utwory / premiery w sieci

Rozkład normalny

Urszula Zajączkowska

Premierowy zestaw wierszy Urszuli Zajączkowskiej.

Krzywa Gaussa albo rozkład normalny

Pan Gauss mię­dzy nami
spa­ce­ru­je
uśmie­cha­jąc się let­nio,
kosi wszyst­ko
pozo­sta­wia­jąc resz­tę tak
jak pozwa­la na to
linia jego sier­pa,
więc mało jest pasjo­na­tów chmur
wię­cej sprze­daw­ców chle­ba,
ani dwu­me­tro­wych
dry­bla­sów gra­ją­cych na guzi­ki w poke­ra,
bo oni
naj­wy­żej wybie­ra­ją kosza, lub nic.
Ze świe­cą też szu­kać gru­bych rudziel­ców w Tokij­skim anty­kwa­ria­cie
ani geniu­szy w Kut­nie (bo jed­nych i dru­gich jest tam pół pro­mi­la
a to będzie jakiś paznok­cia skra­wek).
Jeden je jak pta­szek, dru­gi jak świ­nia,
pozo­sta­li zupa, dru­gie i kom­pot.
Więc w tym nie spe­cjal­nie pięk­nym,
nie bar­dzo szka­rad­nym kra­jo­bra­zie
jestem gdzieś krok od środ­ka, sto­ję, teraz do cie­bie macham
naj­moc­niej jak mogę:
tro­chę w lewo
tro­chę w pra­wo.


minimum

17 tys. razy wię­cej ener­gii
słoń­ce tu wysy­ła,
niż glob zuży­wa.
chrząst­ki w kola­nach czło­wie­ka
udźwi­gną konia,
celu­lo­za w liściu: sło­nia.
jabłek z moje­go drze­wa star­cza mi na rok,
kokos prze­pły­nie oce­an,
pod dębem leży tysią­ce śpią­cych w twar­dych łupi­nach  wypo­sa­żo­nych w mate­rię
na zimę
wio­snę
i tyl­ko cał­kiem ewen­tu­al­ny liść.
z żółt­ka w sko­ru­pie powsta­nie krew, pió­ra i oczy,
a dżdżow­ni­cy skra­wek
zawsze w dżdżow­ni­cę się odro­dzi
więc wyglą­da na to
że na mini­mum
na oby tyl­ko
i na powin­no wystar­czyć
to tu
tyl­ko ja


pogrzeb

byli­śmy na mszy
gra­li Bacha
wie­dzia­łeś, że na cmen­tarz
nie pój­dę
poszli­śmy pro­sto
do baru
więc jadłam w tym cza­sie mię­so
kro­iłam mię­so
wte­dy
gry­złam mię­so
i prze­ły­ka­łam
aż wresz­cie zni­kło


termy

napraw­dę nie potra­fię wyra­zić
swo­jej wdzięcz­no­ści
tym paten­to­wa­nym
leniom
zza świa­tów
że kie­dyś wody na bar­kach
tasz­czyć
prze­sta­ło im się chcieć,
więc wymy­śli­li rur­ki
uło­żo­ne uko­śnie
gdzie gra­wi­ta­cja robi­ła swo­je
a wte­dy oni
a teraz ja
odkrę­cam kra­nik i już
i czu­ję się
jak w ter­mach Dio­kle­cja­na
w tym domo­wym kiblu moim
kie­dy zmy­wam
z cał­kiem jak kie­dyś
twa­rzy
cał­kiem jak zawsze
pot


wybawcy-oprawcy

Region Hauts-de-Seine, to sto­li­ca sera Brie,
a ten pra­wie-trój­ką­cik o twar­dym polu powierzch­ni
zawo­jo­wał prze­cież świat.
Co wybred­niej­si zna­ją też musz­tar­dę z Meaux, czy szar­fran z Gâti­na­is,
ale przede wszyst­kim, wła­śnie tam, w Sèvres, w cichej mie­ści­nie, gdzie
por­ce­la­no­we tale­rze wypie­ka­ją od trzy­stu lat
mil­czy cał­kiem drę­twa para
anio­łów stró­żów
skoń­czo­ne­go świa­ta.
A to oni dają mi oddech
mię­dzy pęka­te zda­nia o kształ­tach zależ­nych
od pory dnia czy kolo­ru świa­tła.
Więc na szczę­ście
są oni:
reme­dium na nie­skoń­czo­ność, 3,14…i takie tam.
Pospo­li­ty metr,
zwy­czaj­ny kilo­gram.
Tyl­ko leżą, tyl­ko są,
nie­zmien­ni moż­no­wład­cy,
bo to do nich wszyst­ko się nagi­na i wyra­ża,
cho­ciaż­by taka pacz­ka cukier­ków,
cię­żar przę­seł mostów
i odle­głość mię­dzy tobą a mną.
Cóż za ulga, cóż za ład.
Więc kie­dy kła­dę gło­wę by wresz­cie spa­ła
to tłu­ma­czę sobie i przy­po­mi­nam, że prze­cież tam jeste­ście,
nad wszyst­kim panu­je­cie, nie pozwo­li­cie mi się zgu­bić,
ani myśleć nie wia­do­mo co.
1m, 1kg,
wybaw­cy, opraw­cy
ład.

O autorze

Urszula Zajączkowska

Botanik, adiunkt w Zakładzie Botaniki Leśnej SGGW w Warszawie. Zajmuje się biomechaniką, regeneracją po zranieniu i ruchami roślin. Absolwentka Akademii Filmu i Telewizji na kierunku montaż; flecistka. Debiutowała w 2014 roku tomikiem Atomy nominowanym do nagrody Silesiusa, wyróżnionym w XI Ogólnopolskim Konkursie Literackim Złoty Środek Poezji 2015 na najlepszy debiutancki tom poetycki.