debaty / ankiety i podsumowania

Bieguny zaangażowania. Próba podsumowania

Klaudia Muca

Głos Klaudii Mucy w debacie „Biurowe książki 2016 roku”.

strona debaty

Biurowe książki 2016 roku

Naj­czę­ściej uży­wa­nym sło­wem w 2016 r. w odnie­sie­niu do naj­now­szej pol­skiej poezji (zwłasz­cza tej „mło­dej”) było sło­wo „zaan­ga­żo­wa­nie”, wystę­pu­ją­ce zazwy­czaj w for­mie przy­miot­ni­ko­wej we fra­zie „poezja zaan­ga­żo­wa­na”. Czę­sto­tli­wość posłu­gi­wa­nia się tą fra­zą przez poetów i kry­ty­ków poezji raczej się nie zmniej­szy, może zyska ona lub stra­ci rzecz­ni­ków, otrzy­ma nowe kono­ta­cje lub zosta­nie powią­za­na z inny­mi nazwi­ska­mi. Pyta­nie o mode­le poetyc­kie­go zaan­ga­żo­wa­nia jest wer­sją pyta­nia o spraw­czość lite­ra­tu­ry jako medium doświad­czeń jed­nost­ko­wych warun­ko­wa­nych przez doświad­cze­nia zbio­ro­we. Dla naj­now­szej poezji to pyta­nie wyda­je się klu­czo­we, bra­ku­je jed­nak spój­nych odpo­wie­dzi i jasnych poetyc­kich dekla­ra­cji (dekla­ra­cji poetów, nie kry­ty­ków ich poezji).

Jed­nym z istot­niej­szych forów mani­fe­sta­cji reto­ryk zaan­ga­żo­wa­nia było wła­śnie Biu­ro Lite­rac­kie jako wydaw­ca ksią­żek Kon­ra­da Góry czy anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny, jako orga­ni­za­tor debat i kolej­nej edy­cji Por­tu, jako aktyw­ny aktor życia lite­rac­kie­go skon­cen­tro­wa­ne­go na poetach i poezji. Biu­ro jest jed­nym z nie­wie­lu wydaw­nictw, któ­re wyda­je poezję i nie pozo­sta­wia jej osa­mot­nio­nej na morzu pro­duk­cji lite­rac­kiej, kon­se­kwent­nie budu­jąc kry­tycz­no­li­te­rac­ką infra­struk­tu­rę wspie­ra­ją­cą poetyc­kie stat­ki… Ele­men­tem tej infra­struk­tu­ry jest na przy­kład maga­zyn, w któ­rym uka­zu­je się niniej­szy tekst. Mam więc na myśli wszyst­kie te dzia­ła­nia dyna­mi­zu­ją­ce pro­ces wydaw­ni­czy i dostar­cza­ją­ce czy­tel­ni­kom poezji infor­ma­cji na temat ksią­żek, któ­re mogą tra­fić w ich ręce, oraz inter­pre­ta­cji, któ­re odbior­cy mogą przy­jąć lub odrzu­cić.

Za naj­gło­śniej­szą mani­fe­sta­cję reto­ryk, o któ­rych mowa w poprzed­nim aka­pi­cie, trze­ba uznać wyda­ną przez Biu­ro anto­lo­gię Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski zre­da­go­wa­ną przez Mar­tę Koron­kie­wicz i Paw­ła Kacz­mar­skie­go. To dru­ga waż­na i sze­ro­ko komen­to­wa­na poetyc­ka anto­lo­gia wyda­na w tym roku (pierw­sza to oczy­wi­ście War­ko­cza­mi. Anto­lo­gia nowej poezji wyda­na przez Sta­ro­miej­ski Dom Kul­tu­ry w War­sza­wie; trze­cia waż­na anto­lo­gia poja­wi się już pew­nie z 2017 roku – cho­dzi o zbiór tek­stów poetyc­kich przy­go­to­wy­wa­ny przez Rafa­ła Róże­wi­cza i redak­cję „Dwu­mie­sięcz­ni­ka” jako resu­mé dzia­łal­no­ści „pisma ludzi prze­ło­mo­wych”). W jakim stop­niu treść, któ­rą otrzy­mu­je­my w Zebra­ło się śli­ny… i War­ko­cza­mi…, to „nowe gło­sy” i „nowa poezja”? W per­spek­ty­wie dia­chro­nicz­nej bar­dziej nowe będzie to, co opu­bli­ku­je Róże­wicz, bo będą to tek­sty bar­dzo mło­dych poetów. Przy­miot­nik „nowe” brzmi w kon­tek­ście wyda­nych anto­lo­gii raczej jak slo­gan rekla­mo­wy pre­zen­tu­ją­cy naj­now­szą poezję oso­bom, któ­re jej nie zna­ją. I dla­te­go wła­śnie brzmi cał­kiem nie­źle. Z anto­lo­gią łatwiej „wyjść do ludzi”, prze­kro­czyć gra­ni­ce niszy czy – jak kto woli – sub­po­la pro­duk­cji lite­rac­kiej, i obja­wić resz­cie świa­ta „nowość”, któ­ra powin­na tę resz­tę zain­te­re­so­wać. Gdy­by zain­te­re­so­wa­ła, moż­li­wa była­by świa­do­mo­ścio­wa zmia­na poja­wia­ją­ca się jako postu­lat w wie­lu wier­szach zamiesz­czo­nych w Zebra­ło się śli­ny…. Ta zmia­na mia­ła­by pole­gać nie tyl­ko na uświa­do­mie­niu ogó­ło­wi, że wszyst­ko jest poli­tycz­ne, że prze­strzeń publicz­na jest forum wie­lu języ­ków, że na naszą pozy­cję w tej prze­strze­ni wyzna­cza sto­su­nek do inno­ści czy róż­no­rod­no­ści (naro­do­wej, gatun­ko­wej i każ­dej innej) – ale tak­że na przy­wró­ce­nia wier­szo­wi pra­wa do pogłę­bio­nej i sys­te­ma­tycz­nej kry­ty­ki spo­łecz­nej. „Nowe gło­sy z Pol­ski” są gło­sa­mi po stro­nie zaan­ga­żo­wa­nia, ale nie zawsze po stro­nie czyn­ne­go akty­wi­zmu, któ­ry umoż­li­wia prze­ło­że­nie – uwa­ga, dal­sza część zda­nia zabrzmi nie­co pate­tycz­nie – słów na czy­ny, dekla­ra­cji na akcje, mani­fe­stów na dzia­ła­nia. W więk­szo­ści przy­pad­ków cho­dzi więc o „papie­ro­we zaan­ga­żo­wa­nie”, o kart­kę z tek­stem, któ­ry jest i któ­ry może pomie­ścić wszyst­kie żale wobec sys­te­mu stwa­rza­ją­ce­go nie­zli­czo­ne pro­ble­my spo­łecz­no-poli­tycz­ne.

W anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny… obok kar­tek z wier­sza­mi znaj­du­ją się rów­nież kart­ki z tek­sta­mi kry­tycz­ny­mi – poezja zaan­ga­żo­wa­na ma więc swo­ich kry­ty­ków towa­rzy­szą­cych. Bar­dzo podo­ba mi się ten zjed­no­cze­nio­wy gest redak­to­rów anto­lo­gii, zesta­wie­nie poetów i kry­ty­ków zaan­ga­żo­wa­nych, przed­sta­wie­nie pew­nej spo­łecz­nej wspól­no­ty, któ­ra two­rzy się wokół i dzię­ki poezji. Z tek­stów na temat zaan­ga­żo­wa­nia w poezji wiem, że ta wspól­no­ta chcia­ła­by być ega­li­tar­na i inklu­zyw­na, chcia­ła­by się roz­sze­rzać i zawią­zy­wać soju­sze z inny­mi wspól­no­ta­mi inte­re­sów, wal­czyć sło­wem i zmie­niać, co da się zmie­nić. Mamy więc do czy­nie­nia z pro­jek­tem total­nym, któ­re­go jako czy­tel­ni­cy poezji jeste­śmy czę­ścią. Żeby ten pro­jekt mógł zostać zre­ali­zo­wa­ny te „nowe gło­sy” muszą być sły­szal­ne nie tyl­ko na takich wspól­no­to­wych wie­cach jak festi­wa­le poetyc­kie, deba­ty, spo­tka­nia przy piwie czy w salach semi­na­ryj­nych na uni­wer­sy­te­tach. Tyl­ko czy ten postu­lat „sły­szal­no­ści” nie jest obec­nie zbyt uto­pij­ny? Nie było­by tego pyta­nia, gdy­by nie mar­gi­nal­na pozy­cja poezji w polu lite­rac­kim w ogó­le. Waż­ny, ale nie repre­zen­ta­tyw­ny przy­kład mar­gi­na­li­zo­wa­nia: w Matra­sie na kra­kow­skim ryn­ku pół­ka z książ­ka­mi poetyc­ki­mi znaj­du­je się w jed­nej z naj­dal­szych księ­gar­nia­nych sali (dalej jest już tyl­ko kawiar­nia i toa­le­ta). Sądzę, że wina nie leży po stro­nie poezji, tyl­ko po stro­nie „złej obec­no­ści” poezji w prze­strze­ni publicz­nej. Na tę „złą obec­ność” skła­da­ją się na przy­kład takie inter­pre­ta­cyj­ne ste­reo­ty­py jak „poezja współ­cze­sna jest her­me­tycz­na”. Anto­lo­gia Zebra­ło się śli­ny… udo­wad­nia, że aż tak nie­zro­zu­mia­ła ta „nowa” poezja nie jest, że nadą­ża za doświad­cze­nia­mi ludzi, zwłasz­cza mło­dych, że nie znaj­du­je się obok real­nych pro­ble­mów codzien­no­ści, tyl­ko jest tuż za nimi.

Spóź­nie­ni debiu­tan­ci

Dwaj poeci, któ­rych wier­sze zna­la­zły się w anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny…, w tym samym roku i w tym samym wydaw­nic­twie opu­bli­ko­wa­ło swo­je nowe książ­ki poetyc­kie: Kon­rad Góra i Dawid Mate­usz. Nie i Sta­cja wie­ży ciśnień to chy­ba naj­gło­śniej­sze książ­ki wyda­ne przez Biu­ro Lite­rac­kie w tym roku. Na obie się cze­ka­ło, obie wywo­ła­ły wie­le komen­ta­rzy, wzbu­dzi­ły emo­cje, spra­wi­ły, że w odbior­cach wytwo­rzy­ły się pew­ne ocze­ki­wa­nia.

Od Góry zaczy­na się – zda­niem redak­to­rów Zebra­ło się śli­ny… – nar­ra­cja o nowej pol­skiej poezji zaan­ga­żo­wa­nej; na Dawi­dzie Mate­uszu ta nar­ra­cja oczy­wi­ście się nie koń­czy, ale nie­co zmie­nia swój bieg. Pod­trzy­mu­ję uwa­gi wypo­wie­dzia­ne na temat Sta­cji… kil­ka tygo­dni wcze­śniej rów­nież na łamach biBLio­te­ki. To bar­dzo doj­rza­ły debiut, dopra­co­wa­ny, choć nie­co spóź­nio­ny – wier­sze o Ukra­inie mogły­by zyskać znacz­nie moc­niej­szy wydźwięk, gdy­by uka­za­ły się dwa, trzy lata wcze­śniej. Nie prze­ko­nu­ją mnie jed­nak rady­kal­nie poli­tycz­ne odczy­ta­nia tek­stów Mate­usza. Ta poezja nie podo­ła­ła wyzwa­niu zaan­ga­żo­wa­nia, jakie posta­wi­li jej nie­któ­rzy kry­ty­cy (tego stwier­dze­nia nie nale­ży trak­to­wać jako zarzut wobec Sta­cji…). Mam tu na myśli zaan­ga­żo­wa­nie zwią­za­ne z jaw­ną kry­ty­ką sys­te­mu kapi­ta­li­stycz­ne­go, któ­ry odbie­ra jed­no­st­ce moż­li­wość zdo­by­cia i utrzy­ma­nia auto­no­mii. Wyda­je mi się, że w swo­ich tek­stach Mate­usz pra­cu­je z bar­dziej kon­kret­ny­mi zja­wi­ska­mi i ide­ami, pró­bu­je przy tym zacho­wać posta­wę obser­wa­to­ra, jed­nak drzwi wie­ży ciśnień nie są szczel­ne – do jej wnę­trza prze­ni­ka­ją na przy­kład lapi­dar­ne komu­ni­ka­ty medial­ne, dostar­cza­ją­ce tyl­ko czą­stek wie­dzy o świe­cie i nie­ła­go­dzą­ce dziw­ne­go, egzy­sten­cjal­ne­go nie­po­ko­ju, któ­ry prze­ni­ka do tek­stów.

Nie Kon­ra­da Góry nato­miast reali­zu­je wyzwa­nie zaan­ga­żo­wa­nia na swo­ich wła­snych warun­kach. To poemat o ludziach, któ­rzy zgi­nę­li w kata­stro­fie budow­la­nej w Sza­bha­rze w Ban­gla­de­szu, oraz tych, któ­rzy prze­ży­li i praw­do­po­dob­nie nadal zmu­sze­ni są pra­co­wać w złych warun­kach i z kiep­skim wyna­gro­dze­niem. Nie to poemat-pro­test, poemat-inter­wen­cja; to gęsty od zna­czeń, idei i sym­bo­li „włók­ni­sty krzyk”, gło­śne „nie” wypo­wie­dzia­ne prze­ciw obo­jęt­no­ści, ciszy, kłam­stwu i nie­wol­ni­czej pra­cy. Rytm tego poema­tu przy­po­mnia­na pro­ces pro­duk­cji cze­goś, naśla­du­je tem­po codzien­no­ści za zamknię­ty­mi drzwia­mi fabry­ki. Ruch słów i zna­czeń w książ­ce Góry wyobra­żam sobie wła­śnie jako krzą­ta­nie się pra­cow­ni­ków, jako pra­cę w wie­lo­kon­dy­gna­cyj­nym mro­wi­sku, w któ­rym każ­dy ma okre­ślo­ną pozy­cję w jakiejś hie­rar­chii i zakres obo­wiąz­ków, któ­re musi wyko­nać. Tak usys­tematy­zo­wa­na codzien­ność nie akcep­tu­je eks­ce­su (np. pro­te­stu) i nie pozo­sta­wia zbyt wie­le swo­bo­dy dzia­ła­nia. Pod­mio­ty pra­cy pozo­sta­ją wobec tego sys­te­mu bez­bron­ni – Góra opi­su­je wła­śnie tę część histo­rii pra­cow­ni­ków prze­my­słu odzie­żo­we­go z Ban­gla­de­szu.

O bez­bron­no­ści autor Nie mówi tak­że w odnie­sie­niu do swo­jej książ­ki. W wywia­dzie prze­pro­wa­dzo­nym przez Dawi­da Mate­usza w jed­nej z krót­kich wypo­wie­dzi Góry czy­ta­my: „napi­sa­łem w zasa­dzie bez­bron­ną rzecz”[1]. Poeta wspo­mi­na też o oba­wie o Nie i inter­pre­ta­cje tej książ­ki, a tak­że o psy­chicz­nym i fizycz­nym wyczer­pa­niu, któ­re było skut­kiem pisa­nia o Sza­bha­rze. Dla ksią­żek two­rzo­nych przez poetów okre­śla­nych jako zaan­ga­żo­wa­ni recep­cja jest czymś w rodza­ju spraw­dzia­nu kry­tycz­ne­go poten­cja­łu ich tek­stów. Na tę recep­cję ma oczy­wi­ście wpływ wie­le czyn­ni­ków, choć­by to, w jaki spo­sób, w jakich miej­scach i za pomo­cą jakich mediów książ­ka będzie pro­mo­wa­na. Poeta w kon­fron­ta­cji z tą medial­no-pro­mo­cyj­ną machi­ną wyda­je się bez­bron­ny, tak jak jego dzie­ło, ma ogra­ni­czo­ny wpływ na to, co z książ­ką będzie się dzia­ło już po opu­bli­ko­wa­niu. Podob­ne oba­wy towa­rzy­szą wie­lu innym twór­com lite­ra­tu­ry w momen­cie, kie­dy to, co naj­bar­dziej wła­sne, zwią­za­ne z oso­bi­sty­mi doświad­cze­nia­mi, któ­re – w przy­pad­ku auto­ra Nie – wią­żą jed­nost­kę z odda­lo­ną o kil­ka­set kilo­me­trów wspól­no­tą, zosta­je zapre­zen­to­wa­ne oso­bom z inny­mi doświad­cze­nia­mi, ocze­ku­ją­cym cze­goś od poezji, sta­wia­ją­cym im wyzwa­nia, któ­rym nie zawsze jest w sta­nie spro­stać.

Poezja les­bij­ska i ana­li­ty­ka bli­sko­ści

Kolej­na książ­ka, któ­rą uwa­żam za waż­ną spo­śród ksią­żek wyda­nych przez Biu­ro w tym roku, to 21 wier­szy miło­snych Adrien­ne Rich w prze­kła­dzie Jaku­ba Głu­sza­ka. Autor­ki tych wier­szy niko­mu nie trze­ba przed­sta­wiać. Dzię­ki Głu­sza­ko­wi i Alek­san­drze Kamiń­skiej jako redak­tor­ce wier­szy i tłu­macz­ce ese­ju Przy­mus hete­ro­sek­su­al­no­ści a egzy­sten­cja les­bij­ska pozna­je­my jed­nak tro­chę inną Rich. Jej sub­tel­ne ero­ty­ki wpro­wa­dza­ją zmy­sły w stan poru­sze­nia, któ­ry wią­że się z poetyc­ko pre­cy­zyj­ną ana­li­zą rela­cji dwóch kobiet i ich uczu­cia.

Pre­cy­zja, o któ­rej wspo­mnia­łam, pole­ga nie tyl­ko na umie­jęt­no­ści nazwa­nia i inter­pre­to­wa­nia emo­cji i wyni­ka­ją­cych z nich zacho­wań. Cho­dzi rów­nież o jasno wyra­żo­ne dekla­ra­cje doty­czą­ce pra­wa homo­sek­su­al­nej pary do bycia i funk­cjo­no­wa­nia obok innych par w innym, odno­wio­nym świe­cie, nie­ska­żo­nym przy­mu­sa­mi, tabu, kon­wen­cja­mi i inne­go rodza­ju spo­łecz­ny­mi rytu­ała­mi wyklu­cze­nia. „Chce­my żyć jak drzewa,/ syko­mo­ry, któ­re gore­ją w siar­ko­wym powietrzu,/ zna­czo­ne bli­zna­mi, a jed­nak buj­nie pączkują,/ o zwie­rzę­cej namięt­no­ści z korze­nia­mi w mie­ście.” – to frag­ment wier­sza, któ­ry otwie­ra 21 wier­szy miło­snych. W książ­ce jest znacz­nie wię­cej podob­nych opi­sów pra­gnień. Poja­wia­ją się rów­nież wier­sze w tona­cji mino­ro­wej wyra­ża­ją­ce bez­sil­ność i nie­moc w kon­fron­ta­cji z tym, co jest, czy­li na przy­kład z kul­tu­ro­wy­mi kli­sza­mi zwią­za­ny­mi z płcią.

W swo­ich tek­stach wier­szo­wa­nych Rich nie jest jed­nak tyl­ko ana­li­tycz­ką patriar­chal­nych wypa­czeń. Jest przede wszyst­kich ana­li­tycz­ką bli­sko­ści, tęsk­no­ty, pra­gnień, bólu i mil­cze­nia. Temu ostat­nie­mu poświę­co­ny jest wiersz IX zaczy­na­ją­cy się od słów „Mil­czysz dzi­siaj jak staw, w któ­rym żyją zato­pio­ne przed­mio­ty…”. To moim zda­niem jeden z pięk­niej­szych i bar­dziej suge­styw­nych tek­stów w zbio­rze, two­rzą­cy pomy­sło­wą para­le­lę mię­dzy sta­wem (z któ­rym koja­rzą się takie cechy i jako­ści, jak nie­ru­cho­mość, tajem­ni­ca, gład­ka tafla jako lustro) a mil­cze­niem kocha­nek. Pod­miot­ka tego wier­sza sta­ra się prze­rwać mil­cze­nie, „łagod­nie otwo­rzyć kar­tę wody”.

Wiersz o mil­cze­niu to oczy­wi­ście tyl­ko przy­kład tego, na czym Rich jako ana­li­tycz­na bli­sko­ści kon­cen­tru­je uwa­gę. Przed­mio­tem jej wier­szy są rela­cje mię­dzy kocha­ją­cy­mi się kobie­ta­mi, kry­zy­sy w tych rela­cjach i spo­so­by zaże­gna­nia tych kry­zy­sów. Nie znaj­dzie­my w tych tek­stach utwo­rów-agi­tek ani jaw­nie i w uprosz­czo­ny spo­sób przed­sta­wio­nych kry­tyk spo­łecz­nych uprze­dzeń wobec miło­ści les­bij­skiej. Ta kry­ty­ka jest oczy­wi­ście obec­na w tek­stach Rich, ale w bar­dzo sub­tel­ny spo­sób, jest zniu­an­so­wa­na i przed­sta­wio­na jako dąże­nie do „bycia jak drze­wa w mie­ście” – bycia obec­nym i nie­po­strze­ga­nym jako eks­ces nor­mal­no­ści.

*

Czte­ry opi­sa­ne wyżej książ­ki wyda­ne prze Biu­ro Lite­rac­kie uwa­żam za „biu­ro­we książ­ki roku”. Jest to oczy­wi­ście subiek­tyw­ny wybór, któ­ry opie­ra się na kry­te­rium pierw­sze­go (emo­cjo­nal­ne­go) i dru­gie­go (ana­li­tycz­ne­go, kry­tycz­ne­go) wra­że­nia – te czte­ry książ­ki wywar­ły na mnie naj­więk­sze wra­że­nie.

Na koniec chcia­ła­bym jesz­cze wspo­mnieć o jed­nej z waż­nych serii wydaw­ni­czych zaini­cjo­wa­nych przez Biu­ro, pre­zen­tu­ją­cej pol­skie­mu odbior­cy auto­rów z Euro­py Środ­ko­wo-Wschod­niej i podej­mu­ją­cej cią­gle prze­ry­wa­ną i cią­gle pona­wia­ną nar­ra­cję na temat lite­ra­tu­ry doty­ka­ją­cej jesz­cze nie do koń­ca opra­co­wa­nych i prze­pra­co­wa­nych pro­ble­mów naro­do­wych, takich jak na przy­kład woj­na bał­kań­ska w Dru­gim poca­łun­ku Gity Danon Mil­jen­ki Jer­go­vi­ća. Dzię­ki tego rodza­ju ini­cja­ty­wom wydaw­ni­czym wyobraź­nia geo­po­li­tycz­na znacz­nie się posze­rza, obej­mu­jąc doświad­cze­nia nie tyl­ko tej cen­tral­nej czę­ści Euro­py, ale tak­że tych jej czę­ści, któ­re trak­to­wa­ne są jako pogra­ni­cza.


Przy­pi­sy:
[1] Wywiad dostęp­ny jest na stro­nie biBLio­te­ki: https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/jeszcze-nikt-nie-oslepl-od-odwracania-wzroku/.