debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

– Quo vadis? – Uciekam!

Justyna Żyrek

Głos Justyny Żyrek w debacie "Wielki kanion".

strona debaty

Wielki kanion

Język polski dla mnie jest jednym z powodów do bycia dumnym z życia w naszym kontrowersyjnym kraju. Epitety, jakie przychodzą mi na myśl, by oddać charakter mojego zachwytu nim, to: pięknie brzmiący, logiczny, trudny, wyjątkowy, swobodnie oddający rzeczywistość, pozwalający na słowotworzenie, rozpoznawalny, powiększający zdziwieniem oczy obcokrajowców zadających pośpiesznie pytanie: „Where are you from?”

Zaskakujące jest to, że ludzie dorośli, których liczebność jest porażająca, nie władają swobodnie językiem polskim. Mają problemy z ortografią, stylistyką, stawianiem przecinków, używaniem wyrazów. Przy pisaniu wiadomości smsowych, facebookowych, e-mailowych pozwalają sobie psuć pisownię, a zwyczaj ten niepostrzeżenie wchodzi im w krew, rzutując na mowę i tworzenie tekstów formalnych. Umiejętności językowe zdobywają w barach, pubach, na dyskotekach, wzbogacając swoje indywidualne słowniki w słowa godne odejścia w niepamięć, a nie pamięć. Polacy nie czytają.

Nie ma lepszej szkoły języka aniżeli styczność z nim w każdym dniu powszednim, w każdej typowo codziennej sytuacji, np. robiąc zakupy, pytając o drogę czy zabytek, słuchając wykładów, przechodniów, czytając książki. I do tych właśnie książek niewielu ma ochotę zajrzeć. Kwestia chęci to byłby zbyt banalny problem do rozwiązania. Motywów nieczytania należy doszukiwać się głębiej.

Przysłuchując się ludziom, zauważyłam powtarzający się brak empatii. Ludzie dyskutują tak, jakby rozgrywali słowami partię szachową. Jedno słowo wyzwala w nich na drodze skojarzeń inne słowo. Nie porozumiewają się, choć rozmawiają. Rozwój cywilizacji wypiera człowieka na płycizny emocjonalne. Persona XXI wieku powinna mieć najlepszy telefon, laptop, samochód, pieniądze. Nastawiona jest na nocne odreagowywanie imprezowo-alkoholowe, bycie sławnym, posiadającym autorytet i pieniądze. Na pytanie przypadkowych przechodniów o to, czego by w tej chwili pragnęli, większość odpowiedziałaby, że pieniędzy jako klucza do spełnienia marzeń. Marzeń zapewniających stwierdzenie „mam to”, a nie „jestem, nauczyłem się, doświadczyłem, poczułem.” Człowiek naszych czasów nabiera poczucia wartości przez „mieć”, a nie „być”. Kto chciałby być po prostu mądrzejszy?

Dzieci najłatwiej przekonać do czytania. Właściwie to rzadko się zdarza, by je przekonywać, ponieważ uwielbiają kolorowe obrazki, fantastyczne postaci, uosobione zwierzątka i wierzą, że właśnie taki bajkowy i cudowny świat je otacza. Potem dorastają i rzecz jasna, dostrzegają realizm. Jednym się podoba, a drugim nie, ale wszyscy muszą się w nim odnaleźć poprzez odnalezienie siebie, określanie się, kreowanie swojego poglądu, dokonywanie wyborów. Młodzi ludzie na tym etapie potrzebują życiowych lekcji, autorytetów, by nie popełniać błędów i nie żałować żadnego momentu z przeszłości. Dorastanie to czas, by nauczyć się samodzielnego myślenia i polegania w pierwszej kolejności na sobie, a w następnej dopiero na bliskich. Myślenie samodzielne to także problem ludzi dorosłych. Często spotykam się z sytuacjami, w których człowiek najpierw pyta, a potem myśli lub w gorszym przypadku tylko pyta.

Pod potrzeby młodego, dojrzewającego społeczeństwa powinny być dobierane lektury. Książki nie służą temu, by je prześledzić wzrokiem, a temu, by wyciągnąć z nich treści dla swoich osobistych potrzeb. Powinny zachęcać do czytania nieobowiązkowych dzieł, samodzielnego wyszukiwania wiedzy i oderwania od komputera. Podstawowym  ich zadaniem powinno być eliminowanie deficytów takich jak brak samodzielnego myślenia, niepoukładane systemy wartości, niepodjęte decyzje, niestworzone poglądy. Które pozycje w kanonie realizują lekcje życia, pobudzają myślenie, dostarczają przekonań, z którymi bez trudu można się utożsamić? Te, które dotyczą człowieka XXI wieku. Reszta pozostaje zwykle nietknięta, a zajęcia języka polskiego gwarantują jedynie marnowanie czasu.

Pod lupę na początek biorę dzieła Adama Mickiewicza. Absorbują one znaczną część mojego krytycznego postrzegania. Obowiązek czytania Pana Tadeusza bierze się z analogii do gombrowiczowskiego sformułowania, iż Mickiewicz wielkim pisarzem był, wieszczem narodowym i jakże może nie zachwycać, kiedy zachwyca. Młodzi ludzie zadają pytanie, jak zachwyca, kiedy ich nie zachwyca. W odpowiedzi na pytanie muszą przebrnąć przez całość. Fascynaci przeczytają, dziesięć do dwudziestu procent uczniów – dotknie wzrokiem kilku rozdziałów, reszta posłuży się internetowym streszczeniem. Opracowanie lektury na lekcjach jest czarną dziurą w mojej pamięci. Poza przeżywaniem zwyczajów, potraw, sposobów spędzania czasu, relacji między bohaterami przez panią magister, nie przypominam sobie niczego, co zrealizowałoby potrzeby budowania światopoglądu, wychowania, nauczenia mnie czegoś, co mogłoby zostać owocnie spożytkowane w życiu.

Najlepszą alternatywą według mnie byłoby czytanie fragmentów naszej epopei narodowej na zajęciach, które wiązałby określony temat.

Co, poza nazwiskiem, mają Dziady, że trzeba je omawiać? Można mówić o nich wiele, ale słowa te są niewiele warte. Samo pisanie o nich jest irytujące, że sprowadzę je do krótkiego podsumowania. Elementy fantastyczne wraz z dialogami nie są kreatywne tylko udziwnione, monolog Konrada nie jest burzliwy emocjonalnie, wzniosły i patetyczny, tylko histeryczny, jego postawa bezsensowna, a Dziady w pełnej krasie świecą pustką intelektualną, sztucznością emocjonalną, są formą bez treści.

Następnym autorem, który wywołuje we mnie pytanie, dlaczego trzeba czytać jego książki, jest Henryk Sienkiewicz. Jego dzieła powinny być pozostawione tym, którzy chcą je przeczytać z racji posiadania zainteresowań krążących wokół tematyki w nich poruszanej. Obecny jest bowiem ten sam schemat czytelniczy – dwie osoby przeczytają, pozostali albo zobaczą ekranizacje filmowe, albo internetowe streszczenia. Opracowywanie lektur o tytułach Potop, Krzyżacy, Ogniem i mieczem, Quo vadis?, Szkice węglem nic nie wnoszą do życia młodego człowieka.

Zaskoczeniem dla mnie były negatywne reakcje, jakie wyzwoliła twórczość Witolda Gombrowicza w postaci jedynej obowiązującej książki pt. Ferdydurke. Nikt w klasie nie pojął sensu, wszystkim przeszkadzał język i z niechęcią wyczuwalną w głosie wymawiane było nazwisko autora. Głęboki sens młodzież wyparła na płycizny. Być może część winy leżała po stronie pani magister, która nie cechowała się podejściem psychologiczno-filozoficznym i nakłaniającą do refleksji postawą. Wystarczyło zadać dobre pytania, by młodzi, adekwatnie do lektury, udzielili wzorcowych odpowiedzi. Ferdydurke to lektura, w której czyta się jedno, a rozumie drugie. Bez jej rozumienia czytanie traci sens. Przed przystąpieniem do niej powinno się zbudować fundamenty, które umożliwią jej pojmowanie. Warto zatem poprzedzić Ferdydurke wyjaśnieniami samego Gombrowicza prosto z jego Dziennika. Wtedy dopiero przejrzałoby się na oczy, że tak jak Słowacki nie zachwycał, tak Witold mądrym człowiekiem był.

O mądrości, błyskotliwych spostrzeżeniach Goethego trudno przekonać się po przeczytaniu Cierpień młodego Wertera. Gdyby każdy przeżywał miłość tak jak główny bohater, wielce prawdopodobny byłby zanik rozstań, rozwodów. Jednak zdecydowana większość klasy obojętnie jakiej szkoły odkłada książkę w kąt lub w stanie poirytowania wrzuca ją do pieca. Nieumiejętność wczucia się w skórę Wertera jest na tyle duża, że słowa zawarte w listach, choć mające duży ładunek emocjonalny i walory artystyczne, odbijają się od oczu. Szczegółowy zarys jego postawy jest tak nieaktualny, że wykracza poza akceptację młodzieży XXI wieku. Choć lektura jest krótka, stanowi mękę czytelniczą i w głowie ucznia rodzi popularne z memów kocie pytanie: „Co ja paczę?” Omawianie lektury nie ma sensu, ponieważ z reguły nikt nie ma niczego do powiedzenia. Jeżeli ma, trzeba się zastanowić, ile wypowiedź może być warta, by marnować kilka godzin języka polskiego na jej usłyszenie. Zamiast Cierpień młodego Wertera można byłoby z różnych źródeł zebrać aforyzmy Goethego i napisać wypracowanie na temat dowolnie wybranego cytatu. Zadanie skłoniłoby do samodzielnych przemyśleń.

Mistrzem błyskotliwych spostrzeżeń, sposobu pojmowania otaczającego go świata, parodiowania słowem rzeczywistości, jest Stanisław Jerzy Lec. Jego dzieło – Myśli nieuczesane, jest niezwykłe, napawa humorem, przy którym trudno nie dać się ponieść swoim przemyśleniom. Wszystkie aforyzmy Leca są unikatowe, a o ich wartości i ponadczasowości powinien się przekonać każdy młody człowiek wchodzący w realia, które najpierw należy poznać, by móc w nich zaistnieć. Atutem książki jest to, że potrafi również bawić, co może przyczynić się do oderwania nastolatków i tych prawie dorosłych od memów w fikcyjnym świecie internetowym.

Książka, która mogłaby zaistnieć w kanonie lektur szkolnych, to Kronika ptaka nakręcacza Haruki Murakamiego. Prawdopodobnie moja opinia jest subiektywna, jednak uważam, że powieść pozostawia w podobnych odczuciach i wypełnia podobnymi refleksjami także innych jej czytelników. Na mój wybór składają się: ciekawa, kreatywna fabuła, postaci, jakich dotąd nie miałam okazji spotkać w świecie fikcji literackiej, problemy, z którymi utożsamia się prawie każdy z nas, przystępny styl pisania, który napawa chęcią czytania, wartościowe mądrości warte zapamiętania lub wzbogacenia swojego pamiętnika, wolność interpretacji, szerokie pole do dyskusji oraz dzielenia się swoimi przemyśleniami. Mnogością pytań zaczynających się od słów „dlaczego”, „po co”, „jak”, nauczyciel języka polskiego mógłby pobudzić całą klasę do myślenia i mówienia. Kiedy młody człowiek ma coś do powiedzenia, wyzbywa się strachu przed publicznym wystąpieniem. W świecie internetowej komunikacji istotne jest zachęcanie do ustnych wypowiedzi.

W naszym świecie toczy się również wojna poglądowa pomiędzy nauką a religią. Wojna poglądowa, która przybiera coraz ciemniejsze barwy. Warto byłoby skonfrontować religijne teksty średniowieczne z Bogiem urojonym Richarda Dawkinsa. Taki dobór literatury pogodziłby uczniów wierzących i niewierzących. Znów stworzyłoby to warunki do interesującej dyskusji i  zbudowania indywidualnych poglądów.

Na języku polskim warto propagować naukę. Naukowcy-myśliciele stanowią klucz do naprawy naszego kraju. Na języku polskim tworzy się człowieka renesansu, który zgodnie z tym określeniem powinien być obznajomiony z licznymi aspektami życia, by móc wybrać dla siebie najwłaściwszy. Warto byłoby przedstawić uczniom takich pisarzy – naukowców: Richard Feynman, Michio Kaku, czy wyżej wymieniony Richard Dawkins. Najbardziej zachęcające książki do czytania należą do Feynmana. Nie dość, że są napisane zrozumiałym i prostym językiem, to w dodatku poruszają prywatne życie, poglądy autora. Stanowią drogowskazy na drodze ku osiągnięciom naukowym. Sens tego wszystkiego. Rozważania o życiu, religii, polityce i nauce – ten tytuł przykładowo mógłby zaistnieć w kanonie lektur.

Godnym przytoczenia jest japoński pisarz, Sōseki Natsume. Jego Sedno rzeczy ukazuje wyidealizowaną relację między uczniem a autorytetem, nauczycielem życia, o jakiej marzy niejeden z nas. Książka przedstawia poszukiwanie własnego sensu życia, odnajdywanie siebie wśród ludzi, analizy i motywy ludzkich zachowań.

Przeglądając polską poezję młodych poetów, często trafiałam na taką, która odrzucała. Mnóstwo problematycznych, pozbawionych sensu, infantylnych, pisanych na siłę, pełnych sztuczności i udziwnionej kreatywności wierszy. Trudno było trafić na utwory ciekawe, głębokie, warte przemyśleń, wyjątkowe. Wywodzi się to z faktu, że poeci piszą symbolami zaczerpniętymi z własnych skojarzeń z elementami rzeczywistości. Piszą często dla siebie, dzieląc się swoimi tworami publicznie. Piszą, choć nie mają o czym. Niezrozumienie treści rodzi wolność interpretacji, ale czy poszerza ona horyzonty myślenia? Zachęcam raczej do pisania wierszy aniżeli do ich czytania. To dobry sposób na budowanie swojej przestrzeni i składania siebie z samodzielnie dobranych słów.

Popis psychoanalizy dał w swoim dziele pt. Wymazywanie Thomas Bernhard. Książka może być trudna i męcząca, ale otwiera oczy na kilka ważnych zagadnień. Więzi rodzinne nie muszą być wiążące, nie trzeba zakładać masek, by być członkiem rodziny. Przynależność nie polega na udawaniu kogoś, kim się nie jest. Udawanie pociąga za sobą fałsz, hipokryzję, sztuczność. Nie można wstydzić się ani ukrywać autentycznych emocji. Nie można zapomnieć przeszłości, ale można nauczyć się z nią żyć bez odczuwania jej ciężaru. Uważam, że jest to ważna książka prowadząca do odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy.

Na ten czas podane przeze mnie książki uznaję za pomagające myśleć i się rozwijać w dobrym kierunku. Odbiegam od polskich nowych autorów, ponieważ nie odnalazłam na półkach bibliotecznych żadnej książki, która zachęciłaby mnie do czytania i warta byłaby mojego czasu. Na solidnych fundamentach dzieł pisarzy polskich XX wieku nie wyrastają dzieła nawet w połowie cenne i mądre. I to też warto byłoby przemyśleć.

 

O AUTORZE

Justyna Żyrek

Urodzona 11 lutego 1992 roku w Piekarach Śląskich. Absolwentka I LO im. J. Smolenia w Bytomiu oraz Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego Województwa Śląskiego w Katowicach jako technik farmaceutyczny. Obecnie studentka II roku biotechnologii na Uniwersytecie Śląskim.