
Hotel, Makijaż, Piosenki
nagrania / wydarzenia Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Mariusza Grzebalskiego, Jerzego Jarniewicza i Bartłomieja Majzla podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejFragmenty książki Mariusza Grzebalskiego Negatyw.
Ta ciężko zawieszona
na kranie jak mokry płaszcz
szczupła dziewczyna, jej
mąż z napiętym przez alkohol
bębnem głowy, gotowy roztrząsać
bez końca wyższość Platona
nad społeczną nauką Hegla,
ten niewielki wzrostem, lecz silny,
z hiszpańską bródką aspirant
fenomenologicznej drogi Husserla,
a jednocześnie handlarz zamkami,
ten znający równie dobrze zapis
nutowy Sonaty deszczowej Chopina,
co kilka ciekawszych fragmentów
krytyk Kanta na pamięć trzydziestolatek,
nerwowo zaczesujący włosy na skroni,
ten krzywo uśmiechnięty, teraz
bardzo zmęczony, były marynarz,
obecnie zwolennik ZEN i „niemieckiego
kierunku” w filozofii; czy znajdzie się
dla nich pędzel na miarę któregoś
z mistrzów realizmu, gotowy
oddać ich, siedzących w czujnym
skupieniu nad butelką wódki,
czy będzie to tylko seryjnie
produkowany aparat fotograficzny
japońskiej firmy Kodak, sprawny
mechanizm, znający pamięć
szczegółu, lecz uboższy o jeden,
najistotniejszy wymiar?
Nie wiadomo skąd ani po co przybyła,
kobieta podniosła ją z ziemi na własną zgubę.
Leżąc pod stopami, wyglądała jak cień rekina
skradający się niepostrzeżenie do serca ofiary.
Może była posłańcem z raju
albo Clintem Eastwoodem grającym upadłego anioła.
Nikt nie domyślił się, że mogą być razem:
brzytwa, rękawiczki i papieros w ustach złoczyńcy.
Lato, samcza krew uderzyła
do mojej głowy – piszę listy,
których nikt nie przeczyta,
wymyślam, szukam nieobecnych,
z którymi mógłbym porozmawiać
i dowiedzieć się, że ja to nie ja,
bo umarłem dawno temu i nieżywego
wyłowiono mnie z rzeki.
Tymczasem mamy któregoś lipca,
palę kolejnego papierosa,
chciałbym się gdzieś wybrać,
ale nie mogę się ruszyć z miejsca –
czas szybko mija, bóg nie zstąpił,
a popielniczka to jedyne królestwo
umarłych, jakie jest pod ręką.
Eskimosi potrafią liczyć tylko
do dwudziestu – takim dobrze.
Świat mają prosty, coś się zaczyna,
coś kończy. Mnie nauczono liczyć
do nieskończoności, więc liczę,
nie wyrzucam mebli przez okno,
siedzę, palę, jestem spokojny.
Trudno, że jedynym porównaniem,
jakie przychodzi mi do głowy,
jest sikająca kobieta. Widzę ją,
jak kuca w rozkroku na blasze
przystanku, przynosząc sobie ulgę.
Nie potrafię powiedzieć nic mądrego,
mam problemy z komunikacją,
stoję i marznę; mocz leci z góry,
jak pinezki do puszki na gwoździe,
zbyt głośno, żeby nie słyszeć.
Nic dziwnego, że tak się dzieje –
błoto mlaszcze, krew płynie
z palca grubego jak odwłok robaka.
Mam niespełna czterdzieści minut,
żeby cię znaleźć przed wyjazdem.
W tej chwili składam się głównie
z żołądka i czarnych myśli,
bolą mnie ręce i zęby.
Cień w kolorze startych ziemniaków
gęstnieje pod powiekami jak farba.
Chciałbym wstać i wyjść,
posiedzieć przez chwilę na kamieniu,
posłuchać jak trawa rośnie.
Niech zamiast miejsca naprzeciw
będzie dziura wypełniona wiatrem,
niech geometra snu chwyci w ręce
papier ścierny albo zabije je dyktą.
Myślę o ciepłym darze twojej skóry,
o włosach, w których mógłbym zamieszkać.
Wiozę zjełczały wór ciała, po cichu,
jak złodziej; słyszę: oddycha
w palcach jak kret.
Urodzony w 1969 roku w Łodzi. Poeta, prozaik, redaktor. Studiował polonistykę i filozofię w Poznaniu. Były redaktor naczelny Ogólnopolskiego Dwutygodnika Literackiego „Nowy Nurt”. Obecnie redaktor w Wydawnictwie WBPiCAK. Laureat m.in. nagrody literackiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny (za Negatyw, 1994), nagrody Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (za Ulicę Gnostycką, 1997), nagrody Ericha Burdy (2002). Mieszka w Dąbrówce koło Poznania.