recenzje / ESEJE

Pustka i czułość

Joanna Orska

Recenzja Joanny Orskiej z książki Tlen Julii Fiedroczuk.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Powie­dzieć, że wier­sze Fie­dor­czuk są wprost filo­zo­ficz­ne, to powie­dzieć kil­ka róż­nych rze­czy naraz. Zacznij­my od tego, że wie­le tek­stów poet­ki w tomie Tlen – przy­naj­mniej tych sku­pio­nych w pierw­szej jego czę­ści – sta­no­wi jak gdy­by ciąg nad­pi­sy­wa­nych jed­na nad dru­gą defi­ni­cji quasi-onto­lo­gicz­nych, czy raczej kosmo­lo­gicz­nych. Dobry przy­kład sta­no­wi tu wiersz „Dzi­wa­deł­ko”:

i cała zie­mia na łyżecz­ce:
To see a World in a Gra­in of Sand
tak bli­sko jed­ni dru­gich
Począ­tek i Koniec
jak cia­sno zwi­nię­ty kłę­bek kolo­ro­wej włócz­ki
mło­dy liść papro­ci
skom­pre­so­wa­ne sny
Lew obok jagnię­cia a obok Bud­do­wie
nic do powie­dze­nia
nic
nic nic
nic męż­czy­zny i nic kobie­ty
nic dziec­ka nic drze­wa nic tle­nu
kro­pla pla­zmy
w gęstym ser­cu gwiaz­dy

Taki „omow­ny”, defi­ni­cyj­ny tok wier­sza, dla któ­re­go punk­tem wyj­ścia jest zda­nie pozba­wio­ne sty­li­stycz­nych roz­wi­chrzeń, o pre­cy­zyj­nie wywa­żo­nej meta­fo­ry­ce, jak­by w serii korek­cji spro­wa­dza się czę­sto do coraz to krót­szych lini­jek. Ponie­kąd w zgo­dzie z zasa­dą feno­me­no­lo­gicz­nej reduk­cji pod­miot „obie­ra” byt z kolej­nych, zna­cze­nio­wych warstw, nie­ja­ko pró­bu­jąc dotrzeć do jego naj­głęb­szej krwi. Nie ozna­cza to jed­nak (było­by to sprzecz­ne z ową zasa­dą) – że w pro­ce­sie desty­la­cji sen­su dąży­my tutaj, czy w ogó­le w tek­stach autor­ki Bio, do zro­zu­mie­nia jakiejś bli­żej nie­okre­ślo­nej „isto­ty rze­czy”. Kon­se­kwen­cja nara­sta­nia wier­szo­wych do-okre­śleń może być pod­po­rząd­ko­wa­na bowiem – na przy­kład – hamo­wa­nej emo­cji. Na jakimś eta­pie defi­nio­wa­nia fascy­nu­ją­cych nas zja­wisk z czu­ło­ści zamie­ra nam głos; w kodzie wier­sza „Bum!” czy­ta­my: „Neu­tri­no samot­ny żeglarz/ mały Ody­se­usz co pod­bi­ja pust­kę, któ­ra jest we wszystkim/ i co to zna­czy wrócić/ i co to zna­czy dom/ i co to zna­czy do?”.

Chwi­le, w któ­rych pod­miot zdra­dza się z emo­cją, są zresz­tą w Tle­nie raczej rzad­kie, chcia­ło­by się powie­dzieć – wytrzy­my­wa­ne. To przede wszyst­kim one jed­nak nasu­wa­ją przy­pusz­cze­nie, że regu­ły, w zgo­dzie z jaki­mi wiersz Fie­dor­czuk się roz­wi­ja, nie odpo­wia­da­ją koniecz­nie porząd­kom poznaw­czym. Jeże­li spoj­rzeć na jej naj­now­szy tom z per­spek­ty­wy całej jej twór­czo­ści, oka­że się, że roz­ma­ity­mi domy­sła­mi na temat cza­su, a chęt­niej nawet prze­strze­ni, rzą­dzi zasa­da repli­ka­cji pew­nych poetyc­kich ujęć domyśl­nej ich esen­cji raczej niż prze­ko­na­nie co do esen­cjo­nal­no­ści samych owych docie­kań. Usta­na­wia­ją one swe­go rodza­ju powta­rza­ną i dla­te­go praw­dzi­wą, choć pisa­ną na uży­tek pry­wat­ny mito­lo­gię; są cią­gle na nowo utrwa­la­nym obra­zem, a może raczej nawet aktem jak­by filo­zo­ficz­ne­go rozu­mie­nia-widze­nia świa­ta. Owe repe­ty­cje for­mu­ło­wa­ne są przy tym naj­czę­ściej na zasa­dzie nagłe­go i bez­po­śred­nie­go kon­tra­stu: zesta­wie­nia chłod­nej, roz­le­głej prze­strze­ni i nie­ru­cho­me­go – a jed­nak dry­fu­ją­ce­go, ukry­te­go – ale jed­nak jakoś dostrze­gal­ne­go „punk­ci­ku cie­pła”. Chcia­ło­by się wręcz mówić o dycho­to­micz­no­ści przed­sta­wień, gdy czy­ta­my na przy­kład o pust­ce kosmo­su i domu-pla­ne­cie z „kro­plą pla­zmy w gęstym ser­cu gwiaz­dy”; o „gar­ści nagrza­nych gwiazd”: „ok. 200 miliar­dów w naszej mlecz­nej oko­li­cy” i „neu­tri­nie, samot­nym żegla­rzu” w wier­szu „Bum!”; czy o tym, jak osia­da: „Pył mię­dzy­gwiaz­do­wy na list­kach pierw­szych drzew./ Roz­mo­dlo­ny zając strzą­sa sło­ną rosę,/ lgnie do cie­płej zie­mi wsłu­cha­ny w jej musu­ją­ce tęt­no” („Ramię Orio­na”).

Cie­ka­we, jak Fie­dor­czuk zdo­ła­ła w tak zwa­nych dzi­siej­szych cza­sach wytwo­rzyć język o bar­dzo wyso­kim stop­niu ogól­no­ści, moc­no przy tym cią­żą­cy ku uni­wer­sa­li­za­cji, a jed­no­cze­śnie unik­nąć wszyst­kich kon­se­kwen­cji wła­ści­wych dla wier­sza moder­ni­stycz­ne­go. Autor­ka – jak się wyda­je – pozo­sta­je w jakimś sen­sie wier­na raczej byto­wi niż języ­ko­wi; wra­że­nie takie może pły­nąć z fak­tu, że w tek­stach z „O2″ i „Miejsc” (pierw­sza i trze­cia część Tle­nu) mamy zazwy­czaj do czy­nie­nia ze świa­tem „widzia­nym”, więc wery­fi­ko­wa­nym na gorą­co przez akt czy­je­goś spoj­rze­nia. Usta­wia to jej głos dość tra­dy­cyj­nie, szcze­gól­nie wobec lite­rac­kich inspi­ra­cji, z jaki­mi ona sama chce się iden­ty­fi­ko­wać, koja­rzą­cych się raczej z tek­stu­al­nym sza­leń­stwem póź­nej nowo­cze­sno­ści. Z dru­giej stro­ny jed­nak zauwa­żyć nale­ży, że jej quasi-wyja­śnia­ją­ce przed­sta­wie­nia tak napraw­dę nicze­go nie wyja­śnia­ją. Że pod­po­rząd­ko­wa­ne są raczej kon­se­kwen­cjom tau­to­lo­gii. Że pozo­sta­ją w koń­cu wiąz­ka­mi fan­ta­stycz­nych, este­tycz­nie uła­dzo­nych prze­świad­czeń, któ­re prze­ni­ka­ją pod­miot, podob­nie jak wszech­świat prze­ni­ka­ją podró­żu­ją­ce w nim cząst­ki ele­men­tar­ne. I podob­nie jak one – po pro­stu są – nie pod­da­jąc się żad­nym usen­sow­nia­ją­cym je nar­ra­cjom. Pośród nich – w podwój­nie, pry­zma­tycz­nie usta­wio­nej per­spek­ty­wie – pod­miot, dry­fu­jąc, błą­dzi, jak nie-powra­ca­ją­cy, bo zawsze będą­cy w domu Ody­se­usz.

Nawet jed­nak tau­to­lo­gicz­ność pry­wat­nej mito­lo­gii nie rato­wa­ła­by „filo­zo­ficz­nie” kom­po­wa­ne­go tek­stu przed men­tor­stwem, gdy­by nie fakt, że towa­rzy­szy mu pod­miot, któ­ry sam sie­bie nie­ustan­nie mar­gi­na­li­zu­je. To świa­dek i rewe­la­tor pew­ne­go maje­sta­tycz­ne­go dość przed­sta­wie­nia natu­ry, któ­re samo z sie­bie raczej „wyglą­da”, niż „zna­czy”. Prze­czy­taj­my roz­po­czy­na­ją­cy całość Tle­nu wiersz „Po”, żeby tym dobit­niej zdać sobie spra­wę z podwój­no­ści per­spek­ty­wy deter­mi­nu­ją­cej wie­le wier­szy Fie­dor­czuk:

Gład­kie morze jak kawa­łek szkła w tej dło­ni
któ­ra roz­sy­pu­je pia­sek pul­su­ją­cych gwiazd.
Albo nie ma dło­ni: dzi­ki oddech słoń­ca, czu­łe cia­ło zie­mi
pod sto­pa­mi tych, co nie widzą gwiazd.

Czu­łe cia­ło zie­mi pod sto­pa­mi brzóz,
zamro­żo­ne gwiaz­dy na rzę­sach jezio­ra.
Gład­kie morze jak kawa­łek lodu na języ­ku tego
kto umie­ra zimą.

Nie­bo szum­nie spa­da na zimo­wy las.
Pomyśl: sied­miu jeźdź­ców jak sie­dem barw tęczy.
Albo nie ma jeźdź­ców: two­ja krew pul­su­je i nabie­ra barw.
Pomyśl: kro­pla two­jej krwi na śnie­gu.
Garść zie­lo­nych szkie­łek w cie­płej rącz­ce dziec­ka.

Mogło­by się wyda­wać, że mamy do czy­nie­nia z przed­sta­wie­niem, któ­re będzie mia­ło ambi­cję obiek­tyw­no­ści. Z tego punk­tu widze­nia nie było­by może cze­go inter­pre­to­wać, moż­na by jedy­nie pew­ne zja­wi­ska wyróż­niać i opi­sy­wać, pod­po­rząd­ko­wu­jąc się para­dyg­ma­to­wi widze­nia w wier­szu. Z dru­giej stro­ny jed­nak, każ­de spoj­rze­nie prze­cież jest tak­że inter­pre­ta­cją: zarów­no fun­du­je obser­wo­wa­ny kra­jo­braz i poetyc­ko go kształ­tu­je, jak i wpi­su­je sie­bie, wła­sną opty­kę w owo przed­sta­wie­nie – tak­że na zasa­dzie tau­to­lo­gii. Fie­dor­czuk posłu­gu­je się czę­sto, powie­dzia­ła­bym, swe­go rodza­ju meto­ni­micz­ną kom­pre­sją postrze­ga­ne­go obra­zu i same­go aktu widze­nia, for­mu­łu­jąc meta­fo­ry­kę dane­go przed­sta­wie­nia. W wier­szu „Po” roz­po­cząć może­my czy­ta­nie od roz­wi­nię­cia „zamro­żo­nych gwiazd na rzę­sach jezio­ra”, w któ­rym to miej­scu „rzę­sy” przy­po­rząd­ku­je­my zarów­no obser­wu­ją­cym jezio­ro oczom – pod­czas gdy gwiaz­dy uzna­my za osia­da­ją­ce na nich płat­ki śnie­gu – jak i trzci­nom na brze­gu jezio­ra na tle roz­gwież­dżo­ne­go nie­ba. Cały efekt, bez wzglę­du na to, jaką przyj­mie­my opty­kę – uwew­nętrz­nio­ną czy zewnętrz­ną – wyda­je się zbli­żać do pła­skiej powierzch­ni foto­gra­fii, w któ­rej docho­dzi prze­cież wła­śnie do swe­go rodza­ju kom­pre­sji prze­strzen­no­ści tego, co obser­wo­wa­ne. Foto­gra­fii, któ­ra raz jest zewnętrz­nym przed­sta­wie­niem kra­jo­bra­zu, a innym razem znaj­du­je się wewnątrz oka. W ten spo­sób tak­że – być może – jezio­ro oka­zu­je się powięk­szo­nym okiem, oko pomniej­szo­nym odpo­wied­ni­kiem jezio­ra. Czy owe per­spek­ty­wy muszą jed­nak mieć coś ze sobą wspól­ne­go?

Oka­zu­je się, że nie­ko­niecz­nie; ich pokre­wień­stwo jest bowiem w naj­więk­szej mie­rze pokre­wień­stwem od-słow­nym. Więk­szość ele­men­tów, któ­re w wier­szu „Po” kon­sty­tu­ują kra­jo­braz, to ele­men­ty meto­ni­micz­nie wypo­sa­żo­ne w cechy odno­szą­ce nas do zna­czeń cia­ła, któ­re jed­nak nie pro­wa­dzą do pro­stej per­so­ni­fi­ka­cji. Uprzy­tam­nia­ją raczej cie­le­sność jako spo­sób bycia w obser­wo­wa­nym świe­cie; bycia sta­no­wią­ce­go zara­zem jego pozna­wa­nie, jak i posia­da­nie, o dość przy tym ogra­ni­czo­nej sku­tecz­no­ści. Tak więc – na podob­nej, pry­zma­tycz­nie roz­dwo­jo­nej zasa­dzie w wier­szu „Po” mamy dłoń, któ­ra roz­sy­pa­ła po morzu „pia­sek pul­su­ją­cych gwiazd”, któ­rej – jak doda­je obser­wu­ją­cy – w nie­cier­pli­wej korek­cji jed­nak nie ma; w kodzie wier­sza zaś odpo­wia­da jej „Garść zie­lo­nych szkie­łek w cie­płej rącz­ce dziec­ka”. Per­spek­ty­wa nazy­wa­nia kra­jo­bra­zu pozo­sta­je więc zno­wu pry­zma­tycz­nie podwo­jo­na – zabieg ten nie daje się jed­nak opi­sać w kate­go­riach poetyc­kiej figu­ry makro- i mikro­ko­smo­su; nie pod­le­ga porząd­kom logicz­ne­go sylo­gi­zmu, któ­ry tkwi gdzieś u pod­staw myśle­nia meta­fo­rycz­ne­go. Zaprze­czo­nej hiper­bo­li „ręki” z pierw­szej stro­fy odpo­wia­da – nie na zasa­dzie porów­na­nia, ale na zasa­dzie dobu­do­wy­wa­nia dru­gie­go, kon­ku­ren­cyj­ne­go wymia­ru zda­rzeń – przed­sta­wie­nie „rącz­ki dziec­ka”. Poten­cjal­ny gest roz­rzu­ca­nia pozo­sta­je przy tym ten sam, ale nie docho­dzi tu do wytwo­rze­nia para­le­li­zmu, bo płasz­czy­zna rze­czy­wi­sta, poten­cjal­nie nie-meta­fo­rycz­na, nie jest tu upo­rząd­ko­wa­na jako argu­ment dla tej pierw­szej, kosmicz­nej, zary­so­wa­nej przy tym nega­tyw­nie i pobież­nie. Temat zosta­je prze­cież natych­miast zmie­nio­ny, po tym, jak obraz bar­dzo tra­dy­cyj­nie odwo­łu­ją­cy się do kre­acyj­nej, awan­gar­do­wej poety­ki, zdą­żył się już ukon­sty­tu­ować. Jeśli mie­li­by­śmy przy­jąć, że akt roz­rzu­ce­nia gwiazd zosta­je tu porów­na­ny do gestu dzie­cię­cej zaba­wy, roz­rzu­ce­nia szkie­łek na pia­sku, to musie­li­by­śmy zało­żyć to na zasa­dzie inter­pre­ta­cyj­nej hipo­te­zy, któ­ra by jeden z waż­nych wymia­rów wier­szy Fie­dor­czuk – oso­bi­sty, intym­ny – zli­kwi­do­wa­ła. Musi­my raczej uznać, że zało­że­nia tej kon­struk­cji są czy­sto para­lo­gicz­ne. To samo sło­wo zosta­je zasto­so­wa­ne dwa razy, zwią­zek na pozio­mie lek­sy­ki jak naj­bar­dziej pozo­sta­je na rze­czy, ale dwie dło­nie – wiel­ka, abs­trak­cyj­na i mała cie­pła – pozo­sta­jąc do sie­bie w pew­nym sto­sun­ku, nie­ja­ko krzy­żu­jąc się, w koń­cu się ze sobą nie łączą. Jest w nich niby to samo – błysz­czą­ce gwiaz­dy, zie­lo­ne szkła – ale to samo jest inne. Kon­sty­tu­ują­ce ich gest syn­tak­sy sta­no­wią wza­jem­nie dla sie­bie kon­tra­punkt, któ­ry nie unie­waż­nia jed­nej kosz­tem dru­giej. Obie więc po pro­stu są – obok sie­bie i nie­zgod­ne; wobec sie­bie tau­to­lo­gicz­ne i cał­ko­wi­cie nowe. I o obu tych per­spek­ty­wach gestu musi­my pamię­tać.

Na podob­nej, „podwój­nej” zasa­dzie fał­szy­wej tyl­ko per­so­ni­fi­ka­cji funk­cjo­nu­je w wier­szu „Po” „czu­łe cia­ło zie­mi pod sto­pa­mi tych, co nie widzą gwiazd” i „czu­łe cia­ło zie­mi pod sto­pa­mi brzóz”. To obser­wu­ją­cy przed­sta­wie­nie natu­ry pod­miot, ponie­kąd „roz­to­pio­ny” w kra­jo­bra­zie, mógł­by być instan­cją nada­ją­cą nie­mym feno­me­nom cie­le­sność; jed­nak to nie on „nie widzi gwiazd”, pozo­sta­je więc zno­wu instan­cją zaprze­czo­ną. Wobec kra­jo­bra­zu jest nie­twór­czy – nie loku­je się tu w per­spek­ty­wie porząd­ku­ją­cej, antro­po­cen­trycz­nej. Raczej usi­łu­je nie­ja­ko sam sie­bie pod­po­rząd­ko­wać „pry­zma­tycz­nym” kon­se­kwen­cjom widze­nia – wpi­sać się w nie – tak jak sam pozo­sta­je wpi­sa­ny w tekst – poprzez nowe, rze­czy­wi­ste zda­rze­nie, któ­re odby­wa się wła­śnie w tej chwi­li. Oczy­wi­ste sta­je się to przy lek­tu­rze ostat­niej stro­fy wier­sza, kie­dy to, co w wypad­ku „czu­łych” brzóz” czy „rzęs jezio­ra” nie wykła­da­ło się wprost, bo pozo­sta­wa­ło „skom­pre­so­wa­ne”, roz­wi­ja się i usta­na­wia parę bar­dziej wyra­zi­ście i osob­no wobec sie­bie funk­cjo­nu­ją­cych para­lel (czy raczej para­lo­gii): „Nie­bo szum­nie spa­da na zimo­wy las./ Pomyśl: sied­miu jeźdź­ców jak sie­dem barw tęczy./ Albo nie ma jeźdź­ców: two­ja krew pul­su­je i nabie­ra barw./ Pomyśl: kro­pla two­jej krwi na śnie­gu”. Osta­tecz­nie wpi­sa­nie się w kra­jo­braz pozo­sta­je nie­moż­li­we, sko­ro pod­miot go sobą, swo­ją inno­ścią, swo­ją bio­gra­ficz­no­ścią prze­sy­ca. Jak w tau­to­lo­gii, każ­de spoj­rze­nie jest tyl­ko powtó­rze­niem inne­go spoj­rze­nia. Powtó­rze­nie cał­ko­wi­cie nowym, więc innym wobec tego, co jest.

Fie­dor­czuk w swo­ich wcze­śniej­szych wier­szach, a tak­że w pierw­szej czę­ści tomu Tlen, zdo­ła­ła wypra­co­wać nie­ba­nal­ne środ­ki poetyc­kie­go wyra­zu, dzię­ki cze­mu w swo­im przed­sta­wia­niu, któ­re pozo­sta­je w oczy­wi­sty i uświa­da­mia­ny spo­sób tek­sto­we (jako takie jest jedy­nie reto­rycz­nym snem) – oddać swe­go rodza­ju upry­wat­nio­ną, nie­zwy­kle dla niej waż­ną filo­zo­fię. Filo­zo­fia ta – skrom­na, nicze­go spe­cjal­nie nie wyja­śnia­ją­ca, uwal­nia­ją­ca się raczej jako peł­ne empa­tii, ale i obco­ści obser­wo­wa­nie – powo­łu­je dla sie­bie gęste, głę­bo­ko meta­fo­rycz­ne, sprzecz­ne poprzez zmien­ność punk­tów widze­nia kra­jo­bra­zy, mają­ce sta­no­wić jej mate­riał, docie­ka­nie i doku­men­tu­ją­cy ją zapis. Posia­da­ją one wiel­ką siłę este­tycz­ną. W jakimś sen­sie pra­gnie­nie ujaw­nio­ne przez pod­miot w auto­te­ma­tycz­nym wier­szu „Relen­tles­sy cra­ving”, jakie sta­no­wi tak­że swo­istą ars poeti­ca pra­gnie­nia:

wier­szu, wier­szu bądź w słoń­cu
w oku świa­ta
w prze­mia­nie chle­ba w ruch
w usta­wicz­nym roz­pa­dzie, któ­ry jest warun­kiem
wszel­kiej syn­te­zy

we krwi
ogniu
bądź

zosta­je więc – przy­naj­mniej w mojej lek­tu­rze – speł­nio­ne. Umie­jęt­ność wypro­wa­dze­nia efek­tów w puen­tach – czy to skła­nia­ją­cych się ku porząd­ku­ją­cym pozna­wa­nie abs­trak­cjom, pocho­dzą­cym zarów­no z prze­strze­ni poetyc­kiej tra­dy­cji, jak i z dzie­dzi­ny nowo­cze­snej fizy­ki, jak i ku tym, któ­re wery­fi­ko­wa­ne są poprzez jed­nost­ko­we, czę­sto w wyraź­ny spo­sób oso­bi­ste doświad­cze­nie – spra­wia, że wie­le tek­stów Fie­dor­czuk w lek­tu­rze daje wra­że­nia przej­mu­ją­ce. Naj­bar­dziej, kie­dy uda­je jej się oba te porząd­ki umie­ścić w swe­go rodza­ju para­dok­sal­nej, kosmicz­no-czu­łej, bo naiw­nej syn­te­zie, jak w wier­szu „Tlen”:

Lek­ko miesz­ka­my na wyde­chu świa­ta,
jeden mrok doda­ny do dru­gie­go mro­ku.
Usta przy policz­ku.
Poli­czek przy udzie.

Lek­ko miesz­ka­my na wyde­chu świa­ta,
cie­pła sierść wil­czy­cy i jej ostre zęby,
brzy­twa mro­zu gła­dzi ciem­ną skó­rę rze­ki,
jej miesz­kań­cy bez­sze­lest­nie opa­da­ją na dno.

Przy­szłam tu, żeby oddy­chać.
Smu­tek naszych rze­czy na zimo­wym nie­bie.
śnieg szyb­ko top­nie­je na policz­kach dziec­ka,
nasze oczy śmie­ją się do gwiazd,

nie­bo spo­ty­ka gład­ką skó­rę rze­ki,
oddy­cham, oddy­cham więc jestem.

Świat wier­szy Fie­dor­czuk to świat, w któ­rym wszyst­ko nie­ustan­nie pod­le­ga kom­pre­sji i się rów­no­cze­śnie roz­wi­ja, niczym w nie­usta­ją­cym, wspól­nym odde­chu:

(…) Wdech i wydech. Wdech i wydech poza mną,
ponie­waż jestem zgię­ciem wiel­kiej płach­ty cza­su,
miesz­kam w wygna­niu,

zmarszcz­ka na powierzch­ni wody ciem­nej jak mil­cze­nie.
Liść wpa­da do rze­ki, a rze­ka do morza.
Morze zakwi­ta czer­wie­nią ukwia­łów.
Nad tą cud­ną łąką, pod skle­pie­niem fali
wol­no pły­wa­ją obo­jęt­ne ryby.

(„Kom­post”)

Powie­dzieć, że wier­sze Fie­dor­czuk są filo­zo­ficz­ne, to powie­dzieć naraz kil­ka róż­nych rze­czy. Mogła­bym więc postą­pić napraw­dę nie­de­li­kat­nie i odwo­łać się do narzę­dzi, jakie autor­ka sama – bywa że – sto­su­je do ana­li­zy tek­stów, z któ­ry­mi pra­cu­je na uczel­ni. Prze­czy­tać wier­sze Fie­dor­czuk Laca­nem, o któ­rym – kie­dy będzie­my czy­tać Tlen – na pew­no kil­ka razy sobie przy­po­mni­my. Dorzu­cić coś z wąt­ków mod­nej eko­kry­ty­ki, któ­rą poet­ka na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim wykła­da. Było­by to naj­prost­sze, może zachę­ca­ją­ce zada­nie. W jakimś sen­sie sama autor­ka ubez­pie­cza się od takiej inter­pre­ta­cji w auto-iro­nicz­nym tek­ście „Psy­cho­ana­li­za i man­da­ryn­ki” poświę­co­nym wła­śnie „laca­ni­stom” (sądzę, że nie musi tu cho­dzić koniecz­nie o jej wła­sną gru­pę ćwi­cze­nio­wą), w któ­rym pod­da­je czy­tel­ni­kom goto­wą rein­ter­pre­ta­cję wła­snych stra­te­gii, z wyko­rzy­sta­niem odpo­wied­nich po temu narzę­dzi:

Poeta, któ­ry dzi­siaj jest kobie­tą
poszedł na spa­cer.
Poszła, zna­czy,
poet­ka. Ta isto­ta z płci i kości,
pochwy­co­na w binar­ne szpo­ny opo­zy­cji
mię­dzy natu­rą i cywi­li­za­cją (sic!) kul­tu­ral­nie
wcie­la się w rolę obser­wa­to­ra, wróć,
obser­wa­tor­ki, a wiersz inter­pe­lu­je,
inter­pe­lu­je, powo­łu­je tę chwi­lo­wą
pod­mio­to­wość, obsa­dza (za prze­pro­sze­niem)
w roli. Potrzeb­ny nam jesz­cze ekran
(czy są tu jakieś ekra­ny?) aby dia­lek­ty­ka
mia­sto-dzi­ka przy­ro­da mogła się uobec­nić
w fan­ta­zma­cie. W osta­tecz­no­ści skle­po­wa witry­na
posłu­ży za lustro. Ach, już się zaczy­na!
W polu spoj­rze­nia
kon­sty­tu­uje się
skrzyn­ka
małych
poma­rań­czo­wych
obiek­tów.

No i cóż – mnie w każ­dym razie zawsze naj­bar­dziej będzie inte­re­so­wać chwi­la, w któ­rej „kon­sty­tu­uje się skrzyn­ka małych poma­rań­czo­wych obiek­tów”; a tak­że ta, w któ­rej Fie­dor­czuk roz­ma­wia ze swo­ją cór­ką raczej niż ze mną, albo kie­dy razem bie­gną po pre­zent nad roz­gwież­dżo­ną Narwią, kie­dy pada śnieg, a przez prze­strzeń dry­fu­ją błęd­ne neu­tri­na. Być może, po pro­stu jestem teraz sen­ty­men­tal­na… Oczy­wi­ście, wiem, że potrzeb­ny jest ekran, aby wiersz mógł inter­pe­lo­wać, aby „mia­sto-dzi­ka przy­ro­da” mogła się uobec­nić. W jaki jed­nak spo­sób wzbo­ga­ci się moje doświad­cze­nie wier­sza Fie­dor­czuk, jeśli będę wie­dzia­ła, że cho­dzi o auto­ma­ton i tuché? Czy fak­tycz­nie będę szczę­śliw­sza w mojej lek­tu­rze, jeśli uświa­do­mię sobie, że wiersz jest mozol­ną pró­bą „uobec­nie­nia real­ne­go”? Dopraw­dy nie wiem… Wiem nato­miast, że mniej podo­ba­ją mi się zaan­ga­żo­wa­ne wier­sze z dru­giej czę­ści Tle­nu, z „Ele­gii”, w któ­rych to, co wcze­śniej (i póź­niej) po pro­stu „było” obra­zem, sta­je się dys­kur­syw­ne i kie­dy zysku­je w widocz­ny spo­sób poli­tycz­ne nachy­le­nie. Kie­dy autor­ka pisze o Bie­sła­nie, o ata­kach ter­ro­ry­stycz­nych, o hał­dach śmie­ci, o Kore­ań­skiej Repu­bli­ce… I to nie dla­te­go, że nie doce­niam zaan­ga­żo­wa­nej reto­ry­ki; raczej dla­te­go, że w jej try­bach nie trak­tu­je się mnie jak part­ne­ra. Sta­ję się tu raczej bier­nym odbior­cą huma­ni­stycz­nie słusz­nych tre­ści, któ­rych świa­do­mość skąd­inąd ponie­kąd posia­dam. Dla­te­go bar­dziej wie­rzę Fie­dor­czuk, kie­dy w wier­szu „It has been play­ed once” pisze:

jutro speł­nię wszyst­kie nowo­rocz­ne posta­no­wie­nia
teraz tu posie­dzę, dro­ga cze­ko­la­do
dzię­ku­ję, że jesteś dziś przy mnie butel­ko Mer­lo­ta,
i tobie, tele­wi­zjo, dzię­ku­ję agen­cie Cooper!

i

jutro speł­nię wszyst­kie nowo­rocz­ne posta­no­wie­nia
dzi­siaj tu posie­dzę, tak się jakoś skła­da
że słu­żą mi para­dok­sy i oksy­mo­ro­ny
w samym środ­ku mitycz­nej przy­szło­ści
opu­ku­ję pust­kę
halo halo?
czy ktoś tam jest?

O autorze

Joanna Orska

Urodzona w 1973 roku. Krytyk i historyk literatury. Recenzje i artykuły publikuje w "Odrze", "Nowych Książkach", "Studium". Autorka książek: Przełom awangardowy w dwudziestowiecznym modernizmie w Polsce, Liryczne narracje. Nowe tendencje w poezji polskiej 1989-2006, Republika poetów. Poetyckość i polityczność w krytycznej praktyce, Performatywy. Składnia/retoryka, gatunki i programy poetyckiego konstruktywizmu oraz wspólnie z Andrzejem Sosnowskim antologii Awangarda jest rewolucyjna albo nie ma jej wcale. Jest pracownikiem naukowym w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka we Wrocławiu.

Powiązania

Konceptualizm podwójnie fizyczny

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Bagaż Jerze­go Jar­nie­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 6 mar­ca 2023 roku.

Więcej

Bojownicy bez broni, Przełykanie włosa i Pernambuco

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Bojow­ni­cy bez bro­ni Mor­te­na Nie­lse­na, Prze­ły­ka­nie wło­sa Jána Ondru­ša i Per­nam­bu­co Iva­na Wer­ni­scha z udzia­łem Bogu­sła­wy Sochań­skiej, Zbi­gnie­wa Mache­ja, Lesz­ka Engel­kin­ga, Karo­la Mali­szew­skie­go i Joan­ny Orskiej w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

Zmyślony człowiek, Credo, Prawdziwe życie bohatera

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Zmy­ślo­ny czło­wiek Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza, Cre­do Tade­usza Róże­wi­cza i Praw­dzi­we życie boha­te­ra Rafa­ła Wojacz­ka z udzia­łem Joan­ny Roszak, Jana Sto­lar­czy­ka, Bogu­sła­wa Kier­ca, Joan­ny Orskiej i Karo­la Mali­szew­skie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Instruktaż zwijania ciała

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Aga­ty Jabłoń­skiej dla moich dziew­czyn, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 mar­ca 2021 roku.

Więcej

Klasyka europejskiej poezji: Blake, Espriu, Todorović, Župančič

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Wyspa na Księ­ży­cu Wil­lia­ma Bla­ke­’a, świ­nia jest naj­lep­szym pły­wa­kiem Mir­jo­lu­ba Todo­ro­vi­cia, Kie­lich upo­je­nia Oto­na Župa­nči­ča oraz Skó­ra byka Salva­do­ra Espriu z udzia­łem Tade­usza Sław­ka, Jakub Korn­hau­ser, Miło­sza Bie­drzyc­kie­go, Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, Joan­ny Orskiej i Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Módl się do zwierząt

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kon­ra­da Góry Woj­na (pie­śni lisów), któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 19 paź­dzier­ni­ka 2020 roku.

Więcej

Mordercze ballady

nagrania / stacja Literatura Joanna Orska Karol Maliszewski Marta Podgórnik

Spo­tka­nie wokół książ­ki Mor­der­cze bal­la­dy Mar­ty Pod­gór­nik z udzia­łem Mar­ty Pod­gór­nik, Joan­ny Orskiej i Karo­la Mali­szew­skie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Poetyckie książki trzydziestolecia

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie z udzia­łem Anny Kału­ży, Karo­la Mali­szew­skie­go, Joan­ny Muel­ler, Joan­ny Orskiej oraz Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Co sygnalizuje wąż?

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Mirol­ju­ba Todo­ro­vi­cia świ­nia jest naj­lep­szym pły­wa­kiem, w tłu­ma­cze­niu Kin­gi Sie­wior i Jaku­ba Korn­hau­se­ra, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 mar­ca 2020 roku.

Więcej

Makijaż zaczyna się od demakijażu

wywiady / o książce Jerzy Jarniewicz Joanna Orska

Roz­mo­wa Joan­ny Orskiej z Jerzym Jar­nie­wi­czem, opu­bli­ko­wa­na w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Poezja może mniej niż serial na Netflixie

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej książ­ki Kalen­darz majów Kon­ra­da Góry, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 14 maja 2019 roku.

Więcej

POETYCKA KSIĄŻKA TRZYDZIESTOLECIA: REKOMENDACJA NR 18

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Orska

Głos Joan­ny Orskiej w deba­cie „Poetyc­ka książ­ka trzy­dzie­sto­le­cia”.

Więcej

Pozytywki i marienbadki

nagrania / między wierszami Różni autorzy

O twór­czo­ści Andrze­ja Sosnow­skie­go wypo­wia­da­ją się Woj­ciech Bono­wicz, Jacek Guto­row, Anna Kału­ża, Joan­na Orska, Piotr Śli­wiń­ski, Kamil Zając.

Więcej

O poezji (i krytyce) zaangażowanej

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny. Nowe gło­sy z Pol­ski, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 20 wrze­śnia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 18 grud­nia 2017 roku.

Więcej

Podróż sentymentalna

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki W Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 27 grud­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 3 lip­ca 2017 roku.

Więcej

Maszyny Sosnowskiego

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Dom ran Andrze­ja Sosnow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 9 lute­go 2015 roku.

Więcej

O składnię wiersza polskiego

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Orska

Głos Joan­ny Orskiej w deba­cie „For­my zaan­ga­żo­wa­nia”, towa­rzy­szą­cej pre­mie­rze anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Poeta uczony

recenzje / IMPRESJE Joanna Orska

Szkic Joan­ny Orskiej towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Ryt­my jesien­ne Jac­ka Łuka­sie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 21 lip­ca 2014 roku. 

Więcej

Była sobie raz królewna

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Farsz Mar­ci­na Sen­dec­kie­go.

Więcej

Królowa poezji

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Rezy­den­cja sury­ka­tek Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

Próby nowej krytyki

recenzje / IMPRESJE Joanna Orska

Esej Joan­ny Orskiej poświę­co­ny książ­kom Stra­ty­gra­fie Joan­ny Muel­ler i Bume­rang Anny Kału­ży.

Więcej

Wspólnota niebywała

recenzje / IMPRESJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Dni i noce Pio­tra Som­me­ra.

Więcej

Czy wiersze mogą być trendy?

recenzje / NOTKI I OPINIE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z arku­sza Arty­ku­ły pocho­dze­nia zwie­rzę­ce­go Bar­to­sza Sadul­skie­go.

Więcej

Negatywność

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Nie­pio­sen­ki Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Czy zaistniał przełom 1989 w literaturze?

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Orska

Głos Joan­ny Orskiej w deba­cie „Bar­ba­rzyń­cy czy nie? Dwa­dzie­ścia lat po ‘prze­ło­mie’ ”.

Więcej

Baśń dla znużonych ludzi

recenzje / IMPRESJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Stu­dium tem­pe­ra­men­tu Ronal­da Fir­ban­ka.

Więcej

Jak może wyglądać we współczesnej poezji rozpowiadanie tajemnic

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki Słyn­ne i świet­ne Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Dziwadełko, Wiersz

recenzje / Julia Fiedorczuk

Auto­ko­men­tarz Julii Fie­dor­czuk do książ­ki Tlen.

Więcej

Przyszłam tu, żeby oddychać. O Tlenie Julii Fiedorczuk i innych cząstkach

recenzje / ESEJE

Recen­zja Grze­go­rza Cze­mie­la z książ­ki Tlen Julii Fie­dor­czuk.

Więcej