recenzje / ESEJE

Dane są punkty A, B, C

Rafał Wawrzyńczyk

Recenzja Rafała Wawrzyńczyka, towarzysząca premierze książki Utrata Adama Kaczanowskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 22 lutego 2021 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Pamię­ta­my jesz­cze rzut pro­sto­kąt­ny ze szko­ły? Jeśli nie, defi­ni­cja pomo­że nie­wie­le, wystar­czy jed­nak zoba­czyć przy­kład, żeby przy­po­mnieć sobie, o co cho­dzi: na jed­nym rysun­ku bry­ła jest przed­sta­wia­na „z trzech stron”, na przy­kład z przo­du, z góry i z boku; tak jest w tzw. rzu­cie Monge’a. Utra­ta, nowa powieść Kacza­now­skie­go, ma w sobie coś z ele­ganc­kie­go dowo­du mate­ma­tycz­ne­go, ale przede wszyst­kim koja­rzy się z takim wła­śnie rzu­tem: zamiast ostro­słu­pa czy gra­nia­sto­słu­pa z chy­trym wycię­ciem rzu­tu­je się w niej „bry­łę rodzin­ną”, któ­rą oglą­da­my w płasz­czy­znach ojca, mat­ki i dziec­ka. Zróż­ni­co­wa­nie for­mal­ne tych czę­ści, zwy­cza­jo­wy dla auto­ra nerw fil­mo­wy i talent do poru­sza­nia się w nur­cie bie­żą­ce­go życia – spra­wia­ją, że zapo­zna­nie się z geo­me­trią tego trój­o­so­bo­we­go ukła­du jest czy­stą przy­jem­no­ścią. Co piszę z pew­nym waha­niem, bo jest to jed­no­cze­śnie zapo­zna­nie się z jego pro­ble­mem, a nawet pro­ble­ma­mi, a nawet jesz­cze wię­cej: z tego ukła­du „nie­moż­li­wo­ścią”. Czy zazna­jo­miw­szy się z fron­tem, górą i bokiem tej bry­ły, umie­my ją sobie wyobra­zić? Czy wie­my, co ją sca­la? Czy jest ona kon­struk­cją trwa­łą? Czy rzut został prze­pro­wa­dzo­ny popraw­nie? O tym jest, mniej wię­cej, ta książ­ka. Ale nie tyl­ko o tym.

Robert, czy­li ojciec, pra­cu­je w agen­cji rekla­mo­wej, koń­czy wła­śnie 40 lat i prze­ży­wa kry­zys wie­ku śred­nie­go. Jest to kry­zys o tyle nie­ty­po­wy, że kup­no czer­wo­ne­go Porsche to chy­ba ostat­nia rzecz, jaka mogła­by przy­nieść Rober­to­wi nie­co sytej satys­fak­cji. Zamiast się­gać po roz­wią­za­nia prze­wi­dzia­ne na tę oka­zję przez sys­tem, ojciec pię­cio­let­niej Miki coraz sil­niej pra­gnie się z sys­te­mu wyco­fać, a ze swo­ją odra­zą do kupu­ją­cych czer­wo­ne Porsche powo­li prze­sta­je się kryć. W pra­cy prze­sia­da się na miej­sce kole­gi, któ­re­go zwol­nio­no po bra­wu­ro­wej uty­li­za­cji lap­to­pów w zmy­war­ce, i sta­je się nie­ja­ko „następ­nym w kolej­ce”: nie tyl­ko do opusz­cze­nia fir­my – w któ­rej zresz­tą radzi sobie dosko­na­le – ale do opusz­cze­nia swo­je­go miej­sca w struk­tu­rze pro­duk­cji i kon­sump­cji. A może: do opusz­cze­nia, po pro­stu, „swo­je­go miej­sca”, do porzu­ce­nia tego sie­bie, któ­ry wzrósł w opre­syj­nym i wyja­ła­wia­ją­cym z poczu­cia sen­su „ukła­dzie, jaki zawar­to za jego ple­ca­mi”. I świa­do­mie, i mimo­wol­nie zaczy­na pra­co­wać na rzecz „powro­tu”: ukła­da listę kon­sty­tu­tyw­nych prze­żyć dzie­ciń­stwa, na kart­kach w pra­cy szki­cu­je kobie­ce pier­si (po wyja­śnie­nie odsy­łam do książ­ki), przede wszyst­kim zaś – wcho­dzi pod stół zna­le­zio­ny pew­ne­go dnia na par­kin­gu pod­ziem­nym, któ­ry wyda­je mu się iden­tycz­ny jak ten, pod któ­rym cho­wał się jako dziec­ko, by ryso­wać ludzi trzy­ma­ją­cych się za ręce.

Ali­cja jest pod­po­rą pol­skiej fir­my pro­du­ku­ją­cej zabaw­ki, dźwi­ga cię­żar wycho­wa­nia absor­bu­ją­cej Miki i jest „zmę­czo­na, wkur­wio­na i znu­dzo­na”. Jest też jed­ną z tych żon i matek, któ­re cho­dzą na psy­cho­te­ra­pię i mają poczu­cie, że są w związ­ku z „pięt­na­sto­let­nim chłop­cem”; w związ­ku tym pozo­sta­je, jak sama sobie uświa­da­mia, głów­nie przez iner­cję, nie rezy­gnu­jąc jed­nak z wypeł­nia­nia obo­wiąz­ków prze­wi­dzia­nych w tej sytu­acji. Jed­nak w łonie swo­jej roli coraz czę­ściej poszu­ku­je nisz i prze­strze­ni tyl­ko dla sie­bie: ucie­ka do wan­ny, odcho­dzi od rodzin­ne­go sto­li­ka w sto­łów­ce, w cen­trum han­dlo­wym roz­bie­ra się w przy­mie­rzal­ni i patrzy na swo­ją nagość. Nie­po­kój, jakim reagu­je Robert na żar­ty o „maczu­dze sprze­daw­cy z Żab­ki”, suge­ru­je, że klincz, jakie­go Ali­cja doświad­cza, może nie być z tych, w któ­rych roz­wią­za­niem „nie jest nawet zdra­da”. Ale wizy­ty w osie­dlo­wym skle­pie i insce­ni­zo­wa­ny romans z eks­pe­dien­tem nie mają dla niej nie­mal nic z zemsty na part­ne­rze. To oso­bi­sta, być może jed­na z ostat­nich, dro­ga wyzwo­le­nia, w któ­rej bar­dziej niż o przy­god­ny seks cho­dzi o „sta­nię­cie w praw­dzie” o sobie samej. W ostat­niej sce­nie, jak Ewa Par­tum w Samo­iden­ty­fi­ka­cji, wycho­dzi nago na uli­ce mia­sta, chcąc intym­ny moment samo­po­zna­nia z prze­bie­ral­ni roz­sze­rzyć w prze­strze­ni i cza­sie i „stać się sobą” w oczach wszyst­kich, osta­tecz­nie i nie­od­wra­cal­nie.

Syme­trie – i anty­sy­me­trie – obu tych histo­rii, oczy­wi­ście, rzu­ca­ją się w oczy. I Robert, i Ali­cja szu­ka­ją dro­gi uciecz­ki i obo­je na coś, co wyglą­da na taką dro­gę, tra­fia­ją, cho­ciaż nie moż­na nie wspo­mnieć, że pierw­sze kro­ki na tych dro­gach roz­gry­wa Kacza­now­ski w pla­nie bar­dziej odre­al­nio­nym niż zasad­ni­cza tona­cja książ­ki, a dal­szych losów boha­te­rów już nie pozna­je­my. Robert ucie­ka przez regre­sję – w fina­ło­wej sce­nie dekla­ru­je, że wolał­by nigdy nie wyjść spod sto­łu, nato­miast Ali­cja przez pro­gre­sję czy też trans­gre­sję; ruch Rober­ta ma cha­rak­ter dośrod­ko­wy, trans­gre­sja Ali­cji potrze­bu­je spoj­rze­nia polis, Robert cofa się w cza­sie, Ali­cja, popy­cha­jąc drzwi Żab­ki, wycho­dzi „w prze­strzeń”. Ale tych odbić jest wię­cej, a zorien­to­wa­na na wydo­by­wa­nie opo­zy­cji geo­me­tria fabu­ły w pew­nym momen­cie sama kry­sta­li­zu­je się wokół form geo­me­trycz­nych sen­su stric­to. Ukry­ty pod sto­łem Robert rysu­je trój­ką­ty, któ­re są tu tyleż emble­ma­tem „figu­ry rodzin­nej”, co i alu­zją do sym­bo­lu chrze­ści­jań­skiej Opatrz­no­ści (pod stół wpro­wa­dza go w koń­cu chło­piec, któ­ry w pew­nym momen­cie przed­sta­wia się jako „bóg”), Ali­cja nato­miast ini­cju­je trój­kąt ero­tycz­ny – nie tyl­ko „roz­ry­wa­ją­cy” ory­gi­nal­ny trój­kąt rodzi­ny, ale sta­no­wią­cy odpo­wiedź na „mono­te­istycz­ne­go” Ero­sa part­ne­ra. Nie jest przy­pad­kiem, że na uro­dzi­ny Robert życzy sobie nakrę­ce­nia fil­mu, na któ­rym się ona­ni­zu­je, a ideą sto­ją­cą za jego legen­dar­ną pre­zen­ta­cją w sie­dzi­bie maga­zy­nu dla panów jest coś, co sam okre­śla mia­nem „eman­cy­pa­cji mastur­ba­cji”…

Eman­cy­pa­cja, wyzwo­le­nie, szcze­rość to man­tra, któ­ra w Utra­cie powta­rza się wyjąt­ko­wo czę­sto, bo w zgod­nej opi­nii jej pro­ta­go­ni­stów to ostat­nia walu­ta, któ­ra w upa­dłym świe­cie doj­rza­łe­go kapi­ta­li­zmu ma jesz­cze jakąś siłę nabyw­czą. Nawet napa­wa­ją­cy Rober­ta odra­zą vlo­ge­rzy zna­ją jej kurs i w ramach swo­je­go straj­ku „ata­ku­ją szcze­ro­ścią”; „szcze­rość” zale­ca rów­nież Robert Legen­dar­ne­mu Maga­zy­no­wi na legen­dar­nej pre­zen­ta­cji:

– Szcze­rość – powie­dział Robert, patrząc po kolei w oczy wszyst­kim zgro­ma­dzo­nym przy sto­le. – Ludzie ocze­ku­ją od marek szcze­ro­ści. Tyl­ko szcze­rość potra­fi jesz­cze przy­cią­gnąć ich uwa­gę cho­ciaż na chwi­lę. Szcze­re wyzna­nia, szcze­re dekla­ra­cje. Kar­ty na stół. Jed­na fał­szy­wa nuta wystar­czy, by pogrze­bać nasze szan­se na zbu­do­wa­nie jakiej­kol­wiek rela­cji. Kie­dyś sprze­da­wał seks. Teraz sprze­da­je szcze­rość. Teraz szcze­rość jest bar­dziej pod­nie­ca­ją­ca od sek­su.

Szcze­rość wresz­cie – „do bólu szcze­re audy­ty” – to pomysł na biz­nes, jaki wła­ści­ciel maga­zy­nu pro­po­nu­je Rober­to­wi po tym, jak ten zachwy­cił go swo­imi slaj­da­mi. Choć jest urze­czo­ny bez­kom­pro­mi­so­wo­ścią idei, któ­rą mu przed­sta­wio­no, nie ma złu­dzeń, by „coś takie­go prze­szło w jego fir­mie, czy w jakiej­kol­wiek innej”. Co tu wła­ści­wie się dzie­je? „Zagra­nie szcze­ro­ścią” nie może odbyć się w miej­scu tak sil­nie spe­try­fi­ko­wa­nym, jak Legen­dar­ny Maga­zyn, z chę­cią nato­miast kapi­tał „zagra w szcze­rość” w innym miej­scu, jesz­cze nie­zde­fi­nio­wa­nym, któ­re­go poten­cjal­na klę­ska będzie dla nie­go same­go mniej bole­sna. Kapi­tał zasy­sa bowiem „szcze­rość” tak, jak Słoń­ce robi to z odry­wa­ją­cy­mi się odeń stru­mie­nia­mi mate­rii: zna­my to dobrze, w koń­cu każ­da pun­ko­wa rewol­ta lądu­je osta­tecz­nie na T‑shircie z H&M. Księ­go­we i dyrek­to­rzy, prze­bra­ni za wie­śnia­ków na dniu dziec­ka w szko­le Miki, wyglą­dać mogą jak uda­ją­ca paste­rzy szlach­ta u Wat­te­au, ale w stro­je te wpy­cha ich coś o wie­le mniej sym­pa­tycz­ne­go niż mrzon­ka o powro­cie do pry­mi­ty­wu. Dla nich to męczą­cy obo­wią­zek, kolej­ny etap pro­jek­tu rodzi­ciel­stwa, rodzą­cy fru­stra­cję i gene­ru­ją­cy pro­ble­my, dla szko­ły – oka­zja do wpro­wa­dze­nia do dossier „uda­nej inte­gra­cji” i chwa­le­nia się nią przed przy­szły­mi klien­ta­mi. Świę­to szcze­ro­ści sta­je się gom­bro­wi­czow­skim rytu­ałem nie­szcze­ro­ści, w któ­rym każ­dy tań­czy przed ołta­rzem… For­my, dokoń­czył­by autor Fer­dy­dur­ke. Kapi­ta­łu, koń­czy­my zgod­nie z obo­wią­zu­ją­cym słow­ni­kiem.

Utra­ta jest bowiem smut­ną powie­ścią nie tyl­ko dla­te­go, że opi­su­je kry­zys rodzin­ny, ale tak­że, a może przede wszyst­kim, dla­te­go, że rze­ko­me dro­gi wyj­ścia z tego kry­zy­su są czę­ścią tego same­go ukła­du, któ­ry za kry­zys ten odpo­wia­da. Mówiąc bar­dziej skró­to­wo: mity wyj­ścia z sys­te­mu są czę­ścią sys­te­mu. Jeśli przyj­rzeć się uważ­niej rekwi­zy­tom, jakie pro­wa­dzą Rober­ta do spo­tka­nia „same­go sie­bie sie­dzą­ce­go pod sto­łem”, a więc swo­jej sze­ścio­let­niej wer­sji, przed któ­rą otwar­ta jest jesz­cze każ­da moż­li­wość losu, to oka­że się, że pocho­dzą one z kina, a cza­sem wręcz z kina kla­sy B: mamy tu tunel cza­so­wy, mamy doj­rza­łe­go nad wiek chłop­ca, któ­re­go sta­tus onto­lo­gicz­ny jest nie­wy­ja­śnio­ny (może to napraw­dę bóg?), mamy wresz­cie mitycz­ny arte­fakt (stół), któ­ry jak Wel­le­sow­ska Różycz­ka sta­no­wi por­tal do utra­co­nej Arka­dii. Czy wyj­ście z sys­te­mu jest w ogó­le moż­li­we? Do koń­ca nie­wy­klu­czo­ne są tu wszak racjo­nal­ne, „pła­skie” wyja­śnie­nia, cofa­ją­ce boha­te­rów do punk­tu wyj­ścia – tak dzie­je się cho­ciaż­by z pierw­szym zapro­sze­niem Rober­ta pod stół, któ­re oka­zu­je się żar­tem zaaran­żo­wa­nym przez kole­gów z biu­ra. A „nagie wyj­ście” Ali­cji, czy nie jest tyl­ko jej fan­ta­zją lub snem? Nad boha­te­ra­mi Kacza­now­skie­go, usil­nie poszu­ku­ją­cy­mi „wyj­ścia”, nie­ustan­nie zawie­szo­na jest moż­li­wość, że „wyj­ścia” nie ma – i to nawet nie z ich winy, a z winy topo­lo­gii same­go sys­te­mu, jego nie­zna­ją­cej „dru­gie­go dna” archi­tek­tu­ry. W tym sen­sie Utra­ta jest tek­stem anty­her­me­neu­tycz­nym (choć z tru­dem odda­lam poku­sę nazwa­nia go her­me­neu­tycz­nym tek­stem anty­her­me­neu­tycz­nym). Odnaj­du­ją­cy „ukry­ty pod sto­łem poziom” Robert może w rze­czy­wi­sto­ści tyl­ko kucać na nawierzch­ni par­kin­gu lub dywa­nie, a „skry­wa­na twarz”, któ­rą chce przed nami cały czas odsło­nić, nigdy de fac­to się nie poja­wia. Być może nie ma on – jak i nie mamy jej my – żad­nej „skry­wa­nej twa­rzy”.

Per­fi­dia nasze­go poło­że­nia pole­ga­ła­by zatem nie na tym, że sys­tem, w któ­rym żyje­my, pozba­wia nas „praw­dzi­wych sie­bie”, ale na tym, że pozba­wia nas moż­li­wo­ści takiej utra­ty. Nie ma jakie­goś „praw­dzi­we­go ja”, do któ­re­go docie­rać mogli­by­śmy w aktach regre­sji czy trans­gre­sji, bo wszyst­ko, do cze­go byli­by­śmy w sta­nie dotrzeć, „już mamy”, na powierzch­ni, tej samej, któ­rą uczest­ni­czy­my w „teraz”. Topo­lo­gie war­stwo­we – przy­naj­mniej w uni­wer­sum Utra­ty – są wymy­słem kul­tu­ry; w isto­cie przy­po­mi­na­my raczej jed­no­li­ty w środ­ku stop, któ­re­go spe­cy­fi­ka i „życie” roz­gry­wa­ją się w rela­cjach z inny­mi akto­ra­mi sys­te­mu, w dyna­micz­nej, wszech­ogar­nia­ją­cej grze. Mika, o któ­rej nie mówi­li­śmy tu dużo, może więc rze­czy­wi­ście coś utra­cić: nie sie­bie, ale rodzi­ców, i to nie­za­leż­nie od tego, czy ich zwią­zek rze­czy­wi­ście się roz­pad­nie, czy pozo­sta­nie mar­twą for­mą, a oni wymkną się z nie­go po odna­le­zio­nych przez sie­bie dro­gach uciecz­ki. Zamy­ka­ją­ca książ­kę „ścian­ka” poświę­co­na dziew­czyn­ce – raz jesz­cze wróć­my do meta­fo­ry bry­ły – przy­po­mi­na dłu­gi pomost, któ­rym zmie­rza­my do kon­klu­zji jasnej od mniej wię­cej poło­wy jego dłu­go­ści, a i tak wień­czą­ce tę część zda­nie pada z siłą ostat­nich słów Judy­ty w Czte­rech sekun­dach Mie­czy­sła­wa Pio­trow­skie­go. Jedy­nym żerem dla utra­ty jest to, co jest mię­dzy nami, eter ducha mię­dzy kamien­ny­mi pla­ne­ta­mi: w tym miej­scu dowód koń­czy się, choć nie domy­ka; prze­szka­dza w tym może jakaś nadzie­ja.

O autorze

Rafał Wawrzyńczyk

Ur. 1980 w Tomaszowie Mazowieckim. Pisuje o poezji i muzyce współczesnej. Laureat Grand Prix Konkursu Polskich Krytyków Muzycznych „Kropka” (2018), felietonista „Ruchu Muzycznego”. Razem z Miłoszem Biedrzyckim przełożył Błękitną wieżę Tomaža Šalamuna (2019), a z Dawidem Kujawą i Jakubem Skurtysem opracował wybór wierszy Jarosława Markiewicza Aaa!... (2020).

Powiązania

Wahadło otwiera swoje pąki

recenzje / ESEJE Rafał Wawrzyńczyk

Recen­zja Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pomyśl cia­ło jako czół­no, któ­re pło­nie Jaku­ba Gra­bia­ka, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 stycz­nia 2024 roku.

Więcej

Kiedy wydostaliśmy się w słoneczną przestrzeń

recenzje / ESEJE Dawid Kujawa Rafał Wawrzyńczyk

Posło­wie Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka i Dawi­da Kuja­wy do książ­ki Ra Grze­go­rza Wró­blew­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 paź­dzier­ni­ka 2023 roku.

Więcej

Martwa natura ze spienionym mydłem

recenzje / ESEJE Rafał Wawrzyńczyk

Recen­zja Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Księ­ga rze­czy Ale­ša Šte­ge­ra w tłu­ma­cze­niu Miło­sza Bie­drzyc­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 lip­ca 2022 roku.

Więcej

W sprawie pionu

recenzje / ESEJE Rafał Wawrzyńczyk

Recen­zja Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki stresz­cze­nie pie­śni Jul­ka Rosiń­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 21 mar­ca 2022 roku.

Więcej

Coś dla ojca

wywiady / o książce Marcin Mokry Rafał Wawrzyńczyk

Roz­mo­wa Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka z Mar­ci­nem Mokrym, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki żywe linie nowe usta, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 21 lute­go 2022 roku.

Więcej

Połów. Poetyckie debiuty 2005

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Domi­ni­ka Bie­lic­kie­go, Mar­ci­na Jago­dziń­skie­go, Łuka­sza Jaro­sza, Szcze­pa­na Kopy­ta, Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka, Mariu­sza Grze­bal­skie­go i Mar­ty Pod­gór­nik pod­czas Por­tu Wro­cław 2005.

Więcej

Poetycka książka trzydziestolecia: rekomendacja nr 11

debaty / ankiety i podsumowania Rafał Wawrzyńczyk

Głos Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka w deba­cie „Poetyc­ka książ­ka trzy­dzie­sto­le­cia”.

Więcej

Karlheinz Rybicki

recenzje / ESEJE Rafał Wawrzyńczyk

Recen­zja Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pod­ręcz­nik nauko­wy dla oni­ro­nau­tów (1998–2018) Rober­ta Rybic­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 mar­ca 2018 roku.

Więcej

O Raju w obrazkach

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Kac­pra Bart­cza­ka, Ane­ty Kamiń­skiej, Kami­la Zają­ca i Rafa­ła Waw­rzyń­czy­ka o książ­ce Raj w obraz­kach D.J. Enri­gh­ta.

Więcej

Moja żabcia

recenzje / KOMENTARZE Adam Kaczanowski

Autor­ski komen­tarz Ada­ma Kacza­now­skie­go w ramach cyklu „Histo­ria jed­nej powie­ści”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Utra­ta, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 22 lute­go 2021 roku.

Więcej

Bezsilność i drżenie

wywiady / o książce Adam Kaczanowski Jakub Skurtys

Roz­mo­wa Jaku­ba Skur­ty­sa z Ada­mem Kacza­now­skim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Utra­ta, któ­ra zosta­nie wyda­na w Biu­rze Lite­rac­kim 22 lute­go 2021 roku.

Więcej

Utrata

utwory / zapowiedzi książek Adam Kaczanowski

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Ada­ma Kacza­now­skie­go Utra­ta, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 22 lute­go 2021 roku.

Więcej