debaty / ankiety i podsumowania

Poetycka książka trzydziestolecia: rekomendacja nr 8

Paweł Kaczmarski

Głos Pawła Kaczmarskiego w debacie „Poetycka książka trzydziestolecia”.

strona debaty

Poetycka książka trzydziestolecia: wprowadzenie

Andrzej Sosnow­ski, Sezon na Helu

Jeśli nale­ża­ło­by wska­zać jed­ną, naj­bar­dziej wpły­wo­wą książ­kę poetyc­ką napi­sa­ną po pol­sku po 1989 roku, musia­ła­by to być książ­ka Andrze­ja Sosnow­skie­go – oczy­wi­ście inni auto­rzy docze­ka­li się więk­szej popu­lar­no­ści, ale to Sosnow­ski w naj­więk­szym stop­niu prze­kształ­cił język pol­skie­go wier­sza. Jeśli w ostat­nim trzy­dzie­sto­le­ciu poetyc­ka pol­sz­czy­zna prze­szła jakie­kol­wiek rewo­lu­cje, w każ­dej z owych rewo­lu­cji udział mia­ły z pew­no­ścią tek­sty i pomy­sły Sosnow­skie­go.

Pyta­nie brzmia­ło­by: któ­rą kon­kret­ną książ­kę wska­zać jako naj­waż­niej­szą? Może debiut, a może coś z Sosnow­skie­go póź­niej­sze­go (Poems jako zwień­cze­nie „Tęczo­wej try­lo­gii”? Dom ran jako książ­ka naj­bar­dziej otwar­cie poli­tycz­na?). A może któ­ryś z tomów bar­dziej kon­cep­tu­al­nych, poema­to­wych (Kon­wój. Ope­ra? Nouvel­les impres­sions d’Amerique? Tra­wers?).

Osta­tecz­nie wska­zał­bym jed­nak Sezon na Helu – książ­kę naraz repre­zen­ta­tyw­ną dla wcze­sne­go Sosnow­skie­go i zapo­wia­da­ją­cą już na róż­ne spo­so­by tema­ty czy wąt­ki istot­ne dla ksią­żek o ponad deka­dę póź­niej­szych. To dla mnie nadal Sosnow­ski w jakimś sen­sie wyde­sty­lo­wa­ny.

 

Kon­rad Góra, Requ­iem dla Sad­da­ma Husaj­na i inne wier­sze dla ubo­gich duchem

Pierw­szy tom wier­szy Kon­ra­da Góry był jed­nym z naj­bar­dziej wycze­ki­wa­nych debiu­tów ostat­nich dekad – i zgod­nie z ocze­ki­wa­nia­mi wywarł bar­dzo duży wpływ na wie­lu auto­rów i wie­le auto­rek mło­de­go poko­le­nia. Ale istot­ność poezji Góry nie wyni­ka tyl­ko z wpły­wu na mło­de poko­le­nie: jego fascy­na­cja zapo­mnia­ny­mi i pery­fe­ryj­ny­mi obsza­ra­mi pol­sz­czy­zny, połą­czo­na ze szcze­rym, kon­se­kwent­nym anar­chi­zmem i wyczu­le­niem na mniej­szo­ścio­we gło­sy, oka­za­ła się dla pol­skiej poezji nie­zwy­kle wyzwa­la­ją­ca. Góra naraz przy­po­mniał zapo­mnia­ne obsza­ry poetyc­kiej tra­dy­cji i auten­tycz­nie wyeman­cy­po­wał pol­ski wiersz spod dyk­ta­tu róż­ne­go rodza­ju języ­ko­wych mód i post­po­li­tycz­ne­go zbla­zo­wa­nia.

 

Szcze­pan Kopyt, Sale sale sale

Ta odmia­na wier­sza poli­tycz­ne­go, któ­ra wykla­ro­wa­ła się w pol­sz­czyź­nie trzech ostat­nich dekad i była pod­sta­wą nie­jed­nej kry­tycz­no­li­te­rac­kiej dys­ku­sji o poetyc­kim zaan­ga­żo­wa­niu, nie mogła­by w ogó­le zaist­nieć bez twór­czo­ści Szcze­pa­na Kopy­ta. Ale jego wier­sze ofe­ru­ją dużo wię­cej; w wiel­kim stop­niu przy­czy­ni­ły się choć­by do zre­de­fi­nio­wa­nia kate­go­rii wznio­sło­ści, iro­nii i powa­gi w pol­skiej poezji, a przy tym wpro­wa­dzi­ły do niej poto­czy­sty, kla­row­ny ton koja­rzo­ny zwy­kle z poezją New World czy też tra­dy­cja­mi ame­ry­kań­skiej poezji mówio­nej i sce­nicz­nej. Wska­za­nie naj­bar­dziej wpły­wo­wej książ­ki Kopy­ta to zada­nie bar­dzo trud­ne: jeśli sta­wiam osta­tecz­nie na Sale sale sale, to dla­te­go, że jest do dziś tomem naj­mniej pola­ry­zu­ją­cym kry­tycz­no­li­te­rac­kie pole – może naj­mniej kon­tro­wer­syj­ną, ale naj­bar­dziej powszech­nie doce­nia­ną.

 

Tomasz Puł­ka, Zespół szkół

Przed­wcze­śnie zmar­ły Tomasz Puł­ka to poetyc­ki głos pod­bu­do­wu­ją­cy całą gene­ra­cję pol­skie­go wier­sza; jego wpływ odkry­wa­my, w mniej bądź bar­dziej oczy­wi­stej for­mie, „na zaple­czu” nie­mal wszyst­kich naj­istot­niej­szych ksią­żek poetyc­kich auto­rów nowe­go poko­le­nia. Jego namysł nad związ­ka­mi gra­ma­ty­ki i pod­mio­to­wo­twór­czych kon­wen­cji spo­łecz­nych, nad sło­wem „się” i rolą zaim­ków, naraz wyzna­cza i obja­śnia kie­ru­nek naj­bar­dziej obie­cu­ją­cej poli­tycz­no-lite­rac­kiej reflek­sji o języ­ku; jed­no­cze­śnie wier­sze Puł­ki sta­no­wią naj­le­piej widocz­ny pomost mię­dzy poezją mło­de­go poko­le­nia a twór­czo­ścią Andrze­ja Sosnow­skie­go. Zespół szkół to bodaj naj­bar­dziej doj­rza­ła książ­ka Puł­ki, naj­bar­dziej spój­na w swo­jej pro­gra­mo­wej war­stwie.

 

Justy­na Bar­giel­ska, Dwa fia­ty

To książ­ka, w któ­rej wykla­ro­wał się poetyc­ki głos Justy­ny Bar­giel­skiej – jed­nej z naj­pow­szech­niej doce­nia­nych twór­czyń współ­cze­sne­go pol­skie­go wier­sza. Języ­ko­wa prze­wrot­ność Bar­giel­skiej, nie­oczy­wi­sty ero­tyzm, nie­oczy­wi­sta reli­gij­ność, nie­oczy­wi­ste prze­two­rze­nia figur dziec­ka i dzie­cię­ce­go myśle­nia – wszyst­ko jest tu nie­ba­nal­ne, nie­na­iw­ne, zaska­ku­ją­ce, naraz bar­dzo poważ­ne i bar­dzo dow­cip­ne. Bar­giel­skiej uda­ło się przy tym w cie­ka­wy spo­sób prze­two­rzyć gen­de­ro­we kon­wen­cje pol­skiej lite­ra­tu­ry – to wier­sze otwar­cie „kobie­ce”, któ­re w żaden spo­sób nie dają się wpi­sać w post- czy neo­ro­man­tycz­ny spo­sób myśle­nia.

 

Darek Foks, Wier­sze o fry­zje­rach

Wybór jed­nej repre­zen­ta­tyw­nej książ­ki Dar­ka Fok­sa – nie­stru­dzo­ne­go eks­pe­ry­men­ta­to­ra, spad­ko­bier­cy sytu­acjo­ni­stycz­ne­go „dzie­dzic­twa”, mistrza lite­rac­kie­go dow­ci­pu i jed­ne­go z naj­istot­niej­szych żyją­cych auto­rów wier­sza zaan­ga­żo­wa­ne­go – wyda­je się nie­moż­li­wy, bo „repre­zen­ta­tyw­ny Foks” zwy­czaj­nie nie ist­nie­je: zmie­nia się z książ­ki na książ­kę, ska­cząc mię­dzy kon­cep­ta­mi i poza kon­cep­ta­mi, nie daje się przy­szpi­lić i dookre­ślić. Może więc trze­ba wska­zać na książ­kę, od któ­rej się zaczę­ło – świet­ny samo­dziel­nie zbiór wier­szy, sta­no­wią­cy rów­no­cze­śnie zwia­stun nie­sa­mo­wi­tych rze­czy, któ­re Foks miał w kolej­nych latach zro­bić z pol­skim wier­szem.

 

Jerzy Jar­nie­wicz, Maki­jaż

Trud­no wyobra­zić sobie dziś pol­ską poezję bez Jerze­go Jar­nie­wi­cza – naj­od­waż­niej­sze­go i naj­bar­dziej czu­łe­go spo­śród twór­ców współ­cze­sne­go ero­ty­ku, prze­ni­kli­we­go kry­ty­ka wszel­kich spo­łecz­nych i kul­tu­ro­wych dogma­tów, naj­bar­dziej bodaj kon­se­kwent­nie i odważ­nie łączą­ce­go zasad­ni­czą nie­uf­ność wobec żywe­go języ­ka z fascy­na­cją tym­że. Maki­jaż to książ­ka do pew­ne­go stop­nia prze­ło­mo­wa dla twór­czo­ści Jar­nie­wi­cza – sygna­li­zu­ją­ca przej­ście od wyci­szo­nej, bar­dziej eks­pli­cyt­nie filo­zo­ficz­nej dyk­cji tomów poprzed­nich do poezji bar­dziej znar­ra­ty­wi­zo­wa­nej, a jed­no­cze­śnie bar­dziej intym­nej i dow­cip­nej.

 

Tomasz Bąk, [beep] gene­ra­tion

Tomasz Bąk to bodaj naj­bar­dziej obie­cu­ją­cy spo­śród żyją­cych pol­skich poetów i poetek: cią­gle, tech­nicz­nie rzecz bio­rąc na począt­ku dro­gi twór­czej, jest już auto­rem warsz­ta­to­wo w peł­ni roz­wi­nię­tym, przede wszyst­kim zaś – nie­sły­cha­nie bra­wu­ro­wym i bez mała genial­nym w swo­jej zdol­no­ści łącze­nia codzien­nych obser­wa­cji z ana­li­zą pod­skór­nych, ukry­tych mecha­ni­zmów ludz­kich zacho­wań i spo­łecz­nych inte­rak­cji. Gdy do tego doło­żyć nie­sły­cha­ną spraw­ność dłu­giej, poema­to­wej for­my, fan­ta­stycz­ne poczu­cie humo­ru i bez­par­do­no­we ata­ki na siły Spek­ta­klu, pań­stwa i kapi­ta­łu – a tak­że spe­cy­ficz­nie czu­łą kpi­nę pod adre­sem wszech­obec­nej pol­skiej prza­śno­ści i rzą­dzą­cych naszą zbio­ro­wą wyobraź­nią ste­reo­ty­pów – mamy do czy­nie­nia z gło­sem zupeł­nie nie­po­wta­rzal­nym. [beep] gene­ra­tion, dru­ga spo­śród trzech wyda­nych dotąd ksią­żek Bąka, docze­ka­ła się jak dotąd naj­szer­szej recep­cji – i jako taką uznać ją moż­na za naj­bar­dziej wpły­wo­wą.

 

Kira Pie­trek, Język korzy­ści

Debiu­tanc­ka książ­ka Kiry Pie­trek sta­no­wi­ła istot­ne roz­wi­nię­cie i dopeł­nie­nie mło­dej zaan­ga­żo­wa­nej dyk­cji, a przy tym zupeł­nie samo­dziel­ny, pory­wa­ją­cy poetyc­ki pro­jekt: sub­tel­nie kon­cep­tu­al­na, nie­prze­jed­na­na w poli­tycz­nej kry­ty­ce zbio­ro­wej wyobraź­ni, sku­pio­na na dywer­syj­nych dzia­ła­niach na tyłach wro­ga – na przy­kład w języ­kach rekla­my i kor­po­ra­cji – poezja Pie­trek na każ­dym kro­ku zachwy­ca ory­gi­nal­no­ścią i bra­wu­rą. Spo­iwem jest tu zaś bar­dzo szcze­ra, nie­ukry­wa­na, zapra­sza­ją­ca fascy­na­cja twór­czym poten­cja­łem języ­ka – ujaw­nia­nym nawet tam, gdzie spo­dzie­wa­li­by­śmy się wyłącz­nie mani­pu­la­cji i instru­men­ta­li­za­cji – i wła­śnie owo odda­nie języ­ko­wej fascy­na­cji, poetyc­kim impul­som czy pory­wom, wyno­si Pie­trek na pozy­cję jed­ne­go z naj­waż­niej­szych i naj­bar­dziej obie­cu­ją­cych mło­do­po­etyc­kich gło­sów.

 

Ilo­na Wit­kow­ska, Splen­di­da real­ta

Debiu­tanc­ka książ­ka Wit­kow­skiej otwo­rzy­ła dro­gę nowe­mu, nie­me­dy­ta­cyj­ne­mu, żywo zain­te­re­so­wa­ne­mu spo­łecz­ny­mi pro­ble­ma­mi poetyc­kie­mu mini­ma­li­zmo­wi; jed­no­cze­śnie sta­no­wi­ła waż­ny krok we wpro­wa­dza­niu do pol­skie­go wier­sza per­spek­ty­wy post­hu­ma­ni­stycz­nej, w ory­gi­nal­ny i rady­kal­ny spo­sób pod­cho­dząc do kwe­stii zwie­rzę­cej „obec­no­ści” w lite­rac­kim języ­ku. A do tego Wit­kow­ska kon­se­kwent­nie wal­czy z prze­sy­tem iro­nii w pol­skiej poezji, pro­po­nu­jąc gorz­ki, ale czu­ły humor zmniej­sza­ją­cy raczej niż zwięk­sza­ją­cy dystans do fun­da­men­tal­nych etycz­nych pytań.

O AUTORZE

Paweł Kaczmarski

Urodzony w 1991 roku. Krytyk literacki, pisze głównie o poezji współczesnej. Redaktor działu recenzji książkowych w „Ricie Baum” oraz „8. Arkusza”, dodatku młodopoetyckiego do miesięcznika „Odra”. Współpracownik czasopisma naukowego „Praktyka Teoretyczna”. Mieszka we Wrocławiu.

Inne głosy w debacie