Pieśni miłosne

13/09/2012 liryka

Pióro serwuje nam poezję miłosną w kilkunastu różnych odsłonach, w której każdy wiersz ma swój własny, specyficzny aromat oraz smak.

Wydawca
Biuro Literackie
Miejsce
Wrocław
Wydanie
1
Data wydania
2004-04-02
Gatunek
Liryka
Seria
Więcej poezji
Ilość stron
48
Format
145 x 205 mm
Oprawa
miękka
Projekt okładki
Artur Burszta
Projekt opracowania graficznego
Artur Burszta
ISBN
83-88515-61-6
spis treści

Hiciory z PKP
Mały alchemik
Fotofinisz
HWDP
Panna z dobrego domu całe kieszonkowe puszcza…
Towar
Dzień Świętego Patryka
Światowa stolica poezji
Spisany
Z laboratorium
Medytacje olimpijskie
Geriorama
Dżentelmeni rozmawiają o pieniądzach
Kranówka
Sześć razy haiku
Ponad 100 wierszy i butelka rumu
Połać i szum
Taxi Hel
Obyczajowość
Bug Hour
Życie z wiatrem

opinie o książce

Poezja pana Tadeusza jest tak niemoralna, że niemal wstyd o niej pisać. Niestety jednak dziś, w czasach szturmującego realizmu, jest to zarazem poezja wymierająca i niestrawna. Prosimy zatem o nieco więcej prawdy życia, panie Tadziu, perwercha to już sprawa zbyt łatwo sprawdzalna, żeby o niej tak z całą dowolnością, bezprzykładnie ściemniać w stylu któregoś niepewnego “Breugla”.

Adam Wiedemann

Tadeusz Pióro rozpyla poezję niczym szlachetną perfumę. Pieśni miłosne to flakon o niezwykle wytrawnej zawartości, z subtelną nutą melancholii, dewastacji i dodatkiem uśmiechu a’la Kot z Cheshire.

Tomasz Stawiszyński

Pieśni będą wolne od słów? Nie będą. Nie ma nadziei? Jest. Czas niszczy wszystko? Ale jaki czas? Pytania i odpowiedzi. Odpowiedzi i pytania. Pytania i pytania. Tymczasem kot siada na reprodukcji “Zdjęcia z krzyża” Carravagia. Ależ tak. Siada. Symbol łączy się z symbolem. Powstaje metafora. Tadeusz Pióro uwielbia takie połączenia. A raczej skrzyżowania niemożliwe. Kulturowo-fizjologiczne. Filozoficzno-niepedagogiczne. Z tego powstaje poezja. I to jaka. Proszę Państwa…

Piotr Kępiński

Po lekturze najnowszej książki Tadeusza Pióry wyobraźnia podsuwa mi uporczywie jeden i ten sam obraz. Gdzieś na “podejrzanej posesji”, pośród “gazet, plastiku, szmat i szaro-czerwonej skarpety”, wczesnym listopadowym wieczorem stoi zwrócony ku mnie człowiek o twarzy zmęczonego amorka w średnim wieku (ma jasne, skręcone w baranki włosy, policzki z lekka pucate, jakby się właśnie przymierzał do dmuchania w róg obfitości). Może to być poeta we własnej osobie, ale nie ma obowiązku. A wokół niego “Panna z dobrego domu całe kieszonkowe puszcza na ekstazę, Dżentelmeni rozmawiają o pieniądzach”, zaś towarzysze podróży nucą “Hiciory z PKP”. Na parkanie “podejrzanej posesji” pyszni się, oczywiście, napis HWDP. Zmęczony amorek w średnim wieku patrzy na to wszystko, przekrzywiając płową głowę. Wzrok ma przenikliwy i zarazem ciepły, chociaż to ostatnie bez przesady. I przez zaciśnięte zęby, zarazem jednak ekstatycznie nuci swoje groteskowe, ale jakże piękne pieśni miłosne. Nuci z lekka zadziwiony, a z lekka zawiedziony tym, co się dookoła niego dzieje. Bardzo się dobrze tego nucenia słucha. 

Marcin Baran

inne książki autora

teksty i materiały o książce w bibliotece