Kochanka Norwida

25/03/2014 liryka

Nowa książka Dyckiego to przelana na papier anatomia pamięci – z jej ciemnymi i jasnymi zakamarkami. W Kochance Norwida dostrzegamy, w jaki sposób dorastanie w cieniu chorej psychicznie matki wykształciło w autorze szczególną emocjonalną wrażliwość. Dycki stał się poetą w chwili, kiedy matka opowiedziała mu, wówczas małemu chłopcu, że ma romans. Z Norwidem. Prywatność Dyckiego owiana jest tajemnicą, niemniej w kolejnych tomach ujawnia on nie tylko intymne szczegóły swego życia, ale także autentyczne historie, w których mierzy się z własną, skomplikowaną tożsamością.

Wydawca
Biuro Literackie
Miejsce
Wrocław
Wydanie
1
Data wydania
2014-05-26
Gatunek
Liryka
Seria
Poezje
Ilość stron
68
Format
162 x 215 mm
Oprawa
miękka
Papier
Alto 1,5 90g
Projekt okładki
Wojtek Świerdzewski
Projekt opracowania graficznego
Artur Burszta
ISBN
978-83-63129-63-7
spis treści

I. Piosenka o deportacjach
II. [powiedziano wszak i dowiedziono]
III. Hrudeńszczyzna
IV. [śliczny śliczny kościółek]
V. [śliczny śliczny kościółek]
VI. Płacz
VII. [otóż zdradził choć pielgrzymował]
VIII. [obudziłem się w nocy]
IX. Kochanka Norwida
X. [z jaką polszczyzną na ustach]
XI. [na ulicach wielkich i małych]
XII. [do młyna w Budomierzu jechaliśmy]
XIII. [jeżeli ktoś chciał mógł pojechać]
XIV. [jeżeli ktoś chciał mógł pojechać]
XV. [przemianowali ulice generała]
XVI. [niechaj wystarczy nam to]
XVII. Złudzenie
XVIII. [to ciało mogło być moje]
XIX. Na motywach bajki
XX. [przynajmniej jeden list i jeden wiersz]
XXI. Piosenka o trzech podbródkach
XXII. Piosenka o dawcy i biorcy
XXIII. [wszystko zaś zaczęło się w 1962 roku]
XXIV. Piosenka o aferach seksualnych
XXV. [zaatakował mnie i zanegował wściekły]
XXVI. [ten sam który mi się objawił]
XXVII. [zaatakował mnie i zanegował wściekły]
XXVIII. [na moich oczach wywlekli ją]
XXIX. [na moich oczach wywlekli ją]
XXX. [mężczyzna zaś który ją związał]
XXXI. [mnie to zaprawdę]
XXXII. [w tym domu nigdy nie było]
XXXIII. [z wiekiem coraz trudniej]
XXXIV. [ponoć Józef Ignacy Kraszewski]
XXXV. [ponoć dzięki Kraszewskiemu]
XXXVI. Obrona konieczna
XXXVII. Stworzonka
XXXVIII. Wymyk
XXXIX. Darmocha
XL. [to nieprawda że grzech nie przylega]
XLI. [grzeszyliśmy w owych siedmiu czynnych]
XLII. [jeszcze jestem młody i nie mam nic]
XLIII. Krowa
XLIV. Dosłownie zewsząd spadają na nas pociski śmierci
XLV. Szmaty
XLVI. Zupa owocowa na kościach
XLVII. Ksywki
XLVIII. [przyszedłem tutaj jako Bełski]
XLIX. [na ulicach wielkich i małych]
L. [uciekaliśmy przed sobą na ulicach]
LI. Piosenka o gawronie
LII. [wiele jest wierszy natchnionych]
LIII. [wracałem tymczasem z Lisich Jam]
LIV. Piosenka o fisiu
LV. [w każdej podejrzanej sytuacji dawałem]
LVI. [zamiast „idź” mówiła „idy,]
LVII. Zawsze u siebie
LVIII. [co za wstyd wojsko polskie nikogo]
LIX. [krzycz matka krzycz a przyleci]

opinie o książce

Kochanka Norwida to metaforyczny dowód na dojrzałość poetycką opierającą się na konfrontacji przeszłości (pod postacią klasycyzmu i tradycji romantycznych) z teraźniejszością (czyli awangardowością oraz potocznością przekazu). Tom ten jest owocem zmagań ze światem i przede wszystkim z samym sobą, a poszczególne utwory (jako “stworzonka aseksualne”) tarczami wspomagającymi obronę człowieka jako konglomeratu wielu “nieszczęść”.

Przemysław Koniuszy

To, co skrzętnie ukrywane w zbiorowej pamięci Polaków i Polek, poeta wydobywa na światło dzienne właśnie za sprawą mowy wiązanej, dużo lepiej radzącej sobie ze sprzecznościami niż dyskursywne i nierzadko toporne dzieła historyków pielęgnujących narodowy habitus.

Marcin Sierszyński

Istnieje wiele książek wybitnych, ale tylko do niektórych chce się wracać i właśnie jedną z takich jest Kochanka Norwida Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. Fascynuje mnie w niej lawirowanie pomiędzy światem poezji a światem rzeczywistym. Tomik układa się w nieprzerwaną melodię, co jest znamienne u poety, poprzez powtarzalność danych fraz w kolejnych wierszach. Postać matki intryguje, chce się ją odbierać różnorako; czy to destylując jej obraz dla siebie, czy to widząc ją przez pryzmat podmiotu mówiącego.

Gabriela Iwińska

Jest w tej poezji coś starego, klasycznego, ale jednocześnie czuć powiew nowości i awangardę. I czasami czytając jego kolejny wiersz, odnoszę wrażenie, jakby był napisany specjalnie dla mnie i wyrażał moje myśli lepiej niż ja sama.

Sylwia Biały

Poezja biograficzna. Tak określiłabym Kochankę Norwida Tkaczyszyn-Dyckiego. Każdy wiersz stanowi pamiątkę różnych życiowych sytuacji od wspomnień matki przez dziecinne lata Dycia aż do głębokich autorefleksji nieszczęśliwego człowieka poszukującego własnej tożsamości oraz czyniącego rachunek sumienia. Kochanka Norwida to także rozrachunek z poezją, która jest przesycona metaforami tak bardzo, że staje się sztuczna, daleka czytelnikowi. Poeta jest rozczarowany twórczością liryczną, gdyż niewiele jest wierszy “do których wchodzę jak do domu/w Wólce Krowickiej i rozrabiam/bo poezja/musi być rozróbą musi się podobać”. Tkaczyszyn-Dycki pyta także sam siebie, czy jego wiersze nie są jedynie rozpaczliwym, lecz niezrozumiałym skrzekiem gawrona, podczas gdy tłum domaga się: “Mów po polsku,/mów po polsku s…..synie!”.

Natalia Marcinkiewicz

Wymknął się językowi ukraińskiemu, chachłackiemu, przeszedł na stronę polszczyzny, zamieszkał w wierszach innych poetów. W tym tomie przywołuję choćby Zuzannę Ginczankę. Oczywiście ten wymyk jest nie do końca możliwy – wiersze rodzą się z pamięci, z “krwawych szmat” matki, jednak coraz trudniej czerpać z tego źródła. Dycki stosuje więc rozmaite strategie ucieczek, mnoży pseudonimy, jest Bełskim, Polańskim i krową. Jest świadom wszystkich pułapek, konwencji i z tej świadomości czyni swój atut.

Justyna Sobolewska

Jak zawsze nowe wiersze Dyckiego grają refrenami, wariantami, odbiciami, kontradykcjami. (…) “Piosenka o deportacjach”, cykl wierszy otwierający książkę, znakomicie wprowadza “w mgłę”, która rozciąga się nad obrazami przeszłości. Są niewiarygodne (“nikt nie wierzy w moją przeszłość”), ale – jak gęsta mgła – wciskają się wszędzie. Są bytem schizofrenicznym, jawą poplątaną z omamem, chorą percepcją, psychozą, wcieleniem w nie swoją rolę (“Kochanka Norwida”) i nie swoje ciało (“Złudzenie”). Wydaje mi się, że silniej niż kiedykolwiek dotąd są cierpieniem.

Piotr Śliwiński

Twórczość Tkaczyszyna-Dyckiego niemal konstytuuje poczucie wiecznego napięcia, konieczność przeciwstawiania języka “chachłackiego” i literackiej polszczyzny, kontrast między ukraińskimi korzeniami i polską tożsamością. Być może właśnie stąd bierze się konieczność odnalezienia własnego miejsca w literaturze.

Barbara Englender

Niewielu jest już poetów, którzy potrafią w tak intymny i subtelny sposób zwracać się ku przeszłości.

Marcin Pawlik

Tkaczyszyn-Dycki przenosi czytelnika do krainy swojego dzieciństwa, małej ojczyzny, na wschodnie rubieże Polski. Młodość ta jednak pozbawiona została beztroski. Wiersze, wchodzące w skład tomu, nie są miłymi wspomnieniami, do których chce się wracać – to raczej coś, o czym nie można zapomnieć. Poeta opowiada historię swojej matki, tytułowej kochanki Norwida, która wywarła wpływ na jego przyszłą twórczość. Mamy więc pogranicze polsko-ukraińskie, żołnierzy, deportacje i, co chyba najważniejsze, poszukiwanie własnej tożsamości.

Monika Piotrowska-Wegner

inne książki autora

teksty i materiały o książce w bibliotece