książki / SZKICE

W widnokręgu Odmieńca

Krystyna Miłobędzka

Fragmenty książki Krystyny Miłobędzkiej W widnokręgu Odmieńca. Teatr, dziecko, kosmogonia, wydanej w Biurze Literackim 22 września 2009 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jabłko Newtona

Gdy­by w ankie­tach, na któ­re przy każ­dej oka­zji odpo­wia­da­ją doro­śli, wśród pytań o zain­te­re­so­wa­nia i pra­cę, zamiast zdaw­ko­we­go, zada­wa­ne­go zwy­kle na koń­cu pyta­nia: „jakie jest two­je hob­by?”, zna­la­zło się inne: „jaka była two­ja ulu­bio­na zaba­wa w dzie­ciń­stwie?” – i gdy­by zapy­ty­wa­ni odpo­wiedź na to pyta­nie potrak­to­wa­li poważ­nie, chcie­li i umie­li na nie odpo­wie­dzieć – to sądzę, że dowie­dzie­li­by się o sobie samych rze­czy nie­zwy­kłych. Dowie­dzie­li­by się mia­no­wi­cie ze zdu­mie­niem, że o swo­ich doro­słych zain­te­re­so­wa­niach, wybo­rze zawo­du, poszu­ki­wa­niach arty­stycz­nych czy nauko­wych, sło­wem – o powo­ła­niu całe­go życia, zade­cy­do­wa­li, mając parę lat. Że zade­cy­do­wa­li w któ­rejś z tych czyn­no­ści nazy­wa­nych przez star­szych mar­no­wa­niem cza­su, zbi­ja­niem bąków, zawra­ca­niem gło­wy głu­pi­mi pyta­nia­mi, zaba­wą. Że zade­cy­do­wa­li raczej we wła­snych samot­nych poczy­na­niach, ukry­wa­nych przed doro­sły­mi, niż w zaba­wach i zaję­ciach sta­ran­nie przy­go­to­wa­nych przez wycho­waw­ców, w „zaba­wach uczą­cych”, zawie­ra­ją­cych „tre­ści poznaw­cze” i opa­trzo­nych dostęp­nym dla dzie­cię­ce­go umy­słu mora­łem.

Mówię tu oczy­wi­ście o dzie­ciń­stwie nas wszyst­kich. Nie mając poję­cia, że myśli­my, wyko­ny­wa­li­śmy wów­czas samo­dziel­nie tę pierw­szą, ogrom­ną i skom­pli­ko­wa­ną pra­cę pozna­wa­nia nie­zna­ne­go świa­ta, w któ­rym nagle zna­leź­li­śmy się po uro­dze­niu. Ota­cza­ły nas nie­zro­zu­mia­łe przed­mio­ty, oso­by i dzia­ła­nia. Znaj­do­wa­li­śmy się w sytu­acjach, któ­rych sen­su sta­ra­li­śmy się dociec. W tych sytu­acjach usi­ło­wa­li­śmy zdo­być dla sie­bie bez­piecz­ne miej­sce nie tyl­ko poprzez przy­sto­so­wa­nie się do nich, ale tak­że stwa­rza­jąc prze­ciw nim wła­sny świat, wyra­ża­jąc wobec nich wła­sne pra­gnie­nia, uczu­cia i myśli. A w tym postę­po­wa­niu nie było nicze­go, cze­go byśmy póź­niej, będąc doro­sły­mi, nie­ustan­nie nie doświad­cza­li i nie czy­ni­li – bo zawsze pozna­jąc świat, two­rzy­my świat wła­sny.

Może tyl­ko spo­sób, w jaki potra­fi­li­śmy pozna­wać i myśleć, a przede wszyst­kim wyra­żać swo­je myśli i pra­gnie­nia, był w dzie­ciń­stwie inny. Ponie­waż tego, co jest naszą myślą, nie potra­fi­li­śmy jesz­cze wyod­ręb­nić z ota­cza­ją­ce­go nas real­ne­go świa­ta, myśle­li­śmy przed­mio­ta­mi, dzia­ła­nia­mi i sytu­acja­mi, stwa­rza­li­śmy w samot­nej zaba­wie obra­zy peł­ne dla nas zna­cze­nia. Te myśli-obra­zy wyko­ny­wa­li­śmy dla sie­bie w roz­ma­itych ukry­wa­nych przed doro­sły­mi zaję­ciach, posłu­gu­jąc się przed­mio­ta­mi, któ­re nam, dzie­ciom, były dostęp­ne, a musia­ły być ukry­wa­ne dla­te­go, że zna­li­śmy ich praw­dzi­wą, naj­waż­niej­szą dla nas treść. Nasze poj­mo­wa­nie świa­ta arty­ku­ło­wa­li­śmy więc czę­sto bez pomo­cy słów – bo jesz­cze ich nie zna­li­śmy albo nie potra­fi­li­śmy nimi okre­ślać swo­ich nie­ja­snych myśli czy wresz­cie nie rozu­mie­li­śmy, dla­cze­go mie­li­by­śmy posłu­żyć się wła­śnie sło­wem, a nie tań­cem, papie­rem i kred­ką czy krze­słem. Tak wyra­ża­li­śmy wła­sne prze­ko­na­nia, zain­te­re­so­wa­nia, marze­nia. A wyko­ny­wa­li­śmy te nasze pierw­sze waż­ne obra­zy-myśli, uczu­cia-obra­zy, nie podej­rze­wa­jąc, że decy­du­je­my nimi o całym życiu, że obra­zy te utkwi­ły w nas i będą wra­cać, doma­ga­jąc się ponow­nej reali­za­cji przez doro­słe­go.

Ulu­bio­nym zaję­ciem dwu­let­nie­go chłop­ca było wycią­ga­nie nitek z mate­ria­łu. Inte­re­so­wa­ły go naj­bar­dziej kra­cia­ste wzo­ry w roz­ma­itych kolo­rach, śle­dze­nie prze­bie­gu i splo­tu nici. Pię­cio­let­ni chło­piec usły­szał, że sło­necz­ni­ki ludzie nazy­wa­ją sło­necz­ni­ka­mi dla­te­go, że ich kwia­ty zawsze obra­ca­ją się za słoń­cem. Od tego cza­su ulu­bio­nym zaję­ciem chłop­ca było prze­by­wa­nie w ogro­dzie i odwra­ca­nie głów sło­necz­ni­ków ku słoń­cu. Czte­ro­let­nia dziew­czyn­ka zamiast gło­ski k wyma­wia­ła gło­skę t. Kie­dy jej ode­zwa­nia się w rodza­ju „jestem tata zata­ta­rzo­na” wywo­ły­wa­ły gło­śny śmiech i żar­ty doro­słych, naj­waż­niej­szą zaba­wą dziew­czyn­ki sta­ło się wcho­dze­nie na stół w pustym poko­ju i wygła­sza­nie stam­tąd gło­śnych prze­mó­wień w dzi­wacz­nym języ­ku, peł­nym okrzy­ków, gestów, zaśpie­wów, za to cał­kiem pozba­wio­nych jakich­kol­wiek słów zna­nych.

Pomi­ja­jąc komen­ta­rze, któ­ry­mi te poczy­na­nia opa­trzył­by psy­cho­log lub peda­gog, dla ludzi zaj­mu­ją­cych się sztu­ką nie­wąt­pli­wa będzie ich teatral­ność – teatral­ność pole­ga­ją­ca na wyko­ny­wa­niu przez dziec­ko tego, co zosta­ło przez nie odczu­te czy pomy­śla­ne. Ta teatral­na reali­za­cja wła­sne­go świa­ta w świe­cie obcym i nie­zro­zu­mia­łym, ta „for­ma teatral­na” nada­na wła­snym marze­niom i upodo­ba­niom zade­cy­do­wa­ła o ich życiu. Chło­piec wycią­ga­ją­cy nit­ki z mate­ria­łu został inży­nie­rem włó­kien­ni­kiem i zało­żył w Anglii fabry­kę tek­styl­ną. Dziew­czyn­ka wygła­sza­ją­ca prze­mó­wie­nia zosta­ła pisar­ką, a jako pisar­ka upodo­ba­ła sobie szcze­gól­nie poezję Leśmia­na i zaj­mo­wa­ła się teatrem. Chło­piec poma­ga­ją­cy sło­necz­ni­kom w ich ruchu za słoń­cem poszedł na stu­dia rol­ni­cze i spe­cja­li­zo­wał się w gene­ty­ce roślin, pra­cę dok­tor­ską napi­sał o sło­necz­ni­kach.

A co z jabł­kiem New­to­na? Zasta­na­wiam się, kie­dy napraw­dę spa­dło. Czy spa­dło już w dzie­ciń­stwie Iza­aka i wró­ci­ło nagle we wspo­mnie­niu tam­tym peł­nym zna­cze­nia obra­zem, w któ­rym coś spra­wia (co?), że jabł­ko spa­da, a księ­życ wisi? Czy też spa­dło dopie­ro wte­dy, gdy wiel­ki uczo­ny zma­gał się ze swym pro­ble­mem? Odpo­wiedź na te pyta­nia nie jest już moż­li­wa i, na dobrą spra­wę, nie ma więk­sze­go zna­cze­nia. Nasze dzie­cię­ce myśle­nie obra­za­mi, któ­re wyko­nu­je­my dla sie­bie w naj­wcze­śniej­szych zaba­wach, nigdy napraw­dę i na szczę­ście cał­kiem nas nie opusz­cza, czy chce­my tego, czy nie. Bo to jest cią­gle to samo pozna­wa­nie świa­ta, a nie­co zmie­nia­ją się tyl­ko jego spo­so­by. I dobrze o tym pamię­tać, gdy zaj­mu­je­my się każ­dą twór­czo­ścią, więc tak­że twór­czo­ścią dla dzie­ci.


Moja Kaczka i Hamlet Dormana

Kur­ty­na roz­su­wa się. Widzę dostoj­ny kostium – taki kostium, jaki oglą­da­łam dzie­siąt­ki razy w teatrze, kie­dy poka­zy­wa­no mi nud­ne sztu­ki histo­rycz­ne. Zza para­wa­nów wycho­dzą dwie gru­py dzi­wacz­nie prze­bra­nych ludzi, któ­rzy sło­wa­mi Szek­spi­row­skie­go Ham­le­ta mia­nu­ją się akto­ra­mi i zapo­wia­da­ją przed­sta­wie­nie.

Patrzy­łam na to przed­sta­wie­nie obo­jęt­nie. Sce­na roz­świe­tli­ła się. Na pra­wym para­wa­nie prze­czy­ta­łam napis: „Ham­let”. Pro­sce­nium zaję­ły dwie kacz­ki na kół­kach, opa­trzo­ne dysz­la­mi, jed­na żół­ta, dru­ga nie­bie­ska. Kacz­ki zosta­ły sobie przed­sta­wio­ne przez akto­rów. A wszyst­ko, co się póź­niej dzia­ło, zro­zu­mia­łam jako rywa­li­za­cję dwu trup aktor­skich, z „dysz­lo­wy­mi” na cze­le, o naj­pięk­niej­sze przy­bra­nie kaczek.

Nie olśni­ło mnie to wido­wi­sko, nie zasko­czy­ło, nie zde­ner­wo­wa­ło. Nie mia­łam o nim nic do powie­dze­nia, nic do pomy­śle­nia. I kacz­ki, i Ham­let mało mnie obe­szli, cho­ciaż podej­rze­wa­łam nie bez przy­kro­ści, że to na mnie doro­słą nasta­wio­no Szek­spi­row­skie sidła, że poprzez cyta­ty z Ham­le­ta i ten napis mia­łam przy­jąć kacz­ki na kół­kach i pogo­dzić się w ten spo­sób z ich dzie­cin­ną uro­dą.

Minął tydzień. Im bar­dziej zacie­ra­ło się to, co pod­czas spek­ta­klu zro­zu­mia­łam, tym jaśniej błysz­czał teatr. Więc ten powo­li odsła­nia­ny, nie­ru­cho­my aktor, oświe­tlo­ny czymś, ubra­ny w coś, co jest abso­lut­ną wła­sno­ścią tech­ni­ki i gar­de­ro­by teatru. Zza bia­łych man­sjo­nów wycho­dzi resz­ta wyko­naw­ców – i nie mam już żad­nych wąt­pli­wo­ści, w jakim teatrze jestem: w teatrze Szek­spi­row­skim, wśród kró­lów, wśród akto­rów prze­bra­nych za kró­lów i damy, ubra­nych nie­sty­lo­wo „pod żad­ną epo­kę”. Hory­zont roz­ja­śnia się, sce­na peł­na jest nie­bie­skie­go powie­trza, teraz mogą poja­wić się naj­dziw­niej­sze stwo­rze­nia – nawet kacz­ki na kół­kach. Świat na gra­ni­cy snu i codzien­no­ści, cudow­no­ści i przed­szko­la.

Akto­rzy na tym pogra­ni­czu. Oni nie mają tej efek­tow­nej agre­syw­no­ści, z jaką ruty­no­wa­ny aktor zwra­ca się do widow­ni. Poru­sza­jąc się spo­koj­nie, mówiąc po cichu, we wszyst­kim, co prze­ka­zu­ją, są deli­kat­ni i naiw­ni. Chcia­ło­by się powie­dzieć, że w zamian za ostrość i wyra­zi­stość środ­ków aktor­skich zysku­ją poczci­wość – poczci­wą ufność dużych ludzi, z jaką miesz­czą się w swych kostiu­mach i poro­zu­mie­wa­ją ze sobą. Są tak poczci­wi, że muszą się wresz­cie pomy­lić z kacz­ka­mi. A kie­dy nad świa­tem codzien­nych spo­rów o pierw­szeń­stwo i stro­je, gdzie kupu­je się jabł­ka, wędru­je, szu­ka, oszu­ku­je, ucie­ka, uda­je, poja­wi się w cudow­ny spo­sób Obcy, nie będzie wia­do­mo, czy to pin­gwin, czy Ariel.

Zoba­czy­łam Szek­spi­row­ski spek­takl dla dzie­ci. I kie­dy byłam pew­na, że to już wszyst­ko, że upo­ra­łam się z tym przed­sta­wie­niem, natar­czy­wie zaczę­ły powra­cać roz­świe­tlo­ne obra­zy – wyła­nia­ją­cy się z ciem­no­ści kostium akto­ra, żół­ty błysk koro­ny, bia­ła (czy błę­kit­na?) jasność dłu­gich sukien, pin­gwin zawie­szo­ny w aure­oli. Świa­tło tych obra­zów pocho­dzi­ło spo­za teatru, nie mia­ło nic wspól­ne­go z kabi­ną elek­try­ka, z tech­ni­ką sce­ny, z Szek­spi­rem. To było uczu­cie, któ­re zna­łam, towa­rzy­szą­ce waż­nym wyda­rze­niom dzie­ciń­stwa. Z tego miej­sca zaczę­łam na nowo ukła­dać spek­takl.

To już nie aktor w punk­to­wym oświe­tle­niu – tyl­ko pierw­szy raz widzia­na wie­czo­rem lam­pa, świa­tło na aksa­mit­nym aba­żu­rze z frędz­la­mi. I może ojciec uro­czy­ście ubra­ny w jakieś świę­to – moje wyobra­że­nie o jego pięk­no­ści i wiel­ko­ści. To nie błysk koro­ny – tyl­ko błysk pier­ścion­ka, któ­ry wycią­gnę­ła dla mnie papu­ga z waliz­ki kata­ry­nia­rza. Nie suk­nie i nie ukło­ny akto­rek – tyl­ko nasze suk­nie i ukło­ny, wykra­dzio­ne na chwi­lę mat­ce, zna­le­zio­ne w dużej sza­fie. Ile­śmy lat wte­dy mia­ły? Czte­ry, pięć – naj­wy­żej. I nie pin­gwin wiszą­cy na sznur­ku ani Ariel – tyl­ko fru­wa­nie w snach nad bez­mia­rem powie­trza.

Im dalej od tego przed­sta­wie­nia, tym bar­dziej ono intry­gu­je, tym bar­dziej je czło­wiek dla sie­bie prze­twa­rza. Wszyst­ko tu jest deli­kat­ne, led­wo muśnię­te. Aktor akto­ro­wi kła­dzie rękę na ramie­niu tak, jak­by chciał zbu­dzić dziec­ko. Nie­ogra­ni­czo­ny jest ten spek­takl, ten teatr pełen cichych napo­mknień, gło­sów, szep­tów z dzie­ciń­stwa. I wca­le nie jest waż­ne to, co się mówi ze sce­ny, tyl­ko to, jak się mówi. Że mówi się cicho. Że akcent ryt­micz­ny pro­wa­dzą­cy tekst pada ostro na „ta-tko”; na „dwie-ście”. Że wresz­cie ten tekst kil­ka­krot­nie powtó­rzo­ny daje złu­dze­nie zady­sza­nia się, jak­by od zbyt pospiesz­ne­go bie­gu.

Dla­cze­go to mi się zda­rzy­ło? Nie chcę wie­dzieć. Zapi­su­ję tyl­ko – to magia teatru, w któ­rą wie­rzę, któ­rej pod­da­ję się bez opo­ru. Ale ta magia może dzia­łać tyl­ko pod warun­kiem nisz­cze­nia oglą­da­ne­go spek­ta­klu, nisz­cze­nia w imię naj­bar­dziej intym­nych spraw wła­snych. Wie­rzę, że prze­czu­cie teatru jest nam zna­ne od pierw­sze­go otwar­cia oczu, cho­ciaż może­my nigdy nie dowie­dzieć się, jak wcze­śnie żyli­śmy w jego obrę­bie. Do tego prze­czu­cia nic wła­ści­wie już póź­niej nie przy­by­wa. Cza­sa­mi odnaj­du­je­my je. Odzy­wa się wte­dy, gdy zosta­nie poru­szo­ne dosta­tecz­nie lek­ko, nie­znacz­nie, jak­by mimo nas. I dla­te­go spek­takl, któ­ry chce się odwo­łać do nie­uświa­do­mio­nych prze­żyć widza, musi się posłu­żyć zasa­dą odwra­ca­nia uwa­gi, zasa­dą „fał­szy­wych tro­pów”.

Teatr nigdy nie będzie umiał nicze­go sku­tecz­nie prze­ka­zać, nicze­go poka­zać wprost. Dzia­ła­nie teatru pole­ga przede wszyst­kim na odwra­ca­niu uwa­gi. Zwra­ca uwa­gę na to, od cze­go „odwra­ca uwa­gę”. To jest ten mecha­nizm, któ­ry naj­sil­niej dzia­ła na to, co w czło­wie­ku pozo­sta­ło z dziec­ka. Spró­buj­my odwró­cić uwa­gę dziec­ka od pudeł­ka zapa­łek, któ­ry­mi chcia­ło się poba­wić. Całą jego wyobraź­nię, wolę, wszyst­kie jego uczu­cia wypeł­nią zapał­ki. Będzie krzy­cza­ło tym gło­śniej, pra­gnę­ło ich tym bar­dziej, im wię­cej ptasz­ków, zegar­ków i sztu­czek będzie­my poka­zy­wa­li w zamian.

W ten spo­sób zro­zu­mia­łam poety­kę teatru Dorma­na. Prze­cież to ten odwró­co­ny tyłem aktor, tyl­ko dla­te­go, że był odwró­co­ny, sku­pił całą uwa­gę na sobie! Akto­rzy, któ­rzy nie „gra­ją” w zawo­do­wym sen­sie tego sło­wa – i któ­rych wła­śnie dla­te­go tak dobrze się pamię­ta! Bła­he, dzie­cin­ne, zna­ne z przed­szko­la tek­sty, któ­re kaza­no im wypo­wia­dać, potę­gu­ją­ce teatral­ność kostiu­mów! A napis: „Ham­let”?, cyta­ty z Szek­spi­ra?, dwie kacz­ki na kół­kach? – prze­cież to są tak­że „fał­szy­we tro­py”! I wresz­cie pin­gwin, któ­ry odwra­ca uwa­gę od tego, co zosta­ło poka­za­ne przed­tem, poma­ga zatrzeć, zapo­mnieć, znisz­czyć całe przed­sta­wie­nie.

Ta prze­wrot­ność myśle­nia jest we wszyst­kim, co naj­lep­sze­go u Dorma­na widzia­łam. Przy­po­mi­nam sobie przed­sta­wie­nie Któ­ra godzi­na? Woj­cie­chow­skie­go – por­ce­la­no­wa figur­ka, wyso­ko­ści 20 cm, na pia­ni­nie, pra­wie nie­wi­docz­na z odle­gło­ści, w jakiej sie­dzia­łam. Zabaw­ne, ani przez chwi­lę nie pomy­śla­łam, że figur­ka jest za mała. Przez cały czas przed­sta­wie­nia powta­rza­łam sobie: „Niech dia­bli wezmą akto­rów, cią­gle mi ją zasła­nia­ją!”. Widać było tyl­ko to, cze­go się nie widzia­ło.

O autorze

Krystyna Miłobędzka

Urodzona 8 czerwca 1932 roku w Margoninie koło Chodzieży. Poetka, autorka scenariuszy przedstawień teatralnych dla dzieci i prac teoretycznych poświęconych teatrowi dziecięcemu. Laureatka nagród: im. Barbary Sadowskiej (1992), Fundacji Kultury (1993), Ministra Kultury (2001), Czterech Kolumn (2003), Prezydenta Wrocławia (2004), Nagrody Artystycznej Miasta Poznania (2009) oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2009). Mieszka w Puszczykowie.

Powiązania

Wszystko gubione

dzwieki / WYDARZENIA Bohdan Zadura Krystyna Miłobędzka Sławomir Elsner

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Sła­wo­mi­ra Elsne­ra, Kry­sty­ny Miło­będz­kiej i Boh­da­na Zadu­ry pod­czas Por­tu Wro­cław 2009.

Więcej

Poezję zacząć najłatwiej

debaty / ankiety i podsumowania Krystyna Miłobędzka

Odpo­wie­dzi Kry­sty­ny Miło­będz­kiej na pyta­nia Grze­go­rza Dydu­cha w „Kwe­stio­na­riu­szu 2004”.

Więcej

Dożynki

dzwieki / WYDARZENIA Andrzej Sosnowski Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki Krystyna Miłobędzka

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Kry­sty­ny Miło­będz­kiej, Andrze­ja Sosnow­skie­go i Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go pod­czas Por­tu Wro­cław 2006.

Więcej

Po krzyku

dzwieki / WYDARZENIA Krystyna Miłobędzka Marcin Sendecki

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Kry­sty­ny Miło­będz­kiej i Mar­ci­na Sen­dec­kie­go pod­czas Por­tu Legni­ca 2004.

Więcej

Jestem

nagrania / złodzieje wierszy Krystyna Miłobędzka

Film wyróż­nio­ny decy­zją jury w V. edy­cji kon­kur­su „Nakręć wiersz” – poświę­co­nej twór­czo­ści Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Okno na

nagrania / złodzieje wierszy Krystyna Miłobędzka

Zdo­byw­ca II nagro­dy w V. edy­cji kon­kur­su „Nakręć wiersz” – poświę­co­nej twór­czo­ści Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Nie wiemy siebie jutro

wywiady / o pisaniu Jarosław Borowiec Krystyna Miłobędzka

Roz­mo­wa Jaro­sła­wa Borow­ca z Kry­sty­ną Miło­będz­ką, opu­bli­ko­wa­na w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Odpisane na straty

nagrania / złodzieje wierszy Krystyna Miłobędzka

Zdo­byw­ca I nagro­dy w V. edy­cji kon­kur­su „Nakręć wiersz” – poświę­co­nej twór­czo­ści Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Wszystkowiersze

dzwieki / WYDARZENIA Krystyna Miłobędzka

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go Kry­sty­ny Miło­będz­kiej pod­czas Por­tu Legni­ca 2000.

Więcej

Dopowiedzenie

recenzje / KOMENTARZE Krystyna Miłobędzka

Dopo­wie­dze­nie Kry­sty­ny Miło­będz­kiej do poema­tu Świe­tli­ste Andrze­ja Fal­kie­wi­cza.

Więcej

O Po sobie

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Woj­cie­cha Bono­wi­cza, Pio­tra Kępiń­skie­go, Kry­sty­ny Miło­będz­kiej, Andrze­ja Sosnow­skie­go, Agniesz­ki Wol­ny-Ham­ka­ło.

Więcej

[jestem do znikania], [spotkałam siebie w Bolonii], [mieszkanie]

recenzje / KOMENTARZE Krystyna Miłobędzka

Autor­ski komen­tarz Kry­sty­ny Miło­będz­kiej do wier­szy z książ­ki Po krzy­ku.

Więcej

Teatr a dziecko

recenzje / IMPRESJE Ewa Tomaszewska

Recen­zja Ewy Toma­szew­skiej z książ­ki W wid­no­krę­gu odmień­ca Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Ołówkiem, farbą, plasteliną…

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler o twór­czo­ści Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

O twórczości Krystyny Miłobędzkiej

recenzje / IMPRESJE Tymoteusz Karpowicz

Szkic Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza opu­bli­ko­wa­ny w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Nadszedł jej czas

recenzje / ESEJE Paulina Małochleb

Recen­zja Pau­li­ny Mało­chleb z książ­ki Wie­lo­głos Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Jestem furtką bez ogrodu

recenzje / ESEJE Janusz Drzewucki

Recen­zja Janu­sza Drze­wuc­kie­go z książ­ki Po krzy­ku Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Gubione paradoksy

recenzje / ESEJE Konrad Wojtyła

Recen­zja Kon­ra­da Woj­ty­ły z książ­ki gubio­ne Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Innymi łowy

recenzje / IMPRESJE Maja Staśko

Esej Mai Staś­ko towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki dwa­na­ście wier­szy w kolo­rze Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Dochodzenie do wiersza

recenzje / ESEJE Leszek Szaruga

Recen­zja Lesz­ka Sza­ru­gi z książ­ki zbie­ra­ne, gubio­ne Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Od matki pędem na podwórko

recenzje / IMPRESJE Łukasz Zatorski

Esej Łuka­sza Zator­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Gdzie baba sia­ła mak Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Definiując poezje

recenzje / IMPRESJE Adam Poprawa

Esej Ada­ma Popra­wy towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki zbie­ra­ne, gubio­ne (1960–2010) Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Krystyna Miłobędzka od początku

recenzje / ESEJE Piotr Śliwiński

Recen­zja Pio­tra Śli­wiń­skie­go z książ­ki dwa­na­ście wier­szy w kolo­rze Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Przeskoki, zgłębienia (nad Gubionym Krystyny Miłobędzkiej)

recenzje / IMPRESJE Paweł Próchniak

Esej Paw­ła Próch­nia­ka z książ­ki Gubio­ne Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Językowi dać nowy język

recenzje / ESEJE Jacek Hindiuk

Recen­zja Jac­ka Hni­diu­ka z książ­ki zbie­ra­ne, gubio­ne (1960–2010) Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Po krzyku, przed wierszem. O zapisach poetyckich Krystyny Miłobędzkiej

recenzje / ESEJE Katarzyna Kuczyńska-Koschany

Recen­zja Kata­rzy­ny Kuczyń­skiej-Koscha­ny z książ­ki Zbie­ra­ne, gubio­ne Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Pomyśleć nic

recenzje / ESEJE Marcin Orliński

Recen­zja Mar­ci­na Orliń­skie­go z książ­ki zbie­ra­ne Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Po-zbierane niepokoje – przemiana i przemijanie

recenzje / IMPRESJE Agnieszka Czyżak

Recen­zja Agniesz­ki Czy­żak z książ­ki zbie­ra­ne Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Niepełne istnienie – kilka uwag na marginesie lektury książki znikam jestem Krystyny Miłobędzkiej

recenzje / IMPRESJE Michał Piętniewicz

Recen­zja Micha­ła Pięt­nie­wi­cza z książ­ki zni­kam jestem Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Idzie tylko o siłę odczuwania niedoskonałości własnej?

recenzje / ESEJE Rafał Gawin

Recen­zja Rafa­ła Gawi­na z książ­ki zni­kam jestem Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Miłobędzka jak świat

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Recen­zja Prze­my­sła­wa Roj­ka z książ­ki zni­kam jestem Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Ogromne my

recenzje / IMPRESJE Łukasz Zatorski

Recen­zja Łuka­sza Zator­skie­go z książ­ki zni­kam jestem Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

O gubionych

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Pio­tra Czer­niaw­skie­go, Grze­go­rza Jan­ko­wi­cza, Anny Kału­ży, Bogu­sła­wa Kier­ca, Karo­la Mali­szew­skie­go, Edwar­da Pase­wi­cza, Toma­sza Puł­ki, Justy­ny Sobo­lew­skiej i Kon­ra­da Woj­ty­ły.

Więcej

Teatr a dziecko

recenzje / IMPRESJE Ewa Tomaszewska

Recen­zja Ewy Toma­szew­skiej z książ­ki W wid­no­krę­gu odmień­ca Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Ołówkiem, farbą, plasteliną…

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler o twór­czo­ści Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej