka­za­ny powy­żej model się nie spraw­dza, lub – mówiąc ina­czej – nie jest powszech­nie akcep­to­wa­ny przez jego uczest­ni­ków, znaj­du­je swo­je potwier­dze­nie w bar­dzo czę­stych, nagłych, osten­ta­cyj­nych wystą­pie­niach uczest­ni­ków, mani­fe­sta­cyj­nych odej­ściach, żąda­niach usu­nię­cia swo­je­go kon­ta przez admi­ni­stra­cję.

Pod­su­mo­wu­jąc tych kil­ka zasy­gna­li­zo­wa­nych prze­ze mnie aspek­tów obec­no­ści poezji w inter­ne­cie, śmiem stwier­dzić, że lite­ra­tu­ra nie powin­na nigdzie się „prze­pro­wa­dzać”, powin­na nato­miast jak naj­bar­dziej korzy­stać z dobro­dziejstw inter­ne­tu, „wynaj­mu­jąc” w nim dobrze ume­blo­wa­ne i dobrze wypo­sa­żo­ne loka­le. Taka per­spek­ty­wa zapew­ni rów­no­wa­gę pomię­dzy świa­tem real­nym, w któ­rym dzia­ła się, dzie­je i powin­na dziać się lite­ra­tu­ra, oraz świa­tem wir­tu­al­nym, któ­ry powi­nien być jedy­nie dopeł­nie­niem, dodat­ko­wym źró­dłem jej obra­zu. Czy­tel­nik, odbior­ca lite­ra­tu­ry wciąż potrze­bu­je kry­te­riów, któ­re pozwa­la­ją mu defi­nio­wać takie poję­cia, jak debiut czy poeta. Czy zatem za moment debiu­tu moż­na uznać publi­ka­cję inter­ne­to­wą, czy za poetę, któ­ry prze­kro­czył próg ama­tor­skich juwe­ni­liów, moż­na uznać oso­bę, któ­ra opu­bli­ko­wa­ła zbiór wier­szy w inter­ne­cie? Zda­nia są oczy­wi­ście podzie­lo­ne. Dla­te­go wciąż potrzeb­na jest insty­tu­cja kry­ty­ki lite­rac­kiej, któ­ra pośred­ni­cząc pomię­dzy auto­rem i czy­tel­ni­kiem, roz­ja­śnia nie­co wąt­pli­wo­ści. Nie moż­na naiw­nie wie­rzyć, że lite­ra­tu­ra jest dzi­siaj w sta­nie obejść się bez inter­ne­tu. Co wię­cej, ewen­tu­al­ny
i hipo­te­tycz­ny opór nie przy­niósł­by nic dobre­go. Jed­nak im bar­dziej lite­ra­tu­ra „jed­ną nogą” będzie wcho­dzić w świat wir­tu­al­ny, tym bar­dziej powin­na odci­skać swój ślad tą dru­gą nogą, w świe­cie real­nym. Ten pierw­szy, wir­tu­al­ny świat, będzie wów­czas tyl­ko wzmoc­nio­nym, ina­czej – bo może bar­dziej atrak­cyj­nie – zary­so­wa­nym odpo­wied­ni­kiem tego dru­gie­go, real­ne­go śla­du.

O AUTORZE

Marcin Jurzysta

Urodzony 23 grudnia 1983 roku w Elblągu. Literaturoznawca, poeta, krytyk literacki, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Autor tomów poetyckich: ciuciubabka (2011), Abrakadabra (2014), Chatamorgana (2018) oraz Spin-off (2021) wydanych przez Dom Literatury i łódzki oddział Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Laureat Konkursu im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie, Rafała Wojaczka w Mikołowie oraz Międzynarodowego Konkursu „OFF Magazine” w Londynie.