Zgadywanka dla potworów
Na co?… Czyż wszystko nie jest szaleństwem?
Eminescu
Czasy są, jakie są. Anielskie chóry milczą.
O upadku obyczajów
lepiej nie wspominać. Tam daleko
zbłąkane światełko
w jakimś miasteczku na prowincji czy
w zagajniku, na który dybią
białe mordy buldożerów. Resztki
wczorajszej kolacji. Słońce sklonowane przez owady.
Gdzieś jest pokój z dziurą pośrodku
i ponurym człowieczkiem, co poci się, pisze i bełkocze
w języku, na którym wspiera się
coś (jeszcze) niezjedzonego przez rdzę.
Szkielet żyrafy. Albo może ostatnia
myśl wygenerowana zanim
telepatyczny promień z konstelacji Żiguli
na dobre usmażył nam mózgi.
Widziałem tamte dziwne obiekty. Niektórzy wierzyli, że
z ich pomocą ocalą świat. Niczego nie ocalili.
Subtelne mechanizmy. Akumulatory, cewki i zegarki,
i zwierzęta, które noszą je na szyi,
śmiejąc się z boga, co siedzi
w pustej sali kinowej
i ogląda spaghetti western
z czasów, kiedy powiesił się ostatni Wodnik.
Oczy Emily nad Amherst
Ta noc nie zna słów wstępu
Ta noc z robocikami i laserami, z autkami sterowanymi zdalnie
Ta noc z rękami śliskimi od ługu
Ta noc która rzuca ci wszystko prosto w twarz
Ta noc która gwałci autostopowiczów i zamyka ich w komórce z pluszowymi zwierzakami i klaunami
Ta noc zerka w zapiski poety który stracił wiarę
Ta noc jak długa alegoria
Ta noc rozstrzyga dawne spory, zaciąga zasłony, zamyka dom
Ta noc podekscytowana czeka w tłumie na wybór nowego papieża
Ta noc gdy białe tygrysy śnią o ptaku-nakręcaczu
Ta noc bez języka i bez oczu łeb z którego coś cieknie
Ta noc z mleczkiem do demakijażu, z przeklętymi ramiączkami
Ta noc kołysze cię, mruczy przy tobie cicho, wsuwa ci się do duszy
Ta noc ładnie się z tobą bawi i zostawia cię w kałuży krwi
Ta noc pali mimo że tu nie wolno palić
Ta noc z gulą w gardle jak debiutantka
Ta noc odłączy zasilanie paru duszom
Ta noc która opuszcza wrota Maszyny, gotowa poświęcić się szlachetnej sprawie
Ta noc Koronka i Eksterminacja
Ta noc wyrzeźbiona w drewnie
Ta noc, w pokoju, z dystansem, wśród ciał do milczenia
Ta noc pachnąca ciastem i świeżą farbą
Ta noc, gdy chleb i mięso są czarne jak w wierszu Antonia Gamonedy
Ta noc nie zna się na żartach kiedy mowa o miłości
Ta noc jest komunistką z potężnym biustem i niedoścignionymi ideałami
Ta noc rozbraja ładunki nuklearne
Ta noc przewraca platformy wiertnicze i zagrzebuje je na dużych głębokościach
Ta noc przepełnia strachem dusze tych co uwierzyli, że wyobraźnia nie
Ta noc z gwiazdami wielkimi i matowymi jak oczy Emily nad Amherst
kobalt
dla Alexandry
słońce jest kobaltowe kiedy wstaje z ciała i lśni
ponad rafami
i mój zadymiony mózg który obsiadają
nieznane ptaki jest kobaltowy
odporność na kompromis i na niemoc
zawsze była kobaltowa
i nocny lęk który chciałem
zwalczyć jak uparte zwierzę
jest kobaltowy
ręka którą piszę po ekranie coraz dalszym i dalszym
jest kobaltowa
i moje rozciągnięte i zwarte mięśnie pocące się
z radości i strachu w obliczu miłości
są kobaltowe
i cichy subtelny wstrząs który poezja
ciągle we mnie budzi
jest kobaltowy
spóźnione przebaczenie matki jest kobaltowe
liść opadły na lśniącą toń
w której przyjaciel uwierzył że znajdzie spokój
jest kobaltowy
potrzeba ciebie była i wciąż jest
kobaltowa
i podstarzała niewinność poetów co wlali
w swoje wiersze pocieszenie którego sam nie mogę
wygrzebać z głowy
jest kobaltowa
są światy z maleńkimi niebami
są szczęśliwe światy
gdzie pamięć jest nadzieją
a rany od razu się zabliźniają
są światy gdzie nikt nikogo nie sprzedaje
i ich przeczucie
jest kobaltowe
i kiedy znów zacznę ci mówić o miłości
nie wierz w ani jedno słowo
moje kobaltowe oczy
pokażą ci
tego dnia
wszystko.
