Zosia Kiljańska: Cześć, Olu!
Zacznijmy od tego, że Twoje wiersze zdecydowanie się PRZEŻYWA (trzeba dać śmiałego nura w ich obrazy, żeby w pełni zrozumieć, o co chodzi). Ciężko się o tych tekstach rozmawia, stojąc gdzieś „na zewnątrz”. Przedstaw więc nam swój świat. Weź nas za rękę, oprowadź, opowiedz. Jak rodzą się w Twojej głowie postacie i miejsca? Co sprawia, że są takie wyraziste?
Ola Lewandowska: Dzięki wielkie, Zosiu! Bardzo zależało mi na tym, żeby można było przeżywać te wiersze, wejść w nie. Może to wynika z tego, że myślę obrazem, flmem; rozbijam wersy na kadry. Skupiam się raczej na emocjach i nastrojowości niż na samej formie. Klimat od początku miał być ciężki i lepki, dziewczyński. Chciałam, żeby czytelnik poczuł młodzieńczą nudę lata, zapach roztopionego asfaltu i potu, gęsią skórkę pomimo upału. Zestaw powstał też jako odpowiedź na parę(naście) kwestii, które dotykały i dotykają mnie, ciebie, nas, was.
Kwestii związanych z cielesnością, dorastaniem, szukaniem swojego miejsca i narastającym, klaustrofobicznym poczuciem bycia obserwowaną, jakby twoje ciało nie było jedynie twoim miejscem (patrząc na aktualną, ale i ogólną sytuację kobiet – nie jest).
Dosyć długo szukałam odpowiedniej narracji, aż w końcu któregoś razu usiadłam i napisałam pierwszy wiersz z tego zestawu, zupełnie dla mnie nowy i odmienny od tego, co robiłam wcześniej. Chwilę wcześniej straciłam pracę, przyszedł covid, przez jakiś czas nie mogłam znaleźć stałej roboty. Miałam sporo czasu na pisanie.
Powinnam powiedzieć, że bardzo mi przykro, ale ostatecznie szczęście czasem musi mieć garba – dobrze, że skończyło się na zestawie!
Olu, a skąd tajemniczy tytuł zestawu? W jakim kontekście mamy go czytać?
Można go czytać w odniesieniu do samej pory roku – lato w rozkwicie czy u schyłku zawsze ma w sobie jakiś niepokój. Coś wisi w powietrzu. Coś przeciąga południe na parę długich godzin; czujemy ten ciężar.
Lato jest też porą moich dziewczyn. Pamiętasz ten moment, kiedy budziła się świadomość swojego ciała, a co za tym idzie – świadomość siebie, odmienna od stanu wcześniejszego? To spora dawka ekscytacji i niepokoju. Chciałam pokazać, że wszyscy dookoła również zaczynają dostrzegać te zmiany. Zaraz zacznie się walka o ciała – będą polem bitwy, na którym rozegra się: kultura, tradycja, religia, ocena, władza. Dziewczyny z tego zestawu nie są „niewinne” (cokolwiek to znaczy), nie boją się, są świadome zmian, które w nich zachodzą. Pokazują swoją siłę. Wychodzą z domów, mówiąc: „Uważajcie, to my jesteśmy pierwszą ciemnością tego lata”.
To my, no właśnie – czyli kto? Na jeden Twój wiersz składa się wiele głosów. Skąd wziął się w Twojej poezji podmiot zbiorowy i jakie ma dla Ciebie znaczenie? Może pozwala Ci uciec od opisywania indywidualnych doświadczeń, a skupić się na tych już bardziej pokoleniowych?
Wcześniej pisałam wiersze-intymy, ale potrzebowałam od tego odejść, znaleźć coś bardziej uniwersalnego. Jakiś głos, który mógłby mówić za wiele, nie tylko za mnie. W końcu nie jestem tylko sobą – nakładają się na mnie wszystkie osoby, zdarzenia, miejsca i czasy z mojego życia, z życia innych, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi (śmiech). Próbowałam też wyjść naprzeciw nie tylko swojemu pokoleniu – już nawet podczas naszej niekończącej się rozmowy (którą turbodobrze wspominam) odnalazłyśmy w sobie podobne wspomnienia, choć jest między nami parę lat różnicy.
To prawda – myślę, że każda babka wychowana w podobnych warunkach kulturowych odnajdzie się w Twoich tekstach (które moim zdaniem w superszczery sposób opowiadają o okresie dojrzewania, i o jego magii, i o jego trudach).
Mam jeszcze na ten temat inną myśl. Może uciekanie w podmiot zbiorowy służy trochę za taki specyfczny coping mechanism? Już tłumaczę: ktoś na Ciebie naciska, słyszysz rzeczy o SWOIM ciele… ale masz wiedzę, że w głębi Ciebie jest pierwiastek czegoś, co Cię obroni, bo nie jest to tylko Twoje. Bo w każdej z nas jest to samo, a to tworzy już potężniastą armię!
Potężniasta armia, cudowne! Tak, myślę, że dobrze mnie rozkodowałaś.
Może to kwestia tego, że podziwiam wiele kobiet w moim życiu, dlatego to im chciałam w jakiś sposób ten głos oddać. Skonstruować coś na bazie wspólnych doświadczeń. Pisanie „my” weszło mi już w krew, choć jednocześnie nie czuję się na tyle pewnie, by zabierać głos w imieniu nas wszystkich. Może nawet nie o pewność tu chodzi, a wzajemny szacunek i uważność na naszą odmienność i różnorodność. Moje wiersze to tylko wycinek, fragment.
Bardzo to czuję. W ogóle w niektórych Twoich wierszach „ja” nie może w ogóle pojawić się bez „my”. Mogłoby się nawet wydawać, że „ja” jako takie nie istnieje – że wtapia się w większe całości… na przykład w miejsca, które wspólnie z Twoimi bohaterkami oddychają, czują, myślą. W Twojej poezji zaskoczyło mnie, jak wyraźne i „solidnie skonstruowane” są te ulice, te bloki, domy na skraju lasu. Jaką funkcję pełni przestrzeń w modelowaniu klimatu wiersza? Jak określiłabyś relacje bohaterów z miejscem, w którym się znajdują?
Z tymi miejscami jest tak, że to są trochę takie nie-miejsca. Coś dzieje się w jakiejś przestrzeni zawieszonej w czasie, ale to może być zawsze i nigdy, wszędzie i nigdzie. Czas rozciąga się podobnie, kiedy jest lato albo w tym okresie przejściowym między byciem dziewczynką a byciem kobietą. Miejscem może być jedno z warszawskich blokowisk, a jednocześnie las, jakby te dwie przestrzenie, chociaż odrębne, mogły istnieć symultanicznie w tej samej scenie (i istnieją, w moich dziewczynach).
Miejsca są dla mnie w tych wierszach czymś, co podąża za nami i co same kreujemy. Oczywiście buduję je często na bazie własnych wspomnień i doświadczeń – mieszkam teraz przy granicy lasku, a jednocześnie w mieście, wychowałam się też na blokowiskach, a wakacje spędzałam często w jednej z czynszowych warszawskich kamienic albo na wsi u rodziny. Ale i tutaj staram się nie przenosić prywaty. Po prostu lubię miejsca „na skraju”, bo mam wrażenie, że mocniej w nas pracują, zacierają granice między czymś rzeczywistym a wyobrażonym.
Wrócę jeszcze do psychologicznego (z braku lepszego słowa) charakteru opisywanych przez Ciebie miejsc. Mam poczucie, że są one wyrysowane w wierszu równie wyraźnie co osoby, mało tego – potrafą odzwierciedlać to, co czują bohaterki wiersza.
Starcia przestrzeni bloków i lasu, miasta i przyrody, silnie dynamizują rozwijające się w tekście znaczenia. W tym kontekście chciałam zapytać o ten las, majaczący gdzieś na drugim planie. O rolę natury w mówieniu o doświadczeniu dorastania, poznawania siebie.
Natura jest u mnie obecna, ale myślę o niej jak o czymś, co pojawia się na obrzeżach i wokół czego moje bohaterki nieustannie krążą. Odkrywają ją w sobie. Przenoszą dalej, na ośkę, domy, dziedzińce. Łapią ją kątem oka. Wyobraź sobie, że masz stare podwórko, zamknięte ścianą lasu. Niby nic nie podchodzi bliżej, a jednak gałęzie przebijają się czasem przez okna albo rozpychają pod podłogą i w ścianach. Tak to mniej więcej wygląda w tym zestawie. Natura wszędzie wlezie, nawet jeśli stoisz w bramie podwórka. Dlatego moje dziewczyny nie boją się zostawić oświetlonych ulic i pójść w obrzeża, bo nie boją się wejść w siebie.
Właśnie – nie boją się wejścia w siebie, może eksploracji jakiejś wewnętrznej siły, złączenia się z formą drzemiącej w każdej z nas dzikości.
Twój zestaw czytam między innymi jako próbę dostania się do tej siły – pokazania, że mimo różnorodnych form opresji, którym poddawane są kobiety, zachowujemy w sobie tę siłę. Może że można się jakoś odnaleźć, dorastając w świecie, który wciąż na nas patrzy, ale w którym czujemy się niewidzialne. W świecie zrytym przez te wszystkie „nie przystoi się tak ubierać”, „ale z ciebie deska”, „pilnuj, żeby wracać przed zmrokiem”.
Dokładnie, „nie śmiej się tak głośno”, „nie zakładaj krótkiej spódniczki”, „nie maluj się tak wyzywająco”, „dlaczego jesteś zaniedbana?”. To są przemielone już tematy, ale nie byłyby wyciągane na tapet, gdyby nie trzeba się było z nimi konfrontować. Ładnie też ujęłaś kwestię niewidzialności. Jesteś zbieraczką spojrzeń, ale jednocześnie nie istniejesz poza ciałem.
Potrzebowałam trochę odwagi, żeby podejść do tych femi-treści i ogranego już mocno motywu natury i kobiecości. Wszyscy to znamy i nic w tym rewolucyjnego. Wciąż borykam się z wątpliwościami, na ile faktycznie zdołałam to ugrać inaczej, po swojemu. Życiówka (śmiech).
Ola, a czy uważasz, że rzeczywiście można w sobie wypracować pewną odporność, nie dać się zjeść światu, pozwolić sobie na opiekę nad samą sobą i akceptację takiej kobiecości, która może odbiegać od kulturowego modelu? Jak – jeśli w ogóle – jest to możliwe, gdzie tego (w sobie) szukać?
Nie znam odpowiedzi na te pytania, niestety. Wiele mądrzejszych od mojej głów próbuje ustalić, co właściwie trzeba zrobić, jak do tego podejść. Mamy coraz większą świadomość pewnych wzorców i schematów, w które jesteśmy wciskane, a świadomość to już potężne narzędzie. Przyglądam się zmianom, nam w tym wszystkim, próbuję o tym opowiedzieć w wierszach.
Można powiedzieć, że moje dziewczyny biorą odwet za ich sytuację kulturową, ale nie chcę stawiać tego na linii damsko-męskiej wojny, chociaż często posługuję się tymi figurami. Nie dzielę świata na dwie sztywno podzielone płcie. Raczej próbuję zestawić dwa światy, ich nierówności, rozjazdy. To wojna w wersji soft, na spojrzenia i obecności. Wbijaj, Zosia, do mojego gangu (śmiech).
Ha! O rany, wbijam zdecydowanie… Piękne dzięki, Olu, za ten wywiad!
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego