książki / POEZJE

Mroczny przedmiot podążania

Zbigniew Machej

Fragmenty książki Mroczny przedmiot podążania Zbigniewa Macheja, wydanej w Biurze Literackim 23 czerwca 2014 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Seks

to tyl­ko tuszo­wa­nie obja­wów
a nie usu­wa­nie przy­czyn
co to repro­du­ku­ją się sta­le
choć usu­wa­ją się same
aż do wyczer­pa­nia zaso­bów
i wyschnię­cia źró­deł

Ale czy zaso­by mogą się wyczer­pać
a odna­wial­ność ustać
sko­ro w przy­ro­dzie nic nie ginie
tyl­ko wszyst­ko pły­nie pły­nie
nie­ustan­nie zmie­nia­jąc stan
sku­pie­nia (aż do znu­dze­nia)?

Żeby nie było tak nud­no
muszą być jakieś wiry prze­cie­ki
wyle­wy pod­to­pie­nia stra­ty
neu­tral­ne con­ti­nu­um żywej pust­ki
musi się spla­tać z żar­li­wą pre­de­sty­na­cją
i czar­ną nie­wdzięcz­no­ścią losu
któ­re to czyn­ni­ki dla roz­ma­itych
żywo­tów rów­no­le­głych mogą mieć
reper­ku­sje nie­prze­wi­dy­wal­ne
a czę­sto nawet tra­gicz­ne

Bo wszyst­ko co pły­nie
nie­ustan­nie zarzu­ca na sie­bie
imma­nent­ną sieć
trze­ba by się dobrze zasta­no­wić
co moż­na tą sie­cią zło­wić
kto lub co jest tu łow­cą
a kto lub co zdo­by­czą
i czy obo­je mogą żyć ze sobą
dłu­go i szczę­śli­wie


igła w stogu siana

na świę­te­go Jana
od same­go rana
porzu­co­na igła
leży w sto­gu sia­na

leży porzu­co­na
nie wie co się dzie­je
boi się że w sto­gu
leżąc zardze­wie­je

bo w sto­gu jest ciem­no
wil­got­no i dusz­no
w tych warun­kach leżeć
nie jest rze­czą słusz­ną

nie jest rze­czą słusz­ną
zdro­wą ani miłą
w tych warun­kach życie
igły sens stra­ci­ło

bo jej prze­zna­cze­niem
jest spo­koj­ne szy­cie
a nie w stę­chłym sia­nie
bez­na­dziej­ne gni­cie

wola­ła­by nawet
cero­wać skar­pe­ty
ale w sto­gu sia­na
utkwi­ła nie­ste­ty

nie wie co się dzie­je
nie ma w uchu nici
a nad sto­giem sia­na
słon­ko ostro świ­ci

słon­ko ostro świ­ci
coraz moc­niej grze­je
ale bied­na igła
już tra­ci nadzie­ję

bo nikt jej nie szu­ka
ni wiel­błąd ni czło­wiek
gdzie jest bied­na igła
już nikt się nie dowie

może tyl­ko pro­myk
słon­ka nie­do­ści­gły
znaj­dzie w sto­gu sia­na
uszko bied­nej igły


Tom Cruise pisze, a potem drze na strzępy

następny list do Nicole Kidman

Och, Nico­le, moja Nico­le,
zno­wu wszę­dzie jest peł­no Two­ich zdjęć,
tym razem rekla­mu­jesz Cha­nel No. 5
i w tej rekla­mie wyglą­dasz ślicz­nie,
chy­ba znów chi­rur­gicz­nie
popra­wi­łaś sobie nosek. Ale
Nico­le, Cha­nel No. 5 ma kolor
koń­skie­go moczu,
co nie licu­je zupeł­nie
z błę­ki­tem Two­ich oczu. No
i te wisior­ki dia­men­to­we,
nie­za­po­mi­naj­ko­we,
w Two­ich aksa­mit­nych uszach…
Och, coś takie­go dzi­siaj
zupeł­nie mnie nie rusza.
Jestem teraz
sil­ny jak cho­le­ra,
sil­niej­szy niż Ci się zda­je,
byłem nawet ostat­nim samu­ra­jem
i wypeł­ni­łem wszyst­kie nie­moż­li­we
misje, więc lek­kie roz­chy­le­nie
Two­ich ust
różo­wo­per­ło­wych
już mi nie może zawró­cić gło­wy.
Po kato­lic­ku
zakry­wasz sobie biust
jakimś łabę­dzim pie­rzem.
To mnie nie bie­rze.
Nie tęsk­nię do Two­ich cyc­ków.
O Nico­le, Nico­le, zło­ta moja,
dla­cze­go wyszłaś
za tego kow­bo­ja
i w dodat­ku pija­ka?
Dla­cze­go jesteś taka?
No i to koń­skie Cha­nel No. 5.
Z tych zdjęć
nie patrzysz ponęt­nie,
tyl­ko nie­czu­le
i zim­no.
Już Cię nie kocham w ogó­le.
Jestem z inną.


Dziadowska ballada o straszliwym wypadku

w Urzędzie Skarbowym

Będąc za spra­wą w Urzę­dzie Skar­bo­wym
Nale­ży zwłasz­cza uwa­żać na gło­wy

Raz baba wycho­dzą­ca z klo­pa
Drzwia­mi tam wal­nę­ła chło­pa

Chłop się na pod­ło­gę zwa­lił
Gło­wę sobie roz­mig­da­lił

O kalo­ry­fer uchem zaha­czył
I życie sobie tym prze­ina­czył

Trze­ba go było na pogo­to­wie
Jak to sma­ku­je nikt się nie dowie

Trze­ba go było wziąć do szpi­ta­la
Choć tam nie było miej­sca po salach

Żeby do zdro­wia wró­cił w nie­dzie­lę
Śpie­wa­li jacy tacy w koście­le

Od ołta­rza z eucha­ry­stią
Aż do ryn­ny za zakry­stią

Tyl­ko że chłop się nie wró­cił
Tak mu urząd życie skró­cił

A baba sobie nic nie robi z tego
Wciąż do Urzę­du cho­dzi Skar­bo­we­go


Goethe w Zachodnich Czechach

(Dichtung und Wahrheit)

Goethe w Kar­lo­wych Warach
miał kil­ka kobiet naraz,
lecz nie­ustan­nie pamię­tał o tym,
żeby nie zdra­dzać swo­jej Char­lot­ty,
żeby nie zdra­dzać swo­jej Chri­stia­ny,
pamię­tał rad­ca Goethe kocha­ny.

Goethe w Che­bie
żył o chle­bie
i o wodzie
i o winie.
Dzię­ki temu
czuł się lepiej,
czuł się mło­dziej
przy nie­jed­nej
młod­szej damie
czy dziew­czy­nie.
Czy­tel­ni­ku,
racz­że nad tym
się zadu­mać:
kto tak żyje,
ten nie zgi­nie,
choć­by umarł.

W Mariań­skich Łaź­niach Goethe
nie­jed­ną miał kobie­tę,
lecz nie­ustan­nie pamię­tał o tym,
żeby nie zdra­dzać swo­jej Char­lot­ty,
żeby nie zdra­dzać swo­jej Chri­stia­ny,
pamię­tał rad­ca Goethe kocha­ny

(albo­wiem taj­ny rad­ca von Goethe
miał wie­le kobiet na krót­ką metę).


Ono

Ono naj­pierw cię uro­dzi
i odgry­zie pępo­wi­nę
nie­pa­mię­cią cię odgro­dzi
wypa­li gli­nę

i paster­stwem cię pogo­ni
i kapłań­stwem cię okroi
i bur­de­lem cię roz­ło­ży
han­dlem odku­pi

dni z noca­mi pogo­dzi
i po szko­dzie głu­pich
powa­li cię jak zwie­rzę
oskro­bie z kul­tu­ry
do skó­ry
i dla świę­te­go spo­ko­ju
wyta­rza w gno­ju

potem zno­wu do góry
z dołu cię pod­nie­sie
i wyswo­bo­dzi
z mar­no­ści
nad podziw

i na koniec cię ugo­ści
w przed­wiecz­nej
jasno­ści
albo i nie
albo i nie


Ballada czarnej godziny

dla Juliu­sza Sło­wac­kie­go

przy­szła kry­ska
nad­szedł kres
anioł bły­ska
szcze­ka bies

wod­ni­sto­kr­wi­sta
kost­no­mię­si­sta
cie­le­sność zdy­cha
gięt­ka i kru­cha
ziem­sko­gwieź­dzi­sta
mate­ria bucha
z Dołu do Góry
przez czar­ne dziu­ry
nie­do­sko­na­ła
chwa­ła cia­ła
prze­gwał­ca się
w Ducha

pęka­ją zapo­ry
trza­ska­ją uszczel­ki
gasną czuj­ni­ki
nie ma elek­try­ki
co to będzie?

co to będzie?
żywioł wszel­ki
w strasz­nym pędzie
w bły­ska­wi­co­wym bie­gu
wystę­pu­je z brze­gów

wszyst­kie rze­czy
małe i duże
przy­ja­zne i wro­gie
tanie i dro­gie
wir­tu­al­ne i real­ne
prze­pa­la ogień

mięk­ną rury
opa­da­ją szczę­ki
skwier­czą wdzię­ki
krzep­nie żużel
huczą chó­ry
natu­ry

Duch odla­ta
do swe­go Gniaz­da
w Zaświa­tach
tam leci
gdzie nie świe­ci
żad­na gwiaz­da
nie ma sie­ci
a jest jasno
ileż to razy
będzie jesz­cze wra­cał
do swo­jej Bazy?
kie­dy się skoń­czy
Jego Pra­ca
co wszyst­ko
na nice
wywra­ca?

tu pozo­sta­ją
puste powło­ki
reszt­ki mar­ne
kosz­mar­ne
upior­ne
schną­ce
sty­gną­ce
nie będą­ce ani tro­chę
ziar­nem pta­sim mlecz­kiem
kwia­tem czy owo­cem
połu­dnio­wych mórz

nad nimi
w bez­den­nej nocy bez­cza­su
radio­ak­tyw­ne obło­ki
i post­nu­kle­ar­ne zorze
i jesz­cze nie wia­do­mo
czy tak jest lepiej
czy gorzej
dla naszych
dusz


Inne nieba

Jest nie­bo nie­da­le­kie
Z gwiaz­da­mi i księ­ży­cem.
I jest też dru­gie nie­bo
Wywró­co­ne na nice

I jest też przy­pusz­czal­nie
W pobli­żu nie­bo trze­cie,
Któ­re się z korze­nia­mi
Czwar­te­go nie­ba ple­cie.

I jest praw­do­po­dob­nie
Z kolei nie­bo pią­te,
Któ­re wobec czwar­te­go
Leci pod innym kątem.

I musi nie­uchron­nie
Pul­so­wać nie­bo szó­ste,
Któ­re jest nie­skoń­czo­nym
Kalej­do­sko­pem luster.

I w koń­cu jest rzecz jasna
Naj­dal­sze siód­me nie­bo,
Któ­re jest tyl­ko echem,
Tęsk­no­tą i potrze­bą.

O autorze

Zbigniew Machej

Urodził się w 1958 roku w Cieszynie. Poeta, tłumacz poezji czeskiej, słowackiej i angielskiej, eseista. Autor piętnastu zbiorów wierszy. Wieloletni pracownik polskiej dyplomacji kulturalnej w Czechach i na Słowacji. Dotychczas w Biurze Literackim opublikował tomy: Kraina wiecznych zer (2000), Prolegomena. Nieprzyjemne wiersze dla dorosłych (2003), Wspomnienia z poezji nowoczesnej (2005), Wiersze przeciwko opodatkowaniu poezji (2007) oraz książkę poetycką dla dzieci Przygody przyrody (2008); nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius i Nagrody Literackiej Gdynia.

Powiązania