książki / POEZJE

Żółte popołudnie

Jacek Gutorow

Wallace Stevens

Fragmenty książki Wallace'a Stevensa Żółte popołudnie w przekładzie Jacka Gutorowa, wydanej w Biurze Literackim 4 sierpnia 2008 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

z tomu Harmonium (1923)

Pałac z maleństwami

Już za bra­ma­mi z sze­re­giem wyku­tych sera­fi­nów
Nie­wie­rzą­cy kro­czył w świe­tle księ­ży­ca
I patrzył na mury peł­ne księ­ży­co­wych zmaz.

Żół­te świa­tło śli­zga­ło się po nie­ru­cho­mych fasa­dach
Lub obra­ca­ło bez koń­ca na wie­życz­kach,
A on wyobra­żał sobie, że ktoś mru­czy i śpi.

Szedł tak sam w księ­ży­co­wej poświa­cie,
A każ­de śle­pe okno prze­ry­wa­ło
Samot­ność i myśli prze­cho­dzą­ce przez gło­wę:

Sku­szo­ne sna­mi o pierw­szym pta­sim locie,
Maleń­stwa mogły się pod­dać koły­sa­niu nocy
W kom­na­cie roz­ja­rzo­nej świa­tła­mi.

Lecz jego nie chcia­ła utu­lić noc; w ciem­nym umy­śle
Wiro­wa­ły i pod­cho­dzi­ły skrzy­dła czar­nych pta­ków,
Zamie­nia­jąc samot­ność w tor­tu­rę.

Szedł sam w świe­tle księ­ży­ca,
Z chłod­ną nie­wia­rą w ser­cu.
Kape­lusz z sze­ro­kim ron­dem zasła­niał mu oczy.


Tatuaż

Świa­tło jest jak pająk.
Peł­za po wodzie.
Peł­za po kon­tu­rach śnie­gu.
Wcho­dzi ci pod powie­ki
I roz­pi­na paję­czy­ny –
Dwie paję­czy­ny.

Paję­czy­ny two­ich oczu
Są przy­mo­co­wa­ne
Do cia­ła i kości
Jak do traw lub powa­ły.

Ner­wy two­ich oczu
Na powierzch­ni wody
I po kon­tu­rach śnie­gu.


z tomu Ideas of Order (1936)

Ponowna deklaracja romansu

Noc nie wie nic o śpie­wach nocy.
Jest tym, czym jest, jak ja jestem, jaki jestem:
I dostrze­ga­jąc to, naj­le­piej dostrze­gam sie­bie

I cie­bie. Tyl­ko my dwo­je może­my się wymie­niać
Sobą nawza­jem, dając sobie samych sie­bie.
Tyl­ko my dwo­je jeste­śmy jed­nym, nie ty i noc,

Nie noc i ja, ale ty i ja, sami,
Tak bar­dzo sami, tak głę­bo­ko sami dla sie­bie,
Tak dale­ko od przy­pad­ko­wych samot­no­ści,

Że noc jest tyl­ko deko­ra­cją dla nas, któ­rzy
Jeste­śmy dosko­na­le wier­ni naszym osob­nym jaź­niom,
W bla­dym świe­tle, któ­re rzu­ca­my na sie­bie nawza­jem.


Czytelnik

Całą noc sie­dzia­łem i czy­ta­łem książ­kę,
Sie­dzia­łem i czy­ta­łem, jak­by w książ­ce
Z mrocz­ny­mi stro­na­mi.

Była jesień, spa­da­ją­ce gwiaz­dy
Zakry­ły wysu­szo­ne kształ­ty, któ­re
Przy­cup­nę­ły w świe­tle księ­ży­ca.

Czy­ta­łem bez zapa­lo­nej lam­py,
Jakiś głos mam­ro­tał: „Wszyst­ko
Powró­ci kie­dyś do zim­na,

Nawet aro­ma­tycz­ny musz­ka­tel,
Melo­ny, cyno­bro­we grusz­ki
W bez­list­nym ogro­dzie”.

Na mrocz­nych stro­nach nie było dru­ku
Z wyjąt­kiem śla­du pło­ną­cych gwiazd
Na mroź­nym nie­bie.


Gallant Château

Czy to coś złe­go, gdy wcho­dzi się do poko­ju
I zasta­je puste łóż­ko?

Mogło być gorzej: roz­pacz­li­we wło­sy,
Gorz­kie oczy, zim­ne i obce dło­nie.

Mogła być książ­ka i świa­tło
Pada­ją­ce na bez­li­to­sny wers lub dwa.

Mogła być bez­kre­sna samot­ność
Wia­tru w firan­kach.

Bez­li­to­sny wers? To te kil­ka słów.
Niech sobie brzmią i brzmią.

Tak jest dobrze. Puste łóż­ko,
Firan­ki sztyw­ne, ele­ganc­kie, nie­ru­cho­me.


z tomu Parts of a World (1942)

O poezji nowoczesnej

Poemat umy­słu w akcie odnaj­dy­wa­nia
Tego, co będzie odpo­wied­nie. Kie­dyś nie musiał
Szu­kać: sce­na była przy­go­to­wa­na; poemat powta­rzał
Wcze­śniej napi­sa­ny sce­na­riusz.
                                                    Potem cały teatr zamie­nio­no
Na coś inne­go. Jego prze­szłość ode­szła do lamu­sa.

Musi być żywy, musi opa­no­wać mowę kon­kret­ne­go miej­sca.
Musi sta­wić czo­ło męż­czy­znom tego cza­su i wyjść na spo­tka­nie
Kobie­tom tego cza­su. Musi myśleć o woj­nie
I odnaj­dy­wać to, co będzie odpo­wied­nie. Musi
Budo­wać nową sce­nę. Musi sta­nąć na tej sce­nie
I, jak zde­spe­ro­wa­ny aktor, powo­li
I z uwa­gą wypo­wia­dać sło­wa, któ­re już w uchu,
Naj­de­li­kat­niej­szym uchu umy­słu, powta­rza­ją
Dokład­nie to, co samo usły­szeć. Na ten dźwięk
Nie­wi­docz­na publicz­ność zaczy­na słu­chać,
Nie sztu­ki, ale samej sie­bie, wyra­żo­nej
W uczu­ciu jak­by dwoj­ga ludzi, jak­by dwóch
Uczuć zle­wa­ją­cych się w jed­no. Aktor jest
Meta­fi­zy­kiem w ciem­no­ści, szar­pie
Instru­ment, szar­pie obo­jęt­ną stru­nę, któ­ra wyda­je
Dźwię­ki wpa­da­ją­ce cza­sem w zgo­ła czy­ste tony,
Obej­mu­ją­ce cały umysł, poni­żej któ­re­go zejść nie potra­fi,
Poza któ­ry nie chce wykro­czyć.
                                                    Musi
Być odnaj­dy­wa­niem zado­wo­le­nia, może
Być o męż­czyź­nie na łyż­wach, tań­czą­cej kobie­cie, kobie­cie,
Któ­ra cze­sze wło­sy. Poemat jako akt umy­słu.


Z tomu Transport to Summer (1947)

Mężczyzna niosący rzecz

Wiersz musi opie­rać się inte­li­gen­cji
Pra­wie do koń­ca. Przy­kład:

Jakiś bru­net wie­czo­ro­wą porą (zima)
Nie daje się ziden­ty­fi­ko­wać. Nie­sie rzecz,

Któ­ra opie­ra się wsze­la­kim domy­słom.
Trze­ba to uznać za mar­gi­na­lia (czę­ści nie do koń­ca

Postrze­ga­ne jako oczy­wi­sta całość, nie­pew­ne cząst­ki
Pew­ne­go obiek­tu, nie­wzru­szo­nej pier­wot­no­ści,

Lecą­ce jak sto pierw­szych płat­ków śnie­gu
W cza­sie burzy, któ­rą musi­my zno­sić przez całą noc,

Burzy mar­gi­na­liów), hor­ren­dum
Myśli, któ­re nagle się spraw­dza­ją.

Trze­ba nam zno­sić nasze myśli przez całą noc, aż
Jasna oczy­wi­stość znie­ru­cho­mie­je na mro­zie.


Z wierszy ostatnich (1950–1955)

Tor pewnej cząstki

Dzi­siaj liście pła­czą na gałę­ziach sma­ga­nych wia­trem,
Ale nicość zimy nie jest przez to odro­bi­nę mniej­sza.
Jest nadal peł­na lodo­wych cie­ni i rzeź­bio­ne­go śnie­gu.

Płacz liści… Stoi się z boku i sły­szy.
To płacz nie­obo­jęt­ny, płacz nad kimś.
I choć mówisz, że jesteś cząst­ką cało­ści,

To w tym wszyst­kim zja­wia się kon­flikt, jest opór;
I bycie cząst­ką to wysi­łek odmie­nia­nia przez przy­pad­ki:
Czu­jesz życie tego, co darzy praw­dzi­wym życiem.

Płacz liści. To nie pła­cze boska uwa­ga, to nie jest ludz­ki płacz
Ani dym po zdmuch­nię­tych boha­te­rach.
To płacz liści, któ­re nie umie­ją wyjść poza sie­bie

Pod nie­obec­ność fan­ta­zji, któ­re zna­czą tyl­ko tyle,
Ile odnaj­dzie ucho, tyle, ile odna­le­zio­na
Rzecz, aż w koń­cu ten płacz niko­go nie doty­czy.

Prze­ło­żył Jacek Guto­row

O autorach i autorkach

Jacek Gutorow

Urodzony 12 września 1970 roku w Grodkowie. Poeta, krytyk, tłumacz. Pracuje w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Opolskiego. Laureat Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny (1998), Fundacji Kultury (2003) oraz Nagrody im. Ludwika Frydego (2003). Nominowany do Nagrody Literackiej Nike, Nagrody Literackiej Gdynia oraz Nagrody Mediów Publicznych Cogito za opublikowany w 2008 roku tom Inne tempo. Mieszka w Opolu.

Wallace Stevens

Urodzony 2 października 1879 w Reading (Pensylwania). Amerykański poeta, eseista i prawnik. Studiował na Harvardzie i w nowojorskiej Law School. Od 1934 roku aż do śmierci był wiceszefem firmy ubezpieczeniowej Hartford Accident & Indemnity Company. Jeden z najwybitniejszych poetów amerykańskich XX w. Laureat National Book Award (1951) oraz Nagrody Pulitzera (1955). Zmarł 2 sierpnia 1955 w Hartford (Connecticut).

Powiązania