książki / POEZJE

Makijaż

Jerzy Jarniewicz

Fragmenty książki Jerzego Jarniewicza Makijaż, wydanej w Biurze Literackim 28 października 2009 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Mokry parkiet

Zawsze byłem prze­ciw Lisom. A ty
prze­ciw komu będziesz? Po chwi­li
kal­ku­la­cji odło­ży­łaś «Dzien­nik», odpię­łaś
kla­mer­kę na pochy­lo­nej szyi,
zatrza­snę­łaś drzwi i zagra­łaś na gieł­dzie.
Ach, ten gest spryt­nej wyprze­da­ży
pod osło­ną nocy, gdy
z war­gi na chyb­ci­ka zli­zy­wa­łaś śnieg,
tak bar­dzo w mro­ku lep­ki. Prze­ciw mnie
to robisz? Znam
ten pod­pro­go­wy język odwró­co­nych ple­ców
goto­wych na ryzy­ko więk­sze niż
wysła­nie naszych chłop­ców – źle
mówię? – do Cza­du. A tym­cza­sem
przyj­dzie dzień, będą noto­wa­nia. Indek­sy
zaczną piko­wać.
Kon­cer­ny już tną inwe­sty­cje.
Koń­czy się budżet prze­sza­co­wa­nych docho­dów.
Sły­szysz? Z sufi­tu kapie na par­kiet,
jak­by nas osta­tecz­nie
zwa­żo­no i pod­li­czo­no.


Shopping and Fucking

„Życzy­my Ci, dro­ga Czy­tel­nicz­ko, abyś i Ty mogła
prze­żyć row­nie wspa­nia­łe przy­go­dy i odkryć
praw­dzi­wą miłość”.
Har­le­qu­in Enter­pri­ses, Sp. z o.o.

Kocham cię i nigdy cię kochać nie prze­sta­nę -
wyszep­ta­ła dziew­czy­na, skła­da­jąc usta
do poca­łun­ku. War­gi Rapha­ela
z całą siłą przy­lgnę­ły do ust dziew­czy­ny.

Rożo­we sut­ki, rożo­we sut­ki.

Zaczął ją pie­ścić. Annis drża­ła z emo­cji
i pożą­da­nia. Jej ręce błą­dzi­ły po ple­cach Rapha­ela,
z sze­ro­kich ramion prze­su­nę­ły się w dół,
do szczu­płych poślad­ków.

Biją­ce ser­ce, biją­ce ser­ce.

Nie odry­wa­jąc ust od warg dziew­czy­ny,
Rapha­el nagle uniósł ją w górę. Trzy­ma­ła go moc­no,
wie­dzia­ła, co uczy­ni. Z pożą­da­nia
ser­ce biło jej jak osza­la­łe.

Szczu­płe poślad­ki, szczu­płe poślad­ki.

Rapha­el zaniósł Annis do sypial­ni i poło­żył
na łóż­ku. Ukląkł przy niej i przez chwi­lę
przy­glą­dał się pod­nie­co­ny.
Odpiął dwa bia­łe guzicz­ki od sukien­ki.

War­gi Rapha­ela, war­gi Rapha­ela.

Zaczął pie­ścić jej pier­si. Odrzu­ca­ła
gło­wę na bok, nie mogąc znieść
tak ostrej piesz­czo­ty. Pochy­lił się nad nią
i języ­kiem draż­nił jej różo­we sut­ki.

Dwa bia­łe guzicz­ki. Dwa bia­łe guzicz­ki.


Cztery krótkie wiersze dla Doroty Nieznalskiej

1. P a s j a

I wrza­snął na straż­ni­ka:
Gdzie masz, chu­ju, czap­kę?
A lud stał i sły­szał.

2. Zob. wy ż.

Czte­ry sło­wa
na krzyż.

3. P i o s e n k a   b l u ź n i e r c z a

Czer­wo­ne jabłusz­ko,
prze­kro­jo­ne
wzdłuż i wszerz,
cze­mu
na mnie

4. O r z e ł   B i a ł y  d l a   N i e z n a l s k i e j

W bie­li jedwab­nej będzie wyglą­dał nie­mal
iden­tycz­nie na zdję­ciach jak w rze­czy­wi­sto­ści.
Dla cery jasnej i jasne­go dzio­ba – tyl­ko biel szam­pań­ska,
w prze­ciw­nym razie ptak się roz­my­je. Biel śnież­na
stwo­rzy ide­al­ne kon­tra­sty upie­rze­nia i szpo­nów.
W bie­li rumo­wej ode­zwą się pół­to­ny różo­we­go.
Biel per­ło­wa przy­da bla­sku, biel antycz­na powa­gi,
w bie­li lnia­nej będzie budził swoj­skie sko­ja­rze­nia,
biel mig­da­ło­wa doda mu sma­ku. Biel mącz­na?
Jest cie­plej­sza od bie­li lodo­wej i optycz­nie żyw­sza
od ala­ba­stro­wej. To któ­ra?


Katalog

Ona, sły­szysz, nie sły­szy. Słu­cha -
ma na uszach słu­chaw­ki.
Po zna­kach ani śla­du, zosta­ły tyl­ko przed­mio­ty,
nie­zno­śnie przy­wią­za­ne do nie­mej poje­dyn­czo­ści:
pen­dri­ve, komór­ka, suszar­ka z dyfu­zo­rem.
Tuzin­ko­wy kata­log jak pro­te­za porząd­ku.

Ona, widzisz, nie widzi. Patrzy -
na szyb­ki kra­jo­braz, któ­ry się skła­da za oknem:
czołg pora­dziec­ki, wia­dukt, skier­nie­wic­ki cmen­tarz.
Mógł­by wziąć ją za rękę, ale wzię­ciem
– wie, bo jak­że – nicze­go nie zała­twi. Nie
zatrzy­ma pocią­gu. Po śla­dach mógł­by dotrzeć.
Trop zatrzeć. Zedrzeć żałob­ny tiszert.

Wła­śnie: to było u niej? W podró­ży?
Na cudzym prze­ście­ra­dle? W rekwi­zy­tor­ni,
gdzie lap­top, błysz­czyk, obci­nacz do paznok­ci,
i ani zna­ku na potem? Gubi
współ­rzęd­ne. Nie skła­da mu się
zda­nie, nie ukła­da w języ­ku. Nie sły­szy.


Za plecami

Czy gdy na stro­nie piszesz do mnie „węszę
jak pies za tobą, tęsk­no­ta iskrzy na skó­rze”,
a twój męż­czy­zna w tej aku­rat chwi­li poda­je ci kawę,
w fili­żan­ce kolo­ru bez­ko­fe­ino­wej śmier­ci,
to prze­bi­jasz go pal­cem ser­decz­nym,
zaob­rącz­ko­wa­nym na zło­to,
prze­kłu­wasz mu skó­rę, któ­ra pęka jak gra­nat,
try­ska­jąc ci w twarz stru­mie­niem czar­nym od kawy,
wci­skasz się paznok­ciem w ska­mie­nia­łe ser­ce,
sze­ro­ko roz­su­wasz pła­ty cie­płych cią­gle płuc,
i prze­dzie­rasz się przez ple­cy na tę dru­gą stro­nę,
gdzie nie­bo pod­cho­dzi już do lądo­wa­nia
na mokrym od desz­czu pasie taj­ne­go lot­ni­ska?


Osiemdziesiąty szósty

Gru­ba nie­przy­zwo­itość w bio­gra­fii i tak gru­bo nie­przy­zwo­itej:
żyję dłu­żej niż mat­ka. Po mor­fi­nę dla niej cho­dzi­łem na Ret­ki­nię
do jedy­nej w dziel­ni­cy apte­ki, gdzie moż­na było ją legal­nie kupić.
Leka­rze z Koper­ni­ka prze­pi­sy­wa­li apte­kar­skie daw­ki, żeby
„się nie uza­leż­ni­ła”. Żyła jesz­cze dwa mie­sią­ce. Ode­szła
nie­uza­leż­nio­na. W kil­ka mie­się­cy po pogrze­bie
zapro­si­łem do Łodzi Piotr­ka. Opo­wia­dał stu­den­tom
o sar­dyn­kach, a chcie­li rapor­tu z oblę­żo­ne­go mia­sta
– dobie­gał czter­dziest­ki, ale był młod­szy
od moich stu­den­tów świe­żo po matu­rze.
Kie­dy wyje­chał, za wschod­nią gra­ni­cą odkry­łem Czar­no­byl,
pochód prze­szedł Piotr­kow­ską, dzie­ciom poda­łem lugo­la.
Po dwu­dzie­stu latach napi­sa­łem ten wiersz.
Jeśli to ja go wam czy­tam, trwa moje życie po życiu.
Jeśli czy­ta­cie go sami, nic pew­ne­go powie­dzieć się nie da.

O autorze

Jerzy Jarniewicz

Urodzony 4 maja 1958 roku w Łowiczu. Poeta, tłumacz, krytyk. W 1982 r. ukończył anglistykę na Uniwersytecie Łódzkim, w 1984 r. filozofię. Autor między innymi tomów poetyckich Dowód z tożsamości (2003), Oranżada (2005), Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną (2012) czy Woda na Marsie (2015), licznych przekładów literatury zagranicznej oraz książek krytycznoliterackich. Od 1994 r. redaktor "Literatury na Świecie". Współpracuje z "Gazetą Wyborczą", "Tygodnikiem Powszechnym" i "Tyglem Kultury". Mieszka w Łodzi.

Powiązania