Zasłaniam ręką nie lubię
kiedy wchodzą. Nie zamykam drzwi
ale złości mnie gdy wchodzą bez pukania
kiedy piszę. Zasłaniam ręką kartkę
nie chcę żeby widzieli mnie
rozebranego
jak tańczę
jak powoli
wydobywam się z grobu.
W drzwiach stoi nowe życie. Mówi
do mnie dziwi się
tej przemianie.
Religia pól
Dobrze pamiętam tę ciszę w której się znaleźliśmy:
wielki połeć mięsa po jednej stronie drogi
i granatową czeluść która otwarła się po drugiej.
Gdzieś z oddali głos psa ruszył w naszym kierunku
i poczułem że moja skóra robi się luźniejsza
a to co dotąd szczelnie ja wypełniało
nie należy do mnie. Chłód musnął mi twarz
coś jak ostatnie tchnienie przelatującego ptaka.
I stanęło mi serce: nie wiem jak wróciłem do domu.
Przez kilka dni chorowałem pociłem się w nocy
zegar wybijał kolejne godziny aż do zupełnego zwiotczenia.
Warszawa
Rano pije kawę. Chociaż jej nie lubi.
Lubi owoce chociaż ich nie je.
Kładzie się na podłodze żeby zmusić ją do biegu.
Sufit patrzy jej w oczy potrząsa lampą.
Przez całe przedpołudnie osiąga równowagę.
Wieczorem w tym samym miejscu pod zieloną kołdrą
myśli o tym czy bóstwa wykonają resztę prac:
naściągają drewna rozbiorą mięso rozpalą ogień.
Świąteczne popołudnie
Znowu wspominamy Oświęcim i nasze szczęśliwe łąki
to jak się chodziło do żab perkozów kto gdzie mieszkał
jak nazywali się sąsiedzi (Fariaszewscy). Na spacerach
rwało się szczaw margerytki rozkładało koc nad Sołą
owijał nas bezpieczny dym z domów. Ojciec mówi:
coraz częściej śni mi się że wracam do Oświęcimia
z Krakowa z różnych innych miejsc.
Echa
Idą dzieci ścieżką przez niebieskie morze
świat nad nimi drży. W głębi stadko owiec
wygląda jak podarty żagiel wyrzucony na brzeg.
Szczęśliwy kto tego dnia został w domu. Kto może
wiązać pomidory owijać folią kasztany. Idą dzieci śmiało
podnosząc oczy przywołując psa który odłączył od stada.
Głowa nad nimi chora półprzytomna oparta o słup upału
Idą dzieci tornistry mają powalane ziemią
jakby wyszły z okopów. I szybko przebierają nogami.
Za wzgórzem otwiera się wielka szkoła pod ciemnym lasem
słychać śmiech. Stamtąd odpływają statki. Ruszają pociągi.
O autorze
Wojciech Bonowicz
Urodzony 10 stycznia 1967 roku w Oświęcimiu. Poeta, publicysta, dziennikarz. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Otrzymał wyróżnienie w Konkursie na Brulion Poetycki (1989), nagrodę główną w konkursach poetyckich "Nowego Nurtu" (1995) oraz im. K.K. Baczyńskiego (1995). Laureat Nagrody Literackiej Gdynia za tom Pełne morze (2007). Do Nagrody Literackiej Nike nominowano biografię Tischner (2001) oraz Pełne morze (2007). Tom Echa (2013) nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym" (jako felietonista) i miesięcznikiem "Znak". Mieszka w Krakowie.
Szkic Wojciecha Bonowicza opublikowany w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.
O twórczości Andrzeja Sosnowskiego wypowiadają się Wojciech Bonowicz, Jacek Gutorow, Anna Kałuża, Joanna Orska, Piotr Śliwiński, Kamil Zając.
Recenzja Przemysława Koniuszego z książki Echa Wojciecha Bonowicza, która ukazała się 20 grudnia 2013 roku na stronie Biblioteka Młodego Człowieka.
Recenzja Przemysława Koniuszego z książki Echa Wojciecha Bonowicza, która ukazała się 20 grudnia 2013 roku na stronie Biblioteka Młodego Człowieka.