17/10/16

Przekładalność Janusza

Lynn Suh

Strona cyklu

Wytłumaczenia
Lynn Suh

Urodzony w 1982 roku w Bostonie, USA. Tłumacz współczesnej poezji polskiej. Były redaktor naczelny czasopisma poświęconego współczesnej poezji amerykańskiej i polskiej, WIDMA. Jego eseje, przekłady i wiersze są publikowane m.in. w "Berlin Quarterly", "biBLiotece", "Fence", "Kontencie" i "Versopolis". Obecnie mieszka w Seulu w Korei Południowej i jest doktorantem na Wydziale Polonistyki na Hankuk University of Foreign Studies.

Człowiek-pizda przestępuje z lewej na prawą (Tomasz Bąk)

w kolejce do pisuaru.
Chcącemu nie dzieje się krzywda
– dwóch długowłosych młodzieńców
w czarnych koszulkach zespołów
o malowniczo nieczytelnych logotypach
wynurza się z mroku jak Coma:
z właściwym tylko Morfeuszowi wyrazem
twarzy pozwalają mi dokonać wolnego wyboru
między tabletką niebieską a błękitną.

Łykam więc 2QC – suplement diety
zapobiegający lewackiemu skurwieniu –
i widzę, jak każdy zwolniony stoczniowiec
zakłada własną stocznię
i uzbrojone w procę canoe
– przypływ podnosi wszystkie łodzie –
niewidzialną ręką rynku przenosi
ponad służbą celną na rynek białoruski,
mop płaski superchłonny żeglugi dalekomorskiej.

Wychodzę z knajpy, niosąc dobrą nowinę,
kreślę krzywą Laffera na rozkładzie MPK,
kreślę krzywą Laffera na mandacie kredytowanym.
Kolega z kapeli tatuuje mi krzywą Laffera
gdzieś pomiędzy Bogiem a niewidzialną ręką rynku,
pod tym parę słów o rurkowcach, a może i
o tym, jak kończy się zło i kończy się cierpienie,
gdy każdy, kogo mijasz, nosi przy sobie broń.

Ukąszony wolnością/zamroczony wolnością
z wolna dochodzę do siebie na łóżku
– gładzę telefon wyprodukowany przez kapitał,
Przeglądam portfel zdywersyfikowany jak kosmos.
Idee Ayn Rand z wolna spływają nogawką.

Pussy-Man Steps Left to Right (by Tomasz Bąk)

in line for the urinal.
Where there is a will, there is no harm
-two long-haired youths
in black band shirts
with a picturesquely illegible logotype
emerge from the darkness like Coma:
with a facial expression that’s particular to Morpheus,
they allow me to make a free choice
between the blue and sky-blue pill.

So I gulp a dietary supplement, 2QC,
against becoming a leftwing motherfucker
and I see how each dismissed shipyard worker
starts his own shipyard,
and armed with a sling-shot canoe
– a rising tide lifts all boats –
brings the flat, super-responsive mop of deep-sea navigation
with the invisible hand of the market
past customs to the Belarusian marketplace.

I leave the joint, carrying the good news;
I plot the Laffer curve on the MPK timetable,
I plot the Laffer curve on the credit card fine.
A friend from the band tattoos me a Laffer curve,
somewhere in between God and the invisible hand of the market,
and a few words about emo-hipster parasites under it, maybe
also how there’ll be an end to evil, and suffering,
when each person, whom you pass, is carrying a firearm.

Stung with freedom/woozy with freedom
I’m indolently coming back to myself in bed
– I delicately finger the telephone produced through capital,
I look through my wallet as diversified as the universe.
The ideas of Ayn Rand slowly sink down a pant leg.

Pisząc swoje wiersze, Tomasz Bąk lubi używać cytatów i, jak wiadomo, tworzy z ich pomocą imponujące kolaże. Kiedy ostatnio tłumaczyłem jego wiersze w ramach festiwalu „Stacja Literatura 21”, często szukałem źródeł owych cytatów, i oto jeden z nich, z wiersza „Człowiek-pizda przestępuje z lewej na prawą”, doprowadził mnie do Janusza Korwin-Mikkego (dzięki, Tomek – cóż za okazja!): „chcącemu nie dzieje się krzywda”. Sformułowanie opiera się na łacińskiej zasadzie prawnej: jeżeli świadomie robimy coś na własną szkodę, to nie mamy prawa narzekać później przed sądem. Zdałem sobie jednak sprawę, że Pan Korwin-Mikke używa tych słów w inny, pozytywny sposób i stosuje je do różnych sytuacji z życia codziennego: a zatem, w aptece, jeżeli mężczyzna chce kupić viagrę bez recepty, to po prostu należy mu na to pozwolić! Wiedziałem już, że tłumaczenie na angielski musi zabrzmieć jak slogan polityczny, prawie jak aforyzm, ale też trochę pusto, niezręcznie i jakoś nie na miejscu, a przy tym tak, że Milton Friedman mógłby być ze mnie dumny. Stąd taka moja propozycja: „Where there is a will, there is no harm”. Niby głęboka i pełna treści – nadstawiamy uszu, ale…

Wdzięczny jestem Tomkowi za takie właśnie królicze nory współczesnej mowy polskiej, w które wpadałem raz po raz. Weźmy też za przykład słowo „rurkowcy” z tego samego wiersza.  Szukałem tu i tam, w słowniku i w internecie. Znów natknąłem się na zdjęcie Janusza Korwin-Mikkego (on naprawdę jest wszechobecny w mojej pączkującej karierze tłumacza!). W końcu kliknąłem na link do artykułu w serwisie Nonsensopedia – Polska encyklopedia humoru. Link wyglądał obiecująco. Wtem ukazał się tekst artykułu, a na jego tle zdjęcie chłopaka w czarnej bluzie z kapturem, w czarnych spodniach, oczywiście obcisłych, stojącego na przewróconym sklepowym wózku. Tuż obok perła haseł słownikowych: „dziwaczna, współczesna i całkowicie niesformalizowana subkultura. Charakteryzuje się średnim IQ na poziomie temperatury pokojowej, całkowitym brakiem indywidualizmu, uzależnieniem od Facebooka i kolorowymi ubraniami. Często lewaki i homosie.” I od razu wszystko stało się jasne. ”Rurkowiec” to najpewniej “emo-hipster-good-for-nothing-gay-left-wing motherfucker who deserves to die a slow, painful death at the hands of patriotic hooligans”, lub po prostu „emo-hipster parasite”. Skojarzenia przyszły do mnie bez szczególnego wysiłku, bo przecież wojna światopoglądowa i tego typu sympatyczne złośliwości znane są nie tylko w Polsce, ale też i w Stanach, nawet na świecie.

Koniec końców [kropka] pl, zdałem sobie sprawę, że człowiek-pizda jest naszym Januszem, czyli Januszem globalizacji, który napotyka na swojej drodze Morfeusza (z Matrixa), niewidoczną rękę rynku, głaszczącą go po głowie, przypływ, który podnosi wszystkie łodzie, idee Ayn Rand… i Boga. Czytamy o tym w „Litanii do człowieka-pizdy”, gdzie pojawia się elokwentne: „Człowieku-pizdo, billboardzie januszenia”. I w ten oto sposób, daję słowo, zupełnie przypadkowo wróciliśmy do Pana Janusza, choć tym razem już bez muchy.