debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Zakotwiczenie czy przejście

Ewa Tondys-Kohmann

Głos Ewy Tondys-Kohmann w debacie „Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem?”.

strona debaty

Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem? Czy próbujesz zmienić świat swoim pisaniem?

Czy literatura zmienia świat? Jest portem, w którym można bezpiecznie zacumować, czy raczej portalem do nowej rzeczywistości?

Moje doświadczenie czytelnicze (niestety zbyt skąpe!) pozwala mi na dość pobieżny ogląd. Nie czuję się więc uprawniona do wypowiadania się o literaturze w szerszym kontekście. Mogę tylko podzielić się kilkoma swoimi spostrzeżeniami jako odbiorca określonego typu prozy.

Boom na autofikcję, jaki obserwuję na przestrzeni ostatnich lat, przybliżył nam, czytelnikom, wiele tematów z kręgu zagadnień społecznych. Dorota Kotas oraz Katarzyna Michalczak na przykładzie (mniej lub bardziej) własnym opowiadają o zaburzeniach ze spektrum autyzmu (Cukry, Synu, jesteś kotem). Tematyką chorób psychicznych zajęła się Natalia Fiedorczuk-Cieślak (Jak pokochać centra handlowe z depresją poporodową w tle) i Aleksandra Młynarczyk-Gemza (Zapiski wariatki o życiu z rozpoznaniem F.20, czyli schizofrenią). Natomiast o dorastaniu w cieniu procentów pisze Aleksandra Zbroja w Mireczku.

Ale autofikcja to nie wszystko. Powieści w bardziej klasycznej formie również zabierają głos. Wystarczy wymienić te, w których występują osoby LGBTQ. A więc: Upamiętnienie Bryana Washingtona, Heartstopper Alice Osman czy rodzime Tyłem do kierunku jazdy Sylwii Chutnik i opowiadania z tomu Czarna ręka, zsiadłe mleko Katarzyny Szaulińskiej.

Przykłady oczywiście można by mnożyć w nieskończoność, ale nie o to chodzi. Najlepiej byłoby wyłonić jakąś prawidłowość. Na przykład taką: dostrzeżenie problemu – literacki opis – zrozumienie – początek zmian społecznych. Niestety ten laboratoryjny wręcz związek przyczynowo-skutkowy rzadko przekłada się na rzeczywistość. Tak jak od publikacji pierwszego doniesienia naukowego w „Nature” czy „Lancecie” do wprowadzenia na rynek nowego leku mijają nierzadko lata. Co więcej, dynamika zmian społecznych wydaje się w tym kontekście żółwiem przy zającu.

Osobną kwestią jest zaangażowanie literatury w sprawy polityczne. Jako mieszkanka kraju, w którym wolność słowa bywała poważnie nadwyrężana, a cenzura uformowała język, czuję odruchową niechęć do zestawienia jakiejkolwiek formy sztuki z uwikłaniem politycznym. Od razu na myśl przychodzą wierszyki pierwszomajowe i wątpliwej urody popiersia poprzedniego ustroju. Konotacja z polityką, oględnie rzecz biorąc, nie wpływała dobrze na ich wartość artystyczną.

Z drugiej strony nie można nie wspomnieć o literaturze z podziemnego obiegu ‒ opozycyjnej, zakazanej. Tu bycie w kontrze stanowiło niejako gwarancję jakości.

Ale wróćmy do opisywania polityki, niezależnie od strony barykady, po której stoi autor. Od lat prym w tej kwestii wydaje mi się wieść reportaż. Przy czym środek ciężkości zmienia się z biegiem czasu. Aktualne opisy rodzimej sceny politycznej trafiają częściej do internetu czy książek okołodziennikarskich (oraz kabaretów…). Zagadnienia sprzed lat oraz z dalszych stron świata przeważają natomiast w bardziej literackiej formie ‒ w prozie reportażowej. Szczęśliwie, czasy zwolniły nas z konieczności, nazwijmy to roboczo, efektu Kapuścińskiego. Jeśli książka opisuje reżim Pol Pota, to znaczy, że jest o Kambodży drugiej połowy XX wieku. Drugie dno nie skrywa już dialogu z polskim tu i teraz w polityce. Wyjątki zostawmy z boku.

Oczywiście reportaż wiedzie prym nie tylko wśród tematów politycznych. Również kwestie społeczne można uznać za jego domenę, a od kilku lat także te związane z ekologią. Tu nie sposób nie wspomnieć o Szkole Ekopoetyki (oraz jej owocach w postaci publikacji absolwentów). Inicjatywa ta powstała pod egidą Instytutu Reportażu, żeby zastanowić się nad językiem, którym można opowiedzieć o całej złożonej sytuacji naszej planety ‒ ekologicznej, klimatycznej, ekonomicznej, ale i humanitarnej. Poszukiwania te traktowane są jako warunek niezbędny do sformułowania wniosków i prowokowania koniecznych zmian. Rozumiem to jako element wprowadzania tej tematyki do debaty publicznej, wpuszczenie na salony via drukarnia, z nadzieją, że stanie się przyczynkiem do konkretnych zmian (np. prawnych czy społecznych).

Wywołanie danego zagadnienia do tablicy zdaje mi się jednym z podstawowych zadań oraz głównym mechanizmem, w jaki literatura może mieć realny wpływ na rzeczywistość. W tym kontekście niepokoi mnie obserwowany i szeroko dyskutowany spadek czytelnictwa w Polsce. Jak oddziaływać na ludzi, prowokować do rozważań, oswajać z nowym, skoro po drugiej stronie kartki stoi tak niewielu? Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wśród tej garstki znajdą się akurat ci zdolni do wywołania zmian. Że czytanie zadziała na nich jak witamina w memie Marty Frej i będzie dawać siłę, by np. obalać rządy.

Podobną funkcję, chociaż w skali mikro, literatura pełni w dwóch innych znanych mi obszarach – biblioterapii oraz medycynie narracyjnej. Właściwie są to pojęcia bardzo podobne, różnica polega tylko na osobie pacjenta (w pierwszym przypadku każdy potrzebujący, w drugim – pracownik ochrony zdrowia) i obszarze działania (dowolny vs zawodowy). Czytanie, opowiadanie, dobranie odpowiedniej do konkretnej historii narracji leczy, wspiera, daje siłę. Zmienia świat jednostki. A jak wiadomo, ziarnko do ziarnka, efekt kuli śnieżnej etc.

Mój osobisty świat także podlega ciągłym zmianom za sprawą słowa pisanego. Przede wszystkim literatura stanowi dla mnie próbę zrozumienia człowieka, z całą złożonością jego emocji, zachowań, postępowania oraz z jego mikroświatem. W tym sensie obcowanie z tekstem ma na mnie silny wpływ, rozwija, każe dostrzegać to, co w innych okolicznościach z pewnością by umknęło. Te szczegóły są dla mnie bardzo ważne także z tego powodu, że układają się w ograniczone czasowo życie. Jeśli o nie się nie dba, tylnymi drzwiami wkrada się bylejakość – kropla, która drąży skałę, i nawet nie wiedząc kiedy się to stało, orientujemy się, że nie mamy już gruntu pod nogami. Czas się skończył, wyłączono prąd i nawet nie ma co wspominać.

A może zainteresować w niepoprawny optymizm i zacytować Williama Carlosa Williamsa (w tłum. Julii Hartwig)?

Tak wiele zależy
od czerwonej taczki

lśniącej
po deszczu

obok białych
kurcząt

A co jeśli dostrzeżemy szczegół, opiszemy go i podamy dalej? Czy trafi na podatny grunt? Nie ma pewności, póki się nie spróbuje. Raz po raz, wciąż od nowa.

O AUTORZE

Ewa Tondys-Kohmann

Ur. w 1984 r. w Warszawie. Autorka opowiadań, finalistka „Połowu. Prozatorskich debiutów” 2021 i 2022 oraz konkursu „Odwrócona strefa” organizowanych przez Biuro Literackie. Absolwentka Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego i Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, doktorka, matka wielodzietna. Jej prozę można znaleźć na łamach „Magazynu Drobiazgi”, „Fabularie”, „Tlen Literacki” oraz „Magazynu Zakład”. Mieszka na warszawskim Grochowie.