debaty / ankiety i podsumowania

Nowe.języki.poezji @com.pl

Jakub Skurtys

Głos Jakuba Skurtysa w debacie „Nowe języki poezji”.

strona debaty

Nowe języki poezji

Zrób­my wszyst­ko, co było, co zosta­ło
do zro­bie­nia, żeby nie być jed­ny­mi z tych,
co już są.
J. Mar­kie­wicz, Apel pole­głych

„Nowe języ­ki poezji” – tak brzmiał wyj­ścio­wy temat dys­ku­sji, któ­ra odby­ła się w piąt­ko­wy wie­czór w Sien­nej i była przy oka­zji jedy­ną ofi­cjal­ną deba­tą kry­tycz­no­li­te­rac­ką 25. odsło­ny Sta­cji Lite­ra­tu­ra. Pora była póź­na i raczej nie­sprzy­ja­ją­ca, a goście i pro­wa­dzą­cy zmar­z­nię­ci, jak to wie­czo­ra­mi w górach. Kil­ka rze­czy uda­ło się jed­nak powie­dzieć, o kil­ka pospie­rać, na tyle zresz­tą inten­syw­nie, że z 45 minut zakła­da­nej roz­mo­wy zro­bi­ły się pra­wie dwie godzi­ny, a potem dla nie­któ­rych kolej­ne, w sytu­acjach już bar­dziej kulu­aro­wych i bal­ko­no­wych. Poja­wi­ły się też gło­sy, że może war­to by tę dys­ku­sję dokoń­czyć, roz­cią­gnąć, wyko­rzy­stać inne medium (bar­dziej sprzy­ja­ją­ce zor­ga­ni­zo­wa­nej reflek­sji), albo roz­sze­rzyć o nie­obec­nych. Z tej potrze­by zro­dzi­ła się idea dal­szej deba­ty. Z potrze­by i poczu­cia, że wciąż jest spo­ro do powie­dze­nia, bo sam pro­blem stwa­rza kil­ka przy­naj­mniej nie­po­ro­zu­mień, ale też pozwa­la wygrać róż­ne spo­ry i intu­icje z ostat­nich lat, któ­re z ukry­cia ura­bia­ły nasz poetyc­ki wyci­nek tor­tu. Niniej­szym zapro­sze­niem otwie­ra­my więc roz­mo­wę, wcze­śniej ogra­ni­czo­ną pan­de­micz­nie do gości Sta­cji.

Ale zanim to, i zanim sam spró­bu­ję wykla­ro­wać jakieś sta­no­wi­sko, paść musi kil­ka istot­niej­szych rze­czy w ramach przy­po­mnie­nia. Jako pro­wa­dzą­ce­mu tam­tą dys­ku­sję, przy­szło mi raczej mie­szać i mącić, niż porząd­ko­wać. Te kil­ka wąt­ków, któ­re wyda­wa­ły się istot­ne do poru­sze­nia jesz­cze przed samą dys­ku­sją, doty­czy­ło mię­dzy inny­mi a) rela­cji mię­dzy nowy­mi języ­ka­mi a „sta­rym języ­kiem” i w ogó­le „sta­rze­niem się” języ­ków poetyc­kich; b) nasze­go iście moder­ni­stycz­ne­go zapo­trze­bo­wa­nia na „nowość” albo raczej na poszu­ki­wa­nie nowych auto­rów jako uchwy­tów mar­ke­tin­go­wych oraz c) sta­tu­su tych „nowych języ­ków” w poezji i tego, czy wią­że się on rze­czy­wi­ście z jakąś pod­skór­ną zmia­ną spo­so­bów pisa­nia i myśle­nia o wier­szu, czy raczej z umac­nia­niem się kolej­nych gło­sów na sce­nie. Czy mitycz­ny „nowy język poetyc­ki” jest zatem kwe­stią jakie­goś odświe­że­nia w obrę­bie dobra wspól­ne­go, jakim jest język w ogó­le, czy raczej zawłasz­cze­nia i gro­dze­nia tego dobra poprzez sil­ne figu­ry kon­kret­nych pod­mio­tów arty­stycz­nych, owych – jak ich nazwał Harold Blo­om – sil­nych poetów?

Oczy­wi­ście z tych wąt­ków uda­ło się poru­szyć jeden, może dwa, a pyta­nia – począt­ko­wo kie­ro­wa­ne w stro­nę kry­ty­czek, redak­to­rek, aka­de­mi­czek itd. – począw­szy od Kac­pra Bart­cza­ka, przez Karo­la Mali­szew­skie­go, Joan­ny Muel­ler i Orską, aż po Jaku­ba Korn­hau­se­ra i (naj­młod­sze­go w tym gro­nie) Dawi­da Mate­usza – zmie­ni­ły kie­ru­nek i zaczę­ły pobrzmie­wać roman­tycz­ną reto­ry­ką kon­flik­tu. Skon­flik­to­wa­li się „mło­dzi” ze „sta­ry­mi”, czy­ta­ją­cy aka­de­mic­ko i czy­ta­ją­cy prag­ma­tycz­nie i anty­ka­no­nicz­nie, wspo­mi­na­ją­cy roz­strzy­gnię­cia wokół „bru­lio­nu” lub póź­niej­sze, wokół poli­ty­ki lite­ra­tu­ry, z tymi, któ­rzy zaczy­na­li już wol­ni od tych starć, zaczy­na­li bowiem „po Puł­ce”, „po Górze” i „po Kopy­cie”. Jak­kol­wiek zabrzmia­ło­by to dla czy­ta­ją­cej więk­szo­ści, mamy i takich poetów, a BL zawsze sta­ra­ło się sta­wać po stro­nie tego, co nad­cho­dzi. Na 25. Sta­cji na takie „jaskół­ki wio­sny” wyro­sło nam co naj­mniej kil­ka oso­bo­wo­ści: Michał Myt­nik, któ­ry prze­ko­nał publicz­ność swo­im nie­zo­bo­wią­zu­ją­cym wpusz­cza­niem osie­dlo­we­go, skej­ter­skie­go życia w wiersz, Julek Rosiń­ski, zwy­cięz­ca „Wier­sza i opo­wia­da­nia doraź­ne­go” z jesz­cze bar­dziej nie­zo­bo­wią­zu­ją­cym podej­ściem, któ­re zyska­ło już nazwę „poło­wicz­nej wyjeb­ki” czy Tosia Tosiek, dziel­nie włą­cza­ją­ca się w deba­tę w obro­nie poko­le­nio­we­go i wspól­no­to­we­go doświad­cze­nia rocz­ni­ków 2000+.

Może­my jed­nak sfor­mu­ło­wać w tym kon­tek­ście kil­ka mniej śro­do­wi­sko­wych i doraź­nych, a bar­dziej kry­tycz­no­li­te­rac­kich zagad­nień. Obok uni­wer­sa­li­zu­ją­cych pytań o to, czy i kie­dy dany język poetyc­ki sta­je się „sta­ry”, a więc skost­nia­ły i nie­przy­dat­ny (lub prze­ciw­nie: zbyt dobrze przy­swo­jo­ny i tym samym kano­nicz­ny), poja­wi­ły się też takie, jaki­mi cecha­mi musi się wyka­zać taki język, żeby nie uległ przed­wcze­snej petry­fi­ka­cji, żeby odna­lazł w każ­dym kolej­nym poko­le­niu „swo­ich poetów” (a jest to przy­pa­dek co naj­mniej kil­ku Mic­kie­wi­czów, Waży­ków, a ostat­nio rów­nież Ash­be­rych)? To pocią­gnę­ło za sobą kwe­stie istot­ne dla samej poezji i kry­ty­ki, któ­re w otwie­ra­ją­cym, filo­zo­ficz­no-lite­rac­kim mono­lo­gu wypro­wa­dził do dys­ku­sji Kac­per Bart­czak: o koniecz­no­ści prze­my­śle­nia miej­sca i funk­cji pod­mio­tu wobec współ­cze­sne­go wier­sza (sfunk­cjo­na­li­zo­wa­nia go, może nawet roz­pusz­cze­nia, a w każ­dym razie wymknię­cia się kon­wen­cji kon­fe­syj­nej), o pro­ble­mie zna­cze­nia i rela­cji zna­cze­nia do spo­so­bów dzia­ła­nia języ­ka (i dzia­ła­nia za pomo­cą języ­ka), o zdol­no­ści poezji do reago­wa­nia nie tyl­ko na powierz­chow­ne pro­ble­my współ­cze­sno­ści, ale też te głę­bo­kie, struk­tu­ral­nie zwią­za­ne z wyzwa­nia­mi wobec przy­szło­ści (czyż­by uto­pia jako waru­nek sku­tecz­no­ści?), wresz­cie o sąsiedz­two „nowych języ­ków” w poezji i kry­ty­ce oraz filo­zo­fii, o ich wza­jem­ną zależ­ność i cza­sem nawet nie­zbęd­ną pod­le­głość. Czy roz­po­zna­nie „nowe­go języ­ka poetyc­kie­go”, jakiejś nowej ener­gii, wyma­ga od nas cze­goś wię­cej, niż w mia­rę regu­lar­nej i uważ­nej lek­tu­ry wier­szy? Czy jest to przy­wi­lej kry­ty­ki, i to kry­ty­ki spo­glą­da­ją­cej zawsze w przód i łączą­cej lite­ra­tu­rę z tym, co wokół nas, czy może jest na odwrót: ener­gia w spo­sób mate­ria­li­stycz­ny wypeł­nia puby i jest pasmem, na któ­rym wspól­nie, ple­mien­nie wręcz nada­ją mło­dzi piszą­cy, pod­czas gdy kry­ty­ka nie­wie­le z tego rozu­mie i przy­cho­dzi zwy­kle spóź­nio­na?

***

Gdy­bym miał wska­zać kil­ka inte­re­su­ją­cych mnie zmian, kil­ka rze­czy, któ­re sta­ją się coraz bar­dziej istot­ne dla ogó­łu piszą­cych, ale szcze­gól­nie dobrze widać je w wier­szach naj­młod­szych, pew­nie wyod­ręb­nił­bym takie punk­ty (nie są to oczy­wi­ście postu­la­ty, raczej wstęp­ne roz­po­zna­nia):

1. Zmia­na lokal­nych patro­na­tów lirycz­nych: „mistrzow­skie” role Rober­ta Rybic­kie­go i Kon­ra­da Góry oraz poko­le­nio­we, mito­twór­cze zna­cze­nie patro­na­tu Tom­ka Puł­ki, któ­re­go liryzm i dyso­cja­cyj­ność pozwa­la połą­czyć eks­pe­ry­ment komu­ni­ka­cyj­ny z pra­gnie­niem pozo­sta­nia „poetą lirycz­nym”; ponad­to prze­war­to­ścio­wa­nia lek­tu­ro­we na korzyść pro­gra­mów Ada­ma Kacza­now­skie­go, Pio­tra Janic­kie­go czy Grze­go­rza Wró­blew­skie­go oraz umac­nia­nie się – w cen­trum i w offie – zna­cze­nia poezji Tom­ka Bąka.

2. Powol­na wymia­na patro­nów zagra­nicz­nych: cał­ko­wi­te zatar­cie się atrak­cyj­no­ści Fran­ka O’Hary i coraz bar­dziej scep­tycz­ne podej­ście do Joh­na Ashbery’ego w wer­sji Pio­tra Som­me­ra, za to się­ga­nie po nie­go w ory­gi­na­le lub z innych okre­sów; słab­ną­ca rola ame­ry­kań­skich anto­lo­gii, a rosną­ce zna­cze­nie sur­re­ali­zmu i dada­izmu, zarów­no wcze­sne­go, w roż­nych fran­cu­skich odmia­nach, jak i tego powo­jen­ne­go; kult róż­nych neo­awan­gar­do­wych dyk­cji zagra­nicz­nych, z klu­czo­wą rolą Toma­ža Šala­mu­na i wpro­wa­dza­ny­mi przez Bart­cza­ka poeta­mi lin­gwi­stycz­ny­mi.

3. Zuży­wa­nie się kate­go­rii „zaan­ga­żo­wa­nia” – przy­swo­je­nie poli­tycz­nych postu­la­tów ostat­niej deka­dy jako sta­nu zero poezji, co pro­wa­dzić musi do poszu­ki­wań w innych reje­strach, niż tyl­ko dekla­ra­tyw­na i for­mal­na wal­ka o „bycie poli­tycz­nym”. To reje­stry to głów­nie pró­ba odda­nia kolo­ry­tu i spe­cy­fi­ki wła­sne­go doświad­cze­nia poko­le­nio­we­go oraz jego mate­ria­li­stycz­nych pod­staw, odma­lo­wa­nia naj­bliż­sze­go śro­do­wi­ska i wcią­gnię­cia gwa­ry czy socjo­lek­tu w warun­ki coraz bar­dziej spe­cja­li­zu­ją­ce­go się pola poetyc­kie­go (wspo­mnia­ny Michał Myt­nik czy debiu­tu­ją­cy nie­daw­no Filip Matwiej­czuk).

4. Nasi­la­nie się kata­stro­ficz­nych ten­den­cji eko­kry­tycz­nych i eko­lo­gicz­nych, zwią­za­nych z poczu­ciem pla­ne­tar­ne­go kry­zy­su, wobec któ­re­go kwe­stie eko­no­micz­no-spo­łecz­ne sta­no­wią tyl­ko drob­ny wyci­nek (powra­ca­ją­ce echa przy­szłej kata­stro­fy u Anny Ada­mo­wicz, Jaku­ba Sęczy­ka, Rad­ka Jur­cza­ka czy Paw­ła Kusia­ka).

5. Prze­ciw­sta­wie­nie temu, co miej­skie i miesz­czań­skie tego, co wiej­skie i ludo­we, z istot­nym zwró­ce­niem uwa­gi na momen­ty chłop­skiej histo­rii w swo­jej bio­gra­fii, na przy­zna­nie się do popu­li­zmu (rozu­mia­ne­go pozy­tyw­nie) i zbio­ro­wo­ści, poję­tej jako anty-tech­no­kra­tycz­na i anty-eks­perc­ka wspól­no­ta wraż­li­wo­ści (linię tę widział­bym raczej jako roz­pro­szo­ną kon­ste­la­cję: od Kami­la Bre­wiń­skie­go, przez Mać­ka Bobu­lę, Justy­nę Kuli­kow­ską i Ninę Manel, aż po debiu­tu­ją­cą wkrót­ce Anto­ni­nę Tosiek).

6. Rosną­ca rola kolek­ty­wi­zmu, arty­stycz­nych kola­bo i wspól­nej, wie­lo­eta­po­wej pra­cy nad wier­sza­mi i odda­wa­ny­mi do dru­ku książ­ka­mi. Wią­że się to z kolei osła­bie­niem nar­cy­stycz­nych funk­cji pod­mio­tu oraz samej kre­acji auto­ra i pod­kre­śla­niem aspek­tów wspól­no­to­wych, wie­lo­ścio­wych czy wprost anty-toż­sa­mo­ścio­wych.

A może błą­dzę? Może ule­gam pre­sji cza­su i este­tyk, do któ­rych mi naj­bliż­szej? Może te „nowe języ­ki” nie sąsia­du­ją wca­le z neo­awan­gar­do­wym eks­pe­ry­men­tem, nowym mate­ria­li­zmem, poli­tycz­nym anga­żem czy kli­ma­tycz­ną kata­stro­fą, a nawet jeśli, to wła­śnie przez to nie są już w żaden spo­sób nowe, lecz aka­de­mic­ko i kry­tycz­nie ule­głe, roz­po­zna­ne, ujarz­mio­ne? Może – jak zwy­kle – poru­sza­my się w sta­rych, głę­bo­ko już wyżło­bio­nych kole­inach, któ­rym for­mę nada­ły XX-wiecz­ne spo­ry? Sprawdź­my.