Okolica jest niebieska. Musiało tu kiedyś
być miasto, teraz łuna tylko łuska gwiazdy.
Ekspedycja nawalona, kto z nich trafi w wyrwę
ten zapadnie w sen. Na obóz spadły noski lip,
choć wzięli je za łuski wystrzelone w niebo
podczas karnawału zero zero, kiedy byliśmy
tylko dymkiem z cygaretki Pana Bogusia i
trochę nas poniosło. Cienie pierzchają. Sen
instant kołysze się na czubku języka.
Ekspedycja zanurzona w aksamitny szyb.
pocztą podziemną
Ludzki cień, podróżny, o jakim się śniło,
książka, za którą tęskni. Wypadło
wyrzucić klucze, skoro nawet świecki
człowiek wie – nie ma do czego wracać.
Maj jest jak żyletka (lekki). Pociąg
traci rozpęd, my – wysokość
i las modrzewiowy łyka nas jak błyszczek.
Stamtąd też myślę o tobie, zasypiam
w popiele, mijam z powołaniem.
odys
Naświnione, pewnie się psy
zerwały z łańcucha i naświniły.
Do czego to podobne. Nie dość,
że człowiek wraca z niczym,
to jeszcze brud ogląda. Nie dość,
że ma w zębach ubytki
i mole mu trawią futra po krewnych,
to naświnione musi oglądać i bać się.
wiosna dla dorosłych
Krew na gazetach i rosół z torebki, na której
kura raźno zachęca do zjedzenia rosołu z całkiem
świeżej siebie, a ty całą noc w mieście ujadałeś
i jesteś równie nieżywy. I cię nie dotyczy fizjologia
wiosny, a wiosna jest krwawa. No przecież lubisz
jak się rozklejam, jak mi wyrasta pełnosprawne serce
(kolejne) i mówisz śpisz jeszcze w środeczku i mówisz
uzbroję ziemię, żeby z ulgą wyjechać przyjechać
i stwierdzić: radzisz sobie beze mnie.
trop
Może pochodzisz z języka algonkin,
może jesteś popromienny, bo matka
akurat dwa dni po party w Czarnobylu
uprowadziła cię na spotkanie z radiologiem
– stąd ta słabość do kobiet z przeszłością?
Niewiele cię obeszło, że Bartek znalazł
dinozaurzy ząb w psich odchodach
(żeby sobie nie znalazł jakichś żelaznych cukierków!).
W ogóle: wiosna to czas podpaleń,
które pojawiają się w całej Polsce.
Ludzie jak muszki w zadymionej lornetce
biegają. A mi już nic nie przeszkadza, cień
mnie unika od wielu dni. Język puchnie w gardle
kiedy mam cię na muszce, psie.
życiorys.fm
Zdarzają się takie historie na trasie:
autostopowicz mówi: „gdziekolwiek”,
a ty wiesz dokąd. Jest takie łagodne przejście, są
takie miejsca: rozlewiska świateł chłodne jak menażki,
niespieszne tętna mijanych miasteczek. Noc tam
smakuje arszenikiem, miętą. Znikąd-mój-przyjacielu, kiedy byłam mała
myłam włosy cytrynowym mydłem, na wiaduktach
widywałam zjawy nie-z-tej-ziemi. A tu UKF – życiorys
się pisze: prognoza pogody dla „podróżujących
nocą”. Załapujemy: jutrzejsze słońce będzie z weluru
i rozstrzelane. Kolby kukurydzy płoną już
z cichym trzaskiem, i biedronki, pasikoniki,
białe ścinki suchego kopru. Kończy się sezon, po nas,
braciszku, po nas choćby potocznie.
O autorze
Agnieszka Wolny-Hamkało
Urodzona 24 lutego 1979 roku we Wrocławiu. Poetka, publicystka. Współpracuje m.in. z „Gazetą Wyborczą”, „Polityką” i „Lampą”. Mieszka we Wrocławiu.
Rozmowa Artura Burszty z Agnieszką Wolny-Hamkało, towarzysząca premierze książki Ani mi się śni, wydanej w Biurze Literackim 19 października 2005 roku.