Red Bull Action
Co zrobimy z dzieckiem wydymanym we mgle, które na wózeczku i hemodializie, na samych modlitwach i anestetykach długo nie pociągnie? Hej, o ile łaska papieża, o tyle cud papieża. Aplikujmy, suplikujmy.
Już nie nawiąże niteczek szczebiotu z mamuś; nigdy nie będzie na gali gwiazd estrady i sportu. Nie dla niego Salicjonał czy Gamba na Camp Nou.
Lecz ofiara zyskuje rozgłos i sponsorów. Diamentowe tarasy wznoszą się nad miastem i górują. Nasze tarasy są w kolorach śniegu i gwiazd, dziecko mogłoby tu zjechać na saneczkach.
Można by je też podtoczyć na Kopę Kopciuszki.
Albo spuścić z krawędzi stratosfery. Hełm z kamerą, kombinezon ciśnieniowy (strój zminimalizuje symptomy dekompresji) oraz niezawodny spadochron z naszym logo. Specjalny port umożliwi Mareczkowi picie. Będzie pięknie podskakiwał na sprężynach, kiedy wyląduje na protezach naszej firmy.
Przejdzie do historii, podobnie jak Pistorius. Takie dziecko, a już Baumgartner i Pistorius.
Oblężenie
Słusznie więc mówią, że życie przeżywa dziś „prawdziwe oblężenie”, bo w chwili obecnej naprawdę się opłaca. Ludzie ustawiają się w nocy, w ogonkach snów, a wyrwani z oniemiałego snu, natychmiast spieszą ku naszym centrom i kasom, które to kasy teraz są melodyjne, śpiewające i tak spersonalizowane, że każdy płacący klient na koniec słyszy swoją ulubioną muzę. W ten sposób jego pozytywne emocje zawsze są gwarantowane. Nawet jeśli zjawił się ktoś pozornie wyzbyty pragnień czy marzeń, czeka go prawdziwa eksplozja niezapomnianych wrażeń.
Nowhere, Shampoo, TV, Combat
Wydaje się też, że wszyscy wyszli lub właśnie wychodzą z cienia. Nierozpoznani rekordziści, wynalazcy i hobbyści, uśmiechnięci biegacze i weterani pielgrzymek, członkowie elitarnych jednostek, które tak podziwiamy, komornik i detektyw, ofiary rzadkich i bardzo rzadkich chorób, fatalnych błędów lekarzy i pijanego konkubenta, pan Stefan, stepujące rodziny i sympatycznie „zakręcone” dzieci.
Niniejszym chcemy ponaglić pozostałych naszych milusińskich i spóźnialskich.
Rekordziści! Bezustannie przekraczane są granice i bariery. Ludzkich możliwości, naturalnie. Najcenniejsze rekordy człowiek zawsze bije sam w sobie, jak złote monety, w swoim sercu, kiedy pokonuje własne ograniczenia i słabości. Potem wypala je na płycie lub jakoś inaczej uwiecznia — oczywiście rekordy, nie momenty słabości — i przysyła na podany adres, a my ten materiał pokazujemy wielokrotnie, żeby nasi czasowo nieczynni widzowie też pragnęli pokonywać i przekraczać, spiesząc z pomocą jeszcze innym ludziom, którzy mogą być nawet bardziej poturbowani i którym w oku kamery nieustannie kręci się łza.
Tematem wiersza jest po prostu pamięć
Versace i do przodu. Czy ty pamiętasz,
jak ona codziennie nie mogła się ubrać,
a miała kurwa ciuchów dwie walizki?
W końcu nago zatańczyła przy grillu
i musiała się pożegnać z dobrą firmą.
Jak tajemnicze, jak swojskie to życie,
kiedy stary pies szczeka jak vocoder
z głodu czasem borem, lasem, Lucille.
Pamiętasz swoje augustowskie noce.
Twoje szychowe faramuszki, szarfy
szły z dymem; gapiłem się w popiół.
Potem nago śpiewałaś przy ognisku
i musiałaś się rozstać z dobrą firmą.
Całowałem srebrne druciki po tobie,
płacząc przez długie dni. Sczerniały
od ognia; miałem też zlewkę popiołu
& nagle coś pękło, tylko nie wiem co.
Mój śmiech odnajdywał mnie we śnie.
Przeciąłem szereg strun w fortepianie.
Trzeba się było żegnać z dobrą firmą.
Obecnie zbieram puszki nad Rospudą.
Goła Zośka… szumią wspomnieniami.
Czasami grywam na pustych za pełną,
za pustą niekiedy na pełnych. Żartuję.
Włóczymy się z Vocoderem, sypiając
w ziemiankach. Śnią ci się „szpacjery”?
Dziś piękna wiosna, idziemy nad Nettę.
Piszę na postoju, w naszym uroczysku,
w czułym ustroniu, tam, kędy szeleszcze.
Kędy szeleszcze lipa w kwiecie, Lucille.
Kiedy ciało rozmówiło się ze światem,
może już sobie dalej iść. Borem, lasem,
pusto czasem. Tandaradei. Czy zmięte
kwiaty pomną nas… I pewnie milczeć
będzie już… Hej ho.
Theatre of Dreams
Zagramy teraz na płycie głównej teatru świetnych marzeń. Dwa i pół raza szybsze od wiatru, lewitujące katamarany. A my na widokowych tarasach, szczęśliwi świadkowie regat, też z rozwianymi włosami, z szampańskimi drinkami, z naszą charyzmatyczną dziatwą i dziarskimi pieskami, z naszymi opalizującymi plastikami, które moglibyśmy zaraz, ot, gangbang włożyć we wszystkie szpary pobliskich terminali, a wtedy dałoby się chyba nabyć jeden taki żagiel, trzysta pięćdziesiąt metrów kwadratowych, i posłać go kurierem nieszczęsnym sahelijskim rybakom, żeby już nie musieli się parać swoim pociesznym rybołówstwem, tylko zbudowali sobie jakiś stylowy, staroegipski rydwan i pod tym naszym fantastycznym żaglem, przy wściekłej burzy piaskowej, pędzili przed siebie na złamanie karku, bijąc rekord, który wpiszemy im do księgi Guinnessa.
Körperwelten
My, drylowani ludzie, razem się słaniamy, razem się kłaniamy, samotni w sam raz. Nasze lotne wnętrza poszły się rzeźbić w skalnym niebie dla pestek, alas; w zdaniach, które mówimy, łańcuszki kompozytów; w szeptach — stare lepiszcze. Ta komedia trwa.
Na stronach z przyszłym życiem — kąpiele. Ciał bez wad jest niewiele. Śnieżnobiałe wanny z mroźnym acetonem; boksy próżniowe, o jakich biurom i bankom jeszcze się nie śniło; krzepkie korporacje polimerów (te żywice nie żywią: nie ma nas, nie jest to las). A jednak, wbrew prognozom, „w tym ostatnim miejscu spotkania” — Dobry wieczór, Dobranoc — cały czas oko bawią kształty, formy i kolory.
Foremne kształty, wielobarwne cienie. Po takiej plastynacji, jakież powodzenie. Gdy tylko znajdą się oczy, po tej lub po tamtej stronie, pokochają właśnie nas, drylowanych ludzi, wystrychniętych ludzi.
* * * (1)
W końcu dzisiaj nastąpił ten wielki rozstrój
zmysłów, które rozbiegły się na wszystkie strony.
Każdy na własny rachunek, w jedną z pięciu stron świata.
Jeszcze moment na czucia opaczne, drżenia, aprozodie.
Potem stanął czas, żeby spokojnie można go było zabić.
Został zabity, a z nim ziemia, języki, ciała, gwiazdy też
musiały się zatrzymać, więc naprawdę nie zostało nic.
Albo nic pozostało, jak wolisz. Pytanie tylko, po co
taka rzecz miała się wydarzyć. Ciebie nawet tu nie ma.
Hegel
Takich poetów, w których trzeba się wczytywać
Takich poetów, w których trzeba się wczytywać i z którymi trzeba bardzo długo obcować,
Takich poetów, w których trzeba się wczytywać i z którymi trzeba bardzo długo obcować, jeżeli pragnie się poznać życie
Takich poetów, w których trzeba się wczytywać i z którymi trzeba bardzo długo obcować, jeżeli pragnie się poznać życie słów
Takich poetów, w których trzeba się wczytywać i z którymi trzeba bardzo długo obcować, jeżeli pragnie się poznać życie słów i wniknąć w nie do głębi —
takich autorów, u których można szukać
takich autorów, u których można szukać nie tylko przemijającej myśli,
takich autorów, u których można szukać nie tylko przemijającej myśli, lecz głębokiej i prawdziwej rozkoszy,
takich autorów, u których można szukać nie tylko przemijającej myśli, lecz głębokiej i prawdziwej rozkoszy, nie ma tak wielu, jak by się mogło zdawać.