książki / POEZJE

Rtęć

Bogusław Kierc

Fragmenty ksiażki Bogusława Kierca Rtęć, wydanej w Biurze Literackim 19 sierpnia 2010 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

0. Naśladowanie

Zrzu­cam z sie­bie te śnie­gi, prze­ście­ra­dła, lata,
bie­gnąc (po co?), czy – goniąc nie wia­do­mo za czym.
A już lód posza­rza­ły prze­mie­nia się w wodę.

Mówię „bie­gnąc” a to jest takie, jak­bym latał
w sobie – nie w tym, co mówi, lecz w tam­tym, to zna­czy
w tym samym (ale skry­tym pod tają­cym lodem

przed tym mną), prze­mie­nio­nym w pole do lata­nia
(bo nie powiem, że w nie­bo), więc tyl­ko widzia­łem
wiro­wa­nie tak szyb­kie, że się wyda­wa­ło

bez­ru­chem, któ­ry tak­że i lot mój pochła­niał
przej­rzy­sto­ścią (będą­cą chy­ba moim cia­łem),
ale to było – z cia­ła obna­żo­ne – cia­ło

spo­wi­te w taką nagość z ognia, co nie parzy
(wewnątrz krysz­ta­łu wody ide­al­nie czy­stej,
pra­wie nie odczu­wa­nej przez wraż­li­wą skó­rę)

i w tym wirze zja­wio­na pięk­ność Two­jej twa­rzy
wyrwa­ła mnie z tam­te­go mnie (czy nie-mnie), Chry­ste,
i – nie wiem, jak powie­dzieć – uto­ną­łem w górę.


Ósmy. Aliteracje

Mia­łem pew­ność, że to się jakoś musi mieć
do sie­bie w tym poto­ku prą­cych w nas wyra­zów
gnie­ce­nia się, wgnia­ta­nia w sie­bie: pieśń, pleśń, płeć -
lecz co ma płeć do ple­śni? Moż­na by od razu

tak: pieśń – spo­idło dwoj­ga, któ­rzy mają być
jed­nym, jak­by w tym jed­nym gwał­tow­nie wzbie­ra­ło
pra­gnie­nie roz­dwo­je­nia; no to sobie idź!
Ale nie idzie nigdzie pognie­cio­ne cia­ło;

ple­śnie­je we śnie niczym na śmiet­ni­ku chleb,
albo w ple­śni śnie­go­wej mar­twie­ją­ce żyto
pod sep­ty­mą eol­ską wszyst­kich naraz nieb -
beczą­cych, bo Baran­ka Boże­go zabi­to.


10. Przejrzystość

Mrów­ka mi cho­dzi po zeszy­cie. Trak­tor
try­ka tę ciszę poni­żej win­ni­cy.
Morze wto­pi­ło się w nie­bo i, jak to
bywa po ciem­ku, nawet kato­li­cy

wło­scy czy­ha­ją na koniec nie­dzie­li,
żeby tak try­kać trak­to­ra­mi w nocy,
no i try­ka­ją. Gdy­by­śmy wie­dzie­li,
co tu jest gra­ne, Moj­żesz i pro­ro­cy

sta­nę­li­by nam przed ocza­mi – żywi,
piją­cy wino, gada­ją­cy z Gło­sem
Nie­wi­dzial­ne­go, nawet byśmy dzi­wić
się nie musie­li, było­by nam dosyć

tej nie­pew­no­ści, że to tryk char­ko­cze,
led­wie nie­dzie­la prze­szła w ponie­dzia­łek.
Jak brze­giem nie­ba prze­mknął ten z war­ko­czem.
Smu­kły błysk sło­wa, co sta­ło się cia­łem.


17. Mam chusteczkę haftowaną

Cho­dzi­łem w two­ich butach. W twych majt­kach pły­wa­łem.
A two­im paskiem się opa­sy­wa­łem.

Z two­ich tale­rzy jadłem. Piłem z two­jej szklan­ki.
Z two­je­go łóż­ka zsu­wa­łem się ran­kiem.

Jąka­łem two­je sło­wa głu­pie i rozum­ne.
Na two­ją mia­rę mam wybra­ną trum­nę.

Ale tyl­ko ty jeden pod­cho­dzisz naj­bli­żej:
na tobie we śnie latam leżąc krzy­żem.


Trzynasty. Trzy, cztery

Jesz­cze noga­mi się odpy­cha, trze
brzu­chem o brzuch, trze­po­cze
skrzy­dła­mi poczwór­nie;

leci, a (ze mną) mamy jak­by trzech
albo czte­rech (w pro­ro­cze
wizje pta­sich piór nie

wty­kaj! Tykasz anio­łów! Ale nic
nie prze­szka­dza, bym teraz
na pió­ra się zgo­dził,

gdy nad szkłem morza łabędź w sobie znikł).
Śnieg o śnieg się ocie­ra.
Lądu­ję na lodzie.


Ostatni. Szczegół

Oprócz mnie, czte­rech w tym prze­dzia­le; dokąd
jedzie­my, nie wiem, wiem tyl­ko, że jadę
tam, dokąd jadę ja sam, ale żaden
z tych, któ­rzy teraz śpią, nie wie; na oko

tak to wyglą­da, że razem jedzie­my
do mia­sta, któ­re na naszych bile­tach
ma taką samą licz­bę liter, że ta
podróż jest chy­ba osta­tecz­na, że my

jeste­śmy tak­że osta­tecz­ni, gdy­by
nie to, że oni są mło­dzi. Ten sta­rzec,
któ­ry tu wtar­gnął, że się tak wyra­żę -
jak buc, ist­nie­je wła­ści­wie na niby

i gdy­by zasnął, to byśmy dobi­li
dzia­da do dechy snu wiecz­ne­go; pora
by zasnął w Panu, ale nie śpi – to raz,
a dwa, że czu­wa tu nad nami, czy­li

niech sobie żyje, dopó­ki nas strze­że
przed tymi, któ­rzy spraw­dza­ją, czy nie ma
wol­ne­go miej­sca pomię­dzy czte­re­ma
nami i dzia­dem, ale jego pie­rze

na gło­wie i ten nasz uśpio­ny wigor
ich odstra­sza­ją, więc sobie jedzie­my
w piąt­kę i razem upra­wia­my prze­myt
snów i sko­ja­rzeń nie­czy­stych, a czy go

anie­li porwą, czy dia­bli – niech w per­le
sumie­nia spraw­dzi; w jej wil­got­nej czer­ni
niby w luster­ku odbi­ja się wier­nie
ten (temu obok tęże­ją­cy) relief.

O autorze

Bogusław Kierc

Poeta, aktor, reżyser, pedagog. Edytor utworów Rafała Wojaczka, dramaturg. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania