debaty / KSIĄŻKI I AUTORZY

Homozwiązki

Judyta Gulczyńska

Głos Judyty Gulczyńskiej w debacie "Męska, żeńska, nieobojętna".

strona debaty

Żeńska, męska, nieobojętna

W czasie panowania niezrozumiałej i zadziwiającej tendencji do dowiadywania się o płeć wszystkiego i wszystkich, trudno nie zadać tego pytania literaturze. Tylko po co? Po co za wszelką cenę chcemy – nie tyle dociekać, kim czuje się ktoś, kogo widzimy – tylko narzucać swoją wizję świata podzielonego na białe – męskie i czarne – żeńskie. Białe, bo jedyne słuszne i prawdziwe, czarne – bo zawsze gorsze, dyskryminowane i pomijane. A przecież to czarny jest uniwersalnym kolorem.

Chęć wprowadzania – często na siłę – kategorii płciowości może przynieść tylko negatywny skutek i zubożyć przez – teoretyczne – dodanie kolejnego przymiotnika. Bo na jakiej też podstawie określać tę płeć literatury? Czy robić to przez pryzmat autora? Jeśli książki/wiersze/opowiadania pisze kobieta, to mamy do czynienia z literaturą kobiecą? Jeśli pisaniem zajmuje się mężczyzna, to – analogicznie – mówimy o literaturze męskiej? A może ze względu na główną postać (forma żeńska) lub podmiot liryczny (forma męska)? Jeśli bohaterem (forma męska) jest kobieta (da się?), to utwór wkładamy na półkę z szyldem literatura płci pięknej. Jeśli bohaterem, jak Bóg przykazał, jest mężczyzna, to książka ląduje na półkę wyżej – wiadomo – z męską literaturą. A może powinno się dzielić literaturę ze względu na to, jaka płeć ją czyta? Jeśli analizujemy romanse, to od razu kwalifikujemy je do literatury kobiecej, bo kto widział mężczyznę czytającego romanse i harlequiny. Jeśli jednak mamy do czynienia z fantastyką i powieściami przygodowymi, to pojawia się problem. Bo kobiety czytają fantasy, a nawet – nie tylko dziewczynki – W pustyni i w puszczy. Czyżby stereotypy obalały nie tylko feministki? Gorzej będzie z określeniem płci wierszy, powieści, dramatów i mitów, pieśni i fraszek. Można stworzyć trzecią płeć i wrzucić tam wszystko to, co nie pasuje do dwóch głównych? Nie sądzę. A może powinno się brać pod uwagę wszystkie czynniki płciowości literatury? Tak, jak w przypadku ludzi – od najbardziej zewnętrznych – wygląd (autor, bo widnieje na okładce), genitalia (bohater – bo niby widoczny, ale jednak zakryty – trzeba chociaż zacząć czytać, żeby sprawdzić, kim jest – czasem jednak wystarczy rzucić okiem na czwartą stronę okładki) i to, kim się czuje, jakie role wypełnia (czytelnicy – bo niby kto zabroni czytać mężczyznom – pod kołdrą, bo przecież nie publicznie – ckliwe romansidła).

Gorzej, jak te trzy czynniki nie będą stanowić jedności. W idealnym modelu kobieta-autorka powinna stworzyć kobietę-bohaterkę, a adresatką tej historii powinna być kobieta-czytelniczka. Ale taki świat nie istnieje i nawet literatura nie jest idealna, a grupy homospołeczne to pojęcie nadal obce.

Jeśli już – jakimś cudem – da się określić płeć danej książki (najprawdopodobniej przez płeć autora, bo to wydaje się najbardziej oczywiste), to jak opisać i zdefiniować związki i relacje literatury z czytelnikiem/czytelniczką? W modelowym przypadku mamy do czynienia z relacją nieheteronormatywną, co od razu powinno umieścić taki przykład na liście złej i nieprzydatnej społeczeństwu. Przecież współżycie z książką dla samej tylko przyjemności, a na dodatek pedalskie, powinno być zakazane. Jeśli w grę wchodzą trzy elementy, interesujące są proporcje w tym pragnieniu trójkątnym. Czy dominacja leży po damskiej stronie? Rzadko. Chyba że mamy do czynienia z kobietą-autorką, kobietą-czytelniczką i mężczyzną-bohaterem. Skomplikowane połączenia i relacje – literatura jak życie.

Wszystko staje się jeszcze trudniejsze, gdy czytelnik ma do czynienia z bohaterem-płciową-zagadką. Jak w przypadku wiersza maleman.

na świecie są tylko trzy rzeczy warte grzechu
ferrari damskie krocze i opera
mocny uścisk dłoni szczere spojrzenie
dobę przed meczem zalecana jest wstrzemięźliwość
by zbudować w sobie napięcie skupić energię
zawierza intuicji jest arogancki
z tupetem walczy o marzenia
marzenia każdego które spełnią się nielicznym
nie stara się ładnie wyglądać
ani macho ani mięczak
potrafi używać kosmetyków
ale nie będzie się tym podniecał
wie co ważne kocha i jest kochany
jestem fast-manem
nie może zostać przeciętniakiem
jego wrażliwość została ukształtowana
przez codzienną bliskość
artystycznych geniuszy

Koncepcja interpretacyjna zaburza się już w motcie. Bo przecież maleman – mężczyzna-mężczyzna, mężczyzna w każdym aspekcie swojej płciowości, zarówno fizycznym, jak i kulturowym, doceniający szybkie i piękne samochody i równie piękne kobiety – bo przecież inaczej nie wypada, ceni również sztukę. Stereotypowy męski mężczyzna kojarzy się raczej z pracującym fizycznie siłaczem, a nie wrażliwym na sztukę osobnikiem. Kolejne wersy malują przed czytelnikiem nie obraz, ale raczej plakat. Plakat sławnego piłkarza, który buduje napięcie i skupia energię. Intuicja, której zawierza, domalowuje postaci na plakacie nie wąsy, ale długie rzęsy i czerwone usta, bo przecież intuicja z założenia jest kobieca. Może jest to bardziej christiano ronaldo polskiej poezji, jak głosi inny wiersz. Marzenia są raczej uniwersalne, ale częściej spełniają się jednak te męskie. Jeśli nie jest ani macho ani mięczak, jest chyba pośrodku. Potrafi używać kosmetyków, co raczej się chwali, ale nie sprawia wrażenia przesadnego wystylizowania. Z forsą, fantazją i odpowiedzialnością sprawa znowu się komplikuje, bo są to wartości uniwersalne. Mężczyzna musi być odpowiedzialny, żeby utrzymać rodzinę, kobieta musi być odpowiedzialna, żeby tę rodzinę założyć – świadomie. Za duże poczucie odpowiedzialności może sygnalizować branie na swoje ramiona – z założenia dobrze zbudowane – problemów całego świata. Ale przecież to Matka Polka bywa określana mianem cierpiętnicy. Wiedza o tym, co ważne, docenienie miłości i oddanie, które zazwyczaj z miłością idzie w parze – niby jest uniwersalne, ale jednak częściej przypisywane kobietom i ich poświęceniom. Etykietę wrażliwości trudniej przypisać mężczyźnie, chyba że z drugą naklejką – ciota. Bo każdy prawdziwy mężczyzna powinien być życiowym twardzielem. Obcowanie z artystami bywa podejrzane, jak nie pedalskie, to chociaż hipsterskie. Kolejną komplikacją jest wtrącenie jestem fast-manem. Podmiot, a raczej podmiotka, bo tomik jest autorstwa kobiety i to kobieta wypowiada się wierszach, może chcieć być mężczyzną. Nie szybkim mężczyzną, ale mężczyzną na chwilę. Chce pozwolić sobie na wygodę nie-wyglądania, spełniania marzeń, bycie arogancką i mocno ściskającą dłoń. Kira Pietrek raczej ze swoją kobiecością się nie kryje. Nie kryje się też z opisywaniem podziałów w świecie. Podziałów na damskie-męskie, homo-hetero, mądre-głupie, sprawiedliwe-niesprawiedliwe. Podział literatury też istnieje. Istnieje też ze względu na płeć. Ale płeć tylko jedną. O literaturze kobiecej się mówi. O męskiej – nie. W przypadku literatury męskiej określa się ją literaturą po prostu. Bo niby o czym miałaby być, na przykład, poezja męska? O pracy w tartaku albo naprawie samochodów? Poezja – i literatura – męskie są z założenia. Chociaż rzeczowniki te – w polszczyźnie – mają formę żeńską. Kobiecość w literaturze wydziela się wtedy, kiedy chce się ją włożyć do kolejnej szuflady albo na kolejną biblioteczną lub księgarską półkę. Dlatego też raczej żadna z autorek nie chce używać w stosunku do swojej twórczości określenia kobiecości. I choć feministki walczą o nazywanie rzeczy żeńską formą, to w przypadku literatury sprawa ma się zupełnie odwrotnie.

Kategoryzacja i płciowy podział literatury jest dobry wtedy, kiedy wnosi to coś sensownego do odbioru czy interpretacji. Jeśli ma służyć określeniu lepszości i gorszości – niech zniknie i więcej się nie pojawia. Jeśli określenie „kobieca” ma podsuwać nowy kontekst, ścieżkę czytania i szukania powiązań/nawiązań, to niech pojawi się – konsekwentnie – „męskość”. Bo obecnie jedyny słuszny podział literatury to podział na dobrą i złą. Szkoda tylko, że czasem „zła” jest synonimem „kobiecej”. Dlatego literatura powinna być unisex.