debaty / ankiety i podsumowania

Rozwiązywanie problemu, a nie jego konsekwencji

Natalia Krawczyk

Głos Natalii Krawczyk w debacie "Wielki kanion".

strona debaty

Wielki kanion

Dwa­na­ście lat szko­ły, poprze­dza­ją­cej moje stu­dia, było patrze­niem na bar­dzo nie­do­sko­na­ły sys­tem edu­ka­cji, ale rów­nież, a może i przede wszyst­kim, patrze­niem na nie­po­rad­ność nauczy­cie­li. Jak mia­ło chcieć się uczniom, sko­ro nie chcia­ło się peda­go­gom? Ani jed­na, ani dru­ga stro­na nie potra­fi­ła wyjść poza sche­mat ucze­nia się for­mu­łek na pamięć i nagra­dza­nia czy to uczniów, czy sie­bie nawza­jem tyl­ko wte­dy, kie­dy ktoś zro­bił coś dobrze. Wszel­kie chę­ci były od razu tłam­szo­ne, bo nagra­dza­ni mogli być tyl­ko dobrzy ucznio­wie, robią­cy wszyst­ko dobrze i mają­cy dobrą śred­nią. Nic ponad­to i nic poni­żej. Patrzy­łam więc, jak wokół mnie mar­no­wa­ły się talen­ty. Mój kole­ga z liceum, bar­dziej zain­te­re­so­wa­ny pisa­niem dosko­na­łych wier­szy niż nauką w więk­szo­ści nie­po­trzeb­nych mu mate­ria­łów, był uwa­ża­ny za ucznia pod­rzęd­ne­go, któ­ry na pew­no nic nie potra­fi, sko­ro nie ma dobrych ocen. I tak zosta­nie on kolej­nym robot­ni­kiem w machi­nie sys­te­mu.

Ostat­nie dwa lata liceum mia­łam nie­przy­jem­ność być uczo­ną nie tyle przez nie­kom­pe­tent­ną nauczy­ciel­kę języ­ka pol­skie­go, co przez oso­bę, u któ­rej domi­no­wa­ły zło i oszu­stwo. Kla­sa była podzie­lo­na na trzy rzę­dy ławek, biur­ko tej pani sta­ło przy środ­ko­wym, jed­nak ona zamiast ogar­niać wzro­kiem wszyst­kich uczniów, była skie­ro­wa­na do nas bokiem i zwra­ca­ła się pra­wie cały czas tyl­ko do grup­ki liczą­cej może sześć osób. Wśród nich ulu­bie­ni­ca tej­że nauczy­ciel­ki, któ­rą gdy­by mogła, nosi­ła­by na rękach. Lek­cje pol­skie­go, jak moż­na się domy­ślić, były dla mnie nie­sa­mo­wi­tą kator­gą, tym bar­dziej, że odkąd pamię­tam byłam bun­tow­nicz­ką i nie­na­wi­dzę nie­spra­wie­dli­wo­ści i nie­kom­pe­ten­cji.

W kon­se­kwen­cji byłam zde­mo­ty­wo­wa­na, tym bar­dziej po dzie­się­ciu latach stycz­no­ści z sys­te­mem edu­ka­cji, któ­ry sku­tecz­nie gasił rów­nież moje talen­ty, każąc uczyć się wie­dzy w spo­sób, któ­ry jest nie­lo­gicz­ny. Ura­to­wa­ła mnie chy­ba tyl­ko pew­na ambi­cja, by wie­dzieć coraz wię­cej. Ta sama ambi­cja popchnę­ła mnie na stu­dia i zaszcze­pi­ła chęć osią­gnię­cia cze­goś ponad to, cze­go ode mnie ocze­ki­wa­no. Jed­nak zanim to zro­zu­mia­łam, nie czy­ta­łam zbyt­nio lek­tur w liceum, bo nawet jeśli tra­fi­ła się jakaś cie­ka­wa, to nauczo­na doświad­cze­niem nie mia­łam odwa­gi, by do niej zaj­rzeć. Za to lubo­wa­łam się w anty­uto­piach i prze­czy­ta­łam Rok 1984 George’a Orwel­la. Po okład­ce książ­ki z napi­sem „lek­tu­ra dla 4 kla­sy” wywnio­sko­wa­łam, że była ona kie­dyś obo­wiąz­ko­wa i kie­ro­wa­na podejrz­li­wo­ścią uzna­łam, że wyco­fa­no ją, by nie wycho­wy­wać poko­le­nia bun­tow­ni­ków, a ule­głych oby­wa­te­li. Z tego typu lek­tur osta­ła się jedy­nie Fer­dy­dur­ke, jed­nak fabu­ła jest na tyle pomie­sza­na, że mało kto ją rozu­miał i chy­ba wła­śnie o to cho­dzi­ło.

Kolej­ną rze­czą, któ­ra mnie ude­rzy­ła, kie­dy spoj­rza­łam przed matu­rą na peł­ną listę lek­tur, to że wszyst­kie te książ­ki są po pro­stu smut­ne i hoł­du­ją jed­nej idei – Bóg, honor, ojczy­zna. Jed­nak współ­cze­śnie dla wie­lu mło­dych ludzi są to hasła odle­głe i choć­by nie wiem jak sys­tem edu­ka­cji chciał, to ludzie ci nie potra­fią ich przy­swo­ić. Może dla­te­go lek­tu­ry dla wie­lu wyda­ją się nud­ne, bo mówią o rze­czach nie­ak­tu­al­nych lub mówią w spo­sób, któ­ry jest dla mło­dzie­ży nie­zro­zu­mia­ły. Nie twier­dzę teraz, że powi­ni­śmy zapo­mnieć o na przy­kład Pru­sie, Sien­kie­wi­czu czy Mic­kie­wi­czu, ale dla wie­lu jest to zmo­ra, by prze­czy­tać kil­ka­set stron słów nie­ja­snych. Zamiast od razu zrzu­cać na gło­wy uczniów takie dzie­ła, któ­re waż­ne są dla poko­le­nia naszych dziad­ków, powin­ni­śmy wnieść pewien powiew świe­żo­ści lub stop­nio­wość, przez co rozu­miem zapo­zna­wa­nie mło­dzie­ży na począt­ku rów­nież z nie­co lżej­szy­mi, ale rów­nie dobry­mi lek­tu­ra­mi danej epo­ki.

Waż­ne jest, żeby przy­po­mi­nać o wyda­rze­niach z prze­szło­ści, jed­nak nie zazna­cza się na lek­cjach, dla­cze­go to robi­my. Nie uczy się mło­dych ludzi, że z lek­tur powin­ni wynieść doświad­cze­nie i nie powie­lać błę­dów prze­szłych poko­leń. Tym­cza­sem obo­wiąz­ko­we książ­ki nie są nawet czy­ta­ne, a ucznio­wie korzy­sta­ją z licz­nych opra­co­wań i zapa­mię­tu­ją tyl­ko te głów­ne ele­men­ty lek­tu­ry, któ­re potem mogą być waż­ne w napi­sa­niu matu­ry pod klucz, uło­żo­ny przez odpo­wie­dzial­ne za to oso­by.

Nigdy nie mogłam zna­leźć sen­su w naszym obec­nym sys­te­mie edu­ka­cji. Pozwo­lę sobie zacy­to­wać frag­ment książ­ki Beaty Paw­li­kow­skiej pod tytu­łem W dżun­gli życia: „Dla­cze­go na lek­cjach geo­gra­fii nie opo­wia­da się uczniom o tym jak fascy­nu­ją­ce może być życie w innych kra­jach?… Nazwy sto­lic były dla mnie tyl­ko mar­twy­mi sło­wa­mi, któ­re nale­ża­ło dopa­so­wać do wypło­wia­łej szkol­nej mapy, z całych sił usi­ło­wa­łam je sobie jed­nak wbić do gło­wy”. Sądzę, że to jest wła­śnie sed­no spra­wy – wie­dza w szko­le jest po pro­stu mar­twa. Wszyst­ko pole­ga tyl­ko na tym, żeby zdo­być dobrą oce­nę, a nie wyka­zać się kre­atyw­no­ścią. Trze­ba wbić się w sche­mat, prze­czy­tać w więk­szo­ści nic nie­zna­czą­ce dla nas lek­tu­ry i pójść dalej. A nie­zna­czą­ce są głów­nie dla­te­go, że idee tam zawar­te nie są nam bli­skie i nikt tych idei do nas nie przy­bli­ża. Nauczy­cie­le nie potra­fią nadać sen­su temu, co prze­ka­zu­ją uczniom.

Jako obec­na stu­dent­ka kul­tu­ro­znaw­stwa uwa­żam, że w szko­łach powin­no dostar­czać się wła­śnie taką wie­dzę jeśli cho­dzi o huma­ni­sty­kę – wie­dzę z zakre­su psy­cho­lo­gii, socjo­lo­gii i antro­po­lo­gii. Powin­ni­śmy pozn­wać fascy­nu­ją­cy świat, czer­piąc z doświad­cze­nia swo­je­go i innych, a nie uczyć się cze­goś, co jest mar­twe. Sądzę, że uczniów trak­tu­je się jak ludzi nie­mą­drych. Tyl­ko nie­któ­rzy z nich są bar­dziej ambit­ni i nawet suro­we jarz­mo sys­te­mu edu­ka­cyj­ne­go, któ­ry pra­gnie mieć nie­do­in­for­mo­wa­nych oby­wa­te­li, nie może ich powstrzy­mać. Resz­ta, któ­ra two­rzy potem ogrom­ne masy, są wła­śnie tymi, któ­rzy są mamie­ni przez rekla­my i zachę­ca­ni do kon­sump­cjo­ni­zmu, two­rzą kapi­ta­lizm bez zasta­no­wie­nia się, czy jest dla nich dobry i umrą, nie rozu­mie­jąc pod­sta­wo­wych zja­wisk socjo­lo­gicz­nych i zacho­wań wytłu­ma­czal­nych w naukach psy­cho­lo­gicz­nych. A wszyst­ko dla­te­go, że w cza­sach ich szkol­nej edu­ka­cji nie zosta­ły roz­wi­nię­te ich talen­ty i chęć do życia, tyl­ko zosta­li wepchnię­ci w cia­sne ramy sys­te­mu edu­ka­cyj­ne­go.

Nauczy­cie­le rzad­ko, a może i nawet rza­dziej niż rzad­ko, for­su­ją gra­ni­ce narzu­co­ne z góry, a któ­re prze­cież tak łatwo mogli­by uroz­ma­icić. Cza­sem za niski jest rów­nież ich sto­pień nauko­wy. Na stu­diach, po spo­tka­niu tak wie­lu dok­to­rów i pro­fe­so­rów zro­zu­mia­łam, że to są dopie­ro ludzie zafa­scy­no­wa­ni tym, co robią i mają­cy tak sze­ro­ką wie­dzę, że naj­pro­strze zja­wi­ska mogą przed­sta­wić w inte­re­su­ją­cy spo­sób. Peda­go­dzy w szko­łach to czę­sto ludzie znu­dze­ni, któ­rzy od lat powta­rza­ją uczniom te same for­muł­ki i z cza­sem tra­cą chę­ci i moty­wa­cję. Oczy­wi­ście, zda­rza­ją się wyjąt­ki – zarów­no w szko­łach jak i na uczel­niach. Jed­nak róż­ni­ca pomię­dzy tymi dwo­ma śro­do­wi­ska­mi jest ogrom­na. Więk­szość wykła­dow­ców aka­de­mic­kich zna wie­le publi­ka­cji. Potra­fią się wypo­wie­dzieć na róż­no­ra­kie tema­ty. Tym­cza­sem w liceum jed­na z uczą­cych moją kole­żan­kę polo­ni­stek nie wie­dzia­ła nawet, co to jest Loli­ta Nabo­ko­va.

Dla­te­go zamiast pytać się o nazwi­ska auto­rów, któ­re powin­ni zna­leźć się w kano­nie lek­tur, nale­ży zro­bić krok wstecz i przyj­rzeć się zja­wi­skom, któ­re opi­sa­łam. Czy ucznio­wie ze zga­szo­ną moty­wa­cją i ambi­cją się­gną po nowe lek­tu­ry? Jakie musia­ło­by być ich prze­sła­nie, aby zain­te­re­so­wa­ły mło­de poko­le­nie? Nie da się ukryć, ucznio­wie inte­re­su­ją się na przy­kład Powsta­niem War­szaw­skim, ale zazwy­czaj we wła­snym zakre­sie, ponie­waż for­ma poda­wa­na w szko­łach jest nie do znie­sie­nia. War­to rów­nież prze­ana­li­zo­wać zja­wi­ska ze śro­do­wi­ska pozasz­kol­ne­go, takie jak na przy­kład inter­net. Wie­lu ludzi nawet nie zda­je sobie spra­wy, że jest od nie­go uza­leż­nio­nych, a to inter­net, zaraz obok sys­te­mu edu­ka­cji, w więk­szo­ści przy­pad­ków odbie­ra moty­wa­cję, ambi­cje, a przede wszyst­kim czas. Trze­ba więc naj­pierw roz­wią­zać pro­blem u źró­dła, by potem móc pla­no­wać dal­sze czę­ści naszej rze­czy­wi­sto­ści.

O AUTORZE

Natalia Krawczyk

Studentka II roku kulturoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Pisanie to jej pasja. Od podstawówki była związana z gazetkami szkolnymi. Obecnie rozwija umiejętności w zakresie krytyki filmowej, a także pisania powieści. W przyszłości chciałaby pracować w zawodzie związanym z kulturą. Innej możliwości nie widzi!