debaty / KSIĄŻKI I AUTORZY

Berek wierszem: Krzysztof Pietrala

Rafał Wawrzyńczyk

Głos Rafała Wawrzyńczyka w debacie „Berek wierszem”.

strona debaty

Berek wierszem: wprowadzenie

Story Jones [fragm.]

Wieżowiec nosi na głowie melonik słońca. Rozgrzany gzyms jest krótszy niż piekące stopy. W dole ludzie wielkości paznokcia są na wagę złota, jeśli tylko można się ukryć w odległym losie któregoś z nich. I zapomnieć o sobie i o niej. Daleko stąd wiatr potrząsał workiem chmur. Dźwięk dzwonka w drzwiach miał jedno imię – Vanessa! Zatańczył wazon ze sztucznego kryształu, kiedy ślepy na świat Loftus potknął się o puste butelki i uderzył głową w stół. Przeciąg w pokoju pchnął wzrok listonosza ku fladze firanki. Między mężczyznami niebieski długopis do pokwitowania. Rozdarta drapieżnie koperta uderzyła o podłogę. Adresat się zgadzał, ale nie nadawca. Nie ona. „Znałem pana ojca” – poruszyły się sztywne wąsy – „lepiej pan zamknie to okno”. Dwa palce urzędnika stuknęły w daszek czapki, dyskretnie zmieniając radę w rozkaz, a powitanie w pożegnanie. Po chwili przeszedł błysk. Zawstydzona głowa siniała Loftusowi szybciej niż niebo. O włos zostałby pierwszym Jones w rodzinie, który poczuł dno Kanału Latających Ryb.

„Wszystko, co sobie pomyślałem, było przez tego Irlandczyka doprowadzone do ostateczności, nie mówiąc już o tym, czego nie śmiałem pomyśleć. Czy była to proza? Widziałem wyraźnie, że Joyce gospodaruje słowem jak poeta. Miałem przed sobą poemat zajmujący bitych 700 stron”. Trzeba tu pewne rzeczy podmienić: „Joyce” na „Krzysiek”, „700” na „30”, „Irlandczyka” na „krakusa” i może trochę złagodzić to totalizujące „wszystko”. Ale poza tym wszystko się zgadza – kiedy wiosną 2018 roku zajrzałem w końcu do pliku, który podesłał mi nieznany wówczas kolega z internetu, poczułem mniej więcej to, co opisuje Ważyk, gdy wspomina swoje zetknięcie z Ulissesem. Miałem przed sobą kilkudziesięciostronicowy tekst złożony ze zdań rzucających te same błyski, których szukam w poezji. Miały wigor, fantazję, sportowy krój, oznaki wyjątkowej kompetencji językowej. Zapalały we mnie ulubioną kontrolkę: „tak bym nie umiał”. Tak bym nie umiał, a więc chciałbym całość, hmm, zjeść, otoczyć sobą, zrozumieć, poznać się z tym stylem bliżej.

Potem się okazało, że to nie ja, a Krzysztof jest Ważykiem, do czego przyznał się pewnej styczniowej nocy na Nowym Świecie. Widzieliśmy się wtedy po raz pierwszy, ale od paru godzin wiedziałem, że razem z plikiem dostałem coś cenniejszego niż historię Loftusa i Sally Molly Nelly Lany.

A może to było w grudniu.