VII [z Balu w Operze]
Przez ul. Zdobywców,
Przez Annasza, Kajfasza,
Przez Siwą, przez św. Tekli
I Proroka Ezdrasza,
Przez Krymską, przez Kociołebską,
Przez Gnomów i przez Dziewic,
Przez Mysią, Addis-Abebską
I Łukasza z Błażewic,
Przez Czterdziestego Kwietnia,
Przez Bulwary Misyjne –
Jadą za miasto wozy
Asenizacyjne.
Z facjatki budy drewnianej
Tłusta panna wygląda:
– Która godzina, gówniarzu?
– Piąta, kurwo, piąta…
I przez puste ulice
Jadą dalej i dalej.
Panna przed siebie patrzy
I papierosa pali.
Widzi dom czerwony,
Nowo zbudowany,
Ludzie już mieszkają
W nieotynkowanym.
W jednym oknie gąsiory
Z wiśniakiem i jagodnikiem,
Za oknem wietrzyk igra
Różowym balonikiem.
Na żelaznym balkonie
Łbem na dół wisi zając,
Łąkę przewróconą
Jeszcze oglądając.
Pan w spodniach, ale boso,
Na drugi balkon wyszedł,
Ziewa, patrzy na niebo,
Szelki mu z tyłu wiszą.
Chaplin z dykty wycięty
Krzywo stoi przed kinem.
Przejechał na rowerze
Policjant z karabinem.
Na potłuczonej szybie
Sklepu z konfekcją „Lolo”
Widać kawałek gazety:
Litery IDEOLO…
Widać blachę z napisem:
Golenie 20 gr.
Strzyżenie 40 gr.
Manikir 60 gr.
Przeleciała taksówka,
Podskakując w pędzie,
Jedzie gruby z wędką,
Ryby łowić będzie.
Z piwnicy wędliniarza
Gorąca para wali,
Panna patrzy przed siebie
I papierosa pali.
Minister i sztuka
Pan minister się spóźnił na początek,
A gdy przyszedł – z oburzenia zbladł:
Podejrzany, niebezpieczny wątek,
Skonfiskować! Niech mają naukę!
… Pan minister się spóźnił na sztukę
O pięć minut i piętnaście lat.
Życie codzienne
Tajemniczeją rzeczy, fantastycznieją zdania,
I mówić coraz trudniej, i milczeć coraz boleśniej,
Obrastają natrętnym szeptem głębiny mieszkania,
Krzesło, przy stole zaczęte, melodią kończy się we śnie.
Z dnia na dzień więcej znaczy każde słowo codzienne,
Mchem wieków obrośnięte, korci ukrytą pierwszyzną.
Przykładam ucho do mebli – słyszę szumy tajemne:
Skarżą się dęby, skarżą i płaczą za ojczyzną.