książki / POEZJE

Polskie znaki

Wojciech Bonowicz

Fragmenty książki Polskie znaki Wojciecha Bonowicza, wydanej w Biurze Literackim 6 maja 2010 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Powrót

pamię­ci Jerze­go Ficow­skie­go

Dla­cze­go te cia­ła nie wycho­dzą z rowów?
Dla­cze­go nie idą w proch swąd dla­cze­go wiatr
nie roz­wie­wa ich? Cze­mu histo­ria bro­ni się tak dłu­go
ocza­mi zęba­mi? Jesz­cze stoi w tle „zbi­ty tłum niko­go”.
Jesz­cze jest choć coraz dal­szy coraz mniej
wyraź­ny. Coraz mniej mówi kasz­le.


Dżdżownica

Ja jestem tutaj. Jeże­li chcesz oglą­dać
zło­co­ne dino­zau­ry anty­ki z grec­kiej dru­ży­ny
świę­tych na włócz­niach kró­lo­we jed­ne­go popę­du
zaostrzo­nych rewo­lu­cjo­ni­stów i ich otę­pia­łe ofia­ry
przy­kła­dy z węgla wosku szorst­kie mode­le wie­dzy
musisz pójść na pię­tro. Tu
jestem ja.


Poeta

Poeta musi patrzeć. Poeta przy­glą­da się
wpa­tru­je nawet gdy odwra­ca wzrok
jest poetą. Poeta nie może
zamknąć oczu. Wewnątrz
ma dru­gie oczy ale
czy one wystar­czą? Nie, nie wystar­czą.
Prze­kleń­stwo poezji z tym wpa­try­wa­niem się
wypa­try­wa­niem. Poeta gdy inni śpią
nie śpi. Czu­wa. Nad wiel­kim okiem
któ­re nie nale­ży do nie­go.


Elel wraca z Paryża

Pod koniec czu­ję już chłód tego mia­sta. J. mówi: „Nie żegna­my się, nie żegna­my się”.
Roz­pacz bywa cie­pła: kubek mle­ka któ­ry ktoś wle­wa ci do zmar­twia­łych ust.
Patrzę przez słoń­ce w poko­ju. Jesz­cze raz patrzę: cze­go zapo­mnia­łem.
Wszyst­ko przy­śpie­szy­ło a potem nagle sta­nę­ło. To ja sta­ną­łem.
Sto­ję w tej podró­ży. I żegnam tych z któ­ry­mi mi się poszczę­ści­ło.
„Nie żegna­my się, nie żegna­my się”, mówi J. Doty­kam nie­śmia­ło ręki A.
„I to poże­gna­nie jest może naj­bo­le­śniej­sze, gorz­kie, wyjąt­ko­wo przy­tom­ne”.


Dwa ruchy

Kie­dy patrzę na morze
ono cofa się wra­ca cofa
powta­rza nie­skoń­cze­nie te dwa ruchy.

Kie­dy nie patrzę na morze
ono cofa się wra­ca cofa
powta­rza nie­skoń­cze­nie te dwa ruchy.


Kolumny

W pod­wod­nych lasach wśród ryb i gałę­zi
wśród zbu­twia­łych sie­ci pod cię­ża­rem liści
w wodzie ciem­no­zie­lo­nej prze­cho­dzą­cej w brąz czerń
a potem już w nic. W niczym nie­po­ru­szo­nym
w jego twar­dej i trwa­łej pod­sta­wie
spo­czy­wa to co dźwi­ga nasz głos wyso­ko:
mię­dzy nie­ba pta­ki nakrę­ca­ją­ce śpiew mię­dzy
prze­zro­czy­ste kolum­ny świą­ty­ni śla­du.

O autorze

Wojciech Bonowicz

Urodzony 10 stycznia 1967 roku w Oświęcimiu. Poeta, publicysta, dziennikarz. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Otrzymał wyróżnienie w Konkursie na Brulion Poetycki (1989), nagrodę główną w konkursach poetyckich "Nowego Nurtu" (1995) oraz im. K.K. Baczyńskiego (1995). Laureat Nagrody Literackiej Gdynia za tom Pełne morze (2007). Do Nagrody Literackiej Nike nominowano biografię Tischner (2001) oraz Pełne morze (2007). Tom Echa (2013) nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym" (jako felietonista) i miesięcznikiem "Znak". Mieszka w Krakowie.

Powiązania