debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Rozmawiać o poezji… rozmawiając o świecie…

Joanna Giza

Głos Joanny Gizy w debacie "Jak rozmawiać o poezji".

strona debaty

Zabieram głos w tej – jak nazwali ją “urzędnicy BL” – “wakacyjnej debacie” jako wieloletnia przyjaciółka Biura Literackiego, od samych narodzin projektu dopingująca Arturowi Burszcie i od lat bacznie śledząca kondycję środowiska poetyckiego w Polsce. “Jak rozmawiać dziś o poezji?” – pytają nas młodzi animatorzy kultury literackiej… Pytamy my sami… Ale o czym i po co tu rozmawiać? – uprzedzamy kolejne pytania? Czy jest (tu pytam organizatorów) zapotrzebowanie na imprezy promujące poezję współczesną?

To nie wyczerpuje limitu naszych pytań przy okazji tych zagadnień. Co to znaczy rozmawiać o poezji? I kto miałby o niej i po co rozmawiać: krytycy, uznani twórcy, badacze, czytelnicy, obserwatorzy, wydawcy, młodzi adepci poezjowania? Rozmawiać, by poznawać, czegoś w tej poetyckiej wodzie (czy raczej – zupie?) dochodzić, czy szukać kontaktów, relacji w środowisku poprzez zaprzyjaźnianie się z innymi poetami? Ale kto – jeśli w ogóle ktoś – chce się dziś z poetami zaprzyjaźniać i w jakim celu? Czy współczesnym, poza codzienną porcją papki informacyjno-reklamowo-rozrywkowej, coś jeszcze jest potrzebne? Czy chcemy o poezji rozmawiać w celach marketingowych, promocyjnych, czy informacyjnych, naukowych, estetycznych, artystycznych, kulturotwórczych, towarzyskich i integracyjnych? Czy satysfakcjonuje nas snobizm corocznych bywalców Portu i Festiwalu oraz tych innych, kilku na krzyż wydarzeń/eventów promocyjnych/spotkań i warsztatów poetyckich?

Ta multiplikacja nowych pytań, zamiast oczekiwanej odpowiedzi, moim zdaniem wynika stąd, że pytanie zostało sformułowane zbyt wąsko i opacznie. Może pytanie powinno brzmieć: kto mówi dziś o poezji?

Za moim ulubionym poetą współczesnym, Eugeniuszem Tkaczyszynem-Dyckim, który w wierszu “CCCLXV. Zaczepka”1 napisał: “(…) każdy poeta jest zbokiem, pisząc wiersze z Bogiem i mimo Boga” – uważam, że poezja ufundowana jest na konflikcie – albo moralnym, albo ontologicznym i ten stan skonfliktowania twórcy ze światem i sobą samym, to rozdarcie wewnętrzne, warunkują jej siłę, treść i jakość (wielowymiarowość). Jeśli nie ma tego wewnętrznego napięcia, nie będzie go i na zewnątrz, po czytelniczej stronie. Ten konflikt tostatus quo poezji, ma podwójne działanie, z jednej strony przyciąga do poezji, z drugiej od niej odsuwa, odstrasza, utrudnia jej odbiór… I tu – przy okazji kolejny paradoks – poezja to jedyna przestrzeń, w której konflikt taki gwarantuje spójność, melodyjność i harmonijność konstrukcji, a ból zawarty w słowie działa uspokajająco jak mantra. Taka poezja wreszcie znosi konflikt i sublimuje napięcie podmiotu.

Wróćmy jeszcze do początków rozważania. Pytanie o poezję – tak jak pytanie o kulturę – to pytanie o to: jaki jest i czego potrzebuje dzisiejszy świat. Poezja bowiem jest (a przynajmniej – powinna) być tegoż świata częścią… I tu zbliżamy się – jak zwykle do uniwersaliów, mianowicie do pytania: co było pierwsze: kura czy jajko, świat czy słowo (poezja?)… Jednak jakkolwiek byśmy nie odpowiedzieli, z jednym możemy się chyba zgodzić, że poezja winna nadawać ton przemianom świata i pokazywać kierunki zmian: ewolucji, a może – rewolucji… Ale czy przy tym poezja jest nadal od opisywania i syntezowania świata?

Wydaje się, że mamy tylko dwie drogi: drogę misji i rewolucji oraz drogę syntezy i opisu. Albo tworząc, uprawiamy sztukę, albo działalność (polityczną, ideologiczną)… Kim jesteśmy w świecie i czym dla świata – jako poeci? Orężem, narzędziem i środkiem, tubą, relaksem?

Skamander był tylko jedną z rzek opływających Troję… A dziś wydaje się, że potrzebny nam jest jeszcze Simoeis. Poezja to spięcie emocjonalne pomiędzy wersami, musi rozwijać się w obu kierunkach: ludycznym i patosu. W naszym świecie mroczna wizja Witkacego powoli triumfuje. Zatracenie indywidualizmu, degrengolada i dekadencja odzwierciedlają się też w coraz mniejszym zainteresowaniu liryką. Jeżeli zatem żądamy zrywu, który budowałby nowe wartości, wskazywał prawdę, powinniśmy jak najcześciej rozmawiać o poezji i pisać poezję, ale czy dzisiejsze rozmnożenie bytów poetyckich nam to gwarantuje? Czy o taką poezję nam chodzi? Zagubienie ludzi w świecie metafizycznym jest aż nazbyt widoczne. Jedno jest pewne – potrzebni są poeci, którzy albo z patosem, albo z kolokwialnym jajem wskażą drogę. Niech zatem liryka stwarza sens… A my stwarzajmy sensowne festiwale, adekwatne do potrzeb, zainteresowań, oczekiwań… A tak na marginesie – czy ktoś pokusił się o jakies badania statystyczne i ankiety w kwestii liczebności zainteresowania tego typu działaniami?

“Masz stopy w błocie, masz głowę w ciemnościach/ Człowieku, jakże żałosny jest twój stan/Drażniony chorobami, po uszy w wątpliwościach/ Już nie wiesz, czy być tutaj, czy iść tam/ Jak mieć nadzieję w sercu i nie stać w kącie/ Gdy nie ma gwiazdy na horyzoncie?!” (A. Crowley)

Na koniec mojej próby tematu zacytuję jeszcze ten wyimek z poezji Tkaczyszyna-Dyckiego: “Tyle jest spraw do omówienia/w poezji chociażby smierć/Wielogórskiej którą w tym wierszu/chciałbym zapewnić o pamięci (…)”. “(lecz to nie wchodzi w zakres/tego wiersza? Przypomnijmy że w zakres/dobrej poezji wchodzą nie tyle cmentarne/i pocerkiewne kamienie co kamienie/w ogóle i od lat nieczytelne inskrypcje” – dodaje autor, niejako definiując poezję i jej funkcję… Poezja zachowuje i przechowuje kamienie, które są tu metaforami – nagrobka, grobu, śmierci, pamięci, przemijania… Ale jak mówić o takiej poezji? Stojąc na krawędzi, nad przepaścią – jak to zresztą czyni Dycki? Bo czyż istnieje język katastrofy, śmierci i cmentarzy? Jak więc w ogóle rozmawiać o poezji, skoro poezja traktuje o tym, co niemożliwe, nieistniejące, skryte, niewysłowione, krańcowe?… Czy mamy odpowiednie metafory, skróty, platformy i środki dla takich tematów i dziedzin w życiu publicznym? To także i moje pytanie. Zamiast więc odpowiedzi na zadane, dołożyłam swój prywatny znak zapytania… Czy w ogóle poezja jest nam dziś jeszcze do czegoś potrzebna? Jak mówić o tym, co korzysta z zasłony? I co – mimo iż potrzebuje odsłonięcia (i w takim z reguły celu powstaje), wciąż zasłania?


[1] E. Tkaczyszyn-Dycki, Oddam wiersze w dobre ręce, Wrocław 2010, s. 405.

O AUTORZE

Joanna Giza

Warszawianka rocznik 1970, dr n. hum., literaturoznawca, ongiś dziennikarka prasowa i telewizyjna, pedagog akademicki i filozof-etyk - przez lata pozarządowiec i koordynatorka ogólnopolskiego projektu "Kawiarnia Poetycka", a obecnie od 2 lat psychoterapeuta i psycholog kliniczny, prowadząca terapię pozytywną i interwencję kryzysową m.in. z wykorzystaniem metody narracyjnej.