Noc. Pogasły światła na ulicy. Słychać psy sąsiadów i krople deszczu uderzające o dno cynkowego wiadra.
Wyprałem spodnie – jeszcze mokre trzeba je było zdjąć ze sznura i przenieść do kuchni. Teraz czytam wiersze Cwietajewej.
Czyja to wina, że nic w nich nie mogę znaleźć? Cwietajewej? Moja? Czy może twoja,
właścicielko magnetofonu, z którym jadam kolację i sypiam? Gdzie jesteś?
Wiersz przeciwko pieniądzom
To, co się tutaj dzieje i nad czym nie umiem ciągle zapanować (cieknący kran, jakiś pies idiota pod oknem), to przez pieniądze.
Nie starczyło ich, abym mógł do ciebie pojechać.
Zimą, na trzy godziny przed świtem
Zimą, na trzy godziny przed świtem nawołują się na przedmieściach jak wilki, pociągi z nocą opuszczoną do połowy masztu.
Okna domu naszego tak nisko, otwarte okiennice i wiatr lekko uderza o ścianę skrzydłami z pogiętej blachy.
Wolno trawi deski podłogi wilgoć i czuć w powietrzu woń gnijącego drewna, a ubrania stają się cięższe.
Ogrzewamy strzępy pościeli i ciała przy stygnącym piecu.
Odwilż
Odwilż. Oazy zgniłej trawy, betonu; kałuże. Brudny bałwan w ogrodzie sąsiada. Przed domem sam sąsiad: cień w drelichu nadgryziony przez żonę, trójkę dzieci, mole i wódę.
Którędy? Wczorajsze ślady zamienione w bajora. Gawron obchodzi kompost – szuka przejścia na cieplejszą stronę, nakłuwając podejrzane miejsca. Wilgotna cela kładzie się na ramionach
i karku. Żadnych zgrzytów, nagłego blasku, ruchu. Powolne gesty gałęzi i ciężko, tuż nad szczytami akcji zwieszone chmury dopełniają jedynie molowej tonacji. Stan po wylewie nostalgii do mózgu.
Folia na wietrze
Jakoś mi nie wychodzi ta ucieczka – nagły skręt, szybka zmiana biegu. Na chwilę przed kolacją ktoś skręca pod bramę, gaśnie silnik, a ja to słyszę jedynie, bo koc zamontowałem między firanę a szyby.
Nie montowałbym, gdyby nie mróz, ale i światło utknęło. Nieruchomieję i gasnę jak patyczak – wieczór jest czarną krępą otulającą słoik i czyjaś ciekawska dłoń manipuluje przy wieku o zapieczonym gwincie.
Słaba dłoń i powierzchnia tak śliska jak ławka w kościele – to nawet nie bierny opór, najwyżej zaniechanie. Lód chrzęści pod oponami czarnymi jak wieczór i jakieś niegroźne kłamstwo już mierzę z śladami po tobie.
O autorze
Dariusz Sośnicki
Urodzony w Kaliszu. Poeta. Absolwent filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Laureat m.in. nagrody „Czasu Kultury” (1994) i Poznańskiego Przeglądu Nowości Wydawniczych (2002), nominowany do Paszportu „Polityki” (2002) i Nagrody Literackiej „Gdynia” (2015). W latach 90. redagował pisma „Już Jest Jutro” i „Nowy Nurt”. W latach 2005–2013 prowadził dział polskiej prozy w Wydawnictwie W.A.B. Publikuje teksty o literaturze w „Dwutygodniku” i „Czasie Kultury”. Mieszka w Poznaniu.
Autorski komentarz Dariusza Sośnickiego w ramach cyklu „Wiersz w drodze”, towarzyszący premierze książki Po domu, wydanej w Biurze Literackim 1 listopada 2021 roku.
Rozmowa Artura Burszty z Dariuszem Sośnickim towarzysząca premierze książki Po domu, wydanej w Biurze Literackim 1 listopada 2021 roku.
Zapis spotkania autorskiego „Ambasadorzy Poezji” z Marcinem Sendeckim, Dariuszem Sośnickim i Eugeniuszem Tkaczyszynem-Dyckim w ramach 20. festiwalu literackiego Port Wrocław 2015.
Z Autorem rozmawia Grzegorz Jankowicz, książkę komentuje Marta Podgórnik. Etiuda do wiersza „Państwo P. o lekturach” w reżyserii Anny Jadowskiej.
Autorski komentarz Dariusza Sośnickiego do wiersza „Chiński zodiak” z książki O rzeczach i ludziach (1991–2010), wydanej nakładem Biura Literackiego 20 stycznia 2011 roku.
Recenzja Jakuba Skurtysa towarzysząca premierze książki Po domu Dariusza Sośnickiego, wydanej w Biurze Literackim 1 listopada 2021 roku.
Szkic Karola Maliszewskiego opublikowany w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.