wywiady / o książce

W obronie przygody

Magdalena Nowicka-Franczak

Przemysław Owczarek

Rozmowa Magdaleny Nowickiej-Franczak z Przemysławem Owczarkiem, towarzysząca premierze książki Przemysława Owczarka Misteria, wydanej w Biurze Literackim 26 maja 2025 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Mag­da­le­na Nowic­ka-Fran­czak: Wła­śnie uka­za­ła się two­ja książ­ka pt. Miste­ria. To trze­ci, po Jarz­mie i zeszło­rocz­nej Kata­wo­trze tytuł, któ­ry publi­ku­jesz w Biu­rze Lite­rac­kim, ale twój pierw­szy – w ogó­le – zbiór opo­wia­dań. Nie jest to debiut pro­za­tor­ski, zebra­ne w Miste­riach tek­sty były dru­ko­wa­ne w cza­so­pi­smach lite­rac­kich, masz też na kon­cie pro­zę dla dzie­ci. Jed­nak jesteś koja­rzo­ny głów­nie z poezją oraz gatun­ka­mi z pogra­ni­cza poezji i pro­zy. W pew­nym sen­sie razem z Miste­ria­mi rodzisz się w świa­do­mo­ści czy­tel­ni­ków jako pro­za­ik. Czy kie­ro­wa­ła tobą chęć spię­cia z całość roz­pro­szo­nych tek­stów i pod­su­mo­wa­nia pew­ne­go eta­pu? Czy może celem była pró­ba prze­ka­za­nia cze­goś, cze­go nie widać w poszcze­gól­nych opo­wia­da­niach, ale co wyła­nia się z cało­ści? 

Prze­my­sław Owcza­rek: To jest dzie­więć opo­wia­dań z dzie­się­ciu lat, a per­spek­ty­wę na całość zbio­ru nada­je rela­cja auto­ra z tymi tek­sta­mi z pozy­cji czy­tel­ni­ka. W wie­ku dora­sta­nia nie byłem czy­tel­ni­kiem poezji, ale sze­ro­ko rozu­mia­nej pro­zy gatun­ko­wej, tak­że eks­pe­ry­men­tal­nej, nowa­tor­skiej i awan­gar­do­wej, jak Ulis­ses Joyce’a. Lubi­łem – i nadal lubię – pro­zy poetyc­kie i fan­ta­stycz­ne, na przy­kład zako­rze­nio­ne w kra­jo­bra­zie Walii pro­zy Dyla­na Tho­ma­sa.  Znaj­do­wa­łem się na roz­pię­to­ści języ­ka od bar­dziej prze­zro­czy­ste­go, fabu­lar­ne­go, kre­ślą­ce­go pano­ra­my, po język, któ­ry był bar­dziej gęsty, wywo­dzą­cy się z tra­dy­cji flau­ber­tow­skiej, czy poetyc­ki. Fascy­no­wa­ło mnie to, że zda­nie w pro­zie musi być pre­cy­zyj­nie napi­sa­ne jak wer­sy w poezji i odnaj­dy­wać się w pew­nym ukła­dzie słów. Musi brać pod uwa­gę fabu­łę, któ­ra jest szkie­le­tem opo­wie­ści, i ten szkie­let świet­nie obu­do­wać, two­rzyć sen­sow­ny, dobrze skro­jo­ny kor­pus.

Czy­ta­niem poezji zają­łem się o wie­le póź­niej i przede wszyst­kim to była poezja połą­czo­na z muzy­ką. Stąd w moim poetyc­kim pisa­niu bar­dzo duży nacisk na brzmie­nie i muzycz­ność wier­sza, języ­ka i fra­zy. Muszę usły­szeć to, co piszę, i wyda­je mi się, że tak samo się dzie­je z opo­wia­da­nia­mi. Może to wyni­ka z krót­ko­ści zda­nia, bo piszę je, jak­bym ukła­dał dźwię­ki, pro­jek­tu­jąc więk­szy utwór niż wiersz. Te opo­wia­da­nia są roz­pię­te na pew­nej tra­jek­to­rii. Ukła­da­ją się w rodzaj wypra­wy, dla któ­rej mogli­by­śmy przy­jąć meta­fo­rę eska­pa­dy jak na Ala­skę, Sybe­rię, na Pusty­nię Kala­ha­ri lub do cał­kiem pobli­skich miejsc, gdzie docho­dzi do róż­nych dziw­nych spo­tkań i cza­sa­mi tra­fia się do zauł­ków, któ­re deli­kat­nie prze­no­szą nas w cza­sie, zbi­ja­ją z tro­pu. Łącząc te opo­wia­da­nia w tom, zda­łem sobie spra­wę, że one inter­fe­ru­ją, roz­ma­wia­ją ze sobą. Sca­la je pod­miot, któ­re­go nazwał­bym zdez­o­rien­to­wa­nym, to on sta­no­wi spój­ną kan­wę wszyst­kich dzie­wię­ciu tek­stów.

Tra­jek­to­ria tych opo­wia­dań wska­zu­je też na cykle życia. W utwo­rze „Szczę­ście po łokieć” się­gasz do wizji siel­skie­go dzie­ciń­stwa, poprze­ci­na­ne­go nie­po­ko­ja­mi ludzi doro­słych. Potem w kil­ku tek­stach przy­glą­dasz się wie­ko­wi męskie­mu, wie­ko­wi klę­ski, nazna­czo­ne­go wzlo­ta­mi i upad­ka­mi boha­te­rów. Następ­nie wcho­dzi­my w mrok zwią­za­ny z doj­rza­ło­ścią i sta­ro­ścią, pro­wa­dzą­cy nie­uchron­nie do odcho­dze­nia. Zamy­kasz jed­nak tom iro­nicz­ną drob­nost­ką, opo­wia­da­niem „Algo­rytm”, któ­re moż­na czy­tać jako nadzie­ję na odro­dze­nie. Kie­dy czy­ta­my mot­to roz­po­czy­na­ją­ce Miste­ria i zaczerp­nię­te z „Hym­nu do Deme­ter” Home­ra: „Kto zaś nie­świa­dom obrzę­dów i w nich udzia­łu nie bierze,/ Tego po śmier­ci odmien­ny los cze­ka w zatę­chłych pod­zie­miach”, wte­dy kon­struk­cja tomu nabie­ra jesz­cze inne­go cię­ża­ru. Odsy­ła do nie­uchron­no­ści prze­miesz­cza­nia się po kole życia, z wszyst­ki­mi ryzy­ka­mi w to wpi­sa­ny­mi, a jed­no­cze­śnie kusi poten­cja­łem zmia­ny.

Deme­ter mówi o miste­riach, któ­rych współ­cze­śnie już nie jeste­śmy w sta­nie prze­żyć. W tym sen­sie tytuł książ­ki ma wymiar post­se­ku­lar­ny. Jedy­ną moż­li­wo­ścią doświad­cze­nia miste­rium jest dziś oso­bi­ste zda­rze­nie i towa­rzy­szą­ca mu dia­lek­ty­ka, któ­ra powsta­je mię­dzy tym zda­rze­niem a sen­sem, jakie mu nada­je­my. Po dro­dze wie­le rze­czy może odpa­ro­wać i znik­nąć, ale zosta­je coś, co jest jedy­ną moż­li­wo­ścią otwie­ra­ją­cą w tobie jaką­kol­wiek prze­strzeń prze­mia­ny i pój­ścia o krok dalej. Nawet jeśli ozna­cza to zej­ście w mrok, to nadal będzie gra o two­je wła­sne życie. Nasze życie zosta­ło prze­ję­te przez poli­ty­kę, media elek­tro­nicz­ne, olbrzy­mią sieć róż­nych admi­ni­stra­cyj­nych prak­tyk, ale też przez to, co jest jego wir­tu­al­nym, krzy­wym lustrem. Zasta­na­wiam się, gdzie my jesz­cze może­my doświad­czyć wła­sne­go życia, prze­żyć je w spo­sób indy­wi­du­al­ny i zara­zem wspól­no­to­wy. Jedy­ną według mnie moż­li­wo­ścią jest doświad­cze­nie prze­mia­ny, któ­ra ma struk­tu­rę w jakimś sen­sie ini­cja­cyj­ną.

Mówisz o post­se­ku­lar­nym wymia­rze Miste­riów, ale chy­ba nie­przy­pad­ko­wo two­je opo­wia­da­nia uka­zu­ją się nie dalej jak po Wiel­ka­no­cy. Się­gasz wprost do kul­tu­ry antycz­nej, ale two­je utwo­ry są podob­nie głę­bo­ko zanu­rzo­ne w tra­dy­cji jude­ochrze­ści­jań­skiej, miste­rium wiel­ka­noc­nym, pas­chal­nym. Jed­no­cze­śnie poprzez tytuł książ­ki doko­nu­jesz iro­nicz­nej par­ty­zant­ki semio­tycz­nej, ukry­wasz w nim „miste­ra”, a może „miste­rów”, róż­ne typy z męsko­ści, któ­re wysta­wiasz na nasz czy­tel­ni­czy ogląd.

Mój mister to jest oso­ba nie­przy­go­to­wa­na do miste­riów, któ­re ją mogą spo­tkać i z tego rodzą się róż­ne­go rodza­ju pery­pe­tie. Ale w tym tomie jest też ukry­te miste­rium autor­skie, ponie­waż te dzie­więć opo­wia­dań pisa­nych fra­za­mi, jed­na­ko­woż krót­ki­mi, to prze­cho­dze­nie drob­nym kro­kiem przez pew­ną pro­za­tor­ską eku­me­nę po to, żeby się naro­dzić jako autor pro­zy i osią­gnąć inny rodzaj myśle­nia o języ­ku niż w poezji. To pró­ba wyj­ścia z otu­li­ny języ­ka, w któ­rej pra­co­wa­łem od lat.

Wra­ca­jąc do moich boha­te­rów, to róż­ne męskie awa­ta­ry, któ­re wplą­ty­wa­ne są w takie, a nie inne doświad­cze­nia, na ich poszu­ki­wa­nie sami się uda­ją lub zosta­ją w nie wrzu­ce­ni. Widzę potrze­bę ura­to­wa­nia cze­goś, co okre­śla­my od bar­dzo daw­na przy­go­dą – dobrą i złą, ale też w sen­sie figu­ry dają­cej nam radość obco­wa­nia z lite­ra­tu­rą choć­by gatun­ko­wą. Kry­zy­sy i suk­ce­sy są tak samo złud­ne – moż­na powie­dzieć, para­fra­zu­jąc pew­ne­go auto­ra na indek­sie w Waty­ka­nie, czy­li Anthony’ego de Mel­lo – a z tych dwóch kry­zy­sy są o wie­le bar­dziej płod­ne for­ma­cyj­ne. Moje opo­wia­da­nia są o kry­zy­sach, bo żeby mogło się ostać coś sil­ne­go, to musi zostać pod­da­ne pró­bie, a być może nawet znisz­cze­niu. Face­ci w Miste­riach są więź­nia­mi wła­snych pro­jek­cji, któ­re są roz­wa­la­ne przez coś, co oka­zu­je się nad­re­al­ne, przy­by­wa z głę­bi ich wła­sne­go umy­słu i jest rzu­to­wa­ne w prze­strzeń opo­wia­da­nia. Nad­re­al­ne isto­ty, z któ­ry­mi zde­rza­ją się face­ci, to czę­sto posta­cie, któ­re są ale­go­ria­mi tego, cze­go oni nie są w sta­nie zgłę­bić, ale mogą się tego uczyć, doświad­czać i mogą to chro­nić. Po to są wła­śnie przy­go­dy, żeby zro­zu­mieć, co trze­ba w życiu chro­nić, i wyda­je mi się, że to jest kie­run­kow­skaz, któ­ry mogę zaofe­ro­wać męskim czy­tel­ni­kom. Wyrusz we wła­sną przy­go­dę, wyłącz kom­pu­ter. Doga­daj się ze swo­im świa­tem, niech cię na chwi­lę wypu­ści. Po pro­stu prze­żyj przy­go­dę, bo nie prze­ży­jesz swo­je­go życia, a moż­na je lepiej prze­żyć ze wszyst­ki­mi kon­se­kwen­cja­mi, stra­ta­mi, osią­gnię­cia­mi, suk­ce­sa­mi i tak dalej. Wte­dy dopie­ro sta­niesz się cało­ścią, czy­li kon­glo­me­ra­tem obej­mu­ją­cy te wszyst­kie doświad­cze­nia.

Nigdy nie prze­ko­ny­wa­li mnie boha­te­ro­wie, któ­rzy doświad­cza­li nie­sa­mo­wi­tych trans­cen­dent­nych odlo­tów, by zostać czy­sty­mi świę­ty­mi, któ­rych nie doty­ka zło. Nie, jeśli nie doświad­czysz zła, nie czy­niąc go, to w pew­nym sen­sie nie doświad­czysz życia. Z kolei, jeśli popeł­nisz błąd, ale go nie prze­pra­cu­jesz z jasną stro­ną sie­bie, to nie powsta­nie ten kon­glo­me­rat doświad­czeń, dzię­ki któ­re­mu możesz zro­zu­mieć, że two­je życie nie było ani nie­biań­skie, ani prze­klę­te, ale sta­no­wi­ło coś, co jest – myśląc po nie­tz­sche­ań­sku – rodza­jem spraw­cze­go dzie­ła.

Chcia­ła­bym zatrzy­mać się przy poję­ciu kry­zy­su, któ­re­go przed chwi­lą uży­łeś. To sło­wo jest dziś odmie­nia­ne przez wszyst­kie przy­pad­ki. Dużo mówi się też o kry­zy­sie męsko­ści, ale ta dia­gno­za wyda­je się nie­wy­star­cza­ją­ca. Rów­no­le­gle z two­im zbio­rem czy­ta­łam esej Woj­cie­cha Śmiei Po męstwie, w któ­rym pisze o dłu­gim pro­ce­sie kon­so­li­da­cji arche­ty­pu pol­skiej męsko­ści. Jego źró­dła tkwi­ły w eto­sie szla­chec­kim i dąże­niu do wyru­go­wa­nia z mode­lu męstwa jakich­kol­wiek resz­tek kobie­co­ści. Śmie­ja idzie dalej, w stro­nę pro­ce­su roz­bi­ja­nia tego arche­ty­pu i swo­iste­go rewan­żu kobie­ce­go pier­wiast­ka w alter­na­tyw­nych wzor­cach męsko­ści. W Miste­riach też nie ma jed­no­znacz­nej męsko­ści. Są powi­do­ki tra­dy­cyj­ne­go powią­za­nia męskiej siły z wital­no­ścią i prze­mo­cą, ale jest też taka męskość, któ­ra otwie­ra się, chcąc nie chcąc, w stro­nę innych toż­sa­mo­ści. Śmie­ja nazy­wa podob­ny pro­ces roz­war­stwia­nia się męsko­ści koń­cem pew­nej fik­cji. A jaki ty los gotu­jesz swo­im boha­te­rom?

Znaj­du­je­my się w momen­cie, kie­dy moc­na męskość jest w spo­sób poli­tycz­ny i sztucz­ny przy­wra­ca­na. Moż­na pytać, dla­cze­go kobie­ty gło­su­ją na Ment­ze­na, prze­cież nie zgo­tu­je im dobre­go losu? Dla­cze­go Trump ma takie popar­cie? Czło­wiek o sile cwa­ne­go byka, któ­ry jest w sta­nie po pro­stu roz­wa­lić wszyst­kich prze­ciw­ni­ków, wciąż wzbu­dza potrze­bę ado­ra­cji. Ja tego nie kupu­ję i wyda­je mi się, że dzi­siaj mądra męskość jest tą, któ­ra poszu­ku­je har­mo­nii i rów­no­wa­gi. Wcho­dzi w dia­log, cza­sa­mi bar­dzo trud­ny, z rewo­lu­cyj­nym kobie­cym wyzwo­le­niem, któ­re się roz­pi­na od femi­ni­zmu widzą­ce­go, jaki wpływ poraż­ka męż­czyzn na nie­go wywie­ra, aż po rady­kal­ne femi­ni­stycz­ne skrzy­dło, któ­re naj­chęt­niej dopro­wa­dzi­ło­by do prze­su­nię­cia męsko­ści na poziom abso­lut­nie pod­le­gły. Nie kupu­ję też tej rady­kal­nej wizji, ponie­waż wyda­je mi się, że z jed­nej stro­ny męż­czyź­ni są w pew­nym sen­sie prze­dłu­że­niem kobie­ce­go inte­lek­tu, ale z dru­giej muszą być stro­ną rela­cji, któ­ra chce chro­nić życie.

To może się odby­wać tyl­ko w har­mo­nii, pogłę­bio­nym dia­lo­gu i zro­zu­mie­niu oraz w aktach samo­świa­do­mo­ści. Kobie­ty są sil­ne i nie jeste­śmy tu po to, żeby z nimi wal­czyć, ale żeby zawią­zać z nimi napraw­dę mądre part­ner­stwo, ponie­waż i my, i one są tutaj po to, żeby chro­nić życie. To zawią­zy­wa­nie part­ner­stwa nie prze­bie­ga w spo­sób bez­kon­flik­to­wy, bez wybu­chów ener­gii i zde­rzeń, ale wyda­je mi się, że kobie­ty bar­dziej sza­nu­ją face­tów, któ­rzy potra­fią im się w nie­któ­rych kwe­stiach mądrze sprze­ci­wić, poka­zać inną per­spek­ty­wę.

Wśród boha­te­rów Miste­riów znaj­dzie­my cie­ka­we przy­pad­ki. Jest zoo­log Marek Szwarc, któ­ry zapusz­cza się, tro­piąc wil­ki, głę­bo­ko w las i doświad­cza głę­bo­kiej, jak ten las, prze­mia­ny. Są pol­scy India­nie i ste­reo­ty­po­wy szwa­gier Janusz, któ­rzy prze­ży­wa­ją przy­go­dę zwią­za­ną z testo­wa­niem sub­stan­cji zmie­nia­ją­cych świa­do­mość. Jest nie­po­ko­ją­ca postać Jana Fuda­ły, któ­ry uosa­bia nega­tyw­ny wzór męsko­ści. To alko­ho­lik i prze­mo­co­wiec – na tym poprze­stań­my, żeby nie zdra­dzać jego histo­rii. Jest też Andrzej Stry­charz, wypa­lo­ny dzien­ni­karz pisma samo­rzą­do­we­go, „Śro­dek Pol­ski”. Two­rze­nie któ­re­go z tych boha­te­rów było dla cie­bie naj­moc­niej kształ­tu­ją­ce jako auto­ra pro­zy?

Ci boha­te­ro­wie wyni­ka­ją z moje­go doświad­cze­nia tere­now­ca bada­cza. Teraz ty jesteś w tej pozy­cji wobec mnie, z dyk­ta­fo­nem w ręku, ale wcze­śniej ja bywa­łem w takiej pozy­cji. Uwiel­bia­łem robo­tę etno­gra­fa, antro­po­lo­ga, jeż­dże­nie w świa­ty małe i więk­sze i bada­nie ludz­kich wyobra­żeń. Wszyst­kie posta­cie z moich opo­wia­dań zde­rza­ją się z wła­sny­mi wyobra­że­nia­mi. Szwarc mówi: kocham wil­ki, jadę w Biesz­cza­dy i będę je badał. I nagle się oka­zu­je, że ta „natu­ra”, z któ­rą chce bli­sko i pięk­nie obco­wać, spra­wia, że zosta­je kom­plet­nie wydy­ma­ny. Tak samo jest ze Stry­cha­rzem. Jedzie w teren, żeby zro­bić z nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­nych obiek­tów lata­ją­cych pro­dukt regio­nal­ny i też zosta­je wydy­ma­ny. Nawet boha­ter wypra­wy ze szwa­grem, żeby prze­żyć cere­mo­nię ayahu­asca, zosta­je przez to doświad­cze­nie w pew­nym sen­sie wydy­ma­ny.

Ten tom odsy­ła rów­nież do oso­bi­stej pra­cy nade mną samym jako pro­za­ikiem. To takie czysz­cze­nie pola, star­cie pew­nych pion­ków z sza­chow­ni­cy, żeby otrzy­mać pustą prze­strzeń i zoba­czyć, kto może się zja­wić. Nadal sam wyklu­wam się jak z jaj­ka z róż­nych teo­rii antro­po­lo­gicz­nych, femi­ni­stycz­nych i prze­ży­wam rela­cje z kobie­ta­mi, w któ­rych bar­dzo czę­sto nie daję sobie rady i pono­szę poraż­ki. Koń­czę 50 lat i wiem, że nie ma sen­su iść na woj­nę i dać się zabić. Żeby ura­to­wać życie na tej pla­ne­cie, musisz nauczyć się obco­wać z tym, co cię abso­lut­nie prze­kra­cza – świa­tem wie­lu innych nie­ludz­kich ist­nień. Nie jest to już Jezus Chry­stus, bogo­wie olim­pij­scy czy jaka­kol­wiek trans­cen­den­cja. Naj­więk­szą tajem­ni­cą pozo­sta­je wszel­kie życie i czło­wiek naprze­ciw­ko cie­bie, któ­ry potra­fi je dawać i chro­nić. Ono się ze mnie nie rodzi, ale z kobie­ty, któ­rą tak jak mnie defi­niu­je coś szer­sze­go – czło­wie­czeń­stwo – i to jest fascy­nu­ją­ce dla mnie jako face­ta.

To ja się z kolei tro­chę przy­cze­pię do posta­ci kobie­cych w Miste­riach. One kon­tro­lu­ją męż­czyzn, są mocą spraw­czą, któ­ra napę­dza ciąg wyda­rzeń. Z jed­nej stro­ny doko­nu­jesz zna­czą­ce­go uważ­nie­nia posta­ci kobie­cych, ale z dru­giej mam wra­że­nie, że psy­cho­lo­gicz­nie ich kon­struk­cja nie jest szcze­gól­nie pogłę­bio­na. Sta­ją naprze­ciw­ko boha­te­ra jako demiurż­ki, któ­re ini­cju­ją męską przy­go­dę. Czy­tel­nicz­ki i czy­tel­ni­cy nie dosta­ją syme­trycz­ne­go wglą­du w ich doświad­cze­nia i prze­ży­cia. Są potrak­to­wa­ne jako pre­tekst do uru­cho­mie­nia męskie­go boha­te­ra. Czy nie kusi­ło ci, żeby spró­bo­wać zagłę­bić się w dusze boha­te­rek?

Wte­dy otwo­rzył­bym drzwi w tych opo­wia­da­niach, za któ­ry­mi było­by wyj­ście z przy­go­dy. Zre­zy­gno­wał­bym z tego, co te posta­cie kobie­ce two­rzy, czy­li z męskich lęków, stra­chów, bojaź­ni, nie­wie­dzy i nie­umie­jęt­ność dia­lo­go­wa­nia. A cho­dzi­ło mi o pier­wot­ny kom­pleks, z któ­rym moi boha­te­ro­wie muszą się zetknąć, żeby pójść dalej. Za tym kom­plek­sem kry­je się ta tro­chę kastru­ją­ca mat­czy­ność, ale jed­no­cze­śnie coś, co jest o wie­le więk­sze, potwor­niej­sze, bogat­sze i wspa­nial­sze. Coś, to sca­la wspo­mnia­ny prze­ze mnie cało­ścio­wy kon­glo­me­rat życia.

W Rdzy, moim debiu­tanc­kim tomie, znaj­du­je się wiersz „mne­mo­sy­ne”, któ­ry pro­jek­tu­je ten pro­ces. Kie­dy go prze­czy­ta­łem parę tygo­dni temu, zda­łem sobie spra­wę, że od lat kon­se­kwent­nie reali­zu­ję pewien pro­ces twór­czy, któ­ry jest sko­re­lo­wa­ny z moim oso­bi­stym życiem. Opo­wia­da­nia są pierw­szym kro­kiem, żeby przejść w prze­strzeń, w któ­rej da się wresz­cie opo­wie­dzieć o tej dru­giej stro­nie. Jed­nak nie mam jesz­cze narzę­dzi, żeby uczy­nić ten krok. Chciał­bym w pisa­niu wyjść poza Tokar­czu­ko­wy panop­ty­kon, któ­ry pole­ga na kon­tro­lo­wa­niu opo­wie­ści z koli­stej i wynie­sio­nej per­spek­ty­wy nar­ra­tor­ki. Chciał­bym uwol­nić swo­ją boha­ter­kę. Nie wiem jesz­cze, jak to zro­bić w jedy­ny w swo­im rodza­ju spo­sób, bo wyda­je mi się, że może uwol­nił­bym wte­dy tak­że w sobie, jako czło­wie­ku piszą­cym, zupeł­nie inne rezer­wu­ary doświad­cze­nia i być może głę­biej bym jakieś pro­ce­sy zro­zu­miał. To jest mój też zakład z pro­ce­sem twór­czym, że te opo­wia­da­nia są nie­du­żym, ale waż­nym kro­kiem w tę stro­nę. Pra­cu­ję teraz nad powie­ścią bar­dzo powią­za­ną z real­nym świa­tem (choć znaj­dzie się tam też „sza­fa”, któ­ra będzie przej­ściem do cał­kiem innych doświad­czeń, fan­ta­zma­tycz­nych i nie­re­al­nych) i w grun­cie rze­czy będzie to opo­wieść kobie­ty.

Zasko­czy­ła mnie ta nakre­ślo­na przez cie­bie opo­zy­cja mię­dzy prze­strze­nią dla boha­ter­ki a moż­li­wo­ścią przy­go­dy.

Spo­tka­nie z boha­ter­ką to jest jesz­cze krok w przy­go­dzie, zwią­za­ny z wikła­niem się w ste­reo­ty­py kul­tu­ro­we, w dzie­dzic­two kul­tu­ry jude­ochrze­ści­jań­skiej, z któ­rą się baru­je­my i chcie­li­by­śmy albo ją osta­tecz­nie prze­kro­czyć, albo zna­leźć nowe zupeł­nie drzwi, otwie­ra­ją­ce na jakąś eku­me­nę i źró­dło meta­fi­zy­ki. W tych opo­wia­da­niach jest pewien kon­ser­wa­tyzm i nie chcę go uni­kać. Jeśli mam uczy­nić z męski­mi czy­tel­ni­ka­mi ten krok w coś poważ­niej­sze­go, o wie­le głęb­sze­go i mądrzej­sze­go, to naj­pierw muszą przejść przez to uwi­kła­nie. Pew­nie jest w tym ana­lo­gia do kozet­ki – musisz naj­pierw speł­nić pew­ne warun­ki, żeby tera­pia mogła pójść dalej.

Mówisz o prze­pra­co­wy­wa­niu toż­sa­mo­ści i zda­rzeń, o szu­ka­niu har­mo­nii. Uży­wasz fraz cha­rak­te­ry­stycz­nych dla dys­kur­sów tera­peu­tycz­nych. To mnie odsy­ła do spo­strze­żeń Prze­my­sła­wa Cza­pliń­skie­go, któ­ry w wyda­nych nie­daw­no Roz­bież­nych eman­cy­pa­cjach. Prze­wod­ni­ku po pro­zie 1976–2020 wysu­wa tezę o stop­nio­wym przej­ściu w pol­skiej lite­ra­tu­rze od wie­lo­ra­kich nar­ra­cji eman­cy­pa­cyj­nych w kie­run­ku nar­ra­cji tera­peu­tycz­nych. Wska­zu­je też na cenę tego przej­ścia, a więc zarzu­ce­nie rady­kal­nej isto­ty eman­cy­pa­cji na rzecz tak­tyk szu­ka­nia spo­ko­ju, nor­ma­li­za­cji, har­mo­nii, czy­li spa­cy­fi­ko­wa­nia gestów eman­cy­pa­cyj­nych, któ­re mogą być nie­uda­ne czy chy­bio­ne, ale nio­są poten­cjał zmia­ny. Nato­miast nar­ra­cje tera­peu­tycz­ne łago­dzą poczu­cie nie­speł­nie­nia i poraż­ki nie tyl­ko po to, żeby pod­miot pogo­dzić ze sobą, ale odzy­skać dla spo­łe­czeń­stwa. A ty, w któ­rej jesteś dru­ży­nie – eman­cy­pa­cji czy tera­pii?

Oczy­wi­ście, bar­dzo cią­gnie mnie rady­kal­na stro­na, zwłasz­cza że pogo­dze­nie się ze sobą nie jest w peł­ni wyko­nal­ne, a odzy­ska­nie upodmio­to­wio­nej pozy­cji w spo­łe­czeń­stwie bywa zale­d­wie kon­struk­cją. Rady­ka­li­za­cja jest moż­li­wa wyłącz­nie pod jed­nym warun­kiem: że jest się uwol­nio­nym w pew­nym sen­sie od życia spo­łecz­ne­go, rodzin­ne­go i moż­na pod­jąć ryzy­ko wykro­cze­nia poza narzu­co­ny porzą­dek – ryzy­ko trans­gre­sji. Takie dzia­ła­nie było­by bar­dzo pożą­da­ne, ale nie­sie ze sobą nie­bez­pie­czeń­stwo. Prze­cież ozna­cza też groź­bę osu­nię­cia się w ego­tyzm, zane­go­wa­nie całej sie­ci powią­zań z naj­bliż­szy­mi, w któ­rej tkwisz. Szu­ka­jąc har­mo­nij­ne­go wyj­ścia, wybie­rasz dro­gę drob­nych kro­ków. Baru­jąc się codzien­nie z życiem, rezy­gnu­jesz z dro­gi rewo­lu­cjo­ni­sty, bo wiesz, jakie ofia­ry przy­no­szą indy­wi­du­al­ne czy spo­łecz­ne rewo­lu­cje, kie­dy cho­dzi sobie luź­no gilo­ty­na. Wyda­je mi się, że ta rezy­gna­cja, to jest signum doj­rza­ło­ści.

W swo­im życiu czy­ni­łem rady­kal­ne gesty i pła­ci­łem za to podwój­ną albo nawet potrój­ną cenę. Cza­sa­mi prze­ży­wa­łem cał­ko­wi­tą samot­ność, będąc bez krzty­ny wspar­cia ze stron, z któ­rych powi­nie­nem się tego wspar­cia spo­dzie­wać. Posia­da­nie w takiej sytu­acji przy­ja­cie­la jest czymś zba­wien­nym, to mnie spo­tka­ło i za to dzię­ku­ję loso­wi. Pamię­tam jed­nak momen­ty doko­ny­wa­nia rady­kal­nych kro­ków, zosta­wa­nia na pustym polu i zda­wa­nia sobie spra­wy post fac­tum, jakie pod­ją­łem ryzy­ko w sto­sun­ku do wszyst­kie­go, z czym jestem połą­czo­ny. Dla­te­go przyj­mu­ję posta­wę lek­kie­go dystan­su wobec tego, co ma być gwał­tow­nym prze­ło­mem, eks­kur­sem, wyj­ściem w zupeł­nie inną prze­strzeń i wygry­wa­niem pola, aby poka­zać innym, że wszyst­ko może być kom­plet­nie ina­czej zde­fi­nio­wa­ne.

Chy­ba nie lubisz poję­cia zwro­tu…

Lubię, ale żeby doko­nać zwro­tu, trze­ba mieć dobry ster i żagiel, być przy­go­to­wa­nym na to, że pogo­da może spra­wić, iż zwrot nastą­pi też bez two­je­go udzia­łu. Zwrot na pew­no doko­nu­je się dzi­siaj w obsza­rze mediów i tech­no­lo­gii, ale szko­da, że jed­no­cze­śnie z dys­kur­su kom­plet­nie znik­nę­ło poję­cie mądro­ści. Mówi­my o zaso­bach wie­dzy, inte­lek­cie, ale gdzie podzia­ła się mądrość? To bar­dzo sta­re, spraw­dzo­ne sło­wo, moc­no zespo­jo­ne z tym, co jest życio­daj­ne. Jako kul­tu­ra Zacho­du utkwi­li­śmy osta­tecz­nie w para­dyg­ma­cie, że to byt okre­śla świa­do­mość – wię­cej, jego ener­ge­tycz­na wymien­na postać – pie­niądz. I myślę, że tyl­ko apo­ka­lip­sa lub pano­wa­nie sztucz­nej inte­li­gen­cji jest w sta­nie uzmy­sło­wić nam jego bez­u­ży­tecz­ność jako osta­tecz­nej war­to­ści. Spró­buj­my sobie wyobra­zić Ame­ry­kę bez dola­ra. Cho­ciaż, oczy­wi­ście, wie­le się zmie­nia, chy­ba nie spo­dzie­wa­li­śmy się tak zło­wro­giej zmia­ny poli­tycz­nej w Sta­nach Zjed­no­czo­nych.

No wła­śnie. Roz­ma­wia­my o lite­ra­tu­rze, a w naszej roz­mo­wie zdą­ży­ło już paść nazwi­sko Donal­da Trum­pa i Sła­wo­mi­ra Ment­ze­na. Może­my jesz­cze Elo­na Muska dorzu­cić. 

Zobacz, powró­ci­li face­ci z ato­mo­wym tur­bo­do­ła­do­wa­niem i z bar­dzo sta­ry­mi mózga­mi.

Inte­lek­tu­ali­ści już ich skre­śli­li, a tu pro­szę. Two­je opo­wia­da­nia pocho­dzą z róż­nych lat, ale uka­zu­ją się zebra­ne w 2025 roku i będą funk­cjo­no­wać w okre­ślo­nym kon­tek­ście spo­łecz­no-poli­tycz­nym, w epo­ce fur­czą­ce­go testo­ste­ro­nu. Co two­im zda­niem wyni­ka z tego kon­tek­stu dla lite­ra­tu­ry i pisa­rzy? Zawsze byłeś auto­rem, któ­ry nie poprze­sta­wał na rozu­mie­niu lite­ra­tu­ry jako dzia­ła­nia stric­te este­tycz­ne­go. Łączy­łeś ją z zaan­ga­żo­wa­niem, dają­cym moż­li­wość skut­ków spo­łecz­nych. Roz­sze­rza­łeś rozu­mie­nie dzia­ła­nia lite­rac­kie­go na róż­ne for­my zabie­ra­nia gło­su, pro­te­stu, dzia­ła­nia kar­na­wa­ło­we­go. Jak widzisz teraz warun­ki moż­li­wo­ści takich dzia­łań?

Wyda­je mi się, że lite­ra­tu­ra przez swo­je źró­dła jest znacz­nie bli­żej życia niż poli­ty­ka. Cokol­wiek byśmy myśle­li o wspo­mnia­nych przy­wód­cach, to w zmien­nym świe­cie są tyl­ko widocz­ny­mi szczy­ta­mi pew­nych gór lodo­wych, któ­re prze­pły­ną, tak jak prze­mi­ną mody. Pole życia, w któ­rym się to wszyst­ko roz­gry­wa, jest o wie­le mądrzej­sze od tych posta­ci i będzie się sta­ra­ło wytwo­rzyć prze­ciw­wa­gę. To już się dzie­je. Widzi­my na przy­kład, jak ludzie trak­tu­ją mar­kę Tesli, jak puka­ją się w czo­ło – od spor­tow­ców, przez ludzi kul­tu­ry po wszyst­kich innych. Jeśli cho­dzi o lite­ra­tu­rę, to prze­pra­co­wa­li­śmy dzię­ki niej wie­le potwor­no­ści tego świa­ta i rozu­mie­my, skąd się bio­rą posta­cie, któ­re nam to fun­du­ją. Nie­bez­pie­czeń­stwo tkwi jed­nak w tym, że nasze życie zosta­ło prze­chwy­co­ne przez tech­no­lo­gię, któ­rą zarzą­dza gang.

Jako pisa­rze może­my się bać sztucz­nej inte­li­gen­cji, ale nie potra­fi ona jesz­cze zapi­sać nasze­go doświad­cze­nia w jedy­nie moż­li­wy dla nie­go spo­sób, czy­li ory­gi­nal­ny. Jak to się sta­nie, to będzie­my mogli zacząć roz­pa­czać. Jed­nak uwa­żam, tro­chę po ame­ry­kań­sku i prag­ma­tycz­nie, że trze­ba pole­gać na sobie, żeby sie­bie doświad­czyć i zde­rzać się z tym świa­tem na róż­nych pozio­mach oraz szu­kać tego, co zosta­ło z nie­go odpa­ro­wa­ne, czy­li mądro­ści. Lite­ra­tu­ra jest jed­nym z jej ostat­nich bastio­nów. Język ze swo­ją per­for­ma­tyw­ną stro­ną pozwa­la two­rzyć two­ją opo­wieść, nie­wy­ge­ne­ro­wa­ną, ale wydo­by­tą z two­ich doświad­czeń. Na tym pole­ga moż­li­wa w lite­ra­tu­rze siła meta­mor­fo­zy i jej zdol­ność do sta­no­wie­nia opo­ru. Jeśli pod nią pod­szy­je się sztucz­na inte­li­gen­cja i zapa­nu­je nad naszym zaso­bem inte­li­gen­cji emo­cjo­nal­nej, to prze­sta­nie­my być potrzeb­ni jako ludzie. To jest nie­bez­pie­czeń­stwo, któ­re doty­czy m.in. mojej cór­ki i moje­go syna. Dopó­ki możesz zabrać dziec­ko do lasu nad stru­mień, w miej­sce, w któ­rym obcu­je ono z tym, co prze­trwa­ło w spo­sób fizycz­ny, real­ny i jest czę­ścią świa­ta życia, to umoż­li­wiasz mu praw­dzi­we doświad­cze­nie.

Dla­te­go moje opo­wia­da­nia są kon­ser­wa­tyw­ne, jeśli cho­dzi o real­ne doświad­cza­nie prze­strze­ni, któ­rą wypeł­nia­ją tak­że nie­ludz­kie ist­nie­nia, a jed­no­cze­śnie są kamy­ka­mi rzu­co­ny­mi na sza­niec.

Chcia­ła­bym cię zapy­tać o stu­den­tów, zwłasz­cza że jed­no z opo­wia­dań w tomie Miste­ria, czy­li „Szy­by i lustra”, gdzie stwa­rzasz losy boha­te­rów obra­zu Edwar­da Hop­pe­ra „Noc­ne mar­ki”, powsta­wa­ło w ramach zajęć z Mar­kiem Bień­czy­kiem w Stu­dium Lite­rac­ko-Arty­stycz­nym w Uni­wer­sy­te­cie Jagiel­loń­skim. Dziś sam jesteś wykła­dow­cą na kie­run­ku Twór­cze pisa­nie w Uni­wer­sy­te­cie Łódz­kim i sty­kasz się z dwa razy młod­szy­mi od sie­bie ludź­mi, któ­rzy chcą pisać. Jaka to jest dla cie­bie przy­go­da?

Stu­den­ci, któ­rzy żywo dys­ku­tu­ją na zaję­ciach o tech­ni­kach kontr­kul­tu­ro­wej for­ma­cji wal­ki z wła­dzą opre­syj­ną, są faj­ni i rozu­mie­ją spo­ro z tego świa­ta, ale ci sami stu­den­ci, kie­dy zabie­rzesz ich do lasu, sta­ją się jesz­cze cie­kaw­szy­mi ludź­mi przez to, jak wędru­ją, roz­ma­wia­ją, doświad­cza­ją prze­strze­ni, widzą sar­ny, łanie, danie­le – to całe boga­te życia w lesie. Moż­li­wość bycia tych ludzi tam razem two­rzy z nich pew­ną wspól­no­tę, przy­naj­mniej na jeden dzień. Bar­dzo mi tego na uni­wer­sy­te­cie bra­ku­je, został pozba­wio­ny wspól­no­to­wo­ści i zamie­nio­ny w kor­po­ra­cję, gdzie pro­du­ku­je się wie­dzę i daje stu­den­tom narzę­dzia jak w fabry­ce, nie ofe­ru­jąc im sze­rzej roz­ma­itych form wspól­no­to­we­go funk­cjo­no­wa­nia. To jest też uwa­run­ko­wa­ne od stro­ny stu­den­tów tym, że wolą uczest­ni­czyć w elek­tro­nicz­nych wen­ty­lach bez­pie­czeń­stwa i zwy­czaj­nie pra­cu­ją na swo­ją nie­za­leż­ność finan­so­wą. Pozba­wia­my uni­wer­sy­tet cze­goś, co jest jego isto­tą – poszu­ki­wa­nia praw­dy, zdol­no­ści do rebe­lii i sprze­ci­wu, ostre­go widze­nia wie­lu rze­czy i nie­zga­dza­nia się na ciem­ne prak­ty­ki wła­dzy. Pamię­tam ze stu­denc­kich cza­sów, że jak przy­jeż­dżał na uczel­nię jakiś inte­re­su­ją­cy czło­wiek, to wali­li­śmy wszy­scy na spo­tka­nie z nim, bo byli­śmy cie­ka­wi, chcie­li­śmy roz­ma­wiać. Cały rok był strasz­nie roz­dy­sku­to­wa­ny. Wypa­la­li­śmy set­ki papie­ro­sów na kory­ta­rzu, mię­dzy zaję­cia­mi, komen­to­wa­li­śmy to, co usły­sze­li­śmy, rywa­li­zo­wa­li­śmy na robie­nie wywia­dów. Dzi­siaj ludzie muszą na sie­bie zaro­bić, więc idą do pra­cy, wycho­dzą z zajęć wcze­śniej, bo się spie­szą, sie­dzą w tele­fo­nach, robią masę rze­czy. Ci, któ­rzy wciąż przy­cho­dzą poroz­ma­wiać o roz­ra­biac­kiej lite­ra­tu­rze, to są te jed­nost­ki, któ­re świa­do­mie poszły na stu­dia po to, żeby je prze­żyć jako doświad­cze­nie zmie­nia­ją­ce i for­mu­ją­ce. Resz­ta to tra­ci.

Tym, co mnie po moich miej­skich doświad­cze­niach sprze­ci­wu napeł­ni­ło naj­więk­szą gory­czą i nie­chę­cią, jest to, że ludzie nie rozu­mie­ją, jaką mają wła­dzę w rękach, więc nie są w sta­nie z niej sko­rzy­stać. Rezy­gnu­ją, boją się, nie chcą się zaan­ga­żo­wać i wolą stać z boku. Chciał­bym, żeby uni­wer­sy­tet był prze­strze­nią oby­wa­tel­ską, ale to jest mało moż­li­we z uwa­gi na sys­tem admi­ni­stro­wa­nia i swo­istą hie­rar­chicz­ność. Nie zde­cy­do­wa­łem się apli­ko­wać na żad­ne sta­no­wi­ska na uni­wer­sy­te­cie, bo odczu­wam jed­nak róż­ne oba­wy popad­nię­cia choć­by w tryb zasu­wa­nia po punk­ty. Moja nie­za­leż­ność być może nad­mier­nie się o mnie trosz­czy, z tego powo­du bie­du­ję, ale dzię­ki temu nie jestem nie­wol­ni­kiem jakie­kol­wiek sys­te­mu, któ­ry lasu­je umysł i wsz­cze­pia go w swo­ją maszy­ne­rię. Nie chcę, żeby ten sys­tem odha­czał mnie jako kogoś, kto ma za mało opu­bli­ko­wa­nych tek­stów i zali­czo­nych kon­fe­ren­cji. Tego, ile umy­słów uda­ło się otwo­rzyć na per­spek­ty­wy mądre­go wzro­stu, i tak nikt nie zmie­rzy, bo takie­go narzę­dzia ewa­lu­acji nie stwo­rzo­no. A w moim prze­ko­na­niu było­by ono naj­bar­dziej wymier­ne.

Wie­my już, że głę­bo­kie wglą­dy rzad­ko zda­rza­ją się na uni­wer­sy­te­tach, bo ile byśmy mogli zna­leźć takich posta­ci, jak Tade­usz Sła­wek czy Piotr Paziń­ski? Wyda­je mi się, że w przy­pad­ku face­tów jedy­nym momen­tem, gdzie spo­ty­ka­my się z głęb­szym wglą­dem w życie, jest przy­go­da poj­mo­wa­na jako pro­ces prze­mia­ny, ale ona nie sta­no­wi celu same­go w sobie, tyl­ko rodzaj tram­po­li­ny do cze­goś nowe­go.

Jeśli przy­go­da ma być tram­po­li­ną do cze­goś nowe­go, nie mogę cię nie zapy­tać o to, nad czym nowym teraz pra­cu­jesz.

Skoń­czy­łem pierw­szą fazę two­rze­nia poema­tu pro­zą, któ­ry jest odda­niem gło­su temu, co nastę­pu­je po przy­go­dzie. Następ­nym eta­pem będzie stwo­rze­nie mate­rial­ne­go nośni­ka całe­go utwo­ru, a pre­cy­zyj­nie mówiąc, jego wyra­zu i spo­so­bu ist­nie­nia. Prze­kra­czam gra­ni­ce tek­stu w stro­nę książ­ki arty­stycz­nej czy wręcz insta­la­cji arty­stycz­nej, gdzie obok tek­stu rów­nie waż­na jest for­ma jego ist­nie­nia.

Piszę też powieść, któ­ra będzie eko­kry­tycz­na, kry­tycz­no-kul­tu­ro­wa, bar­dzo zanu­rzo­na w lokal­nych, doty­kal­nych i spraw­dzal­nych kon­tek­stach. Razem z nią będzie moż­na jeź­dzić po pew­nym tere­nie, oglą­dać opi­sa­ne rze­czy, doświad­czać ich przez tę powieść. Będzie w niej też dużo śmie­chu, kome­dii i, mam nadzie­ję, mądrej roz­ryw­ki, a wytwa­rzać ten komizm i z pre­me­dy­ta­cją go ser­wo­wać wszel­kie­mu topor­ne­mu ist­nie­niu będzie pier­wia­stek kobie­cy. Taka kome­dia detek­ty­wi­stycz­na…

Czy­li otwie­rasz zupeł­nie nowe dla sie­bie drzwi.

Te dio­ni­zyj­sko-her­me­so­we drzwicz­ki to kie­ru­nek dość dow­cip­ny, trans­gre­syj­ny, może tro­chę kar­na­wa­ło­wy, pusz­cza­ją­cy oko, roz­ra­bia­ją­cy, nie dają­cy się opa­no­wać, hasa­ją­cy, gdzie chce. Po pro­stu pełen życia jak bagno, w któ­re trze­ba zapaść się, żeby je zro­zu­mieć, i z któ­re­go wycho­dzi się kom­plet­nie brud­nym i uty­tła­nym, ale jed­nak roz­pła­ka­nym do śmie­chu. I co tu zdra­dzać wię­cej?

O autorach i autorkach

Magdalena  Nowicka-Franczak

Socjolożka kultury, badaczka dyskursu publicznego, krytyczka literacka. Pracuje w Uniwersytecie Łódzkim. Przewodniczy Sekcji Badań Komunikacji Społecznej w Polskim Towarzystwie Socjologicznym. Jest autorką monografii Niechciana debata. Spór o książki Jana Tomasza Grossa, obecnie pracuje nad książką o władzy symbolicznej w polskim dyskursie publicznym. Współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Czasami publikuje w „Piśmie. Magazynie Opinii” i „Dwutygodniku”.

Przemysław Owczarek

Urodzony w 1975 roku. Poeta, prozaik, z zawodu antropolog kultury, doktor nauk humanistycznych, redaktor, animator, muzealnik, wykładowca twórczego pisania. Autor ośmiu książek poetyckich. Laureat Nagrody im. Jacka Bierezina za debiut książkowy. Za poemat Cyklist (2009) nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia i uhonorowany nagrodą Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Jego wiersze tłumaczono na język angielski, niemiecki, bośniacki i bułgarski. Misteria to jego prozatorski debiut.

Powiązania