debaty / książki i autorzy

Dżenderownia

Michalina Idzik

Głos Michaliny Idzik w debacie "Żeńska, męska, nieobojętna".

strona debaty

Żeńska, męska, nieobojętna

Przed chwi­lą, zupeł­nie przy­pad­kiem, zer­k­nę­łam na spis lek­tur dla stu­den­tów polo­ni­sty­ki, czwar­ty semestr. I zupeł­nie przy­pad­kiem posta­no­wi­łam zaba­wić się w sta­ty­sty­ka, żeby nie napi­sać w sta­ty­sty­kę (sta­ty­stycz­kę?) i tak w przy­bli­że­niu poznać licz­bę auto­rów i auto­rek, z któ­ry­mi w tych pięk­nych wio­sen­nych mie­sią­cach przyj­dzie mi się zmie­rzyć. Wynik: trzy­dzie­ści osiem do… czte­rech. Ktoś by powie­dział, że nie liczy się ilość, ale jakość. Cho­ciaż trud­no było­by takie­mu sza­leń­co­wi udo­wod­nić, że Nad Nie­mnem jest bar­dziej inte­re­su­ją­cą książ­ką od Lal­ki. Ktoś inny ze sto­ic­kim spo­ko­jem nazwał­by spis lek­tur mizo­gi­ni­stycz­nym, dys­kry­mi­nu­ją­cym, jak nic Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyj­ny, Try­bu­nał Praw Czło­wie­ka, a w koń­cu, żeby spra­wie­dli­wo­ści sta­ło się zadość – Try­bu­nał Sta­nu. Ktoś musiał­by speł­nić swój oby­wa­tel­ski obo­wią­zek i prze­ka­zać bra­ciom, że kobie­ta jest czło­wie­kiem ze wzglę­du na swo­ją kobie­cość, tak jak­by te mniej klep­sy­dro­wa­te ludź­mi nie były. Na koniec pew­nie usły­sze­li­by­śmy, że nie­bie­skie dla chłop­ców, różo­we dla dziew­czy­nek i nie ma nic pomię­dzy, nie ma nic obok, na górze, na dole. Albo męż­czy­zna z krwi i kości (czyt. nowo­ro­dek) albo kobie­ta, pięk­na i deli­kat­na (czyt. nowo­ro­dek).

Wystar­czy wpi­sać w dżen­der­ne­cie (dzi­siaj wszyst­ko jest „dżen­der’’) „ge’’i zamiast haseł typu geo­gra­fia, geo­lo­gia, ger­ber, gekon – wyska­ku­je GENDER. A my już nie chce­my, jeste­śmy zmę­cze­ni. W dodat­ku co nam to sło­wo mówi? W więk­szo­ści nie­wie­le. Owszem, sły­szy­my tu i ówdzie, a raczej sły­szy­my tu, ówdzie i wszę­dzie, że gen­der. Gen­der to, gen­der tam­to. Albo be, albo cacy i w zasa­dzie może­my wybrać jed­ną odpo­wiedź, pode­przeć się tym, co zasły­sze­li­śmy w tram­wa­ju i dziel­nie bro­nić swo­je­go zda­nia. Może­my też wziąć książ­kę do ręki, o, leży przede mną teraz Mała apo­ka­lip­sa (bar­dzo prze­pra­szam pana Kon­wic­kie­go, zupeł­ny przy­pa­dek) i zasta­na­wiać się, czy czy­ta­my książ­kę dam­ską czy męską, czy czy­ta­my ją po męsku czy po dam­sku, czy wyglą­da­ła­by ina­czej, gdy­by była napi­sa­na przez panią Kon­wic­ką. Oczy­wi­ście, może­my tak zro­bić, ale pyta­nie: po co? I, idąc tym tro­pem, czy napraw­dę tak robi­my? A jeśli już jeste­śmy taki­mi dyle­tan­ta­mi, to czy zasta­na­wia­my się, czy płeć lite­ra­tu­ry ma jakieś zna­cze­nie? Więk­szość tych, któ­rzy zabie­ra­ją głos w tej spra­wie, albo ucie­ka przed „ide­olo­gią’’, albo sta­je się jej wyznaw­ca­mi. Tak napraw­dę nie­wie­lu z nich orien­tu­je się, o co tak napraw­dę w tym wszyst­kim cho­dzi. I, nie­ste­ty, zabie­ra­ją głos Ci, któ­rzy w tej kwe­stii powin­ni zamilk­nąć. Pani z tele­wi­zji, ksiądz, pio­sen­kar­ka, malarz, tyn­karz, gór­nik, pie­lę­gniar­ka – oto nasze auto­ry­te­ty, któ­re uczą nas, z czym gen­der się je. W fer­wo­rze mery­to­rycz­nych wypo­wie­dzi nie orien­tu­ją się jed­nak, że to gen­der zaja­da się ich głu­po­tą. Po pro­stu popa­da­my ze skraj­no­ści w skraj­ność i to nas gubi. Jak zwy­kle, czu­je­my się eks­per­ta­mi w każ­dej dzie­dzi­nie i jeże­li aku­rat teraz mod­ne jest dżen­de­ro­wa­nie, to myśli­my, że włą­cza­jąc się w dys­ku­sję, dosta­nie­my pozwo­le­nie na… sami nie wie­my na co, ale waż­ne, że ktoś nas słu­cha, ba, że ktoś wie­rzy w te wszyst­kie nasze pro­roc­twa.

Nie chcia­ła­bym zostać źle zro­zu­mia­na. Róż­ni­ce mię­dzy płcią dam­ską i męską to takie oczy­wi­ste oczy­wi­sto­ści i nawet ja, uro­dzo­na ide­alist­ka, rów­nież je dostrze­gam. Chcia­ła­bym jed­nak wie­rzyć, że róż­ni­ce te nie w niczym nam nie prze­szka­dza­ją, że są tak natu­ral­ne, że zamiast sku­piać się na nich, odczy­tu­je­my to, co zosta­ło nam prze­ka­za­ne, nie­waż­ne, czy przez tęgie­go bru­ne­ta, czy niską blon­dyn­kę. Wia­do­mo, że zarów­no kobie­ta, jak i męż­czy­zna mają róż­ne punk­ty widze­nia, czę­sto inter­pre­tu­ją to samo ina­czej. Ale czy musi­my patrzeć na to w spo­sób tak para­no­icz­ny, cza­sa­mi nawet agre­syw­ny? Nie może być tak, że coś jest czar­ne, a coś jest bia­łe. Nie ma pla­nu A – dla, albo od – kobiet i B – dla, albo od – męż­czyzn. Ist­nie­je plan C – plan ludzi.

Trud­no mi uwie­rzyć, że lite­ra­tu­ra może być obo­jęt­na. Nawet naj­bar­dziej anar­chi­stycz­ny i bun­tow­ni­czy wiersz w coś się anga­żu­je. Może teraz to tro­chę archa­icz­ne podej­ście, może nie każ­dy chce się przy­znać, że pisze o czymś bar­dziej uni­wer­sal­nym, że widzi nie tyl­ko swo­imi ocza­mi. Każ­dy rozu­mie to tro­chę ina­czej. Zaan­ga­żo­wa­nie, cokol­wiek się pod tym wyra­zem kry­je, jest isto­tą. Isto­tą wszyst­kie­go, co war­to­ścio­we.

O AUTORZE

Michalina Idzik

Urodzona w 1993 roku. TEN moment, kiedy można posłużyć się formułką: ,,od zawsze kochałam pisać’’, ale milczenie jest złotem. Studiuje polonistykę na UWr (nie chce zostać nauczycielką).