debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Małe święto

Wojciech Bonowicz

Głos Wojciecha Bonowicza w debacie "Mieliśmy swoich poetów".

strona debaty

Mieliśmy swoich poetów

Pokolenie „bruLionu” pojawiło się w momencie najlepszym z możliwych: wszystkie okoliczności sprzyjały temu, żeby zadebiutowało z hukiem. Jeszcze się poezją interesowano, jeszcze mowiono o niej w telewizji, pisano w codziennych gazetach, jeszcze były literackie tygodniki i dwutygodniki. „BruLionowcy” wykorzystali tę szansę – ale tylko dlatego, że byli naprawdę utalentowani, to znaczy napisali dostatecznie dużo dobrych wierszy.

Najważniejszą cechą debiutów z lat 1990-1995 była ich wielobarwność. Etykiety „o’haryzm”, „klasycyzm” troszkę tę wielobarwność przesłoniły. Ale takie prawo etykiet. Wzięły się one zresztą z wewnętrznych polemik. Było, minęło. Żaden wiersz nie stanie się lepszy przez to, że będzie postrzegany jako „barbarzyński” lub „klasycyzujący”. Termin „o’haryzm” był o tyle użyteczniejszy, że przynajmniej wskazywał, iż nawet ci „bruLionowcy”, których uważano za buntowników, nie wzięli się znikąd; że wchodzili przez drzwi, które ktoś inny uchylił. Nie byli spoza tradycji, mieli po prostu inną tradycję.

Sytuacja dzisiejszych debiutantów jest nieporównywalna z tamtą; dziś mediów głównego nurtu poezja nic już prawie nie obchodzi. Można planować rozmaite mordy założycielskie, prowokować, wymyślać antynagrody – oddźwięk jest mizerny. Normalność to obojętność – czyżbyśmy tego nie wiedzieli? Przypominam sobie siebie z połowy lat 90. Publikuję w „Nowym Nurcie”, z czasem wchodzę nawet do zespołu. Każdy numer tego pisma, zgrzebnie przecież wydawanego, ale dostępnego w kioskach, był małym świętem. A jednocześnie było jakoś oczywiste, że to święto nie potrwa długo. Że poezja, choćby nie wiem jak intrygująca, zacznie powoli znikać z publicznego widoku.

Nic w tym dziwnego i tekst mój nie jest lamentem. Jeżeli ktoś myśli o swoim życiu w kategoriach spektakularnego sukcesu, nie powinien zajmować się literaturą. Lub przynajmniej oprócz literatury powinien zajmować się czymś innym.

„BruLionowcy” i ich rówieśnicy z hukiem wkroczyli na scenę i już tam zostali, nawet jeśli dziś pada na tę scenę niewiele światła. Sprawdzianem każdego literackiego pokolenia są kolejne książki. Spójrzmy tylko na miniony rok. Autorom z szeroko rozumianego pokolenia „bruLionu” zawdzięczamy co najmniej kilka znakomitych tomów: Do szpiku kości Krzysztofa Jaworskiego, Jeden Marcina Świetlickiego, Porumb Miłosza Biedrzyckiego, Rozmowy z głuchym psem Darka Foksa, Wanna Hansenów Grzegorza Wróblewskiego. Do tego dodajmy jeszcze przekład cyklu wierszy Audena (W podziękowaniu za siedlisko) dokonany przez Dariusza Sośnickiego i Zebrane Marcina Barana. Mało?

O AUTORZE

Wojciech Bonowicz

Urodzony 10 stycznia 1967 roku w Oświęcimiu. Poeta, publicysta, dziennikarz. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Otrzymał wyróżnienie w Konkursie na Brulion Poetycki (1989), nagrodę główną w konkursach poetyckich "Nowego Nurtu" (1995) oraz im. K.K. Baczyńskiego (1995). Laureat Nagrody Literackiej Gdynia za tom Pełne morze (2007). Do Nagrody Literackiej Nike nominowano biografię Tischner (2001) oraz Pełne morze (2007). Tom Echa (2013) nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym" (jako felietonista) i miesięcznikiem "Znak". Mieszka w Krakowie.