książki / POEZJE

Biały tydzień

Łukasz Jarosz

Fragmenty książki Biały tydzień Łukasza Jarosza, wydanej w Biurze Literackim 12 listopada 2007 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Podróżnicy

Dwa wal­czą­ce ze sobą węże,
sple­cio­ne jak w miło­snym uści­sku.
Dzie­ci ści­ga­ją­ce się w kłam­stwach, by dostać owoc.
Kuszą­ca tajem­ni­ca zdra­dy, świa­tła lata­rek
prze­cze­su­ją­ce drze­wa. Dziew­czy­na, któ­ra widzi,
że jej uczu­cie było tyl­ko zazdro­ścią. Ziar­no rzu­co­ne kurom,
roz­ko­ły­sa­ny dzwon umar­łych, sil­nik, co ucichł w polu.
Gra­ni­ca mię­dzy odgło­sem a nutą. Ból, jego napię­ty łuk
w cie­le ojca, któ­ry obu­chem sie­kie­ry ude­rza się w dłoń.
Pan­ny krą­żą­ce wokół krze­sła, by zła­pać welon,
księ­życ w lisiej cza­pie, łód­ka z ośród­ki chle­ba.
Wznie­sio­ny w górę kie­lich. Ser­ce świ­ni.
Drżą­ca sierść schwy­ta­ne­go wil­ka.
Wal­czą­ce ze sobą węże, sple­cio­ne
jak w miło­snym uści­sku.


Symetria

Mróz unie­ru­cho­mił mia­sto. Zasty­gły gałę­zie,
w powie­trzu zawi­sły dym­ki – bia­łe odde­chy.
Minę­li­śmy podwó­rze, spoj­rze­li­śmy w puste oczy
domu naprze­ciw. Ręką poka­za­łem ci miej­sce

wśród drzew, gdzie będę leżeć, póź­niej w cie­ple
kro­ili­śmy przy­nie­sio­ne z bal­ko­nu, zmar­z­nię­te mię­so.
Doga­sał dzień. Nad dacha­mi dygo­ta­ło biel­mo nie­ba,
za ścia­ną zakasz­la­ła spłucz­ka, sąsiad krzy­kiem

ostrzył psa. Na pal­cach liczy­li­śmy naszych wro­gów;
poukry­wa­ni budzi­li się, by łak­nąć. Przed lustrem
cier­pli­wie wyj­mo­wa­łem wto­pio­ny w mydło włos.
Zamkną­łem usta i powie­ki. A w środ­ku wyło i wyło.


Pętla literatury (kolęda)

Chciał­bym to już mieć za sobą.
Chciał­bym, żeby to było już zapi­sa­ne.
Woź­ni­ca, któ­ry obie­cał pomoc, upił się,
w okna patrzy świę­ty, trzy­ma­jąc dłoń
na mokrym grzbie­cie kla­czy.
Przez całą noc doglą­da­my śpią­ce­go;
wygła­dza­my prze­ście­ra­dło,
strze­pu­je­my ter­mo­metr.
Nad ranem ota­cza­my łóż­ko.
Obca­ło­wu­je­my nie­obec­ną twarz.


Pocztówka z Europy

Obo­je powta­rza­li: nam się to nie zda­rzy.
Trzy­ma­jąc się za ręce patrzy­li, jak ście­ki z far­biar­ni
bru­dzą na gra­na­to­wo rze­kę.
Ich cór­ka wyszła tydzień temu, koło łóż­ka wciąż
leżą jej spodnie ze śla­da­mi wtar­tej tra­wy.

Ojciec pluł obgry­zio­ny­mi paznok­cia­mi,
potem wyszedł zbi­jać sople nad oknem sypial­ni.
Ona była spo­koj­na, sta­ran­nie dobie­ra­ła sło­wa,
bez­gło­śnie roz­ło­ży­ła tale­rzy­ki na ser­nik.
Roz­pła­ka­ła się dopie­ro, gdy włą­czo­no kame­rę.


Oko

Chwi­la, gdy zoba­czy­łem, że moi nauczy­cie­le
są tacy jak my – żar­tu­ją, cze­ka­ją, kupu­ją bile­ty,
wykłó­ca­ją się o ważo­ne owo­ce.

Chwi­la, gdy zoba­czy­łem, że świat obcho­dzi się bez nas –
wal­czą­ce ze sobą wro­ny zosta­wi­ły koło sadzo­nek kłęb­ki pie­rza,
dzie­wan­na po zimie prze­wę­dro­wa­ła na dru­gą stro­nę pło­tu.

Chwi­la, gdy zauwa­ży­łem sie­bie. Obró­ci­łem w stro­nę słoń­ca
dno butel­ki, brud­ny oku­lar. Przez powie­ki
widzia­łem, jak zestrze­lo­ne pta­ki wpa­da­ły w wodę
i chło­pak mdlał w chó­rze.


Piosenka sarmacka

Prę­ga rze­ki, szczu­rze twa­rze, gło­wa peł­na krwi.
Nie wiem, gdzie ode­szli tam­ci umar­li, nad jaką schy­la­ją się koły­ską.
Jestem prze­zro­czy­sty, roz­sta­wio­ny po kątach.

Skle­jo­na powie­ka, czuj­ne ucho, gło­wy peł­ne krwi.
A pod ścia­ną obra­zy bez­i­mien­nych: mał­pa kuli się przed bogiem,
w pęk­nię­tej czasz­ce, z oczo­do­łu do oczo­do­łu prze­śli­zgu­je się żmi­ja.

O autorze

Łukasz Jarosz

Urodzony w 1978 roku. Poeta, wokalista, perkusista i autor tekstów grupy Lesers Bend, Chaotic Splutter, Panoptikum, Katil Ferman, Zziajani Porywacze Makowców, Mgłowce. Laureat wielu konkursów poetyckich m.in.: im. K. K Baczyńskiego, im. Rafała Wojaczka, im. Reinera Marii Rilkego. Jego debiutancka książka poetycka Soma została wyróżniona I nagrodą w Konkursie Młodych Twórców im. W. Gombrowicza. Laureat pierwszej edycji Nagrody im. Wisławy Szymborskiej (2013) za tom Pełna krew. Mieszka w Żuradzie pod Olkuszem.

Powiązania