debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Dobre tu mają zwyczaje

Adam Partyka

Głos Adama Partyki w debacie „Biurowe książki 2019 roku”.

strona debaty

Biurowe książki 2019 roku: wprowadzenie

Pamiętam entuzjazm, z jakim rok temu przyjęte zostały wydane w Biurze Literackim przekłady wierszy Elizabeth Bishop i Rae Armantrout. Sam wcale nie próbowałem tego entuzjazmu w sobie powstrzymywać ‒ Santarém i Ciemna materia uzupełniły bibliotekę polskiego czytelnika o solidne porcje arcydzielnej, arcyciekawej twórczości, która zdecydowanie powinna być zaliczona do najbardziej udanych przedsięwzięć poetyckich XX wieku. Niebagatelną rolę odegrały też osoby tłumaczy. W przekładach Andrzeja Sosnowskiego i Kacpra Bartczaka znać nie tylko solidny warsztat, ale również niebanalny słuch językowy obu poetów. Słowem ‒ uważam, że entuzjazm ten był jak najbardziej uzasadniony. Nie mam też powodów, by go porzucać, ponieważ rok 2019 w Biurze Literackim jest dla mnie przede wszystkim rokiem kolejnych ważnych tłumaczeń, od których niniejsze podsumowanie chciałbym zacząć.

Filip Łobodziński, autor przekładów tekstów Boba Dylana, zaprezentował w tym roku postać Patti Smith przez pryzmat jej wierszy, tekstów piosenek oraz fragmentów prozatorskich. Natomiast Tadeusz Sławek, który z kolei opracował wydane w ubiegłym roku tłumaczenia tekstów Nicka Cave’a, stworzył obszerny wybór wierszy Emily Dickinson. To w poezji, a w prozie przede wszystkim opowiadania Pétera Nádasa w świetnym przekładzie Elżbiety Sobolewskiej. Biblia i inne historie stanowią dobry kontekst dla lektury monumentalnej Pamięci, ponieważ odsłaniają kulisy rozwoju oraz dalszych losów wielu obecnych w tej powieści motywów i obszarów zainteresowania węgierskiego pisarza ‒ na ich przykładzie można przyjrzeć się, jak ewoluowały jego sposoby pojmowania i dyskursyfikacji pamięci, jak powstawała tak ważna w jego prozie figura dziecka, jakie formy przybierała krytyka powojennego ładu na Węgrzech. Sama Biblia zaś, jego opowiadanie debiutanckie, stanowi świadectwo ‒ zawsze bardzo dla mnie interesującego ‒ literackiego „aktu założycielskiego”.

Sporządzam ten mały katalog, ponieważ chciałbym położyć nacisk na coś, co biurowym książkom udaje się kolejny rok z rzędu dobrze zobrazować, a co wciąż nie jest jeszcze wystarczająco obecne w świadomości zbiorowej. Mianowicie, że przekłady literatury, a w szczególności poezji, nie biorą się znikąd i że stoi za nimi mnóstwo ciężkiej pracy konkretnych osób, która zostawia swój wyraźny ślad w tekście. A w związku z tym przydałoby się nie tylko ją docenić (nie chcę uprawiać tu moralistyki), ale również mieć w pamięci, że nasz odbiór twórczości zagranicznej zależy od technik i strategii przyjętych przez tłumaczy, a także od różnorodności ich własnych idiomów literackich. Że każdy akt tłumaczenia to w pewnym sensie powołanie do istnienia całkiem nowego tekstu, którego autorem jest tłumacz. I bynajmniej nie twierdzę, że jest w tym coś złego, wręcz przeciwnie ‒ warto zauważyć, że mamy świetnych pisarzy polskich i dzięki temu możemy zapoznać się z literaturą obcojęzyczną przez pryzmat ich wrażliwości. Biuro Literackie konsekwentnie ten fakt podkreśla, nie tylko należycie eksponując osoby tłumaczy i tłumaczek, lecz także włączając ich i je w proces powstawania faktu literackiego, jakim jest publikacja. Bardzo cenię sobie prezentowane w „biBLiotece” wypowiedzi tłumaczy, towarzyszące premierom, oraz przeprowadzane z nimi wywiady, które często mogą dostarczyć zupełnie innej perspektywy niż tekst krytyczny. Tak było również teraz, gdy na Biblię i inne historie spojrzałem inaczej po lekturze komentarza Elżbiety Sobolewskiej.

Skoro jesteśmy w temacie tłumaczeń, to wspomnę o jeszcze jednym „dobrym zwyczaju” ‒ cieszę się, że Biuro Literackie kontynuuje przedsięwzięcie tłumaczenia i publikacji tekstów muzycznych w formie książkowej. Dla redakcji Biura było to zapewne jasne na długo przed literackim Noblem na Boba Dylana ‒ po jego przyznaniu i po pierwszych sporach na temat słuszności tej decyzji stopniowo fakt ten zyskuje zrozumienie wśród coraz szerszej publiczności. Nie da się jasno rozgraniczyć słowa napisanego, wypowiedzianego i wyśpiewanego, i jeśli niewystarczająco dobrze dowiodły tego już sto lat temu kabarety literackie dwudziestolecia, to przekonać się o tym można choćby obserwując twórczość współczesnych zaangażowanych muzycznie poetów (na przykład Szczepana Kopyta) oraz zaangażowanych poetycko muzyczek (na przykład Alex Freiheit aka SIKSY). I choć postaci muzyków goszczą czasem w mainstreamie pola literackiego, to najczęściej w formie bohaterów biografii lub wywiadów rzek. Rzadko kiedy zdarza się, by pracę tekściarzy czy wokalistów traktowano jako działalność literacką. Mieszający teksty piosenek, utwory poetyckie i prozę wybór twórczości Patti Smith do tego właśnie nas nakłania, zacierając owe wątpliwe granice nie przez manifest ‒ tak jak ja teraz próbuję to robić ‒ lecz przez performatywną praktykę zestawienia, co jest o wiele lepszym sposobem.

Wezwanie Patti Smith „Nie gódź się!”, które znalazło się w tytule zbioru, miało dla mnie jeszcze jeden wydźwięk ‒ jako hasło tegorocznej edycji towarzyszyło pierwszej mojej wizycie na festiwalu Stacja Literatura. Pod tym hasłem festiwalowi goście podjęli dyskusję na temat poetyckich strategii odmowy i oporu, która dzięki obecności Ramiego Al-Aszeka mogła wyjść poza kontekst polski. Hasło to weszło również w bardzo pożądany rezonans z różnymi prezentowanymi w Stroniu Śląskim głosami poetyckimi. Choćby z trudną, eksperymentalną propozycją Marcina Podlaskiego, jednego z laureatów zeszłorocznego Połowu, o którym Dawid Mateusz napisał, że „ostatnie co można o nim powiedzieć, jest nazwanie go poetą poprawnym albo korzystającym z bezpiecznych foremek, w których stara się sprzedać nam swoje treści”. Albo z redefiniującą nasze relacje ze światem zwierzęcym książką Anny Adamowicz Animalia, która porzuca wszystkie utarte sposoby przedstawiania tego, co ludzkie i nieludzkie. Albo wreszcie z komiksem poetyckim Waruj, stworzonym przez duet Joanny Mueller i Joanny Łańcuckiej, który upomina się o miejsce dla wypowiedzenia kobiecych doświadczeń, przy okazji obnażając i rozmontowując wszechobecne residua struktur patriarchatu.

Podsumowanie to musi zawierać jeszcze ‒ obok retrospektywy ‒ element prospektywny. Skoro było „co już przeczytałem”, to musi być również „na co jeszcze czekam”. Otóż czekam z niecierpliwością na debiutancką książkę Przemka Suchaneckiego, która ‒ mam nadzieję ‒ dopełni mocny zestaw tegorocznych debiutów, w którym są już Nina Manel i Jakub Pszoniak. Myślę, że warto poczekać, nawet do końca grudnia.

O AUTORZE

Adam Partyka

ur. w 1994 r., krytyk literacki i teatralny, student filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, członek Kolektywu Kuratorskiego. Publikował w „Kontencie”, „Wizjach” i „Znaku”. Współpracuje z portalem e-teatr.pl w ramach projektu Nowa Siła Krytyczna.