teksty / Esej

Przedmowa tłumacza

Jacek Dehnel

Przedmowa Jacka Dehnela do książki Wiersze chicagowskie Carla Augusta Sandburga, wydanej w Biurze Literackim 4 listopada 2025 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

I

Pierw­sze­go Sand­bur­ga ścią­gną­łem z pół­ki w rodzin­nym domu. Wyda­ny w 1971 roku, w począt­kach deka­dy gier­kow­skiej pro­spe­ri­ty, stał mię­dzy inny­mi żół­ty­mi grzbie­ta­mi „serii celo­fa­no­wej” PIW‑u. Poeta niby ame­ry­kań­ski, ale socja­li­stycz­ny, więc pew­nie łatwo było prze­ko­nać cen­zo­rów, że opo­wie Pola­kom nastę­pu­ją­cą histo­rię: w naszym ame­ry­kań­skim kapi­ta­li­zmie pro­le­ta­riat taki tłam­szo­ny, a u was, pro­szę, chłop i robot­nik wspól­nie decy­du­ją o kształ­cie ludo­wej ojczy­zny. Lite­ra­tu­ra to wsze­la­ko zabaw­ka nie­bez­piecz­na: już pod koniec deka­dy wier­sze Sand­bur­ga odzy­ska­ły w Pol­sce cały swój wybu­cho­wy poten­cjał.

Dru­gie­go zna­la­złem w sierp­niu 2012 roku w nowo­jor­skim Stran­dzie: solid­ny, bli­sko ośmiu­set­stro­ni­co­wy tom The Com­ple­te Poems of Carl Sand­burg z 1970 roku; zanim tra­fił na pół­kę anty­kwa­ria­tu, zdą­żył stra­cić nie­cie­ka­wą obwo­lu­tę ze zdję­ciem auto­ra, a płó­cien­na opra­wa z wytło­czo­nym pod­pi­sem poety i zło­co­ne lite­ry na grzbie­cie spra­wia­ły wra­że­nie, że to książ­ka raczej z mię­dzy­woj­nia niż z sza­lo­nych sewen­ti­sów. Od tego wła­śnie tomisz­cza zaczę­ła się moja wie­lo­let­nia przy­go­da z prze­kła­da­niem Sand­bur­ga i ofe­ro­wa­niem go kolej­nym wydaw­com. Oraz ze sto­ic­kim przyj­mo­wa­niem ich odmów.

*

Kie­dy w Sta­nach mówi­łem, że Carl Sand­burg to jeden z moich ulu­bio­nych poetów, spo­ty­ka­łem się zazwy­czaj z wymow­ny­mi spoj­rze­nia­mi, jak ktoś, kto przy­szedł na przy­ję­cie w croc­sach, „bo prze­cież są takie wygod­ne”, albo obwie­ścił w towa­rzy­stwie, że naj­bar­dziej lubi wino z kar­to­nu. Rzad­ko zresz­tą szła za tym jaka­kol­wiek dys­ku­sja; upa­dek nie­gdy­siej­sze­go poetyc­kie­go bożysz­cza był oczy­wi­sty i nie wyma­gał argu­men­ta­cji. Osta­tecz­nie Libe­ra­ce też świę­cił trium­fy, a prze­cież dziś nikt roz­sąd­ny nie słu­cha go na serio, a wyłącz­nie kam­po­wo. Jeśli poja­wia­ły się jakieś komen­ta­rze, to z regu­ły prze­cią­ga­nie przez zęby, że to kiep­ski epi­gon Wal­ta Whit­ma­na, a jego poezja się „zesta­rza­ła”. W podob­ny spo­sób zare­ago­wał­bym może, gdy­by jakiś Ame­ry­ka­nin powie­dział mi, że z pol­skiej poezji naj­wy­żej ceni Sta­chu­rę.

Raz tyl­ko zda­rzy­ło mi się wysłu­chać bar­dzo cie­ka­we­go wywo­du o tym, że Ame­ry­ka­nie po woj­nie mie­li ser­decz­nie dość poezji poli­tycz­nej, bo koja­rzy­ła im się z dydak­ty­zu­ją­cym Sand­bur­giem, i dopie­ro poeci pol­scy – Miłosz, Her­bert, Barań­czak, Róże­wicz – poka­za­li im, że poezja poli­tycz­na może brzmieć zupeł­nie ina­czej, nie wie­co­wo, zacho­dzić od stro­ny języ­ka, od stro­ny filo­zo­fii, sło­wem: być rów­no­cze­śnie poezją wysu­bli­mo­wa­ną.

Ale cóż, sko­ro przy­szło mi sta­nąć przed czy­tel­ni­ka­mi w croc­sach, to w croc­sach sto­ję, ina­czej nie mogę.

*

Pierw­szy przy­znam, że Sand­burg jest poetą nie­rów­nym. Wisła­wa Szym­bor­ska mówi­ła, że publi­ku­je mało, bo ma w domu kosz na śmie­ci. Sand­burg zapew­ne też miał, ale go nie uży­wał. Pisał mnó­stwo: poezję, arty­ku­ły, pro­zę, ksią­żecz­ki dla dzie­ci, poważ­ne bio­gra­fie, auto­bio­gra­fie, ese­je o foto­gra­fii, recen­zje fil­mo­we, nie mówiąc już o zbie­ra­niu i opra­co­wy­wa­niu pie­śni fol­ko­wych. I jest to, nie­ste­ty, ogród nie­ple­wio­ny.

Kie­dy po wie­lu latach sta­rań Artur Bursz­ta z Biu­ra Lite­rac­kie­go powró­cił do moje­go pomy­słu wyda­nia Sand­bur­ga, myśla­łem albo o wybo­rze dwu­stu tek­stów poetyc­kich, albo o cało­ści Wier­szy chi­ca­gow­skich. Wybór pre­zen­to­wał­by pew­nie poetę z lep­szej (choć nie­ko­niecz­nie praw­dziw­szej) stro­ny. Mam jed­nak szcze­gól­ną skłon­ność do tłu­ma­cze­nia tomów jako pew­nych zapla­no­wa­nych cało­ści – o ile dana książ­ka fak­tycz­nie jest spój­nym pro­jek­tem, a nie pojem­ni­kiem na uro­bek poetyc­ki. Wier­sze chi­ca­gow­skie z pew­no­ścią do takich pro­jek­tów nale­żą. Nie zna­czy to, że nie tra­fia­ją się tu wier­sze sła­be albo wprost złe (jak „Dziew­czy­na ze snów” czy „Mię­dzy dwo­ma wzgó­rza­mi”), ale jest to książ­ka prze­my­śla­na, zakom­po­no­wa­na i monu­men­tal­na. Zaczy­na się po pro­stu jak wiel­kie chi­ca­gow­skie ora­to­rium i pędzi galo­pem przez takie wier­sze, że trud­no sobie wyobra­zić, jak mogły powstać w 1916 roku.

Żeby usta­wić to w rodzi­mej per­spek­ty­wie: u nas wte­dy nie ma jesz­cze Ska­man­dry­tów, w tym samym roku uka­zu­ją się: prze­sta­rza­ła, z ducha XIX-wiecz­na Księ­ga ubo­gich Kaspro­wi­cza, Siew doli Staf­fa, sta­ro­sło­wiań­ska bal­la­da Ilia Muro­miec Lan­ge­go, a Kazi­mierz Prze­rwa-Tet­ma­jer nie­stru­dze­nie chłosz­cze mar­twe­go koni­ka mło­do­polsz­czy­zny i pseu­do­wy­spiańsz­czy­zny w Cie­niach. Jeden tyl­ko Leśmian ratu­je ten smut­ny kra­jo­braz, ale ma za sobą jedy­nie debiut, zasad­ni­czo zigno­ro­wa­ny i przez kry­ty­ków, i przez czy­tel­ni­ków.

Wier­sze chi­ca­gow­skie na tym tle roz­bły­sku­ją jak coś przy­wie­zio­ne­go z innej rze­czy­wi­sto­ści wehi­ku­łem cza­su, jak­by na błot­ni­stym pla­cy­ku guber­nial­ne­go mia­sta wylą­do­wa­ła nagle kap­su­ła z całym XX wie­kiem, z jego splen­do­rem i gro­zą. Sand­burg wrzu­ca tam nie tyl­ko zaan­ga­żo­wa­ne spo­łecz­nie tek­sty, któ­re peł­ny rezo­nans uzy­ska­ją dopie­ro pół­to­rej deka­dy póź­niej, w dobie Wiel­kie­go Kry­zy­su, ale też zaska­ku­ją­ce fra­zy – jak tę o Wiel­kim Bogu Kciu­ków – któ­rych nie powsty­dzi­li­by się sur­re­ali­ści.

Dla­te­go zale­ża­ło mi na tym, żeby ten nie­zwy­kły poetyc­ki fajer­werk tra­fił do pol­sz­czy­zny po raz pierw­szy w cało­ści – bo nawet jeśli jest nie­po­zba­wio­ny wad czy potknięć, to sta­no­wi impo­nu­ją­ce osią­gnię­cie.

II

Dziś, kie­dy po deka­dach poli­ty­ki pań­stwa opie­kuń­cze­go Szwe­cja jest jed­nym z naj­bo­gat­szych i naj­lep­szych do życia kra­jów na świe­cie, trud­no sobie wyobra­zić, że zanim to nastą­pi­ło, była jed­nym z euro­pej­skich paria­sów. Od poło­wy XIX stu­le­cia do lat dwu­dzie­stych XX wie­ku bie­da (szcze­gól­nie wiel­ki głód z lat sześć­dzie­sią­tych XIX wie­ku) i prze­lud­nie­nie napę­dza­ły emi­gra­cję: popu­la­cja kra­ju wzro­sła z 3,5 do 6 milio­nów, ale rów­no­cze­śnie w tym okre­sie do USA wyje­cha­ło aż pół­to­ra milio­na Szwe­dów (z cze­go wró­ci­ła rap­tem jed­na pią­ta). Far­mer ze Sma­lan­dii, podob­nie jak nasz góral, rusiń­ska chłop­ka czy rosyj­ski Żyd, wyjeż­dżał nie za spra­wą życio­wych ambi­cji, ale fak­tycz­nie „za chle­bem”; pozo­sta­nie na miej­scu mogło się skoń­czyć śmier­cią gło­do­wą. Tym­cza­sem po woj­nie sece­syj­nej Ame­ry­ka potrze­bo­wa­ła rąk do pra­cy i ofe­ro­wa­ła osie­dleń­com za pół­dar­mo ogrom­ne tere­ny Midwe­stu: tak oto stru­mień Szwe­dów popły­nął do Illi­no­is, Iowy, Min­ne­so­ty i Wiscon­sin.

Wśród tej masy imi­gran­tów była para, któ­ra osie­dli­ła się w Gales­burg, dzie­się­cio­ty­sięcz­nym mia­stecz­ku w zachod­nim Illi­no­is: na wpół nie­pi­śmien­ny August Sand­berg został pomoc­ni­kiem kowa­la na kolei, jego żona Cla­ra pra­co­wa­ła w hote­lu. Szó­ste­go stycz­nia 1878 roku uro­dził się ich naj­star­szy syn, Carl, potem sze­ścio­ro kolej­nych dzie­ci.

Mały Char­lie Sand­burg dobrze sobie radzi w szko­le, gar­nie się do ksią­żek, ale w wie­ku lat trzy­na­stu zosta­je zmu­szo­ny do pój­ścia do pra­cy i dorzu­ca­nia się do rodzin­ne­go budże­tu. Przez kolej­ne lata roz­wo­zi mle­ko i zatrud­nia się w hote­lu w Kolo­ra­do, jest por­tie­rem u fry­zje­ra, mura­rzem, parob­kiem w Kan­sas i łado­wa­czem węgla w Nebra­sce; jako ochot­nik w woj­nie ame­ry­kań­sko-hisz­pań­skiej nie tra­fia wpraw­dzie na front, ale docie­ra do Kuby i Puer­to Rico. Czu­je, że poznał świat, jed­nak bra­ku­je mu wykształ­ce­nia, więc – dzię­ki pro­gra­mo­wi wspar­cia dla wete­ra­nów – spę­dza czte­ry lata w Lom­bard Col­le­ge w rodzin­nym Gales­bur­gu, rów­no­le­gle zara­bia­jąc na życie jako stra­żak.

Szko­ły wpraw­dzie nie koń­czy, ale zaczy­na pisać.

*

Wspo­mnia­ne wcze­śniej, wyda­ne już po śmier­ci poety Wier­sze wszyst­kie Car­la Sand­bur­ga (wyda­nie przej­rza­ne i roz­sze­rzo­ne) roz­po­czy­na­ją się oczy­wi­ście od debiu­tanc­kich Wier­szy chi­ca­gow­skich z roku 1916. Ale nie jest praw­dą, że to debiut.

Sand­burg – jesz­cze jako Char­les – zaczy­na od publi­ko­wa­nia dość mier­nych tomi­ków sen­ty­men­tal­nej poezyi. Debiu­tu­je zbior­kiem In Rec­kless Ecsta­sy (W nie­bacz­nej eks­ta­zie, 1904) – poja­wia się tam wie­le wykrzyk­ni­ków, apo­strof, a nawet hołd zło­żo­ny szwedz­kie­mu kró­lo­wi-żoł­nie­rzo­wi Karo­lo­wi XII (oso­bli­wy w ustach póź­niej­sze­go pacy­fi­sty); dzień cału­je noc na poże­gna­nie, a noc zapa­la na nie­bie wysa­dza­ne klej­no­ta­mi świe­ce; są też strasz­ne rymo­wa­ne wier­szy­dła, w któ­rych Przy­jem­ność sia­da u boku Mło­do­ści i pro­po­nu­je, żeby zabić Czas, a potem Czas jed­nak wygry­wa z Mło­do­ścią, któ­rą zosta­wia wyły­sia­łą, bez­zęb­ną i bla­dą (któż się mógł tego spo­dzie­wać?). Zaraz potem wycho­dzi tomik afo­ry­zmów i mądro­ści Inci­den­tals (Dro­bia­zgi), a w 1908 roku zosta­ją opu­bli­ko­wa­ne kolej­ne wier­sze – Pla­int of a Rose (Plankt róży). Są to nie­wiel­kie ksią­żecz­ki, dru­ko­wa­ne w małej ofi­cy­nie Asgard Press przez jed­ne­go z pro­fe­so­rów college’u, do któ­re­go uczęsz­czał Carl – a zara­zem jego kole­gę z miej­sco­we­go sto­wa­rzy­sze­nia lite­rac­kie­go „Klub bied­nych pisa­rzy”, któ­ry kupił maszy­nę dru­kar­ską tyl­ko po to, żeby wyda­wać skrom­ne dzieł­ka swo­je i kole­gi. Nawet jeśli tu i tam da się wydłu­bać z tych tek­stów kawa­łecz­ki póź­niej­sze­go Sand­bur­ga, to nic nie zapo­wia­da póź­niej­szej wiel­ko­ści.

Co zatem spra­wia, że nie­udol­ny par­na­si­sta prze­po­czwa­rza się pod czter­dziest­kę (Wier­sze chi­ca­gow­skie uka­zu­ją się, kie­dy ma 38 lat) w peł­no­krwi­ste­go poetę? Spo­łecz­ne zaan­ga­żo­wa­nie. Sand­burg prze­no­si się do Mil­wau­kee, gdzie pra­cu­je jako dzien­ni­karz w miej­sco­wej gaze­cie i wstę­pu­je do Socja­li­stycz­nej Par­tii Ame­ry­ki, po czym zosta­je sekre­ta­rzem pierw­sze­go socja­li­stycz­ne­go bur­mi­strza w USA, Emi­la Seidla. I to wła­śnie dzię­ki poli­ty­ce pozna­je w loka­lu par­tyj­nym swo­ją przy­szłą żonę, Lilian Ste­ichen (zwa­ną Pau­lą), sio­strę jed­ne­go z naj­słyn­niej­szych foto­gra­fów ame­ry­kań­skich XX wie­ku, Edwar­da Ste­iche­na.

To Lilian prze­ko­nu­je go, żeby wró­cił do swo­je­go praw­dzi­we­go szwedz­kie­go imie­nia Carl. Prze­no­szą się do Har­bert nad jezio­rem Michi­gan, a w 1912 roku, kie­dy Sand­burg dosta­je posa­dę w chi­ca­gow­skiej gaze­cie – do mia­sta, któ­re uczy­ni boha­te­rem swo­je­go pierw­sze­go tomu. I to Lilian wyśle do „Poetry” czte­ry wier­sze Car­la, któ­re otwo­rzą kolej­ny numer tego zna­ko­mi­te­go i wpły­wo­we­go chi­ca­gow­skie­go pisma.

*

Ame­ry­ka wów­czas jesz­cze nie docho­wa­ła się swo­je­go Dic­ken­sa. Oczy­wi­ście bied­ni poja­wia­li się w lite­ra­tu­rze, ba, w best­sel­le­rach – bied­ny jest Huc­kle­ber­ry Finn i bied­ni są nie­wol­ni­cy z Cha­ty wuja Toma, ale nie to jest głów­nym tema­tem książ­ki. Ste­phen Cra­ne zro­bił karie­rę wojen­nym Szkar­łat­nym godłem odwa­gi, a nie za spra­wą natu­ra­li­stycz­nej debiu­tanc­kiej mini­po­wie­ści Mag­gie, dziew­czy­na ulicz­na, w któ­rej fak­tycz­nie pró­bo­wał poka­zać sys­te­mo­wość nędzy.

W 1906 roku Upton Sinc­la­ir opu­bli­ko­wał The Jun­gle (po pol­sku zna­ną jako Grzę­za­wi­sko): powieść o wschod­nio­eu­ro­pej­skich imi­gran­tach haru­ją­cych w chi­ca­gow­skich rzeź­niach, któ­rą Jack Lon­don nazwał „Chatą wuja Toma nie­wol­nic­twa dniów­ko­we­go”. Nie­wie­le póź­niej Natio­nal Child Labor Com­mit­tee (Naro­do­wy Komi­tet ds. Pra­cy Dzie­cię­cej) zaczął w swo­ich bro­szu­rach publi­ko­wać wstrzą­sa­ją­ce foto­gra­fie, któ­re poka­zy­wa­ły dzie­ci haru­ją­ce w szwal­niach, skle­pach, na far­mach, w kopal­niach; sied­mio­let­nich gaze­cia­rzy, dzie­się­cio­let­nie prząd­ki (dopie­ro po latach uzna­nia docze­ka­ła się nie­zwy­kła postać Lewi­sa Hine’a, jed­ne­go z pio­nie­rów foto­re­por­ta­żu, któ­ry stał za tym cyklem). Wła­ści­wie dopie­ro szok Wiel­kie­go Kry­zy­su przy­nie­sie słyn­ne dzie­ła o ame­ry­kań­skim ubó­stwie i bez­na­dziei: Myszy i ludzi oraz Gro­na gnie­wu Ste­in­bec­ka czy powie­ści Faulk­ne­ra – a tak­że ich wizu­al­ny odpo­wied­nik, monu­men­tal­ny cykl foto­gra­fii Doro­thei Lan­ge.

Jed­nak pierw­szym bodaj nędza­rzem, któ­ry zdo­by­wa maso­wą sym­pa­tię w kra­ju opo­wie­ści o karie­rach „od pucy­bu­ta do milio­ne­ra”, jest tramp gra­ny przez Char­lie­go Cha­pli­na. Bied­ni imi­gran­ci raczej nie kupu­ją ksią­żek – a jeśli nawet potra­fią czy­tać, jeśli nawet chcie­li­by pójść do księ­gar­ni i było­by ich stać na taki wyda­tek, to czę­sto po pro­stu nie zna­ją angiel­skie­go. Mogą za to wybrać się do tanie­go kina, nic­ke­lo­de­onu, gdzie obej­rzą film nie­my, zro­zu­mia­ły bez wzglę­du na to, czy na co dzień mówią po sło­wac­ku, pol­sku, litew­sku, wło­sku, węgier­sku, w jidysz czy w gaelic. Na kró­ciut­kich fil­mach z wytwór­ni Mac­ka Sen­ne­ta mogą się pośmiać z nie­zdar­nych, głu­pich poli­cjan­tów (któ­rzy w praw­dzi­wym życiu wyrzą­dza­ją im praw­dzi­we krzyw­dy) czy wzru­szyć się miło­ścią nie­zdar­ne­go włó­czę­gi do ślicz­nej dziew­czy­ny.

*

Kie­dy czy­ta­my spo­łecz­nie zaan­ga­żo­wa­ne tek­sty z Wier­szy chi­ca­gow­skich, trze­ba powie­dzieć, że taki jest tro­chę duch epo­ki, a tak­że – kon­kret­niej – duch Chi­ca­go, w któ­rym osie­dlił się Sand­burg: metro­po­lii robot­ni­czej, mia­sta wiel­kie­go prze­my­słu, straj­ków, związ­ków zawo­do­wych, bomb rzu­ca­nych przez anar­chi­stów oraz luk­su­so­wych rezy­den­cji fabry­kan­tów. A poeta po pro­stu stał się jed­nym z naj­lep­szych tego ducha wyra­zi­cie­li.

To rów­nież okres ogrom­ne­go roz­wo­ju pra­sy – litew­scy imi­gran­ci z Grzę­za­wi­ska Sinc­la­ira nie mogli­by sobie kupić tej powie­ści w prze­kła­dzie, ale w więk­szych mia­stach mają dostęp do tytu­łów w naj­róż­niej­szych języ­kach, obsłu­gu­ją­cych cza­sem nawet bar­dzo małe spo­łecz­no­ści. Dla Sand­bur­ga pra­ca repor­ter­ska to nie nowość, pisał już wcze­śniej – w cza­sie woj­ny wysy­łał rapor­ty do dzien­ni­ka w rodzin­nym mia­stecz­ku, „Gales­burg Eve­ning Mail”, potem pisy­wał do gazet­ki college’u, do roz­ma­itych pomniej­szych tytu­łów, aż w Mil­wau­kee zna­lazł zacze­pie­nie w pra­sie socja­li­stycz­nej.

W Chi­ca­go poeta jest przede wszyst­kim repor­te­rem – naj­pierw w „The Day Book” (1913–1917), potem w popo­łu­dniów­ce „Chi­ca­go Daily News” (1917–1934). „The Day Book” to eks­pe­ry­ment pra­so­we­go magna­ta, Edwar­da Wil­li­sa Scrip­p­sa, któ­ry stwo­rzył tablo­id piszą­cy – jak mówił – „o spra­wach waż­nych dla 95% spo­łe­czeń­stwa”. Nie­wiel­ki for­mat, brak reklam, cena zwy­cza­jo­wa, tyle, co innych tablo­idów: 1 cent (kupu­je się, rzecz jasna, u ośmio­let­nie­go gaze­cia­rza). Z kolei „Chi­ca­go Daily News” to naj­po­pu­lar­niej­sza, maso­wa gaze­ta mia­sta (w odróż­nie­niu od eli­tar­nej „Chi­ca­go Tri­bu­ne”). Dla obu tych redak­cji Sand­burg pisze głów­nie o pra­wach robot­ni­ków, straj­kach, skan­da­licz­nych warun­kach pra­cy. I gołym okiem widać, że nie­je­den z Wier­szy chi­ca­gow­skich jest zako­rze­nio­ny w praw­dzi­wych histo­riach, podej­rza­nych okiem repor­te­ra (nawet jeśli, jak w przy­pad­ku „Anny Imroth”, trak­tu­je on fak­ty z dużą dezyn­wol­tu­rą).

Podob­nie jak w przy­pad­ku mistrza poety, Wal­ta Whit­ma­na, a tak­że Mar­ka Twa­ina, lite­ra­tu­ra Sand­bur­ga wyro­sła z jego pra­cy dzien­ni­kar­skiej – i rów­nież u nie­go tak dale­ce ją prze­ro­sła i roz­par­ła od środ­ka, że eks­plo­do­wa­ła.

*

Chi­ca­go prze­ży­wa wów­czas nie tyl­ko wiel­ki roz­wój urba­ni­stycz­ny, ale też lite­rac­ki – do tego stop­nia, że mówi się o kil­ku­na­sto­let­nim „rene­san­sie chi­ca­gow­skim” (oko­ło 1912–1925). The­odo­re Dre­iser (skąd­inąd rów­nież dzien­ni­karz), któ­re­go debiut Sio­stra Car­rie pono­si klę­skę, póź­niej z powo­dze­niem wyda­je kil­ka kolej­nych ksią­żek, a wień­czy serię monu­men­tal­ną Ame­ry­kań­ską tra­ge­dią z 1925 roku. W tym samym roku uka­zu­je się Zły śmiech, jedy­ny best­sel­ler Sher­wo­oda Ander­so­na, zna­ne­go już wcze­śniej z opo­wia­dań Mia­stecz­ko Wines­burg. Edgar Lee Masters w 1915 publi­ku­je pierw­szą wer­sję swo­je­go naj­słyn­niej­sze­go – czy może raczej: jedy­ne­go słyn­ne­go, ale za to jak słyn­ne­go – tomi­ku Umar­li ze Spo­on River.

Głos poetyc­ki, któ­ry Sand­burg znaj­du­je w Chi­ca­go, jest gło­sem, któ­ry z nim zosta­nie do śmier­ci. Napi­sze nie­zli­czo­ne wer­sy i stro­ny, ale będzie miał sta­le ten sam głos, jak kciuk z wier­sza o Bogu Kciu­ków. I nie jest to głos Wal­ta Whit­ma­na (choć i on tu pobrzmie­wa), bo obok nie­go brzmią ludo­we pie­śni czy śpie­wa­ne przy ogni­skach bal­la­dy, not­ki pra­so­we oraz dia­lo­gi zano­to­wa­ne w tram­wa­ju, żywy, pod­słu­cha­ny i zapi­sa­ny język, z jego nie­wpraw­no­ścią, szorst­ko­ścią, ale też nie­ocze­ki­wa­ny­mi bły­ska­mi poezji.

Sand­burg jest mistrzem zesta­wia­nia: han­dla­rza ryb z balet­ni­cą, wznio­sło­ści z kiczem, slan­gu z liry­zmem, gro­bow­ca milio­ne­ra z dziew­czy­ną, któ­ra chce sobie kupić poń­czo­chy. Ten spo­sób kom­po­no­wa­nia – w gor­szych wier­szach zauto­ma­ty­zo­wa­ny, robio­ny na auto­pi­lo­cie, w lep­szych odkryw­czy i świe­ży – daje się sto­so­wać zarów­no na pozio­mie jed­ne­go wier­sza, jak i całej książ­ki. Cykl „Garst­ki”, przy­wo­dzą­cy na myśl poezję japoń­ską (prze­fil­tro­wa­ną zapew­ne przez ame­ry­kań­skich ima­gi­stów), sąsia­du­je z „Wier­sza­mi wojen­ny­mi”; spo­łecz­nie zaan­ga­żo­wa­ne, ostre „Cie­nie” leżą pomię­dzy pod­nio­sły­mi „Mgła­mi i ogni­ska­mi” a nie­co par­na­si­stow­ski­mi „Inny­mi dnia­mi”, w któ­re Sand­burg wrzu­cił to, co w owym cza­sie jesz­cze akcep­to­wał ze swo­jej wcze­śniej­szej twór­czo­ści. Ale kie­dy zej­dzie­my głę­biej, zoba­czy­my, że ana­lo­gicz­ne kon­tra­punk­ty są widocz­ne w ramach każ­dej z czę­ści, a kie­dy zaj­rzy­my jesz­cze głę­biej, na poziom poszcze­gól­nych utwo­rów – dostrze­że­my, że bar­dzo wie­le z nich tak wła­śnie migo­ce, jak­by Wier­sze chi­ca­gow­skie były swe­go rodza­ju frak­ta­lem z dwóch rywa­li­zu­ją­cych ze sobą, prze­pla­ta­ją­cych się nur­tów: wyso­kie­go i niskie­go, jasne­go i ciem­ne­go.

Myślę, że jest to nie­przy­pad­ko­we, ba, że wyni­ka z samej isto­ty Sand­bur­ga. Roz­pię­ty mię­dzy życiem pro­ste­go syna imi­gran­tów ze Szwe­cji, któ­ry jedzie na wóz­ku mle­cza­rza albo lata z mio­tłą po hote­lu (i któ­ry, gdy­by wszyst­ko ina­czej się uło­ży­ło, gdy­by nie jego wiecz­ny pęd naprzód, mógł­by na tym, jak milio­ny innych ludzi, poprze­stać), a życiem wiel­ko­miej­skie­go inte­lek­tu­ali­sty Sand­burg to poeta, któ­ry – by tak szorst­ko prze­ło­żyć ame­ry­kań­ski idiom – „był w miej­scach i widział rze­czy”, ale zara­zem nabrał umie­jęt­no­ści, któ­re pozwa­la­ły mu te miej­sca i rze­czy opi­sać w spo­sób, w jaki ich jesz­cze nie opi­sy­wa­no.

III

Nale­ży wresz­cie opo­wie­dzieć o głów­nym, tytu­ło­wym boha­te­rze tego tomu: Chi­ca­go.

Kto spoj­rzy na fla­gę mia­sta, zoba­czy umow­ną mapę, biel prze­cię­tą dwo­ma pozio­my­mi błę­kit­ny­mi pasa­mi: gór­ny ozna­cza jezio­ro Michi­gan i pół­noc­ną odno­gę Chi­ca­go River, a dol­ny – odno­gę połu­dnio­wą i Wiel­ki Kanał łączą­cy ją z rze­ką Des Pla­ines. Pomię­dzy pasa­mi wid­nie­ją czte­ry czer­wo­ne, sze­ścio­ra­mien­ne gwiaz­dy. Kie­dy fla­ga powsta­ła w roku 1917 – a zatem już po opu­bli­ko­wa­niu Wier­szy chi­ca­gow­skich – gwiaz­dy były tyl­ko dwie: jed­na ozna­cza­ła wiel­ki pożar Chi­ca­go w roku 1871, a dru­ga – Wysta­wę Świa­to­wą Kolum­bij­ską w roku 1893. Dla ówcze­snych miesz­kań­ców były to dwa abso­lut­nie klu­czo­we wyda­rze­nia w histo­rii mia­sta.

W roku 1818, kie­dy tery­to­rium Illi­no­is dołą­cza­ło do Sta­nów Zjed­no­czo­nych na pra­wach dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go sta­nu – co oczy­wi­ście łączy­ło się z bez­względ­nym wypie­ra­niem Indian – Chi­ca­go nie ist­nia­ło, choć ist­nia­ło sło­wo, któ­re nada­ło mu nazwę (szi­ka­akwa w języ­ku Mia­mi-Illi­no­is ozna­cza­ło dzi­ki czo­snek leśny, a zara­zem skunk­sa). Pierw­sze pla­ny mia­sta z par­ce­la­mi na sprze­daż wykre­ślo­no w roku 1830, pra­wa miej­skie nada­no mu zaś sie­dem lat póź­niej. Roz­wój miej­sco­wo­ści był zwią­za­ny przede wszyst­kim z trans­por­tem – otwar­ty w 1848 roku kanał łączą­cy jezio­ro Michi­gan z rze­ką Mis­si­si­pi pozwo­lił na prze­wóz towa­rów dro­gą wod­ną od sta­nu Nowy Jork aż po Zato­kę Mek­sy­kań­ską. W tym samym roku pierw­sza linia kole­jo­wa połą­czy­ła mia­sto z kopal­nia­mi oło­wiu w mia­stecz­ku Gale­na; w latach pięć­dzie­sią­tych XIX wie­ku takich linii było już trzy­dzie­ści i Chi­ca­go sta­ło się waż­nym węzłem kole­jo­wym dla całe­go Midwe­stu, a zara­zem cen­trum prze­twór­stwa mię­sa, pło­dów rol­nych, drew­na, pro­duk­cji narzę­dzi i maszyn. U pro­gu wybu­chu woj­ny sece­syj­nej, w 1860 roku, Chi­ca­go było już dzie­wią­tym mia­stem Sta­nów, a ze sta­nu Illi­no­is pocho­dzi­li dwaj z czte­rech kan­dy­da­tów w ówcze­snych wybo­rach pre­zy­denc­kich: demo­kra­ta Ste­phen Douglas i repu­bli­ka­nin Abra­ham Lin­coln.

Woj­na nie tyl­ko oszczę­dzi­ła mia­sto, ale też dała mu ogrom­ny impuls do roz­wo­ju, robiąc z nie­go klu­czo­wą – pod wzglę­dem pro­duk­cyj­nym, dys­try­bu­cyj­nym, trans­por­to­wym, mili­tar­nym – metro­po­lię Pół­no­cy. Wyda­wa­ło się, że ten okres pro­spe­ri­ty zakoń­czy wiel­ki pożar, któ­ry w 1871 roku stra­wił ogrom­ne poła­cie zabu­do­wy, pod­ów­czas w więk­szo­ści drew­nia­nej, kry­tej łatwo­pal­nym gon­tem lub smo­ło­wa­ną papą. W Chi­ca­go miesz­ka­ło wów­czas ponad 300 tysię­cy ludzi, z cze­go bli­sko jed­na trze­cia stra­ci­ła dach nad gło­wą (a trzy­sta osób zgi­nę­ło); stra­ty obli­cza­no rów­nież na mniej wię­cej jed­ną trze­cią war­to­ści całej miej­skiej zabu­do­wy. Jed­nak wiel­ki boom budow­la­ny, któ­ry nastą­pił po poża­rze, spra­wił, że roz­wój nie przy­sto­po­wał: przez trzy deka­dy po woj­nie sece­syj­nej było to naj­szyb­ciej rosną­ce mia­sto na świe­cie – oczy­wi­ście głów­nie za spra­wą gigan­tycz­nej imi­gra­cji z bied­nych kra­jów Euro­py – i wkro­czy­ło w XX wiek z popu­la­cją liczą­cą 1,7 milio­na ludzi. Cała metro­po­lia liczy­ła znacz­nie wię­cej – sza­cu­je się, że żyło tam wów­czas oko­ło 2 milio­nów ludzi o nie­ure­gu­lo­wa­nym sta­tu­sie imi­gra­cyj­nym, a wokół róż­no­rod­nych grup etnicz­nych two­rzy­ły się gan­gi: irlandz­kie, wło­skie, żydow­skie, pol­skie.

Wysta­wa Kolum­bij­ska była wiel­kim trium­fem Chi­ca­go, któ­re współ­za­wod­ni­czy­ło o jej orga­ni­zo­wa­nie z Nowym Jor­kiem, Waszyng­to­nem i St. Louis (choć, praw­dę mówiąc, była to głów­nie wal­ka pomię­dzy wiel­ki­mi fabry­kan­ta­mi i finan­si­sta­mi o to, kto wię­cej wyło­ży z wła­snej kie­sze­ni – osta­tecz­nie w ósmym gło­so­wa­niu w Kon­gre­sie wyścig wygra­ły eli­ty chi­ca­gow­skie). Z oka­zji wysta­wy, upa­mięt­nia­ją­cej czte­rech­set­le­cie pierw­szej wypra­wy Kolum­ba, z Hisz­pa­nii przy­pły­nę­ły natu­ral­nej wiel­ko­ści repli­ki trzech jego stat­ków, a z Nor­we­gii – repli­ka stat­ku wikin­gów. W Jack­son Park sta­nę­ło Bia­łe Mia­sto: ponad dwie­ście rzę­si­ście oświe­tlo­nych elek­trycz­no­ścią budow­li, w tym pawi­lo­ny repre­zen­tu­ją­ce 46 kra­jów (była to pierw­sza Wysta­wa Świa­to­wa z pawi­lo­na­mi naro­do­wy­mi); wzdłuż jezio­ra biegł pierw­szy w histo­rii rucho­my chod­nik, a widzo­wie mogli się prze­je­chać skon­stru­owa­nym przez pana Fer­ri­sa pierw­szym dia­bel­skim mły­nem (któ­ry do dziś po angiel­sku nazy­wa się Fer­ris Whe­el). Wysta­wę zwie­dzi­ło ponad 27 milio­nów widzów.

Rów­nież wte­dy roz­kwi­tła dziel­ni­ca czer­wo­nych latar­ni, The Levee, bo milio­ny zwie­dza­ją­cych przy­jeż­dża­ły nie tyl­ko na wysta­wę, ale chcia­ły się też napić i zaba­wić. O tym wła­śnie rewer­sie suk­ce­su Chi­ca­go – któ­ry niósł prze­cież prze­lud­nie­nie, wyzysk robot­ni­ków, zanie­czysz­cze­nie, nie­rów­no­ści spo­łecz­ne, prze­stęp­czość, hazard, pro­sty­tu­cję – naj­chęt­niej mówił Sand­burg. Nawet jeśli w wier­szu opi­su­je luk­su­so­wą rezy­den­cję z wido­kiem na jezio­ro – oczy­wi­ście: to jezio­ro, jezio­ro Michi­gan, któ­re jest jak morze – albo pomni­ki w Lin­coln Park, dumę mia­sta, robi to tyl­ko po to, żeby powie­dzieć: pod tym polo­rem kry­ją się gro­za i roz­pad, i ludz­ka krzyw­da.

*

Biją­cym, krwa­wym ser­cem Chi­ca­go są rzeź­nie.

Z począt­ku poszcze­gól­ne linie kole­jo­we two­rzy­ły wła­sne nie­wiel­kie zakła­dy prze­twór­stwa mię­sne­go, dokąd zwo­żo­no świ­nie i bydło z oko­li­cy, ale było to coraz bar­dziej nie­prak­tycz­ne. W latach sześć­dzie­sią­tych XIX wie­ku dzie­więć linii kole­jo­wych połą­czy­ło siły, wyku­pi­ło kawał grzę­za­wi­ska na połu­dnie od śród­mie­ścia i posta­wi­ło tam Union Stock Yard & Trans­it Co. (zna­ne tak­że jako The Yards), ogrom­ny kom­pleks prze­twór­stwa mię­sne­go, obej­mu­ją­cy zagro­dy dla przy­wo­żo­ne­go bydła, rzeź­nie, chłod­nie, skła­dy.

W cza­sie woj­ny sece­syj­nej gwał­tow­nie wzro­sło zapo­trze­bo­wa­nie na ogrom­ne dosta­wy dla armii, a rów­no­cze­śnie odpadł trans­port mię­sa z Połu­dnia. Mniej wię­cej w tym samym cza­sie zaszły waż­ne zmia­ny tech­no­lo­gicz­ne: o ile wcze­śniej tusze kon­ser­wo­wa­no solą, o tyle oko­ło 1870 roku poja­wi­ły się wago­ny-chłod­nie, któ­re mogły roz­wo­zić mię­so po Wschod­nim Wybrze­żu, a wkrót­ce po całym kra­ju. Wszyst­ko to jesz­cze wzmoc­ni­ło na ryn­ku mię­snym pozy­cję Chi­ca­go, któ­re na począt­ku XX wie­ku pro­du­ko­wa­ło 82% mię­sa zja­da­ne­go w całych Sta­nach. Miej­sce to sta­ło się popu­lar­ną atrak­cją tury­stycz­ną – chi­ca­gow­skie rzeź­nie zwie­dza­li m.in. Rudy­ard Kipling i Sarah Bern­hardt. Ogrom­nie żału­ję, że Sand­burg nie napi­sał wier­sza o Sarze Bern­hardt idą­cej pomię­dzy sze­re­ga­mi zawie­szo­nych na hakach pół­tusz woło­wych.

Wokół Yards wyrósł cały prze­mysł pomoc­ni­czy, pro­du­ku­ją­cy far­tu­chy, noże rzeź­ni­cze, szlau­chy do zmy­wa­nia krwi, spe­cja­li­stycz­ne oraz zupeł­nie zwy­czaj­ne wozy i wóz­ki; poja­wi­ły się też hote­le, salo­ony, restau­ra­cje czy biu­ra obsłu­gu­ją­ce robot­ni­ków, maj­strów, zarząd­ców i kup­ców. Obok sta­nę­ły ogrom­ne osie­dla robot­ni­ków, tych zaś, któ­rzy miesz­ka­li dalej, przy­wo­zi­ła do pra­cy kolej­ka L. Ogrom­ne ilo­ści odpa­dów zle­wa­ne do rze­ki stop­nio­wo zatru­wa­ły jezio­ro Michi­gan (z któ­re­go Chi­ca­go czer­pie wodę pit­ną), co wymu­si­ło ogrom­ny pro­jekt inży­nie­ryj­ny: zmia­nę kie­run­ku Chi­ca­go River, któ­ra dziś nie wpa­da do jezio­ra, tyl­ko z nie­go wypły­wa przez kanał łączą­cy ją z rze­ką Des Pla­ines. a dalej z Illi­no­is i Mis­si­si­pi.

Yards ucier­pia­ły wpraw­dzie w dwóch wiel­kich poża­rach, w 1910 i 1934 roku, ale dopie­ro zmia­ny eko­no­micz­ne i tech­no­lo­gicz­ne po II woj­nie świa­to­wej spra­wi­ły, że USA nie potrze­bo­wa­ły już takiej „cen­tral­nej rzeź­ni”, i cały kom­pleks zamknię­to w roku 1971. Dziś zosta­ła po nim tyl­ko monu­men­tal­na kamien­na bra­ma.

Wspo­mi­nam o tym – pars pro toto, jako że Chi­ca­go sta­ło prze­my­słem, związ­ka­mi zawo­do­wy­mi, straj­ka­mi i łami­straj­ka­mi – bo mate­rial­ność miej­sca jest tu istot­na. Daw­niej gdy czy­ta­łem Sand­bur­ga, prze­ska­ki­wa­łem nazwy topo­gra­ficz­ne: „Dobrze, mniej­sza o to, ten tram­waj jedzie jakąś uli­cą, te pomni­ki sto­ją w jakimś par­ku, te kobie­ty roz­ma­wia­ją na podwór­ku w jakiejś dziel­ni­cy; dowiedz­my się, co tam się dzie­je!”. I oczy­wi­ście da się jego tek­sty czy­tać w taki spo­sób, są one bowiem uni­wer­sal­ne. Jed­nak Wier­sze chi­ca­gow­skie sta­no­wią por­tret mia­sta, i to por­tret wyko­na­ny w bar­dzo kon­kret­nym momen­cie. Szcze­gó­ło­wa topo­gra­fia, kon­kret­ne uli­ce i oko­li­ce mają zna­cze­nie: tu miesz­ka­li Żydzi, tam Wło­si; tu był wiec na Hay­mar­ket, a tam pra­co­wa­ły naj­tań­sze pro­sty­tut­ki. Dla­te­go też posta­ra­łem się przy­bli­żyć Czy­tel­nicz­kom i Czy­tel­ni­kom te aspek­ty tomu, opa­tru­jąc go przy­pi­sa­mi, któ­re pozwo­lą się z grub­sza zorien­to­wać w realiach.

*

Nie zamie­rza­łem tu spi­sy­wać całej bio­gra­fii Sand­bur­ga – a jedy­nie poka­zać ścież­kę, jaka dopro­wa­dzi­ła go do napi­sa­nia tego nie­zwy­kłe­go tomu, któ­ry odda­ję w Pań­stwa ręce nie tyl­ko jako osob­ne dzie­ło, ale rów­nież jako zachę­tę do dal­sze­go pozna­wa­nia auto­ra, na dobre i na złe. Mam nadzie­ję, że Wier­sze chi­ca­gow­skie sta­no­wią dopie­ro pierw­szy przy­sta­nek i że prę­dzej czy póź­niej dopeł­ni je obszer­ny wybór z pozo­sta­łych tomów tego poety. Bo w świe­cie wojen, ogrom­nych nie­rów­no­ści spo­łecz­nych, sza­le­ją­cej nędzy i potrze­by przy­wró­ce­nia sło­wom ich wła­ści­wych zna­czeń Sand­burg jest może bar­dziej jesz­cze aktu­al­ny i god­ny czy­ta­nia niż w cza­sach, kie­dy te wier­sze powsta­wa­ły.

O autorze

Jacek Dehnel

Urodzony 1 maja 1980 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, tłumacz. Zajmuje się także malarstwem i rysunkiem. Laureat m.in. Nagrody Fundacji im. Kościelskich (2005), Paszportu "Polityki" (2007), Nagrody Splendor Gedanensis (2008) oraz Nagrody Śląski Wawrzyn Literacki (2009). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike w 2009 i w 2010 roku. W 2014 roku nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Literackiej m.st. Warszawy za tom Języki obce (2013). Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Z pomnika w tłum i z tłumu na cokół. Wszyscy jesteśmy z Chicago

wywiady / o książce Artur Burszta Jacek Dehnel

Roz­mo­wa Artu­ra Bursz­ty z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wier­sze chi­ca­gow­skie Car­la Augu­sta Sand­bur­ga w tłu­ma­cze­niu Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 listo­pa­da 2025 roku.

Więcej

Bach for my baby, Rubryki strat i zysków oraz Duchy dni

nagrania / wydarzenia Dariusz Suska Jacek Dehnel Justyna Bargielska

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z Justy­ną Bar­giel­ską, Jac­kiem Deh­ne­lem i Dariu­szem Suską pod­czas festi­wa­lu Port Wro­cław 2012.

Więcej

Kanapeczka, Ogień

nagrania / wydarzenia Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Osta­pa Sły­wyn­skie­go, Kār­li­sa Vēr­di­ņša, Boh­da­na Zadu­ry i Jac­ka Deh­ne­la pod­czas festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Preparaty, Ekran, Widmo

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Jac­ka Deh­ne­la, Agniesz­ki Mira­hi­ny i Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go pod­czas festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Poeci na nowy wiek

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Justy­ny Bar­giel­skiej, Mag­da­le­ny Biel­skiej, Jac­ka Deh­ne­la, Sła­wo­mi­ra Elsne­ra, Julii Fie­dor­czuk, Kon­ra­da Góry, Łuka­sza Jaro­sza, Bar­to­sza Kon­stra­ta, Szcze­pa­na Kopy­ta, Joan­ny Lech, Agniesz­ki Mira­hi­ny, Joan­ny Muel­ler, Edwar­da Pase­wi­cza, Anny Pod­cza­szy, Toma­sza Puł­ki, Bian­ki Rolan­do, Rober­ta Rybic­kie­go, Paw­ła Sar­ny, Julii Szy­cho­wiak, Joan­ny Wajs, Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go i Indi­go Tree pod­czas festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Spóźnieni śpiewacy

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Jac­ka Deh­ne­la, Julii Har­twig i Jac­ka Guto­ro­wa pod­czas Por­tu Wro­cław 2009.

Więcej

Romantyczność 2022

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27.

Więcej

Rozmowy na koniec: odcinek 11 Jacek Dehnel

nagrania / transPort Literacki Antonina Tosiek Jacek Dehnel Jakub Skurtys

Jede­na­sty odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27.

Więcej

Śnieg w kwietniową niedzielę

nagrania / transPort Literacki Hubert Zemler Jacek Dehnel Philip Larkin

Czy­ta­nie z książ­ki Śnieg w kwiet­nio­wą nie­dzie­lę Phi­li­pa Lar­ki­na z udzia­łem Jac­ka Deh­ne­la w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27. Muzy­ka Hubert Zemler.

Więcej

Wyższa szkoła empatii

wywiady / o książce Jacek Dehnel Katarzyna Szaulińska

Roz­mo­wa Kata­rzy­ny Szau­liń­skiej z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Śnieg w kwiet­nio­wą nie­dzie­lę. 44 wier­sze Phi­li­pa Lar­ki­na w tłu­ma­cze­niu Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 sierp­nia 2022 roku.

Więcej

Przebieżka na setne urodziny Larkina

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Autor­ski komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Śnieg w kwiet­nio­wą nie­dzie­lę. 44 wier­sze Phi­li­pa Lar­ki­na w tłu­ma­cze­niu Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 sierp­nia 2022 roku.

Więcej

Śnieg w kwietniową niedzielę (2)

utwory / zapowiedzi książek Jacek Dehnel Philip Larkin

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Śnieg w kwiet­nio­wą nie­dzie­lę Phi­li­pa Lar­ki­na w tłu­ma­cze­niu Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 8 sierp­nia 2022 roku.

Więcej

Śnieg w kwietniową niedzielę

utwory / zapowiedzi książek Jacek Dehnel Philip Larkin

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Śnieg w kwiet­nio­wą nie­dzie­lę Phi­li­pa Lar­ki­na w tłu­ma­cze­niu Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 8 sierp­nia 2022 roku.

Więcej

Kochankowie na otwartm morzu

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Jac­ka Deh­ne­la, Julii Fie­dor­czuk, Łuka­sza Jaro­sza, Krzysz­to­fa Siw­czy­ka i Dariu­sza Sośnic­kie­go pod­czas Por­tu Wro­cław 2007.

Więcej

Rozbiórka

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Urszu­li Kozioł, Ryszar­da Kry­nic­kie­go, Boh­da­na Zadu­ry, Pio­tra Som­me­ra, Jerze­go Jar­nie­wi­cza, Zbi­gnie­wa Mache­ja, Andrze­ja Sosnow­skie­go, Tade­uszy Pió­ry, Dar­ka Fok­sa, Woj­cie­cha Bono­wi­cza, Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, Dariu­sza Suski, Mariu­sza Grze­bal­skie­go, Dariu­sza Sośnic­kie­go, Krzysz­to­fa Siw­czy­ka, Mar­ty Pod­gór­nik i Jac­ka Deh­ne­la pod­czas Por­tu Wro­cław 2007.

Więcej

Odsiecz 2006

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Mar­ka K.E. Baczew­skie­go, Kac­pra Bart­cza­ka, Jac­ka Deh­ne­la i Macie­ja Rober­ta pod­czas Por­tu Wro­cław 2006.

Więcej

Najdziwniejsze

nagrania / stacja Literatura Jacek Dehnel

Czy­ta­nie z książ­ki Naj­dziw­niej­sze z udzia­łem Jac­ka Deh­ne­la w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Telegrafista i jego meldunki

wywiady / o książce Artur Burszta Jacek Dehnel

Roz­mo­wa Artu­ra Bursz­ty z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Naj­dziw­niej­sze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 28 paź­dzier­ni­ka 2019 roku.

Więcej

O wierszu „Clavdivs Rex Daniæ Dixit”

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Autor­ski komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Naj­dziw­niej­sze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 28 paź­dzier­ni­ka 2019 roku.

Więcej

Najdziwniejsze

utwory / zapowiedzi książek Jacek Dehnel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Naj­dziw­niej­sze Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 28 paź­dzier­ni­ka 2019 roku.

Więcej

Nowotwór trzynastozgłoskowcem

wywiady / o książce Anna Adamowicz Jacek Dehnel

Roz­mo­wa Anny Ada­mo­wicz z Jac­kiem Deh­ne­lem towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Ser­ce Cho­pi­na, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 czerw­ca 2018 roku.

Więcej

Reiner R. otrzymuje nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki

dzwieki / RECYTACJE Jacek Dehnel

Wiersz z książ­ki Rubry­ki strat i zysków, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Justy­na Bar­giel­ska Jacek Deh­nel i Dariusz Suska” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2012.

Więcej

Jeden akapit: „Zimowe królestwo”

nagrania / stacja Literatura Jacek Dehnel

Spo­tka­nie „Jeden aka­pit” wokół książ­ki Zimo­we kró­le­stwo Phi­li­pa Lar­ki­na z udzia­łem tłu­ma­cza Jac­ka Deh­ne­la w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22.

Więcej

Serce Chopina (2)

utwory / zapowiedzi książek Jacek Dehnel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Ser­ce Cho­pi­na Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­że się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 czerw­ca 2018 roku.

Więcej

Serce Chopina (1)

utwory / zapowiedzi książek Jacek Dehnel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Ser­ce Cho­pi­na Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­że się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 czerw­ca 2018 roku.

Więcej

Szczodrość dla mniej oszukanych

wywiady / o książce Jacek Dehnel Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Zimo­we kró­le­stwo, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 stycz­nia 2017 roku.

Więcej

Niewielki kontynent*

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do Zimo­we­go kró­le­stwa Phi­li­pa Lar­ki­na, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 23 stycz­nia 2017 roku.

Więcej

Pisanie jest też pewną formą myślenia

wywiady / o książce Jacek Dehnel Szymon Żuchowski

Roz­mo­wa Szy­mo­na Żuchow­skie­go z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Seria w ciem­ność, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 lute­go 2016 roku.

Więcej

Wiersz o tytule, którego nie ma. Na marginesie vilanelli

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Autor­ski komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go wier­sza”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Seria w ciem­ność, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 8 lute­go 2016 roku.

Więcej

Nowe sytuacje w Trybie męskim: Jacek Dehnel

nagrania / z fortu do portu Jacek Dehnel

Zapis spo­tka­nia „Nowe sytu­acje w Try­bie męskim” pod­czas festi­wa­lu Port Lite­rac­ki 2014.

Więcej

Hotel Rzeszów

dzwieki / RECYTACJE Jacek Dehnel

Wiersz z tomu Poeci na nowy wiek, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Poeci na nowy wiek” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Nieszpory

dzwieki / RECYTACJE Jacek Dehnel

Jacek Deh­nel czy­ta wiersz z tomu Brzy­twa oka­mgnie­nia. Frag­ment spo­tka­nia „Kochan­ko­wie na otwar­tym morzu” z festi­wa­lu Port Wro­cław 2007.

Więcej

Jutrznia

dzwieki / RECYTACJE Jacek Dehnel

Jacek Deh­nel czy­ta wiersz z tomu Brzy­twa oka­mgnie­nia. Frag­ment spo­tka­nia „Kochan­ko­wie na otwar­tym morzu” z festi­wa­lu Port Wro­cław 2007.

Więcej

Bażant

utwory / zapowiedzi książek Jacek Dehnel

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Seria w ciem­ność Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 8 lute­go 2016 roku.

Więcej

Antinous się wynurza

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Autor­ski komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do wier­sza Odko­pa­nie posą­gu Anti­no­usa w Del­fach, 1894 towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Języ­ki obce, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 paź­dzier­ni­ka 2013 roku.

Więcej

Konstrukcje i rewolucje

wywiady / o książce Jacek Dehnel Maciej Woźniak

Z Jac­kiem Deh­ne­lem o książ­ce Języ­ki obce roz­ma­wia Maciej Woź­niak.

Więcej

Przodownica Nimfa, przodownik Tryton

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do wier­sza Na wydo­by­cie pan­cer­ni­ka „Gne­ise­nau” Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 14 lute­go 2013 roku.

Więcej

Ten stary szelma, Larkin

wywiady / o książce Jacek Dehnel Jakub Winiarski

Roz­mo­wa Jaku­ba Winiar­skie­go z Jac­kiem Deh­ne­lem i Jerzym Jar­nie­wi­czem o książ­ce Zebra­ne Phi­li­pa Lar­ki­na, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

O Hotelu de Dream

wywiady / o książce Edmund White Jacek Dehnel

Roz­mo­wa Jac­ka Deh­ne­la i Pio­tra Tar­czyń­skie­go z Edmun­dem White’em o książ­ce Hotel de Dre­am, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Kindertotenlieder

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Autor­ski komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do wier­sza „Kin­der­to­ten­lie­der”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Rubry­ki strat i zysków, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 13 paź­dzier­ni­ka 2011 roku.

Więcej

Bardziej wykład niż wylew

wywiady / o książce Jacek Dehnel Joanna Mueller

Z Jac­kiem Deh­ne­lem o książ­ce Rubry­ki strat i zysków roz­ma­wia Joan­na Muel­ler.

Więcej

Zapis niepewności

wywiady / o książce Jacek Dehnel Roman Honet

Roz­mo­wa Roma­na Hone­ta z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze anto­lo­gii Poeci na nowy wiek, wyda­ne w Biu­rze Lite­rac­kim w 2010 roku.

Więcej

Mała, rozbita dusza

wywiady / o książce Jacek Dehnel Kuba Mikurda

Z Jac­kiem Deh­ne­lem o książ­ce Ekran kon­tro­l­ny roz­ma­wia Kuba Mikur­da.

Więcej

Ph. Glass: Glassworks – 5. Façades

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Autor­ski komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do wier­sza Ph. Glass: Glas­sworks – 5. Faça­des, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Ekran kon­tro­l­ny, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 wrze­śnia 2009 roku.

Więcej

Klasycyzm płodny czy też kuriozalny?

wywiady / o książce Jacek Dehnel Przemysław Witkowski

Elż­bie­ta Mar­tysz i Prze­my­sław Wit­kow­ski spie­ra­ją się o nową książ­kę Jac­ka Deh­ne­la Ekran kon­tro­l­ny.

Więcej

Come to Me

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do utwo­ru Come to me Kār­li­sa Vēr­di­ņša, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Nio­słem ci kana­pecz­kę, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 sierp­nia 2009 roku.

Więcej

Pożyczone style

wywiady / o książce Jacek Dehnel Kārlis Vērdiņš

Kār­lis Vēr­di­ņš, autor wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 sierp­nia 2009 roku książ­ki Nio­słem ci kana­pecz­kę, w roz­mo­wie z Jac­kiem Deh­ne­lem.

Więcej

Firbankowskie bibeloty

recenzje / NOTKI I OPINIE Jacek Dehnel

Recen­zja Jac­ka Deh­ne­la towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Ronal­da Fir­ban­ka Stu­dium tem­pe­ra­men­tu, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 lute­go 2009 roku.

Więcej

Pomnę, pomnę, Wybuch

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do dwóch wier­szy Phi­li­pa Lar­ki­na, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Zebra­ne, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 21 lip­ca 2008 roku.

Więcej

Odsłuchiwanie Larkina (bez dreszczy)

wywiady / o książce Grzegorz Czekański Jacek Dehnel

Roz­mo­wa Grze­go­rza Cze­kań­skie­go z Jac­kiem Deh­ne­lem, tłu­ma­czem wyda­nej przez Biu­ro Lite­rac­kie książ­ki Phi­li­pa Lar­ki­na Zebra­ne.

Więcej

O Cle

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Anny Pod­cza­szy, Jac­ka Deh­ne­la, Tobia­sza Mela­now­skie­go, Paw­ła Sar­ny oraz Jaku­ba Winiar­skie­go, towa­rzy­szą­ce pre­mie­rze książ­ki Bogu­sła­wa Kier­ca Cło, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 16 czerw­ca 2008 roku.

Więcej

Samurajska brzytwa

wywiady / o książce Jacek Dehnel

Roz­mo­wa Anny Krzy­wa­ni z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca wyda­niu w Biu­rze Lite­rac­kim książ­ki Phi­li­pa Lar­ki­na Zabra­ne.

Więcej

Bez płaczów, dąsów i rzucania mięchem

wywiady / o pisaniu Jacek Dehnel Kuba Mikurda

Z Jac­kiem Deh­ne­lem, tłu­ma­czem poezji Phi­li­pa Lar­ki­na z wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim książ­ki Zebra­ne, roz­ma­wia Kuba Mikur­da.

Więcej

Z pomnika w tłum i z tłumu na cokół. Wszyscy jesteśmy z Chicago

wywiady / o książce Artur Burszta Jacek Dehnel

Roz­mo­wa Artu­ra Bursz­ty z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wier­sze chi­ca­gow­skie Car­la Augu­sta Sand­bur­ga w tłu­ma­cze­niu Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 4 listo­pa­da 2025 roku.

Więcej

Niespodziewane

recenzje / ESEJE Eliza Kącka

Recen­zja Eli­zy Kąc­kiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Jac­ka Deh­ne­la Naj­dziw­niej­sze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 28 paź­dzier­ni­ka 2019 roku.

Więcej

FOTO-wiersz

recenzje / ESEJE Judyta Gulczyńska

Recen­zja Judy­ty Gul­czyń­skiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Jac­ka Deh­ne­la Seria w ciem­ność, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 8 lute­go 2016 roku.

Więcej

Gdzieś między minionym a teraz. Języki obce Jacka Dehnela

recenzje / ESEJE Dominika Ciechanowicz

Recen­zja Domi­ni­ki Cie­cha­no­wicz z książ­ki Języ­ki obce Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Literacka przygoda z formą. O zyskach i stratach poety Jacka Dehnela

recenzje / ESEJE Grzegorz Tomicki

Recen­zja Grze­go­rza Tomic­kie­go z książ­ki Rubry­ki strat i zysków Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Tłumacz się

recenzje / ESEJE Sylwia Sekret

Recen­zja Syl­wii Sekret z książ­ki Języ­ki obce Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­za­ła się na stro­nie Lubimyczytać.pl.

Więcej

Poziomy zaawansowania

recenzje / ESEJE Aleksandra Reimann

Recen­zja Alek­san­dry Reimann z książ­ki Języ­ki obce Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­za­ła się w stycz­niu 2014 roku w „Nowych Książ­kach”.

Więcej

„Był dzień do opisania i nie było pointy”, czyli poeta zrozumiały w świecie tonów dekadenckich.

recenzje / ESEJE Przemysław Koniuszy

Recen­zja Prze­my­sła­wa Koniu­sze­go z książ­ki Języ­ki obce Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Między mówić a milczeć

recenzje / IMPRESJE Janusz Drzewucki

Esej Janu­sza Drze­wuc­kie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Języ­ki obce Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Rytm i forma, inne tory współczesnej poezji polskiej

recenzje / ESEJE Marcin Sierszyński

Recen­zja Mar­ci­na Sier­szyń­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Rubry­ki strat i zysków Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 13 paź­dzier­ni­ka 2011 roku.

Więcej

Przyczynek do nauki o liryce dworskiej

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Rubry­ki strat i zysków Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 13 paź­dzier­ni­ka 2011 roku.

Więcej

Na brzegu lustra

recenzje / ESEJE Artur Nowaczewski

Recen­zja Artu­ra Nowa­czew­skie­go z książ­ki Żywo­ty rów­no­le­głe Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Transfer wieczności w mainstream

recenzje / ESEJE Jakub Winiarski

Recen­zja Jaku­ba Winiar­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Jac­ka Deh­ne­la Ekran kon­tro­l­ny, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 paź­dzier­ni­ka 2009 roku.

Więcej

Dyskretne kuksańce

recenzje / ESEJE Marcin Sierszyński

Recen­zja Mar­ci­na Sier­szyń­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Ekran kon­tro­l­ny Jac­ka Deh­ne­la, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 19 paź­dzier­ni­ka 2009 roku.

Więcej

Świat zrobił się za mały

recenzje / ESEJE Marcin Orliński

Recen­zja Mar­ci­na Orliń­skie­go towa­rzy­szą­ce pre­mie­rze książ­ki Jac­ka Deh­ne­la Ekran kon­tro­l­ny, wyda­je w Biu­rze Lite­rac­kim 19 paź­dzier­ni­ka 2009 roku.

Więcej

Liryczna brzytwa Ockhama

recenzje / IMPRESJE Karol Maliszewski

Recen­zja Karo­la Mali­szew­skie­go z książ­ki Brzy­twa Ockha­ma Jac­ka Deh­ne­la

Więcej

O Brzytwie okamgnienia

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Kuby Mikur­dy, Karo­la Mali­szew­skie­go, Julii Fie­dor­czuk, Jaku­ba Winar­skie­go i Dar­ka Pado.

Więcej

O poezji Jacka Dehnela (laudacja)

recenzje / IMPRESJE Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Nie ma potrze­by po raz kolej­ny powta­rzać, że pisze poezję kla­sy­cy­zu­ją­cą lub neo­kla­sy­cy­zu­ją­cą. Nie w tym zawie­ra się, jak sądzę, atrak­cyj­ność i nośność jego pro­po­zy­cji…

Więcej