
Hotel, Makijaż, Piosenki
nagrania / wydarzenia Różni autorzyZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Mariusza Grzebalskiego, Jerzego Jarniewicza i Bartłomieja Majzla podczas festiwalu Port Wrocław 2010.
WięcejFragmenty książki Mariusza Grzebalskiego Niepiosenki, która ukazała się nakładem Biura Literackiego w serii "Poezje" 4 maja 2009 roku.
Dziś przede wszystkim śmieci,
puste butelki, lęk, zmęczenie.
Jacyś ludzie dokądś jadą, jak każdego dnia -
wcale ich to nie bawi.
Na ostatnim piętrze kamienicy
znudzona dziewczyna
próbuje doprowadzić do orgazmu
pijanego mężczyznę.
Teraz ty, mówi do koleżanki,
wali się na fotel obok łóżka,
bierze do rąk gazetę,
przegląda program telewizyjny.
Ktoś inny nie może zasnąć,
zaparza kawę,
siada do komputera,
pisze list, czyta go po napisaniu,
potem drze na drobne kawałki
i śmiejąc się, wyrzuca do kosza.
Szczury buszują w najlepsze w starej rzeźni.
Wczoraj para łabędzi,
chłopiec wspinał się na skałki, udawał lwa.
Żagle w moich myślach, słońce na twojej twarzy.
ale się milczy, patrząc nieco cynicznie.
Słowa jak insekty nad świeżą ranką sensu
(chciałoby się powiedzieć). Niewidoczny biegun
przyciąga je i odpycha, przyciąga i odpycha.
Sedno rzeczy tkwi nieporuszone w przepastnych
sztolniach ludzkiego kosmosu. Tu, nad brzegiem,
który jest czymś więcej – czym, okoniu? -
niż brzeg jeziora, mam do powiedzenia mniej
niż liść, mniej niż martwa mysz polna,
którą podnosisz do oczu, ciekawska dziewczynko.
Teraz bezprzykładna noc
niekończącej się samotności.
To dziwne, biorąc pod uwagę,
że żyje się wśród ludzi.
A może wcale nie.
Ludzie wchodzą do sauny i coś mówią.
Ich świat jest daleki i obcy -
tyle się da o tym powiedzieć.
Ulice toną w mroku,
choć wstaje nowy dzień.
Życie nie ma środka -
najpierw wiele się dzieje,
potem dni toczą się
przez niegasnącą ciemność
twardo jak kula do kręgli.
Ucieczki z karnej kompanii, kradzieże,
poker w pociągach. Wszystko, żeby ją widywać.
A potem ta starsza kobieta urodziła mu syna.
Pokochał go. Wychodzi, kiedy odwiedza ją
były mąż. Cieszy go, że można w ten sposób.
Praca jest albo jej nie ma. Najczęściej nie ma.
Od czasu do czasu remontuje mosty na Wiśle.
Wciąż jeszcze śmieje się do słońca,
słońce wciąż jeszcze go kocha, choć to już
nie ten sam co kiedyś, słoneczny Piotruś Pan.
Jego życie zeszło na niczym. Niczyja to wina.
Jeszcze z nami jest, ale jako cień tylko.
Dziś korzysta poezja, zdrowie nie korzysta.
Dziś zdrowie nie istnieje, jestem zombi.
Idę, radośnie merdam ogonem.
Twarze pań w tramwaju takie dziś sromotne.
Jak co dzień na szlaku, choć niecodzienne trudności.
Jest już jutro i lato pławi się w nowych nurtach.
Matka dekonstrukcja stuka w talerz głowy.
Jest tam kto? Jestem, idę, patrzę.
Strasznie mnie dziś podnieca straszny świat.
Czerwony świat w czerwonych oczach.
1.
Sukienka panny młodej w plamach
po całonocnych szaleństwach,
córka jej siostry mechanicznie
bawi się wiankiem ze zmarniałych fiołków.
Wszyscy zmordowani,
tylko matka panny młodej łka,
popatrując w kuchenne okno.
W nic wyrastające z niczego,
nagle przyjazne, swojskie jak wiedza,
która nic nie daje i w niczym nie pomaga -
że tak miało być.
2.
Blizna, która się zrośnie,
jedna z sytuacji typu jajko bez żółtka.
Panna młoda, ani zbyt zmęczona, ani zbyt pijana,
zmywa w łazience makijaż z taką siłą,
jakby chciała zrobić sobie krzywdę,
jakby w lustrze miał się odbić ktoś inny albo nikt.
I tyle nowego sprzętu po kątach.
Tyle, rozumiesz, szczęścia.
Tyle kochających się par
w drodze powrotnej do domów.
Jeszcze wiersz albo dwa przed wyjściem
w chłód grudniowego poranka.
Jakby czytanie wierszy,
zwłaszcza o tej porze (szósta rano),
mogło coś zmienić albo wyjaśnić,
albo chociaż ustawić w innym świetle.
A potem odzywa się ktoś dawno niewidziany,
z kim nie było kontaktu przez te wszystkie lata,
pisze, że wciąż jeszcze tak wiele was łączy,
chociaż łączy was tylko to,
że jesteście w podobnym wieku i lubicie biegać.
I co to właściwie miałoby znaczyć:
Najwyższa pora znów nauczyć się ze sobą rozmawiać?
Od kiedy najchętniej bezgłośnie rozmawiasz sam ze sobą,
rozmowy z innymi nie są ci już potrzebne.
I chociaż wciąż jeszcze wiele ci się chce,
to o tej porze (szósta rano) najbardziej chce ci się spać.
Urodzony w 1969 roku w Łodzi. Poeta, prozaik, redaktor. Studiował polonistykę i filozofię w Poznaniu. Były redaktor naczelny Ogólnopolskiego Dwutygodnika Literackiego „Nowy Nurt”. Obecnie redaktor w Wydawnictwie WBPiCAK. Laureat m.in. nagrody literackiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny (za Negatyw, 1994), nagrody Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (za Ulicę Gnostycką, 1997), nagrody Ericha Burdy (2002). Mieszka w Dąbrówce koło Poznania.