recenzje / IMPRESJE

Miłobędzka jak świat

Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka z książki znikam jestem Krystyny Miłobędzkiej.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

1.

Najpierw o tytule. Nie, nie o tym nowej książki Miłobędzkiej: o moim. Oczywiście, przywołuję tu – zapewne nie bez próżności, ale to już sprawa między moją nieświadomością a mną, i nic Ci, Drogi Czytelniku, do tego – znakomitą książkę Jana Błońskiego o Czesławie Miłoszu: Miłosz jak świat. Bo też znikam jestem, zapis czterech wieczorów autorskich Krystyny Miłobędzkiej, sprowokował mnie przede wszystkim do takiej oto myśli, że jest to kolejna próba przekroczenia – ileż ich było, a wszystkie nieudane! – granicy między piszącym ja, a światem właśnie, czyli czymś radykalnie pozatekstowym. Albo też, delikatniej nieco rzecz ujmując, porównania siebie piszącego, czyli pozaświatowego (wszak pisanie, jak przekonywał Maurice Blanchot, jest zawsze zamiast świata, zamiast rzeczywistości, rodzi się w miejscu, gdzie świat zanika, celebruje więc tym samym swoją w najwyższym stopniu niepokojącą negatywność, w nicość wiodące i z nicości też wybrzmiewające zaniechanie świata) z tym sobą światowym, czyli niepiśmiennym. Stąd pomysł na taki właśnie, a nie inny tytuł niniejszego szkicu: Miłobędzka jak świat.

Ale przecież słusznie obruszysz się, Szanowny Czytelniku: to nie do końca tak, przecież zamiast eleganckiego zdania porównującego jest niegramatyczne “Miłobędzka jaka świat”. Błąd, literówka? W pewnym sensie tak. Bo gdybym miał opisać relację pomiędzy ja i światem (tu akurat – ale nie tylko tu, na litość Boską, nie tylko! – między Miłobędzką, objaśniającą tekstotwórcze mechanizmy uruchamiające sam fakt istnienia jej tekstów, a tymiż tekstami), to powiedziałbym, że chodzi właśnie o błąd. Naiwni – bywa, że naiwni święcie – wierzą w to, że rzeczywistość przepływa w tekst miękko i bezproblemowo, że wystarczy usiąść i zapisać. Tymczasem nie. Między oboma tymi wielkimi porządkami dochodzi do bezustannych kolizji, tworzą się fałdy, wyrastają trujące kwiaty aporii. A jeśli istniejące nie daje się uzgodnić z zapisywanym, to co mamy? Błąd, literówkę, usterkę redaktorską, korektorską niedoróbę mamy, Zacny Czytelniku! Każdy, kto choć chwilę spędził nad niechlujną korektą, redakcją czy adiustacją swojego tekstu, zna to gatunkowo niepowtarzalne poirytowanie, które rodzi się wyłącznie przy lekturze własnego pisma, które oto nagle złowieszczo oddala się od swej intencji. Bo niby zapisano – ale niedokładnie. Niby opisuje – a zniekształca. Na pozór się zgadza – ale zgrzyta, ale warczy.

Miłobędzka doskonale zdaje sobie sprawę, że się nie da. Że największy nawet wysiłek zmierzający do zasypania przepaści między tekstem a tym, co poza nim, jest wysiłkiem daremnym. Dlatego znikam jestem, książka, na którą składają się komentarze poetki do jej własnych tekstów poetyckich, nie oferuje ostatecznych eksplikacji, nie mówi, co poetka ma na myśli. Co o tyle nie może dziwić, że przecież akurat poezja Miłobędzkiej od samego właściwie początku charakteryzuje się wyjątkową nieufnością wobec wiary w pozbawioną jakiegokolwiek skomplikowania komunikowalność, jednocześnie manifestując radosne zaufanie tak do języka jako nieskończonej, dziecięcej potencji tworzenia czegokolwiek, jak i do świata jako miejsca, w którym – co brzmiałoby naiwnie, gdyby nie to, że w tym akurat przypadku naiwnie nie brzmi – dobro ostatecznie tryumfuje nad złem. Cokolwiek by owo zło i owo dobro nie miały oznaczać.

Ach, no i jeszcze jedno. Kiedy wymyślałem ten tytuł, chciałem nim wejść w dykcję Miłobędzkiej. Pewnie się nie udało, ale zapewniam Cię, Miły Czytelniku, że nie o to tu ostatecznie będzie chodzić.

2.

Teraz już o samej książce. Po trosze z poczucia recenzenckiego obowiązku. Na znikam jestem składa się dość szczególny materiał, który sprawia, że dostajesz do swoich rąk, Serdeczny Czytelniku, pozycję – jak mi się zdaje – bezprecedensową. A materiałem tym są skrzętnie przez samą Miłobędzką sporządzane notatki, służące jako punkt wyjścia (ale i dojścia) występów poetki w czasie jej spotkań autorskich, które odbyły się w Legnicy i we Wrocławiu na przestrzeni ostatnich dziesięciu prawie lat. Wieczory te – organizowane przy okazji wydawania kolejnych zbiorów poetyckich autorki, odpowiednio: wszystkowierszy, Imiesłowów, gubionego i wreszcie wyboru zbierane, gubione – mają też swoje nazwania; pierwszy z nich to “konieczność mówienia nowych”, następne – “w biegu szukam słów”, “gubione po drodze” i “tyle tego Ty”. Słusznie zauważa we wstępie do znikam jestem Jarosław Borowiec, znawca twórczości Miłobędzkiej i redaktor tego niezwykłego wydawnictwa, że owe nazwania (mimo swej pozornej enigmatyczności i wybitnie poetyckiej eliptyczności) doskonale określają tematykę kolejnych spotkań autorskich: “‘konieczność mówienia nowych’ť – jako pytanie o niezwykłość poezji; ‘w biegu szukam słów’ – jako zmaganie się z językiem, zapisywanie ruchu; ‘gubione po drodze’ – jako przykład niedoskonałości piszącego i zapisu; ‘tyle tego Ty’ – jako bycie wspólnym” (s. 10).

Zaprawdę, Kochany Czytelniku, zapewniam Cię, że gracko to Borowiec wywiódł. Ba!, może nawet nazbyt gracko – ale cóż, taka już smutna rola z konieczności skrótowego komentarza krytycznoliterackiego, że niektóre rzeczy uprościć musi. A tymczasem książka Miłobędzkiej do prostych nie należy. Więcej nawet – stawia ona na nowo pod znakiem zapytania (ach, te pytajniki!, zaiste, najważniejszy to spośród wszystkich znaków interpunkcyjnych, jedyne jako tako istotne graficzne poświadczenie naszej duchowej ruchliwości, najpewniejszy dowód, że czymś się tam jednak od naszych starszych zwierzęcych sióstr i braci różnimy) całkiem sporo naszych codziennych nawyków lekturowych. Bo też pytanie, jak należy czytać znikam jestem, nie jest pytaniem, którego należałoby unikać. I nader poręczna interpretacyjna proteza Borowca (choć jest to – jak być może powiedziałby Jacques Derrida – proteza oryginalna) nie na wiele się tu zda. Czy jest to tom wierszy? Z całą pewnością – można ostatnią książkę Miłobędzkiej czytać tak właśnie: jako nieobszerny wybór wierszy z nader obszernymi i dość osobliwymi przypisami. Choć oczywiście między tekstem poetyckim a metapoetyckim doń komentarzem zachodzi relacja zupełnie wyjątkowa, która prowokuje, by porównać ten tom do Talmudu, gdzie odnośniki do korpusu zasadniczego nie dość, że są czasem od niego ważniejsze, ale też gest wyjaśniania utożsamiają z ruchem komplikacji znaczeń. Dalej: czy można potraktować nową Miłobędzką jak tekst – powiedzmy – krytycznoliteracki? Wszak decyzją Biura Literackiego książka ta wychodzi jako ósmy tom serii “Szkice”, co sugerowałoby, że należałoby umieścić ją na półce (czas już najwyższy, Szacowny Czytelniku, abyś zaprowadził w swej bibliotece taki właśnie, tematycznie usankcjonowany ład) obok innych propozycji tego przedsięwzięcia wydawniczego, czyli obok tak wytrawnych egzegetów, jak choćby Jacek Gutorow, Jerzy Jarniewicz czy Karol Maliszewski. Niemniej jednak, ta akurat decyzja wydawcy zdaje się być po prostu wyrazem – jak najbardziej zrozumiałej – instytucjonalnej bezradności. Bo co to za eksplikacja, która nie eksplikuje? Co to za egzegeza, która nie wyciąga z komentowanego tekstu (bo przecież to zawsze, zawsze łaciński textus – plecionka, tkanina) niepodzielnych nitek sensu? Wszak Talmud – także ten Miłobędzkiej – nie jest prawdą objawioną: to prowokacja (niech znów w sukurs przyjdzie mi łacina, księżna języków – pro-vocatio, czyli wezwanie do zabrania głosu), zaczyn debaty, zakwas deliberacji, przedmiot nieustającej negocjacji sensów, najdostojniejsze work in progress.

Jest więc znikam jestem tomem wierszy. I jest tomem komentarzy do nich. Literaturą i metaliteraturą. Zwykło się przyjmować – przynajmniej w duchu mocnej strukturalistycznej scholastyki, która wciąż jeszcze bywa owym “niewywracalnym słoniem” Janusza Sławińskiego – że komentarz winien być odseparowany od tego, co komentowane, na bezpieczny dystans, zwany nieelegancko naukowym tudzież poznawczym. Ale też Krystyna Miłobędzka zwykła przyjmować, że nie ma rzeczy – zwłaszcza w języku – które zwykło się przyjmować.

Ot i ambaras.

3.

Ale – dodajmy od razu – jest to ambaras, który niedoścignieni Francuzi zwykli zwać “embarras de richesse”, kłopotem z powodu nadmiaru.

A nadmiar ten jest u Miłobędzkiej tym, co, po trosze w ślad ze dekonstrukcjonistami, nazwać można nadwyżką znaczeniową. Ostatecznie bowiem w znikam jestem najważniejsze nie jest to, co w wierszach (których niewiele), ani też nie to, co w metapoetyckich komentarzach (których, jako się rzekło, sporo, ale też nie aż tak), tylko to, co w przestrzeni oddzielającej, ale i łączącej obie te wielkie strategie radzenia sobie z literaturą.

Wiersze – tak to już, Umiłowany Czytelniku, z wierszami bywa – podsuwają czytającemu (a tutaj też, nie zapominajmy, słuchaczowi, którego rolę na chwilę lektury czytający przejmuje) najrozmaitsze sensy, których mnogość. Mnogość – dodałbym śmiało – będąca cechą rozpoznawczą, o tyle tylko istniejącym, o ile mieniącym się i znikliwym znakiem wodnym, każdej poezji, zwłaszcza tej wybitnej, a więc również tej wyszłej spod pióra Miłobędzkiej. Truizmem byłoby stwierdzić – stwierdźmyż to więc uczenie, po ingardenowsku, aby trywialność tę nieco osłabić – że właściwe znaczenie wiersza aktualizuje się w każdorazowym czytelniczym akcie konkretyzacji, zmierzającym do zapełnienia miejsc niedookreślonych w tekście literackim. A że poezja Miłobędzkiej, o czym wspomniałem, jest semantycznie wyjątkowo proteuszowa, to i tych miejsc niedookreślenia będzie skrajnie wiele. Czyli – dosadnie rzecz ujmując – będziesz miał, Najukochańszy Czytelniku, z liryką tej autorki roboty co niemiara, dostaniesz od niej zaledwie kilka sugestii, z którymi zrobisz, co zechcesz (bądź pozwolisz, by to one z Tobą zrobiły, czego nie oczekujesz).

A z drugiej strony – komentarz, metapoezja. Interpretacja, i to interpretacja mistrzowska co się zowie, wszak pochodząca od samej autorki, która chyba najlepiej powinna wiedzieć, co poetka ma na myśli! Rodzi się pokusa – poniekąd naturalna przy obcowaniu z dyskursem krytycznoliterackim – by szukać w autointerpretacjach Miłobędzkiej czegoś, co rozpasanie znaczeń charakteryzujące jej propozycję liryczną powściągnie: jeśli już nie przez przycięcie owych znaczeń jakimś złotym sierpem egzegezy, to przynajmniej przez ich uporządkowanie, poszeregowanie i zgrupowanie, przez wytyczenie jakichś linii perspektywy, wedle których będziesz się mógł, Sympatyczny Czytelniku, orientować.

I poniekąd Miłobędzka tak właśnie robi: podporządkowuje swoje teksty poetyckie określonej tematyce, łączy je w większe całości, które, pozlepiane autokomentarzem, nabierają kształtów jakiejś narracji – co już pisałem na początku tego tekstu – o przedziwnych przygodach piszącego ja w niepiśmiennym świecie, ale też o przygodnościach rzeczywistego w tekście, o ich przemożnej sile, gdy odseparowane, jak i o ich tyleż wstrząsającej, co urzekającej słabości w sytuacji wzajemnej dyfuzji pisma i świata. Niemniej jednak, po zamknięciu książki czytelnik czuje się – niczym Faust, opowiadający fiasko swoich spotkań z wielkimi systemami wyjaśniającego komentowania świata – taki mądry, jak i wprzódy… Bo oto efektem zetknięcia się wierszy Miłobędzkiej i jej tychże wierszy interpretacji nie jest bynajmniej redukcja możliwych znaczeń, a wręcz przeciwnie – ich, by znów sięgnąć do języka dekonstrukcji, rozsiew, rozplenienie. I nie jest to w żadnym przypadku efekt nieporadności autorki jako interpretatorki, ale jedyny możliwy punkt dojścia jej w pełni domyślanej strategii, nieskończenie pokornej wobec natychmiastowego usamodzielniania się tego, co zdarzyło się zapisać, i właśnie przez tę pokorę niebywale zuchwałej, zastępującej jałową i uśmiercającą pełnię wyjaśnienia pełną życiodajnych zaczynów, matecznikową próżnią znaczoną pytajnikami. Kto wie, może najważniejszym z tego punktu widzenia momentem książki jest ten ze strony 47, na który zapewne nie bez powodu zwraca też uwagę Borowiec, a w którym to granica między poezją a komentarzem ostatecznie się zaciera – kto wie (czy Ty, Najserdeczniejszy Czytelniku?), może właśnie o taki wzniosły lekturowy pat w całej tej dalekiej od niewinności grze Miłobędzkiej chodziło?

Albo jeszcze inaczej: znikam jestem to Wielki Zderzacz Hadronów, gdzie rozpędzone cząstki komentarza i wiersza wchodzą ze sobą w kolizję, generując trudne do wyobrażenia ilości znaczeniowej energii. I być może ta książka nie jest niczym innym jak opisową definicją każdej interpretacji, przenoszenia sensu w miejsce, gdzie nie zaniknie on, ale ewoluuje, owocując wciąż nowymi sposobami rozumienia.

4.

Miłobędzka raz tylko wspomina o swoich poetyckich mistrzach (rzecz w rytuale spotkania autorskiego praktycznie niezbywalna), a dobór ich nie tylko, że nie jest nieznaczący, ale wydaje się na tyle moim zdaniem ważki, że jemu właśnie chciałbym się na koniec przyjrzeć. Norwid, Leśmian, Białoszewski, Karpowicz. Dlaczego właśnie ci? Uczeni w piśmie wiele by na ten temat piśmiennie uczonego rzec mogli, ale ja skupiłbym się na jednym – otóż całą tę czwórkę łączy coś, co zdaje mi się nadrzędną racją bytu liryki Miłobędzkiej, a co w znikam jestem zostało wyrażone w sposób możliwie najbardziej dobitny, a o czym pisałem już powyżej, mianowicie jednoczesność mocnego zanurzenia w świat i w język przy doznawaniu iluzoryczności i umowności po lacanowsku nieco rozumianej pełnej koalescencji obu tych porządków. I u każdego z wzmiankowanych poetów ta agoniczność, to napięcie prowadziło do filozofii liryki osobliwie pogranicznej, sytuującej się nie w utopii pogodzenia z zewnętrznym i nie w klatce języka, ale właśnie gdzieś na obrzeżach, na pograniczu. U Norwida – apologia powszedniości zastygała w przemilczeniu, które oczekiwało na zagadanie przez czytelnika. U Leśmiana – wiara w magiczną siłę słowa jako pierwotnego zaklinania świata prowadziła do kreacji kompletnie niewizualizowalnej nadrzeczywistości. U Białoszewskiego – pełen podejrzliwości zachwyt nad Garwolinem, wielką płytą i odpustowymi madonnami znajdował ujście w liryce skrajnej językowej nieufności. U Karpowicza – światło się odwraca, by ukazać swój radykalnie sproblematyzowany, zamknięty w dyskursywnej i graficznej potencjalności rewers.

Nie inaczej ma się rzecz ze znikam jestem Krystyny Miłobędzkiej, książką – zaiste – o równoczesności i równoważności znikania i bycia wszystkiego.

Rzeczywistość i zapis. Rzeczywistość jak zapis. Rzeczywistość jaka? Zapis. Rzeczywistość jaka zapis. Wiersz i interpretacja. Wiersz jak interpretacja. Wiersz jaki? Interpretacja. Wiersz jaki interpretacja. Wyjaśnianie i komplikowanie. Wyjaśnianie jak komplikowanie. Wyjaśnianie jakie? Komplikowanie. Wyjaśnianie jakie komplikowanie. Miłobędzka i świat. Miłobędzka jak świat. Miłobędzka jaka? Świat. Miłobędzka jaka świat.

Ja i Ty, mój Czytelniku. Ja jak Ty, mój Czytelniku. Ja jaki? Ty, mój Czytelniku. Ja jaki Ty, mój Czytelniku.

Miłobędzka. Czytelnik. Słuchacz. Ja.

Ja.

O AUTORZE

Przemysław Rojek

Nowohucianin z Nowego Sącza, mąż, ojciec, metafizyk, capoeirista. Doktor od literatury, nauczyciel języka polskiego w krakowskim Liceum Ogólnokształcącym Zakonu Pijarów, nieudany bloger, krytyk literacki. Były redaktor w sieciowych przestrzeniach Biura Literackiego, laborant w facebookowym Laboratorium Empatii, autor – miedzy innymi – książek o poezji Aleksandra Wata i Romana Honeta.

powiązania

Nienostalgiczna gramatyka scrollingu

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka towarzysząca premierze książki Real Jan Škroba w tłumaczeniu Zofii Bałdygi, wydanej w Biurze Literackim 3 kwietnia 2023 roku.

WIĘCEJ

W omatidiach roztrzęsiona afirmacja niepogodzenia

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka, towarzysząca premierze książki żal, może on Romana Honeta, wydanej w Biurze Literackim 17 października 2022 roku.

WIĘCEJ

Sześćdziesiąt trzy zdania (dwadzieścia dziewięć ostatnich)

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

46. odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

Sześćdziesiąt trzy zdania (trzydzieści cztery pierwsze)

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

45. odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

Krótka (historycznoliteracka) rozprawa między trzema osobami: Belfrem, Kontrabasistą i Szachistą

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

43. odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

Białe księgi

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka towarzysząca premierze książki Stelle Bianki Rolando, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 11 marca 2019 roku.

WIĘCEJ

Niezaufane połączenia (III). Biurowa lista kontaktów

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

40. odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

Nie stoi w sprzeczności

wywiady / O KSIĄŻCE Paweł Kaczmarski Przemysław Rojek

Rozmowa Przemysława Rojka z Pawłem Kaczmarskim, towarzyszącą premierze antologii Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, wydanej w Biurze Literackim 20 września 2016 roku, a w wersji elektronicznej 18 grudnia 2017 roku.

WIĘCEJ

Antropologia rozczarowywania. Czterdzieści dziewięć notatek symultanicznych

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka towarzysząca premierze książki ciche psy Romana Honeta, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 sierpnia 2017 roku.

WIĘCEJ

[–] Ust. z dn. 31 VII 1981 o kontroli publikacji i widowisk

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

36. odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

Niedziela z życia Raymonda Queneau. Trzynaście znaków zapytania

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka z książki Niedziela życia Raymonda Queneau, wydanej w przekładzie Hanny Igalson-Tygielskiej w Biurze Literackim w wersji papierowej 4 października 2016 roku, a w wersji elektronicznej 8 maja 2017 roku.

WIĘCEJ

Dziennik pisany czytaniem (Krynickiego)

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka, towarzysząca premierze książki Przekreślony początek Ryszarda Krynickiego, wydanej w Biurze Literackim 20 marca 2017 roku.

WIĘCEJ

Gniew, dźwigar, przyimki

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka towarzysząca premierze książki Nie Konrada Góry, wydanej w Biurze Literackim 15 listopada 2016 roku.

WIĘCEJ

Jestem co się zowie żarówką zgrozy

wywiady / O KSIĄŻCE Justyna Bargielska Przemysław Rojek

Rozmowa Przemysława Rojka z Justyną Bargielską, towarzysząca premierze książki Selfie na tle rzepaku, wydanej w Biurze Literackim 27 czerwca 2016 roku.

WIĘCEJ

Trzy fundamentalne pytania o Joyce’a

wywiady / O KSIĄŻCE Jerzy Jarniewicz Przemysław Rojek

Rozmowa Przemysława Rojka z Jerzym Jarniewiczem, towarzysząca premierze książki Portret artysty w wieku młodzieńczym, wydanej w Biurze Literackim 30 maja 2016 roku.

WIĘCEJ

Czy żyjemy na Korei?

wywiady / O KSIĄŻCE Anna Marchewka Dawid Bujno Grzegorz Jędrek Przemysław Koniuszy Przemysław Rojek

Rozmowa Przemysława Rojka z Anną Marchewką, Przemysławem Koniuszym, Dawidem Bujno i Grzegorzem Jędrkiem, towarzysząca premierze e-booka Życie na Korei Andrzeja Sosnowskiego, wydanego w Biurze Literackim 18 kwietnia 2016 roku.

WIĘCEJ

Szkicownik alfabetyczny. Notatki o poezji Romana Honeta

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka towarzysząca premierze książki Romana Honeta rozmowa trwa dalej, wydanej w Biurze Literackim 8 marca 2016 roku.

WIĘCEJ

Mały literacki projekt

wywiady / O KSIĄŻCE Artur Burszta Przemysław Rojek

Rozmowa Przemysława Rojka z Arturem Bursztą, autorem wyboru wierszy w antologii 100 wierszy polskich stosownej długości, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 23 marca 2015 roku.

WIĘCEJ

Ludzie na wiadukcie

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Esej Przemysława Rojka towarzyszący premierze książki Zawsze Marty Podgórnik, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 2 marca 2015 roku.

WIĘCEJ

"To jakby architektoniczna wersja matrioszek"

wywiady / O KSIĄŻCE Joanna Mueller Przemysław Rojek

Z Joanną Mueller o książce intima thule rozmawia Przemysław Rojek

WIĘCEJ

“Jestem już gdzie indziej”

wywiady / O KSIĄŻCE Przemysław Rojek Szymon Słomczyński

Z Szymonem Słomczyńskim o książce Nadjeżdża rozmawia Przemysław Rojek.

WIĘCEJ

O tomie Rafała Wojaczka Wiersze i proza 1964-1971

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Esej Przemysława Rojka towarzyszący premierze antologii Wiersze i proza 1964-1971 Rafała Wojaczka.

WIĘCEJ

7 (siedmiu) moich autorów: sześciu, czyli coda w kształcie sestyny

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

14 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Dycio, Ireneo Funes

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

13 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Andrzej Sosnowski, flow

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

12 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Martyna Buliżańska, trauma

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

11 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Dariusz Suska, nasselar

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

10 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Filip Zawada, apofatyczny

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

9 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

7 (siedmiu) moich Portowych autorów: Krystyna Miłobędzka, rodząca

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

8 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

Zmiana warty. Reaktywacja / Odmarsz. Następne pokolenia

felietony / cykle CZYTLENIKÓW Przemysław Rojek

7 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

Jaką Pol(s)kę zobaczyli z drugiej strony lustra: podsumowanie

debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA Przemysław Rojek

Podsumowanie debaty “Jaką Pol(s)kę zobaczyli z drugiej strony lustra”.

WIĘCEJ

Różnicowanie sumy

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Esej Przemysława Rojka towarzyszący premierze książki Trzy ścieżki nad jedną rzeką sumują się Filipa Zawady.

WIĘCEJ

Lekcja języka (obcego)

felietony / Przemysław Rojek

1 odcinek cyklu „Wieża Kurremkarmerruka” autorstwa Przemysława Rojka.

WIĘCEJ

Wielość razy mnogość

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka z książki Manatki Bogusława Kierca.

WIĘCEJ

Utrata suchości

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka z książki Skaleczenie chłopca Filipa Wyszyńskiego.

WIĘCEJ

O niepowtarzalnych okolicznościach

recenzje / ESEJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka z książki O dwa kroki stąd Tadeusza Pióry.

WIĘCEJ

Polska: tyle, ile znaczy z perspektywy dżdżownicy

recenzje / IMPRESJE Przemysław Rojek

Recenzja Przemysława Rojka z książki Polskie znaki Wojciecha Bonowicza.

WIĘCEJ

Niepełne istnienie – kilka uwag na marginesie lektury książki znikam jestem Krystyny Miłobędzkiej

recenzje / IMPRESJE Michał Piętniewicz

Recenzja Michała Piętniewicza z książki znikam jestem Krystyny Miłobędzkiej.

WIĘCEJ

Idzie tylko o siłę odczuwania niedoskonałości własnej?

recenzje / ESEJE Rafał Gawin

Recenzja Rafała Gawina z książki znikam jestem Krystyny Miłobędzkiej.

WIĘCEJ

Ogromne my

recenzje / IMPRESJE Łukasz Zatorski

Recenzja Łukasza Zatorskiego z książki znikam jestem Krystyny Miłobędzkiej.

WIĘCEJ