książki / SZKICE

Stratygrafie

Joanna Mueller

Fragmenty książki Joanny Mueller Stratygrafie, która ukazała się nakładem Biura Literackiego w serii "Szkice" 16 września 2010 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

„Odleżyna w znaku równości”. Fizjologia lektury Tymoteusza Karpowicza [fragment]

pod­cie­ra­nie sło­wa papie­rem
daje lite­ra­tu­rę ubi­ka­cja­mi są
wydaw­nic­twa a bab­ki klo­ze­to­we cen­zo­ra­mi
dla hodu­ją­cych w sobie papie­ro­we róże
spra­wy stol­co­we mogą się ukła­dać
tak jak za daw­nych lat bywa­ło
ale kto połknął jed­no­roż­ca
ten wyje wewnątrz nadzie­wa­ny
na ostrą kupę gom­bro­wi­cza

(Tymo­te­usz Kar­po­wicz, „Kupa”)

Autor pomiesz­czo­ne­go wyżej wier­sza (para­lak­sa 42 z tomu Sło­je zadrzew­ne), debiu­to­wał w roku 1957 ksią­żecz­ką Gorz­kie źró­dła i wraz z poko­le­niem „Współ­cze­sno­ści” został przez nie­któ­rych bada­czy zali­czo­ny do gro­na tur­pi­stów. O ile jed­nak tur­pizm Gro­cho­wia­ka, Bur­sy, Bryl­la czy Śli­wo­ni­ka obja­wia się głów­nie w moty­wach ska­to­lo­gicz­nych, epa­to­wa­niu meta­fo­ry­ką fizjo­lo­gicz­ną, pisa­niu „okru­cień­stwem i bólem”, jed­nym sło­wem – w eks­po­no­wa­niu sze­ro­ko poję­tej cie­le­sno­ści, o tyle tur­pizm Kar­po­wi­cza (podob­nie jak Bia­ło­szew­skie­go) pole­gał­by – dla odmia­ny – na poka­zy­wa­niu bole­snych ran i ska­to­lo­gii języ­ka. Tak wła­śnie poj­mu­je go Edward Bal­ce­rzan, autor poję­cia „stra­te­gia pacjen­ta”, do któ­re­go to nur­tu poetyc­kie­go wpi­su­je rów­nież tur­pizm lin­gwi­stycz­ny1. Lin­gwi­stycz­ny gabi­net dok­to­ra Tul­pa nie ogra­ni­cza się do abs­trak­cyj­nych ope­ra­cji na sys­te­mie języ­ka. To być może spo­strze­że­nie para­dok­sal­ne, ale naj­czę­ściej poeci naj­ra­dy­kal­niej prze­wier­ca­ją­cy język są jed­no­cze­śnie twór­ca­mi naj­głę­biej, naj­bo­le­śniej cie­le­sny­mi.

Do cze­go potrzeb­ny jest Kar­po­wi­czo­wi naj­waż­niej­szy trop jego poezji – meta­fo­ra fizjo­lo­gicz­na? Odpo­wiedź jest pro­sta – dzię­ki fizjo­lo­gii poeta prze­ni­co­wu­je filo­zo­fię i tak sta­je się fizjo­zo­fem. Nie­uf­ność to pierw­sze przy­ka­za­nie każ­de­go lin­gwi­sty, każe mu odzie­rać abs­trak­cyj­ne, puste sło­wa aż do krwi, mię­sa, kości. W tej gigan­tycz­nej meta­fo­rze histo­ria filo­zo­fii przy­bie­ra postać pro­ce­su tra­wien­ne­go. Tak jest cho­ciaż­by w wier­szach pomiesz­czo­nych w tomie Odwró­co­ne świa­tło. Na przy­kład w „Moczo­pęd­nym wywa­rze (z kone­se­ra)”, gdzie kar­te­zjań­ska samo­wie­dza zosta­je spro­wa­dzo­na do aktu wyda­la­nia („jego genial­ny instynkt samowiedzy/ sika z pamięci/ pod becz­kę diogenesa/ filo­zof mu spływa/ jak ta lala z człon­ka”). Z kolei w „Sied­miu dniach stwo­rze­nia” Księ­ga Rodza­ju zamie­nia się w rela­cję fizjo­lo­gicz­ną („dzwoni/ wyłu­go­wa­na praw­da wargi/ nad bez­wstyd­nym zadem filozofii/ cału­je jej kro­czy ponie­dzia­łek”), filo­zo­fia nabie­ra (kobie­ce­go) cia­ła („filozofia/ z nie­wia­do­mych przy­czyn nagle w piątek/ w peł­ni odsła­nia war­gom piersi/ bedł­ka sut­ki pod­pie­ra jak może tak rośnie/ obok tych dwóch wysił­ków zdławienia/ odwrot­nych kalen­da­rzy wzro­stu i z poługu/ war­ga prze­cho­dzi na zada­ne pro­stym cio­sem mleko/ skąd śli­ski bełt języ­ka zda się nie ma wyjścia/ oprócz samo­zas­sa­nia”), nato­miast poszcze­gól­ni filo­zo­fo­wie zosta­ją pozba­wie­ni pod­mio­to­wo­ści i sta­ją się „sylo­gi­stycz­ną pierw­szą więź­bą żeber sokra­te­sa” albo „podro­ba­mi sene­ki”.

Zabieg per­so­ni­fi­ko­wa­nia filo­zo­fii przy jed­no­cze­snym odpod­mio­to­wie­niu samych filo­zo­fów to cha­rak­te­ry­stycz­ny chwyt Kar­po­wi­cza. Filo­zo­fia ura­sta w ten spo­sób do ran­gi Wiel­kie­go Żar­ło­ka, któ­ry żywi się poszcze­gól­ny­mi jed­nost­ka­mi twór­czy­mi, tra­wi je, a następ­nie wyda­la. Przy­kła­dem niech będzie wiersz „Dania ze szkłem”, gdzie Feu­er­bach spa­da do roli sma­żo­nej cebul­ki („i krót­ki raj wychodków/ na ogniach tłu­stych zasmażanych/ z cebul­ką feu­er­ba­chem”), a Hera­klit sta­je się „popit­ką” („wgry­zał się w rdzeń wieprzowy/ i w bród szedł a na sucho/ przez kaszę skąd zapijał/ całe­go heraklita/ wraz z nałoż­ni­czą rze­ką”), czy utwór „Scho­dze­nie wyschnię­tym poto­kiem”, gdzie pro­ces przy­swa­ja­nia (czer­pa­nia) wie­dzy został potrak­to­wa­ny z całą dosłow­no­ścią idio­mu „czer­pać”:

w dziu­ra­wej misie cza­su
szczel­ny bóg
umy­wa ręce z wiecz­no­ści
filo­zo­fo­wie pod nim manier­ka­mi
zbie­ra­ją próż­ne kro­ple
na mydli­ny i też umy­wa­ją
bra­ku­ją­ce ręce sen­su więc prze­cie­ka
a pod nim mistrze komen­ta­rza już konie
swo­je poją na pusty­ni śle­dzio­ny gdzie samum
sza­ka­le po kak­tu­sach prze­ga­nia więc ciek­nie a pod tym
pra­gnie­niem brać stu­denc­ka zda­wa­ło się szczel­na
pojo­na odby­to­wo par­ska ciek­nie nie­współ­mier­nie dalej
pod wzra­sta­ją­cą suchość matu­rzy­stów […]

Andrzej Fal­kie­wicz, opi­su­jąc ten typ meta­fo­ry­ki fizjo­lo­gicz­nej Kar­po­wi­cza2, powo­łu­je się na twier­dze­nia G. Lakof­fa, kogni­ty­wi­sty wywo­dzą­ce­go swo­je prze­ko­na­nia ze sprze­ci­wu wobec gene­ra­ty­wi­zmu. Według kogni­ty­wi­stów języ­ka nie wol­no spro­wa­dzać do reguł czy­sto skła­dnio­wych, dzię­ki któ­rym moż­na wyge­ne­ro­wać wszyst­kie moż­li­we wypo­wie­dzi. Gdy­by było tak, jak chcie­li gene­ra­ty­wi­ści, dogma­tem języ­ka sta­ła­by się gra­ma­tycz­na popraw­ność, a poezja zosta­ła­by spro­wa­dzo­na do czy­stej kom­bi­na­to­ry­ki.

Odwró­co­ne świa­tło (naj­waż­niej­szy tom Kar­po­wi­cza, przez któ­re­go pry­zmat nale­ży patrzeć na cały doro­bek zmar­łe­go 29 czerw­ca 2005 roku poety) moż­na by, przy odro­bi­nie złej woli, prze­czy­tać na spo­sób gene­ra­ty­wi­stycz­ny. W ten spo­sób dało­by się udo­wod­nić, że 424 stro­ny tej wiel­kiej Księgi/Xięgi to jedy­nie cią­gi odwra­cal­nych ukła­dów skła­dnio­wych, gene­ro­wa­nie struk­tur ze wciąż tych samych słów, dzia­ła­nie popar­te dodat­ko­wo pry­ma­tem logi­ki suge­ro­wa­nej w kal­kach logicz­nych. Tyle że ten rygor popraw­nej i logicz­nej skład­ni nie wystar­cza. Poezja Kar­po­wi­cza wpi­su­je się w stwo­rzo­ną nie­gdyś przez Jerze­go Kwiat­kow­skie­go opo­zy­cję „wizji i rów­na­nia”, ale jed­no­cze­śnie ją oba­la, opo­wia­da­jąc się po każ­dej ze stron (mamy więc „rów­na­nie” kalek logicz­nych, ale mamy też „wizję” kopii arty­stycz­nych). W logicz­nym „rów­na­niu” skład­ni poja­wia się pęk­nię­cie. Może być ono nazwa­ne „wizją”, meta­fo­rą, tro­pem, fałd­ką, nie­roz­strzy­gal­ni­kiem – waż­ne, że to wła­śnie ta szcze­lin­ka nie pozwa­la spro­wa­dzić języ­ka do samej skład­ni, to ona przy­wra­ca głos reto­ry­ce.

Tę (Der­ri­diań­ską) fałd­kę nazy­wa Kar­po­wicz „odle­ży­ną” i czy­ni ją nie­mal obse­syj­nym moty­wem swe­go tomu. Mamy więc „odle­ży­nę for­my”, „sen­ną odle­ży­nę ewy w ada­mie”, „odle­ży­ny w pod­skór­nym wido­ku żebra” oraz „wiecz­ną odle­ży­nę”. Autor ofia­ru­je nam nie­mal dekon­struk­cyj­nie brzmią­cą defi­ni­cję „Praw­do­po­do­bień­stwa wyróż­nia­ją­ce­go” (według któ­rej „trze­ba zra­stać się/ w każ­dej szczelinie/ nie­obec­no­ści i wykładać/ sobą odle­ży­ny to z ratunku/ może jesz­cze do nas dotrwać”) oraz roz­wi­nię­cie „Ter­mi­nu obser­wa­cyj­ne­go” („jest w każ­dym wizjerze/ sza­cu­nek dla szczeliny/ szan­sa chwi­li kiedy/ moż­na zdjąć cel/ z odle­ży­ny i na żywe pole/ cie­pło krzyż położyć/ i pocho­dzić po nim”). Na koniec spo­ty­ka­my tu naj­bar­dziej inte­re­su­ją­cą w tej chwi­li „odle­ży­nę z zna­ku rów­no­ści”. Przy­pa­trz­my się całej kal­ce logicz­nej, w któ­rej pada ta fra­za, poka­zu­je ona bowiem klę­skę gene­ra­ty­wi­zmu w wal­ce z tro­po­lo­gią – i fizjo­lo­gią – same­go języ­ka.

odle­ży­na w zna­ku rów­no­ści albo cios
kopy­tem w cen­trum odle­wu
zbio­ro­wej staj­ni i stąd zacza­dzo­ny
pościg za brze­ga­mi wybie­gu
i okrut­ne wią­za­nie na koń­cu
powa­lo­ne­go dwu­bocz­nie każ­dy dżo­kej
wie o tym a więc i każ­de wie­dze­nie
jest dżo­ke­jem tra­fia­ją na sie­bie
pró­bu­ją się doło­żyć i to naprze­ciw­ko

(„Kon­tra­po­zy­cja”)

Kon­tra­po­zy­cja, któ­rą defi­niu­je się w tej kal­ce logicz­nej, w logi­ce nazy­wa­na jest też anty­te­zą i pole­ga na prze­kształ­ce­niu zda­nia kate­go­rycz­ne­go przez zasto­so­wa­nie kolej­no kon­wer­sji i obwer­sji (rów­nież defi­nio­wa­nych w innym miej­scu Odwró­co­ne­go świa­tła). Dla przy­kła­du zda­nie „każ­dy czło­wiek jest ssa­kiem” prze­kształ­ca się we fra­zę „żaden czło­wiek nie jest nie­ssa­kiem” (obwer­sja), a następ­nie w kon­wer­sję „żaden nie­ssak nie jest czło­wie­kiem”. O ile logi­ka sta­wia mię­dzy tymi zda­nia­mi znak rów­no­ści, o tyle u Kar­po­wi­cza w kon­tra­po­zy­cyj­nym rów­na­niu two­rzy się roz­stęp: odle­ży­na tro­pu (seman­ty­ki) zakłó­ca ide­al­ną przy­le­głość skła­dnio­wą. Klę­skę kon­tra­po­zy­cji poka­zu­je się też w odpo­wia­da­ją­cej „Kon­tra­po­zy­cji” kopii arty­stycz­nej, gdzie domnie­ma­ny idiom „koń czy­stej krwi arab­skiej”, mimo że skła­dnio­wo prze­kła­da się na kon­tra­po­zy­cyj­ny chiazm „czy­sty arab krwi”, seman­tycz­nie zupeł­nie się z nim nie pokry­wa. Inwer­sja spra­wia, że koń arab meto­ni­micz­nie zosta­je spro­wa­dzo­ny do samej krwi (po prze­kształ­ce­niu zda­nia pozo­sta­je trop – meto­ni­mia), to z kolei wzma­ga wie­lo­znacz­ność („czy­stość” odno­si się do tego, że koń nie jest brud­ny, oraz do jego nie­zmą­co­ne­go rodo­wo­du), cała sytu­acja zaś sta­je się bar­dziej meta­fo­rycz­na, sen­na, obłą­ka­na (w koń­cu wiersz jest para­fra­zą powie­dze­nia sza­lo­ne­go Ryszar­da Trze­cie­go „kró­le­stwo za konia”).

Chiazm jest fun­da­men­tal­nym tro­pem Odwró­co­ne­go świa­tła (ale też całej twór­czo­ści Kar­po­wi­cza) – na nim opie­ra się figu­ra­tyw­ność tomu, któ­re­go naj­waż­niej­szą zasa­dę sta­no­wi wła­śnie odwró­ce­nie. Inwer­sja, któ­ra w logi­ce wyglą­da na zabieg czy­sto for­mal­ny (i w ten spo­sób zda­je się umac­niać jej pry­mat), oka­zu­je się wiel­kim zwy­cię­stwem seman­ty­ki. Dzię­ki chia­zma­tycz­nej nie­przy­le­gło­ści odwra­cal­nych struk­tur two­rzą się Kar­po­wi­czow­skie meto­ni­mie, syl­lep­tycz­ne neo­lo­gi­zmy fra­ze­olo­gicz­ne, czę­sto opar­te po pro­stu na skrzy­żo­wa­niu (gr. chia­smós) i inwer­sji kil­ku idio­mów. To wła­śnie te „odle­ży­ny w zna­ku rów­no­ści” pozwa­la­ją na spię­trza­nie meta­for w sym­bo­licz­ne kalam­bu­ry, to dzię­ki odwró­ce­niom elip­tycz­ne „mini­mum słów” prze­mie­nia się w poli­fo­nicz­ne „mak­si­mum tre­ści”. Oka­zu­je się, że prze­kor­ny Kar­po­wicz prze­ni­co­wał rów­nież sta­rą zasa­dę pie­lę­gnia­rek: one odwra­ca­ją cho­re­go z boku na bok po to, by odle­żyn nie było lub żeby były n i e z n a c z n e, poeta nato­miast wła­śnie po to doko­nu­je cią­głych odwró­ceń, żeby zosta­ły tro­py-odle­ży­ny, gdyż wyłącz­nie one napraw­dę bolą, a jeśli bolą – z n a c z ą.


[1] E. Bal­ce­rzan, Poezja pol­ska w latach 1939–1965, cz. 1: Stra­te­gie lirycz­ne, Wydaw­nic­twa Szkol­ne i Peda­go­gicz­ne, War­sza­wa 1984, s. 190.
[2] A. Fal­kie­wicz, „Meta­fo­ra meta­for. O poezji Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza”, „Tek­sty Dru­gie” nr 3/1991, s. 75–87.

Stratygrafia, czyli w jakie chowanki gra wiersz lingwistyczny? [fragment]

…Żądać nawet Naj­wię­cej – to mało,
ale zawrzeć Naj­wię­cej w Naj­mniej tak, aże­by
Rygor
Miał w sobie roz­pa­sa­ną buj­ność i Przy­pa­dek…
Z naj­mniej­szej cząst­ki, pra­wie że z Nicze­go
Roz­wi­nąć Całość…
Z Nie­ist­nie­ją­cym idąc noga w nogę
być i zara­zem nie być…

- Możesz?
– Mogę…

J. Przy­boś, „Cho­wan­ka„1

Mot­to moje­go tek­stu – frag­ment „Cho­wan­ki” Julia­na Przy­bo­sia – zja­wi­ło się z taką samą bez­czel­no­ścią, z jaką opi­sa­na w tym­że wier­szu córecz­ka poety prze­rwa­ła mu roz­my­śla­nia nad pisma­mi nie­miec­kie­go filo­zo­fa. To wkro­cze­nie dzie­cię­co mądre: zara­zem nagłe i prze­wi­dzia­ne, przy­pad­ko­we, ale zawłasz­cza­ją­ce logi­kę. W obli­czu tego wtar­gnię­cia na nic już poecie „stół pod­par­ty mądro­ścia­mi”, tak jak i mi nie przy­da­dzą się – przy­go­to­wa­ne zawcza­su – pod­pór­ki defi­ni­cyj­ne, któ­ry­mi przez lata pró­bo­wa­no pod­bu­do­wać kate­go­rię poezji lin­gwi­stycz­nej. Pod wpły­wem małe­go intru­za „nice­stwie­je sło­wo, / mar­twie­je filo­zof”, któ­ry jesz­cze chwi­lę wcze­śniej gro­ził poecie „kost­ką pal­ca” i zapę­dzał „spło­szo­ną myśl do myślej dziu­ry”. Podob­nie i na moim biur­ku nice­stwie­ją poukła­da­ne skru­pu­lat­nie ter­mi­ny: lin­gwizm, sło­wiar­stwo, poezja sło­wa, poezja obra­zów języ­ko­wych, sztu­ka nie­moż­li­wa… Ot, daje nam po prze­mą­drza­łym sło­wie Uty stro­fu­ją­ca stro­fa:

Prze­stań, nie mów tym języ­kiem jakimś pta­sim!
A któ­ra­sim?
Szczy­glim, sro­czym, nie­sło­wi­czym
i prze­piór­czym,
co o niczym
pit-pit-pili
i mi myli
wyli­czan­kę!

Jak więc, dziew­czyn­ko, nie pit-pit-pilić, a cechy lin­gwi­zmu wyli­czyć? Jakim sło­wem opo­wie­dzieć sta­rą o tej poezji baj­kę? „Raz, dwa, trzy” – weź tyl­ko jed­no zało­że­nie, jed­no pra­gnie­nie, jeden wiersz – „kry­jesz ty!” – „Baw­my się w cho­wan­kę!” – mówi ona. – „Możesz?” – Mogę…

Jed­no zało­że­nie

Teo­re­tycz­ne zało­że­nia okre­śla­ją­ce pol­ską poezję lin­gwi­stycz­ną skła­da­ją się na cał­kiem spo­rą wyli­czan­kę. Sztan­da­ro­we tek­sty, by wymie­nić trzy naj­star­sze i naj­waż­niej­sze, wska­zu­ją na takie cechy tego nur­tu poetyc­kie­go, jak:

1. uwa­ża­nie poezji za „układ spraw­dzeń dla języ­ka”, „per­ma­nent­ny rewi­zjo­nizm języ­ko­wy”, sku­pia­nie się na tym, co w sys­te­mie nie­prze­tłu­ma­czal­ne lub podej­rza­ne, wresz­cie trak­to­wa­nie języ­ka jako auto­no­micz­nej rze­czy­wi­sto­ści, a nie tyl­ko jako narzę­dzia potrzeb­ne­go do jej opi­su2;

2. kła­dze­nie naci­sku na „stro­nę zna­czą­cą zna­ku języ­ko­we­go” oraz „nie­uf­ność wobec języ­ka (…) poj­mo­wa­ne­go jako sys­tem oraz jako pew­na wizja świa­ta„3;

3. „zdzi­wie­nie pol­sz­czy­zną” oraz bunt prze­ciw­ko niej – nasta­wie­nia te każą poecie trak­to­wać wła­sny język jak obcy i oso­bli­wy, a tak­że ujaw­niać jego brzy­do­tę i kłam­li­wość (stąd kry­ty­cyzm, auto­te­ma­tyzm oraz swo­isty tur­pizm tego sty­lu); poezja lin­gwi­stycz­na, w odróż­nie­niu od mniej rady­kal­ne­go sło­wiar­stwa, sta­je się w ten spo­sób for­mą filo­zo­fii mowy, „trak­ta­tem języ­ko­znaw­czym” i „filo­lo­gią wier­szem„4.

Uczo­ne defi­nio­wa­nie lin­gwi­zmu mogło­by toczyć się dalej, na szczę­ście każ­dą wyli­czan­kę uci­na szyb­ko jakieś „kry­jesz ty!”. Na kogo wypa­dło tym razem? Na jakie zało­że­nie bęc?

Przy­bo­sio­we mot­to każe mi wybrać spo­śród wie­lu zało­żeń jed­no naj­waż­niej­sze. Jest to – wymie­nia­ne przez wszyst­kich teo­re­ty­ków – zagad­nie­nie wie­lo­znacz­no­ści. Wie­lo­znacz­ność poezji lin­gwi­stycz­nej to oczy­wi­ście spa­dek po awan­gar­dzie, któ­ra dąży­ła do „mak­si­mum alu­zji wyobra­że­nio­wych w mini­mum słów” i – jak w „Cho­wan­ce” – nie tyl­ko „żąda­ła Naj­wię­cej”, ale też pra­gnę­ła „zawrzeć Naj­wię­cej w Naj­mniej”.

W cie­ka­wy spo­sób ujmu­je tę cechę poezji lin­gwi­stycz­nej Sta­ni­sław Barań­czak. Autor Nie­uf­nych i zadu­fa­nych przed­sta­wia za pomo­cą ter­mi­nów muzycz­nych nara­sta­nie wie­lo­znacz­no­ści w twór­czo­ści Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza. Dro­ga Kar­po­wi­cza od jed­no­znacz­nej, jed­no­gło­so­wej mono­dii, przez dwu­znacz­ny, ale­go­rycz­ny kanon, do wie­lo­znacz­nej, poli­fo­nicz­nej fugi – oka­zu­je się nie­ocze­ki­wa­nie dro­gą całej pol­skiej poezji lin­gwi­stycz­nej, jaką ta prze­szła w XX wie­ku od awan­gar­do­we­go sło­wiar­stwa do nowo­fa­lo­wej nie­uf­no­ści. O „róż­ni­cy stop­nia” dzie­lą­cej te dwa pro­jek­ty wspo­mi­na Edward Bal­ce­rzan. Dla nie­go Przy­bo­sio­we wzno­sze­nie „masy­wów seman­tycz­nych” poprzez „grę homo­ni­mem” to zale­d­wie wstęp do dzia­łań nowych lin­gwi­stów, któ­rzy w awan­gar­do­wym „mak­si­mum tre­ści w mini­mum słów” zmiesz­czą całą gamę nie­zna­nych dotąd emo­cji. Z kolei Janusz Sła­wiń­ski pod­kre­śla, że o ile dla Peipe­ra i Przy­bo­sia eko­no­micz­nie poję­ta wie­lo­znacz­ność była rado­ścią, punk­tem doj­ścia i efek­tem sło­wiar­skich dzia­łań, o tyle na przy­kład dla Kar­po­wi­cza oka­za­ła się dopie­ro począt­kiem poetyc­kiej dro­gi, „sta­nem, na któ­ry poezja jest ska­za­na przez język”, prze­kleń­stwem, a przy­naj­mniej czymś wyso­ce podej­rza­nym.

Czym jest dla poezji lin­gwi­stycz­nej wie­lo­znacz­ność i co róż­ni ją od tej, któ­ra ist­nie­je w każ­dym prze­cież prze­ka­zie poetyc­kim? Zamiast ter­mi­nów muzycz­nych pozwo­lę sobie użyć nie­zo­bo­wią­zu­ją­cej meta­fo­ry che­micz­nej i potrak­to­wać utwór poetyc­ki jako roz­twór o róż­nym stop­niu stę­że­nia seman­tycz­ne­go. W takim uję­ciu poeta lin­gwi­sta był­by kimś, kto dąży do jak naj­więk­sze­go nasy­ce­nia wier­sza zna­cze­nia­mi i nie prze­sta­je eks­pe­ry­men­to­wać nawet tam, gdzie inni auto­rzy mówią „pas!”. Pro­ces nasy­ca­nia tek­stu lin­gwi­stycz­ne­go wie­lo­znacz­no­ścią prze­bie­ga na wszyst­kich jego pozio­mach. W tym celu poeta-che­mik sto­su­je cały kata­log chwy­tów: skła­dnio­wych (meta­fo­ry­ka opar­ta na magii „mię­dzy­sło­wia”, roz­bi­ja­nie two­rzy­deł fra­ze­olo­gicz­nych), lek­sy­kal­nych (sztucz­ki homo­ni­micz­ne i paro­no­ma­stycz­ne, mno­że­nie fał­szy­wych ety­mo­lo­gii), mor­fo­lo­gicz­nych i flek­syj­nych (igra­nie z toż­sa­mo­ścią słów przez grę wewnątrz­wy­ra­zo­wą), wresz­cie fone­tycz­nych (wyni­ka­ją­cych z mimo­lo­gicz­ne­go wej­ścia w głąb struk­tu­ry fone­mu) itd.

Pró­ba zawar­cia „Naj­wię­cej w Naj­mniej tak / aże­by Rygor / Miał w sobie roz­pa­sa­ną buj­ność i Przy­pa­dek” naj­czę­ściej pro­wa­dzi poetę lin­gwi­stycz­ne­go do gra­ni­cy, poza któ­rą zna­ki uka­zu­ją naj­ciem­niej­sze odmę­ty swe­go mare tene­bra­rum i sta­ją się prze­sy­co­ne, czy­li nie­zro­zu­mia­łe. Nie­bez­pie­czeń­stwo takie­go eks­pe­ry­men­tu języ­ko­we­go wyni­ka stąd, że roz­two­ry poetyc­kie łatwo prze­cho­dzą ze sta­nu nie­na­sy­ce­nia do nasy­ce­nia i – wresz­cie – prze­sy­ce­nia wie­lo­znacz­no­ścią. Pro­blem ten doty­czy twór­ców tak rady­kal­nych jak choć­by Tymo­te­usz Kar­po­wicz, któ­rzy prze­kro­czy­li obo­wią­zu­ją­cą w danym cza­sie gra­ni­cę zro­zu­mia­ło­ści i za swe poetyc­kie „Naj­wię­cej” – ze stro­ny czy­tel­ni­ków otrzy­ma­li „Naj­mniej”.

Na szczę­ście, jak poka­zu­je histo­ria pra­cow­ni lin­gwi­stycz­nej, poję­cie prze­sy­ce­nia wie­lo­znacz­no­ścią jest względ­ne i zmie­nia się wraz z prze­su­wa­niem hory­zon­tu odbior­czych ocze­ki­wań. Nad­da­tek, któ­ry jesz­cze wczo­raj nie mie­ścił się w gra­ni­cach roz­two­ru i dla­te­go został z nie­go wytrą­co­ny (jed­no­cze­śnie wytrą­ca­jąc z rów­no­wa­gi daw­ne­go odbior­cę), już jutro może się oka­zać cał­kiem dro­go­cen­nym krysz­tał­kiem. To, co wczo­raj­si czy­tel­ni­cy odrzu­ci­li jako zaro­zu­mia­ły beł­kot, eks­cen­tryzm gra­ma­ty­ki albo nie­moż­li­wą uto­pię, dzi­siaj oka­zu­je się nie­do­ce­nio­nym eks­pe­ry­men­tem – poza­ro­zu­mo­wym języ­kiem Chleb­ni­ko­wa, mowo­cen­trycz­ną gra­ma­tur­gią Bia­ło­szew­skie­go czy zre­ali­zo­wa­ną w peł­ni „poezją nie­moż­li­wą” Kar­po­wi­cza. Ale tutaj powsta­je dru­gi pro­blem, któ­ry doty­czy już nie twór­cy, lecz bada­cza poezji lin­gwi­stycz­nej. Sko­ro bowiem okre­śla­nie wier­sza jako roz­two­ru nie­na­sy­co­ne­go, nasy­co­ne­go czy prze­sy­co­ne­go opie­ra się nie na wyraź­nych roz­gra­ni­cze­niach, lecz na względ­nej róż­ni­cy stop­nia stę­że­nia, to być może w ogó­le nie ma sen­su docie­ka­nie, gdzie zaczy­na się, a gdzie koń­czy wiersz lin­gwi­stycz­ny?

Jed­no pra­gnie­nie

Docie­ka­nie isto­ty wier­sza lin­gwi­stycz­ne­go być może rze­czy­wi­ście nie będzie mieć sen­su, jeśli ogra­ni­czy­my się do samych zało­żeń, a zapo­mni­my o tym, co ma zostać nasy­co­ne, czy­li o pra­gnie­niu. Na szczę­ście jed­nak zno­wu w sukurs przy­cho­dzi nam Przy­bo­sio­wa „Cho­wan­ka”. – Cze­go pra­gniesz? – pyta ojciec córecz­kę, a my pyta­my wiersz lin­gwi­stycz­ny. – Baw­my się w cho­wan­kę! Możesz? – Mogę.

Tytu­ło­wa zaba­wa roz­gry­wa się w wier­szu na kil­ku pozio­mach i wyłącz­nie jeden z nich doty­czy małej Uty i jej taty. Cho­wan­ko­we inkan­ta­cje sta­ją się mię­dzy inny­mi iro­nicz­ną kon­sta­ta­cją słów nie­miec­kie­go filo­zo­fa, a tak­że frag­men­tu dzie­wią­tej ele­gii duinej­skiej Ril­ke­go o rze­czach, któ­re nigdy nie są tym, czym wyda­ją się być. Cho­wan­ka to jed­nak przede wszyst­kim meta­fo­ra pra­gnie­nia awan­gar­do­we­go poety. Twór­ca ten – igra­jąc homo­ni­mią, paro­no­ma­zją, prze­ję­zy­cze­niem itd. – naru­sza toż­sa­mość słów, każe im „z Nie­ist­nie­ją­cym idąc noga w nogę / być i zara­zem nie być”, docie­ra do ich „naj­mniej­szej cząst­ki”, by z niej „roz­wi­nąć Całość”, poka­zu­je, że wyra­zy nigdy nie są tym, czym się nam z wierz­chu wyda­ją. By jed­nak doko­nać dema­ska­cji, poeta musi nauczyć się zasad słow­nej cho­wan­ki. Jakie to zasa­dy? Naj­traf­niej sfor­mu­ło­wał je inny wiel­ki awan­gar­dzi­sta – Wie­li­mir Chleb­ni­kow, któ­ry nazy­wał sło­wa „lal­ka­mi dźwię­ko­wy­mi”, a poetów odróż­niał od innych użyt­kow­ni­ków języ­ka po tym, że trak­tu­ją słow­ne zabaw­ki jak żywe isto­ty, a nie jak zwy­kły zbiór gał­gan­ków. Zaum­ny twór­ca pisał o chwy­tach arty­stycz­nych, że mają one „nada­wać poję­ciu uwię­zio­ne­mu w jed­nym rdze­niu zary­sy sło­wa inne­go rdze­nia. Przez co pierw­sze zysku­je postać, pozór dru­gie­go„5. Efek­ty zaba­wy w cho­wan­kę Chleb­ni­kow nazy­wał „sło­wa­mi dwu­li­co­wy­mi”, a samą lin­gwi­stycz­ną grę okre­ślał jako „mową dwu­wy­pu­kłą”.

Nade­szła pora, aby wpro­wa­dzić jesz­cze jeden pseu­do­nim, w któ­rym cho­wa się lin­gwi­stycz­na chowanka/mowa dwu­wy­pu­kła, a mia­no­wi­cie przy­wo­ła­ną w tytu­le moje­go tek­stu „stra­ty­gra­fię”. Sło­wo to ma w języ­ku pol­skim tę szczę­śli­wą wła­ści­wość, że prócz łaciń­skiej „war­stwy” (stra­tum) kry­je w sobie tak­że – na zasa­dzie fał­szy­wej ety­mo­lo­gii – swoj­sko brzmią­cą „stra­tę”. Do cze­go jed­nak ma słu­żyć prze­nie­sie­nie poję­cia stra­ty­gra­fii z geo­lo­gii w poetyc­kość? Co łączy ze sobą wie­lo­znacz­ność, cho­wan­kę i stra­ty­gra­fię? I jak wresz­cie odnieść te prze­no­śnie do isto­ty wier­sza lin­gwi­stycz­ne­go?

Inspi­ra­cją moje­go tek­stu – obok „Cho­wan­ki” Przy­bo­sia – jest wyda­na w Pol­sce w 2004 roku książ­ka Gra­ma­ty­ki two­rze­nia Geo­r­ge­’a Ste­ine­ra. Waż­kie, choć prze­mil­cza­ne idee tej roz­pra­wy mogą, jak myślę, stać się odpo­wie­dzią na nie­któ­re pyta­nia o lin­gwizm, mimo że nie zosta­ły zada­ne przez same­go Ste­ine­ra. Filo­zo­fa inte­re­su­je dzie­ło (języ­ko­we, muzycz­ne, malar­skie, rzeź­biar­skie) poję­te jako splot tego, co zaist­nia­ło, i tego, cze­mu nie dane było zaist­nieć. Na każ­dy twór arty­stycz­ny, obok jego for­my osta­tecz­nej, skła­da­ją się wszyst­kie odrzu­co­ne, nie­na­ro­dzo­ne, zanie­cha­ne wer­sje. Mówiąc ina­czej: każ­dy wiersz i obraz, każ­da rzeź­ba czy kom­po­zy­cja to rodzaj stra­ty­gra­ficz­ne­go ukła­du, w któ­rym spod warstw naj­bar­dziej powierzch­nio­wych (sygno­wa­nych autor­skim „tak”) wyła­nia­ją się nazna­czo­ne nega­cją „war­stwy-stra­ty” ska­za­ne na nie­za­ist­nie­nie.

Ste­iner nie opo­wia­da się w ten spo­sób po stro­nie zwo­len­ni­ków gene­tycz­nej, psy­cho­ana­li­tycz­nej czy dekon­struk­cyj­nej meto­dy bada­nia dzieł arty­stycz­nych. Mało inte­re­su­ją go nie­świa­do­mość twór­cy i jej wpływ na wytrą­ca­nie się w dzie­le zane­go­wa­nych przez świa­do­mość osa­dów seman­tycz­nych. Gra­ma­ty­ki two­rze­nia sytu­ują się wła­śnie po stro­nie świa­do­mo­ści auto­ra, któ­ry zawie­ra w osta­tecz­nym kształ­cie dzie­ła jego odrzu­co­ne wer­sje nie przez freu­dow­ską omył­kę, ale z peł­ną trzeź­wo­ścią i pre­me­dy­ta­cją.

O para­dok­sie cho­wa­nia „nie­ist­nie­ją­ce­go w ist­nie­ją­cym” Ste­iner pisze: „Naj­bar­dziej rady­kal­ne są te tra­dy­cje este­tycz­ne i ci arty­ści, któ­rzy pak­tu­ją z nico­ścią, to zna­czy ci, któ­rzy skład­ni­kiem swych dzieł czy­nią jej obec­ność„6. Czyż nie w podob­nym duchu Przy­boś wypo­wie w swej „Cho­wan­ce” sło­wa twór­cze­go pra­gnie­nia: „być i zara­zem nie być” oraz „Znisz­czyć narzę­dziem sło­wa nawet swą Zagładę/ nazy­wa­jąc ją”?

[…]


[1] J. Przy­boś, „Cho­wan­ka”, w: Utwo­ry poetyc­kie. Zbiór, War­sza­wa 1975, s. 590–591.
[2] J. Sła­wiń­ski, „Pró­ba porząd­ko­wa­nia doświad­czeń”, w: Przy­pad­ki poezji, Kra­ków 2001, s. 294–300; autor jest odpo­wie­dzial­ny za wpro­wa­dze­nie ter­mi­nu „poezja lin­gwi­stycz­na” i oddzie­le­nie zja­wi­ska od awan­gar­do­we­go, peipe­row­sko-przy­bo­sio­we­go „sło­wiar­stwa”.
[3] S. Barań­czak, Nie­uf­ni i zadu­fa­ni. Roman­tyzm i kla­sy­cyzm w mło­dej poezji lat sześć­dzie­sią­tych, Wro­cław 1971, s. 46–48; Barań­czak tak­że wyróż­nia w tak zwa­nej poezji sło­wa dwa odła­my: ufne wobec mowy sło­wiar­stwo, repre­zen­to­wa­ne przez Przy­bo­sia czy Bień­kow­skie­go, oraz nie­uf­ny lin­gwizm, m.in. Wirp­szy, Barań­cza­ka, Kar­po­wi­cza i Bal­ce­rza­na.
[4] E. Bal­ce­rzan, „Poezja „sło­wiar­ska – poezja lin­gwi­stycz­na”, w: Poezja pol­ska w latach 1939–1965. Ide­olo­gie arty­stycz­ne, cz. II, War­sza­wa 1988, s. 77–96.
[5] Cyt. za: B. Lön­nqu­ist, Kar­na­wa­ło­we prze­bra­nia, przekł. A. Pomor­ski, „Lite­ra­tu­ra na świe­cie”, 1984 nr 2(151), s. 99–100.
[6] G. Ste­iner, Gra­ma­ty­ki two­rze­nia, przekł. J. Łoziń­ski, Poznań 2004, s. 123.

Pierworodny świata na Ultima Thule [fragment]

jakiejś uto­pii. Rów­nież naród.
T. Kar­po­wicz, „Twór­cza nega­cja„1

W „Epi­ta­fium sło­wiań­skie­go poety” Mio­dra­ga Pavlo­vi­ća (któ­ry wte­dy, gdy go na język pol­ski prze­kła­dał Tymo­te­usz Kar­po­wicz, czy­li w latach 60., był jesz­cze „poetą jugo­sło­wiań­skim”) pada­ją sło­wa łatwo dają­ce się prze­tłu­ma­czyć z epi­ta­fij­ne­go cza­su prze­szłe­go na mrocz­ne pro­roc­two:

Z powo­du naszych sta­rych pie­śni
w tej nowej wie­rze nazwa­no mnie
odszcze­pień­cem i wro­giem (…)
W ubó­stwie prze­mi­ną­łem
nocą mnie pocho­wa­no
zja­wiam się w ich snach jako czar­no­księż­nik
choć nie mogę powstać z gro­bu! (…)
Inni niech dadzą praw­dę bogom
Dla mnie jest dobra moja nora
cie­szą mnie tu kre­ty słów pra­sta­rych
i pota­jem­ne gęśle cho­wam pod zie­mią2.

Pro­roc­two to, któ­re arbi­tral­nie czy­nię zary­sem dal­sze­go losu Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza, speł­nia się w jego przy­pad­ku w latach 70. Uro­dzo­ny w 1921 roku Mistrz Mowy Pol­skiej (jak go nazy­wał w dedy­ka­cji do swe­go tomu Nie skoń­czo­na kru­cja­ta Rafał Woja­czek) był wte­dy auto­rem tomów: Żywe wymia­ry (1948), Gorz­kie źró­dła (1957), Kamien­na muzy­ka (1958), Zna­ki rów­na­nia (1960), W imię zna­cze­nia (1962) oraz Trud­ny las (1964). Za tytu­łem ostat­niej książ­ki moż­na by powie­dzieć, że im dalej w las, tym wię­cej tru­dów – kolej­ne zbio­ry są coraz bar­dziej stra­ceń­czą i mrocz­ną wypra­wą ku Mat­kom, a Kar­po­wi­czow­ska auto­no­micz­ność sta­je się coraz bole­śniej nabrzmia­łą auto­chto­nicz­no­ścią. Łagod­ne przej­ście od eta­pu mono­dii, przez kanon, do fugi – jak z ducha muzycz­ne­go nazwał pro­ces wie­lo­znacz­nie­nia w poezji Kar­po­wi­cza Barań­czak3 – nagle umy­ka logi­ce omó­wień, gdy w roku 1972 uka­zu­je się tom nie­pod­le­gły żad­nej z kry­tycz­nych pod­pó­rek ter­mi­no­lo­gicz­nych – Odwró­co­ne świa­tło. Smu­gę cie­nia poezji dopeł­nia rok póź­niej zachwy­ca­ją­co mrocz­ne dzie­ło teo­re­tycz­ne – Poezja nie­moż­li­wa. Mode­le Leśmia­now­skiej wyobraź­ni. Kar­po­wicz, ten słow­ny czar­no­księż­nik (w zna­cze­niu: autor czar­nych ksiąg), nie zosta­je wpraw­dzie wów­czas nazwa­ny „odszcze­pień­cem i wro­giem”, ale opi­nia czy­tel­ni­cza fun­du­je mu epi­ta­fium znacz­nie bar­dziej dotkli­we. Zbu­do­wa­ne z prze­mil­cze­nia. Nie­dłu­go potem sło­wiań­ski poeta opusz­cza kraj na zawsze, by do chwi­li, w któ­rej piszę te sło­wa, prze­by­wać w „dobrej swej norze”, wraz z „kre­ta­mi słów pra­sta­rych”, w dale­kim Chi­ca­go.

***

A cóż za sło­wa pisze się „w tej chwi­li” (by przy­wo­łać tytuł wier­sza pomiesz­czo­ne­go w Sło­jach zadrzew­nych wyda­nych w 1999 roku)? W tej chwi­li pol­skiej publicz­no­ści lite­rac­kiej zosta­ły zada­ne roz­licz­ne pyta­nia sygno­wa­ne nazwi­skiem Mistrza. Zapi­sał je w for­mie „Kwe­stio­na­riu­sza Kar­po­wi­czow­skie­go” Zbi­gniew Machej we Wspo­mnie­niach z poezji nowo­cze­snej (2005). Po zbyt dłu­gim cza­sie, jaki upły­nął od – jedy­nie pozor­ne­go!!! – zamilk­nię­cia Kar­po­wi­cza i od pierw­sze­go aktu prze­mil­cza­nia jego dzie­ła w dys­kur­sie kry­tycz­nym, iro­nicz­no-zaczep­ne pyta­nia Mache­ja spo­ty­ka­ją się ze zdzi­wie­niem, nie­zro­zu­mie­niem lub zgo­ła zaże­no­wa­niem.

Bo jak się teraz czy­ta teraź­niej­sze wier­sze?
I jak się teraz pisze o teraź­niej­szej poezji? […]
O kim się mówi w wyso­kim
nakła­dzie? O kim się mówi w sty­lu wyso­kim? […]
Komu się daje Nike,
a komu się daje figę z makiem z paster­na­kiem?
Czy Tymo­te­usz Kar­po­wicz lubi figi z makiem?
Czy czy­tał Paster­na­ka? […]
Ile lini­jek ma hasło „Kar­po­wicz” w „Nowej
Ency­klo­pe­dii PWN”? Czy ma tyle lini­jek, na ile zasłu­gu­je?

Pyta­nie o licz­bę lini­jek w dzi­siej­szej recep­cji dzieł Kar­po­wi­cza (w ency­klo­pe­dii wer­sów tych jest 22, o wie­le mniej niż w poema­cie Mache­ja) nale­ży zamie­nić na pyta­nie o gorz­kie źró­dła nija­ko­ści tej recep­cji. Pro­ro­czej odpo­wie­dzi udzie­lił sam poeta, któ­ry w ese­ju „Sztu­ka nie­moż­li­wa„4 opi­sy­wał wysi­łek twór­czy pre­hi­sto­rycz­ne­go arty­sty i błę­dy w póź­niej­szym rozu­mie­niu jego inten­cji. Na skal­nej ścia­nie sprzed tysiąc­le­ci nary­so­wa­no zwie­rzę o ośmiu nogach. Obraz ten czło­wiek współ­cze­sny odczy­tu­je z wyż­szo­ścią, jako przy­kład błę­du czy bra­ku umie­jęt­no­ści pry­mi­tyw­ne­go jaski­niow­ca. Tym­cza­sem Kar­po­wicz widzi w owym szki­cu, wyko­na­nym w mrocz­nym cza­sie wyła­nia­nia się kul­tu­ry z natu­ry, pierw­szą pró­bę zre­ali­zo­wa­nia twór­czej uto­pii. Dzi­ki malarz chciał nama­lo­wać zwie­rzę w bie­gu, dla­te­go wła­śnie – z roz­my­słem wyobraź­ni, a nie przez pomył­kę lub prze­ocze­nie – dał mu czte­ry dodat­ko­we koń­czy­ny. Pre­hi­sto­rycz­ny arty­sta nie­wie­le róż­ni się od mitycz­ne­go Pig­ma­lio­na, któ­ry chciał zatrzeć gra­ni­cę mię­dzy rze­czą a jej przed­sta­wie­niem. Co wię­cej, według Kar­po­wi­cza każ­dy praw­dzi­wy arty­sta powi­nien usłu­chać odwiecz­ne­go bogo­bój­cze­go pra­gnie­nia, któ­re każe podej­mo­wać wciąż nowe pró­by oży­wie­nia tego, co jest sztucz­nym obra­zem życia. Poru­szyć nama­lo­wa­ne, dotknąć napi­sa­ne­go – oto powo­ła­nie każ­de­go, kto pojął, że two­rzyć – to zna­czy wiecz­nie zma­gać się z Nie­moż­li­wo­ścią, tak by w każ­dym akcie twór­czym zdo­by­wać kolej­ne jej gra­ni­ce i przy­czół­ki.

Arty­sta z pra­daw­nej gro­ty oka­zu­je się nad­spo­dzie­wa­nie podob­ny do opi­su­ją­ce­go go poety. Kar­po­wicz wie, że do Ulti­ma Thu­le moż­li­wo­ści poetyc­kich docie­ra się stra­ceń­czo i samot­nie, że polo­wa­nie na „kre­ty słów pra­sta­rych” opła­ca się zej­ściem w śle­po­tę jasno­wi­dze­nia, a za „odwró­ce­nie świa­tła” gro­zi wię­zie­nie odwró­co­nych ple­ców ludzi świa­tłych. Poeta ma tak­że świa­do­mość, że wbrew pro­roc­twom o nad­wy­ra­żal­no­ści, któ­ra ponoć cze­ka na nas w zie­mi obie­ca­nej, znaj­dzie­my tam wyłącz­nie to, cze­go doświad­cza­my od zawsze: grzech pier­wo­rod­ny nie­wy­ra­żal­no­ści. Wie­dzą tą dzie­li się ze swo­imi czy­tel­ni­ka­mi, lecz tyl­ko nie­licz­ni z jego uczniów godzą się dostą­pić tej gorz­kiej komu­nii. Kar­po­wicz, jak przed nim pol­ski Leśmian czy rosyj­scy będzia­nie z Chleb­ni­ko­wem i Kru­czo­ny­chem na cze­le, pra­gnie spro­wa­dzić język poetyc­ki do jego gorz­kich źró­dło­sło­wów, do punk­tu już nawet nie zero­we­go, lecz prze­dze­ro­we­go. Jak sam pisze w odnie­sie­niu do Leśmia­na, cho­dzi o to, by poeta choć przez chwi­lę stał się „pier­wo­rod­nym świa­ta„5, żeby wypo­wie­dział „zaklę­cie pre­na­tal­ne”, a final­nie – pod­jął pró­bę „uka­za­nia ruchu poprze­dza­ją­ce­go pierw­szy ruch, kształ­tu poprze­dza­ją­ce­go pierw­szy kształt, uczu­cia poprze­dza­ją­ce­go pierw­sze uczu­cia„6.

Ta pre­na­tal­ność języ­ka jest w przy­pad­ku Kar­po­wi­cza nie­zwy­kle zna­mien­na. Nie cho­dzi w niej o uprosz­cze­nie przed­sta­wie­nia, ale prze­ciw­nie – o jego mak­sy­mal­ną, nie­moż­li­wą wręcz kom­pli­ka­cję. Podob­nie jak arty­sta z pre­hi­sto­rycz­nej gro­ty nie był auto­rem kil­ku pro­stac­kich, nie­zdar­nych kre­sek, lecz pomno­żo­ne­go, skom­pli­ko­wa­ne­go i dzię­ki temu poru­sza­ją­ce­go się – jak w dzi­siej­szej kre­sków­ce – zwie­rzę­cia, tak Kar­po­wicz nie szu­ka pier­wo­rod­ne­go wyra­zu wśród takich form, jak teatr ubo­gi Gro­tow­skie­go, „pod­roz­mo­wa” Natha­lie Sar­rau­te, język prze­dzna­cze­nio­wy Bec­ket­ta i Ione­sco czy „śmierć poezji” Róże­wi­cza. Odwró­co­ne świa­tło naj­le­piej uka­zu­je, że przej­rzy­stość źró­dła moż­na osią­gnąć jedy­nie wte­dy, gdy podej­rzy się każ­de z jego zmą­ceń. „Ja chciał­bym” – mówi Kar­po­wicz, a tom z 1972 roku poka­zu­je w spo­sób ośle­pia­ją­cy, jaka siła reali­za­cji drze­mie w tym pra­gnie­niu – „wró­cić do dnia naro­dzin sło­wa, ale zacho­wać w nim pamięć tego, co już ono Ťpo dro­dzeť prze­ży­ło. Mak­si­mum aso­cja­cji jest nadzie­ją moje­go logos„7.

***

Kar­po­wi­czow­ska uto­pia sło­wa poetyc­kie­go, któ­re (jak kaba­li­stycz­ny Alef) kry­je w sobie wszel­kie zda­rzo­ne oraz poten­cjal­ne histo­rie wszech­świa­ta i któ­re wła­śnie przez to jest sło­wem naj­pier­wot­niej­szym – to jed­no z naj­bar­dziej sza­lo­nych marzeń pol­skiej poezji. Nie dzi­wi zatem, że każ­da z prób opi­sa­nia tego pra­gnie­nia i jego reali­za­cji w wier­szu ska­za­na jest na nie­peł­ność i nie­przy­sta­wal­ność. Może nale­ża­ło­by nastro­ić w tym celu swój kry­tycz­ny język tak, jak nastra­ja swą czar­no­księ­ską mowę autor Sło­jów zadrzew­nych? „Czy­li jak?” – zapy­ta­ją nie­wta­jem­ni­cze­ni, a w ten spo­sób dopi­szą jesz­cze jed­no waha­nie do kwe­stio­na­riu­sza Zbi­gnie­wa Mache­ja. Nauka pły­nie z chi­ca­gow­skiej gro­ty, gdzie osa­mot­nio­ny 83-let­ni poeta ota­cza się sto­sem kar­to­no­wych pude­łek z fisz­ka­mi, na któ­rych spi­su­je wszyst­kie (z)użyte w pol­skiej poezji sło­wa. „Po co to robi?!” – pyta kwe­stio­na­riusz z prze­czu­ciem jesz­cze głęb­szych sza­leństw. Być może – i niech to będzie moja jedy­na w tej ankie­cie odpo­wiedź – robi to dla­te­go, by odwró­cić nie­spra­wie­dli­wą per­cep­cję naj­waż­niej­szych, a uzna­nych za naj­bar­dziej chy­bio­ne, doko­nań sztu­ki. Być może to tyl­ko lęk przed wpły­wem, wydar­cie z kaj­dan cudzo­ści swej ory­gi­nal­no­ści. A może (nadejdź, Nie­moż­li­wo­ści!) w jego ame­ry­kań­skim Pat­mos speł­nia się jed­no z więk­szych pro­roctw? Pismo pier­wo­rod­ne wypeł­nia się ostat­ni­mi fisz­ka­mi zna­czeń. Oto odwra­ca się Świa­tło, Wezwa­ny poły­ka Księ­gę, a Sło­wo Począt­ku zaczy­na swe zara­nie. Amen, mówi­my, Alef.

[…]


[1] „Twór­cza nega­cja. Roz­mo­wa o poezji. Z Tymo­te­uszem Kar­po­wi­czem roz­ma­wia Ryszard Sawic­ki”, w: „Wie­lo­czas. Le temps plu­rier”, nr 1–2/1983, s. 71.
[2] M. Pavlo­vić, „Epi­ta­fium sło­wiań­skie­go poety”, w: M. Pavlo­vić, Sobo­wtó­ry, przeł. T. Kar­po­wicz, P. Vuji­cić, War­sza­wa 1965, s. 30–31.
[3] S. Barań­czak, „Tymo­te­usz Kar­po­wicz albo poli­fo­nia”, w: Nie­uf­ni i zadu­fa­ni. Roman­tyzm i kla­sy­cyzm w mło­dej poezji lat sześć­dzie­sią­tych, Wro­cław 1971.
[4] T. Kar­po­wicz , „Sztu­ka nie­moż­li­wa”, „Odra” nr 12/1976.
[5] „Twór­cza nega­cja…”, s. 67.
[6] T. Kar­po­wicz: Poezja nie­moż­li­wa. Mode­le Leśmia­now­skiej wyobraź­ni, Wro­cław 1973, s. 6.
[7] Ibi­dem, s 69.

Timszel. Dla Tymoteusza Karpowicza
(fragment)

Co zszy­wa
ten głos? Do cze­go
przy­szy­wa
ten głos
tę i tam­tą stro­nę? (…)

[Paul Celan, począ­tek wier­sza „Co zszy­wa…”
w tłu­ma­cze­niu Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza]

Mogę roz­po­cząć tak:
Tyl­ko raz: naro­dzi­ny i zgon zda­rza­ją się tyl­ko raz.
Mogę otwo­rzyć koń­cem:
W jakim­kol­wiek miej­scu – był sobą. Z cza­sem się nie liczył. I wygrał, choć jesz­cze nie raz będzie zapo­mnia­ny, by mieć skąd cią­gle powra­cać.1
Mogę też ów począ­tek napeł­nić więk­szą iro­nią:
Nie mamy już począt­ków.
Mogę?
Możesz.
Będę pisać o tajem­ni­cy spo­tka­nia, sekre­cie daty.

Słow­na koleb­ka brzóz­ki

W roz­mo­wie z Wan­dą Sor­gen­te z 1985 roku Tymo­te­usz Kar­po­wicz opo­wia­da zadzi­wia­ją­cą histo­rię ze swe­go dzie­ciń­stwa. Gdy był chłop­cem, mat­ka zapro­wa­dzi­ła go do miej­sca, w któ­rym jego dzia­dek wypo­wie­dział ostat­nie przed śmier­cią zda­nie. A wła­ści­wie nie zda­nie, lecz sło­wo, któ­re brzmia­ło: „brzo­za”. I oto tam, gdzie zasia­no sło­wo, wyro­sło drze­wo – dorod­na brzóz­ka, któ­rej w tym miej­scu (jak zaświad­cza­ła mat­ka, jak świę­cie wie­rzył syn) za życia dziad­ka na pew­no nie było [Żus 14].

Ta pro­sta, bajecz­na opo­wieść, któ­ra poru­sza tyl­ko pod warun­kiem, że jej zawie­rzy­my, poka­zu­je, w jaki spo­sób zda­rze­nie (śmierć dziad­ka) wcho­dzi w sło­wo („brzo­za”), a sło­wo („brzo­za”) sta­je się zda­rze­niem (naro­dzi­na­mi brzóz­ki). Mat­czy­na histo­ria doma­ga się od syna (a on doma­ga się od nas) wia­ry w jed­no­cze­sność. Brzóz­ka w sfe­rze zawie­rze­nia nie mogła uko­rze­nić się ani  p r z e d  ostat­nim sło­wem dziad­ka, ani  p o  nim – musia­ła naro­dzić się jako drze­wo dokład­nie  w   t y m   s a m y m   m o m e n c i e, gdy umar­ła jako sło­wo. Po latach zdu­mio­ny w tej chwi­li chłop­czyk napi­sze:

tyl­ko w tej chwi­li rodzisz się obcią­ga­jąc deli­kat­ną skór­ką swój puls
tyl­ko w tej chwi­li ssiesz pierś mat­ki łącząc się z mlecz­ną dro­gą
tyl­ko w tej chwi­li idziesz do pierw­szej komu­nii a Bóg trzy­ma cię zbyt moc­no
w ramio­nach abyś nie skrę­cił w bok
tyl­ko w tej chwi­li zda­jesz matu­rę wypo­wia­da­jąc posłu­szeń­stwo wie­dzy
tyl­ko w tej chwi­li zasie­wasz się po raz pierw­szy w dziew­czy­nę no bo jaką
masz inną moż­li­wość
tyl­ko w tej chwi­li widzisz swo­je ręce krzy­żo­wa­ne na two­jej pier­si przez nią
nie do zastą­pie­nia i po śmier­ci

nigdy nie będzie wczo­raj nigdy nie będzie jutra
jest tyl­ko dziś ten moment w któ­rym piszesz lub czy­tasz te sło­wa (…)

[Sz 286]

Poeta nie zapo­mniał w sobie zdzi­wie­nia dziec­ka. Wię­cej – on to zdzi­wie­nie prze­mie­nił w fascy­na­cję, a fascy­na­cję zasiał w sło­wo. Oba fak­ty – bota­nicz­ny i poetyc­ki – noszą w sobie tajem­ni­cę spo­tka­nia i sekret daty.

Spo­tka­nie i datę, a tak­że para­fra­zę pierw­sze­go zda­nia wywo­łu­ję do pozna­nia z tek­stu Szib­bo­let. Dla Pau­la Cela­na Jacqu­es’a Der­ri­dy2. Filo­zof, podą­ża­jąc za „Połu­dni­kiem” poety, pozwa­la się uwo­dzić nie­ustan­nym odro­dze­niom tego, co pozor­nie zda­rza się „tyl­ko jeden raz”. Pisze o obrze­za­niu, pisze o dacie, pisze o jed­nej szan­sie, jaką był szib­bo­let, oraz o idio­mie, któ­rym jest wiersz. Jed­nak już w łonie jed­no­ra­zo­wo­ści doko­nu­je się według Der­ri­dy zna­czą­ca cezu­ra:

„Jeśli obrze­za­nie zda­rza się tyl­ko raz, to ten raz jest: z a r a z e m,   j e d n o c z e ś n i e, at the same time, pierw­szym i ostat­nim razem. Taki jest pozór – arche­olo­gia i escha­to­lo­gia – wokół któ­re­go będzie­my krą­żyć, jak wokół pier­ście­nia, któ­ry on wykre­śla, odci­na lub odłą­cza. Ten pier­ścień to obrącz­ka przy­mie­rza, daty rocz­ni­cy i powro­tu roku”.

Uważ­nie odczy­taw­szy fascy­na­cję Cela­na, Der­ri­da zada­je tak­że kil­ka­krot­ne razy dacie. W „Połu­dni­ku” tą zasad­ni­czą datą jest 20 stycz­nia –  z a r a z e m dzień, w któ­rym opi­sy­wa­ny przez Cela­na (a wcze­śniej przez Büch­ne­ra) Lenz uda­je się na spa­cer w góry,  j a k   i   j e d n o c z e ś n i e  dzień, w któ­rym śla­da­mi Len­za wyru­sza na sym­bo­licz­ną prze­chadz­kę sam Celan. A wyru­sza po to, by na dro­dze (w tajem­ni­cy spo­tka­nia, w sekre­cie daty) dogo­nić inne­go – same­go sie­bie.

Co tak pocią­ga Der­ri­dę w powro­cie jed­no­ra­zo­wej daty i co spra­wia, że histo­rię Kar­po­wi­czow­skiej brzóz­ki spo­krew­niam ze stycz­nio­wym spa­ce­rem Len­za-Cela­na? To, co ja chęt­nie okre­śli­ła­bym jako „zawie­rze­nie dacie”, filo­zof mia­nu­je „kon­cen­tra­cją”. Tajem­ni­cę spo­tka­nia wyja­śnia w ten spo­sób:

„Wie­le nie­po­wta­rzal­nych zda­rzeń może się zejść przy­pad­ko­wo, połą­czyć,  s k o n c e n t r o w a ć   s i ę pod tą samą datą, któ­ra sta­je się zara­zem ta sama i inna, zdol­na prze­ma­wiać do inne­go o innym, do tego, kto nie może odszy­fro­wać daty cał­ko­wi­cie zapie­czę­to­wa­nej, gro­bow­ca zda­rze­nia, któ­re ona zazna­cza”.

Aby jed­nak doszło do magicz­nej kon­cen­tra­cji, potrzeb­ne jest szcze­gól­ne miej­sce-topos, któ­re Celan w „Połu­dni­ku” okre­śla jako uto­pię, a któ­re Kar­po­wicz mógł­by ochrzcić mia­nem „słow­nej koleb­ki brzóz­ki”. Der­ri­da wybie­ra naj­prost­szą z ono­ma­styk i miej­sce tajem­ne­go sty­ku nazy­wa wier­szem:

„(…) kon­cen­tra­cja gro­ma­dzi wokół tego same­go cen­trum anam­ne­zy wie­lość dat, ‘wszyst­kie nasze daty’, któ­re łączą się przy­pad­ko­wo, ukła­da­ją się w kon­ste­la­cje tyl­ko jeden raz, tyl­ko w jed­nym miej­scu: w praw­dę tyl­ko w jed­nym wier­szu, wier­szu  j e d y n y m, tym, któ­ry za każ­dym razem, jak widzie­li­śmy, jest sam, jedy­ny, samot­ny i poje­dyn­czy”.

Szib­bo­let, tim­szel

Sło­wo jedy­ne, poje­dyn­cze, samot­ne. Sło­wo jako szib­bo­let. Tak jed­no­ra­zo­we, tak ostre, że decy­du­je o życiu i śmier­ci. Nie­po­wta­rzal­na szan­sa na lin­gwi­stycz­nej gra­ni­cy. Der­ri­da skła­da je Cela­no­wi jako dar, wziąw­szy do ser­ca zarów­no wiersz Szib­bo­let poety, jak i wagę tego sło­wa w tra­dy­cji żydow­skiej. Księ­ga Sędziów (12, 1–7) poda­je, że po poko­na­niu Efra­imi­tów Gile­ad­czy­cy posta­no­wi­li odciąć swym wro­gom dro­gę do bro­dów Jor­da­nu. Kie­dy w ręce żoł­nie­rza z Gile­adu wpa­dał podej­rza­ny ucie­ki­nier, otrzy­my­wał pyta­nie: „Czy jesteś z Efra­imu?”. Gdy zaprze­czał, Gile­ad­czyk kazał mu wypo­wie­dzieć sło­wo szib­bo­let, któ­re ozna­cza „kłos”. Efra­imi­ta  n i e   m ó g ł wymó­wić go ina­czej niż nie­po­praw­nie, gdyż w jego sys­te­mie języ­ko­wym nie ist­niał wła­ści­wy (z punk­tu widze­nia Gile­ad­czy­ka) fonem sz. Dźwięk efra­im­skie­go sib­bo­le­tu nie zdą­żył dobrze wybrzmieć w powie­trzu, gdy u nóg zwy­cięz­cy padał kolej­ny poko­na­ny, ścię­ty sło­wem jak kłos. Za pomo­cą tej wyra­fi­no­wa­nej lin­gwi­sty­ki wymor­do­wa­no nad bro­da­mi Jor­da­nu czter­dzie­ści dwa tysią­ce miesz­kań­ców Efra­imu.

Podob­nych pomy­słów nie trze­ba zresz­tą szu­kać tak dale­ko. Oka­zu­je się, że kar­ty pol­skiej histo­rii rów­nież pozna­czy­ły chy­tre szib­bo­le­ty. Po stłu­mie­niu bun­tu miesz­czan kra­kow­skich w 1312 roku żoł­nie­rze Wła­dy­sła­wa Łokiet­ka dosta­li zada­nie wyszu­ka­nia miesz­kań­ców obce­go (głów­nie nie­miec­kie­go) pocho­dze­nia, któ­rych oskar­żo­no o wywo­ła­nie zamie­szek. Pol­skim „kło­sem”, któ­ry miał wytro­pić nie­miec­kie „ple­wy”, było nie­moż­li­we do wypo­wie­dze­nia przez cudzo­ziem­ca zda­nie: „socze­wi­ca koło mie­le młyn”. I zno­wu sło­wo dało począ­tek uci­sko­wi: ci, któ­rzy  n i e   m o g l i go wypo­wie­dzieć, byli pozba­wia­ni mająt­ków, wypę­dza­ni, szy­ka­no­wa­ni, a nie­kie­dy nawet – tra­ci­li życie.

Der­ri­dę fascy­nu­je w szib­bo­le­cie to, że sło­wo – jak obrze­za­nie – nazna­cza sobą mówią­ce­go „tyl­ko jeden raz”. Ta jed­no­ra­zo­wość szan­sy, jej albo-albo roz­pię­te mię­dzy śmier­cią a życiem, nie daje czło­wie­ko­wi wybo­ru. Mówi mu zawsze: „musisz, nie możesz ina­czej”. Na dru­gim bie­gu­nie języ­ka ist­nie­je jed­nak inne żydow­skie sło­wo, o któ­rym Der­ri­da nie wspo­mi­na – sło­wo tim­szel. Hebraj­skie „możesz”, zna­ne dziś bar­dziej z powie­ści Na wschód od Ede­nu Joh­na Ste­in­bec­ka niż z Biblii, sym­bo­li­zu­je wol­ność wybo­ru, jaką czło­wiek został nazna­czo­ny przez Boga. Tę sytu­ację, zawę­żo­ną tutaj do swo­bod­ne­go wybo­ru mię­dzy dobrem a złem, moż­na roz­sze­rzyć na każ­de z ziem­skich zda­rzeń. Tim­szel to uni­wer­sal­ne odwró­ce­nie szib­bo­le­tu, któ­re mówi czło­wie­ko­wi zawsze: „nie musisz, możesz ina­czej”. Zawsze – a więc nie tyl­ko wte­dy, gdy mie­rzą się na sło­wa Gile­ad­czyk i Efra­imi­ta, Bóg i czło­wiek. Tak­że wte­dy, gdy na gra­ni­cy języ­ka staw­ką życia i śmier­ci oka­zu­je się wiersz.

Arche­olo­gia two­rze­nia, escha­to­lo­gia odkry­wa­nia

Zda­nie, do któ­re­go chcę się odwo­łać, by powró­cić do Kar­po­wi­cza, przy­cią­ga mnie swą para­dok­sal­no­ścią tak, jak Der­ri­dę przy­cią­gnę­ła nie­gdyś cyto­wa­na przez Mon­ta­igne­’a fra­za „O, moi przy­ja­cie­le, nie ma na świe­cie przy­ja­ciół„3. Myślę o otwar­ciu książ­ki Geo­r­ge­’a Ste­ine­ra Gra­ma­ty­ki two­rze­nia 4, któ­re jest zara­zem zaprze­cze­niem moż­li­wo­ści otwar­cia. Filo­zof daje swe­mu tek­sto­wi począ­tek: „Nie ma już począt­ków”. Ta prze­wrot­na melan­cho­lia jest zwró­co­na prze­ciw­ko kul­tu­rze współ­cze­snej, któ­ra – zapo­mniaw­szy o począt­ku – śle­po zafa­scy­no­wa­ła się schył­kiem, koń­cem, śmier­tel­no­ścią i zmierz­chem.

W per­spek­ty­wie ludz­kie­go doświad­cze­nia wiek XX moż­na by nazwać ter­ro­rem szib­bo­le­tów, któ­re nigdy wcze­śniej nie oka­za­ły swej śmier­tel­nej mocy w spo­sób tak roz­le­gły i zor­ga­ni­zo­wa­ny jak w minio­nym stu­le­ciu. Co cie­ka­we, Ste­iner widzi w maso­wych zbrod­niach nie­ocze­ki­wa­ną reali­za­cję pew­nych uto­pii (naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nej, komu­ni­stycz­nej itd.). To, co dotąd było pro­jek­to­wa­ne jako mało real­na przy­szłość, sta­ło się prze­ra­ża­ją­cą teraź­niej­szo­ścią. Trau­ma­tycz­ne doświad­cze­nie samo­speł­nia­ją­cej się uto­pii spra­wi­ło, że dzi­siaj – zamiast marzeń o jutrze – czło­wiek pozwa­la sobie jedy­nie na wspo­mi­na­nie zło­wiesz­czych, lecz na szczę­ście pozo­sta­wio­nych za sobą „minio­nych przy­szło­ści”. Ten strach, dobrze odda­ny przez Ste­ine­row­ski ter­min, wpły­nął na prze­mia­nę cza­so­wej struk­tu­ry ludz­kich języ­ków. Przy­szłość (a więc wszel­kie uto­pie, pro­jek­ty, pro­gra­my pozy­tyw­ne oraz mesja­ni­zmy) jest obec­nie prze­ży­wa­na jako zatrwa­ża­ją­ca teraź­niej­szość i natych­miast, w odru­chu lęku, zosta­je wygna­na z syn­tak­sy i ujrza­na na powrót jako obez­wład­nio­na, oswo­jo­na prze­szłość (czy raczej – „minio­na przy­szłość”). Odtąd każ­da dobra nowi­na zwia­stu­ją­ca nadej­ście począt­ku będzie jed­no­cze­śnie ostrze­że­niem – kasan­drycz­ną wróż­bą apo­ka­lip­sy.

Ste­iner pisze rów­nież o innych nie­od­wra­cal­nych zmia­nach, jaki zaszły w gra­ma­ty­ce ludz­kie­go doświad­cze­nia pod wpły­wem dwu­dzie­sto­wiecz­nych rze­zi. Dostrze­ga w języ­ku sfe­ry, któ­re pora­ni­ła elip­sa histo­rii. Podob­nie jak poeta poka­zy­wał zmie­nio­ny sta­tus „poezji po Oświę­ci­miu”, tak filo­zof odma­wia daw­nej sta­bil­no­ści sło­wu „być”, a tak­że uka­zu­je nie­moc lek­se­mów zwią­za­nych z nadzie­ją, ist­nie­niem, pier­wot­no­ścią, jed­no­znacz­no­ścią, praw­dą czy two­rze­niem. Na tym pozio­mie roz­wa­żań Ste­iner wyda­je się nie odbie­gać zanad­to od myśli huma­ni­stów wiel­bią­cych śmier­tel­ność języ­ka, takich jak Bar­thes, Der­ri­da czy Foucault. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak róż­ni się od nich (i chce się róż­nić) w spo­sób zasad­ni­czy. Jego gra­ma­ty­ka twór­czo­ści nie jest gra­ma­to­lo­gią. To nie tyl­ko tro­pie­nie tru­pów, „podróż do kre­su nocy”. To powrót do matecz­ni­ka, do raj­skie­go źró­dła, do utra­co­nych wrót począt­ku. Głód naro­dzin, któ­re­mu wciąż opie­ra­ją się prze­sy­ce­ni schył­kiem filo­zo­fo­wie, odczu­wa­ją według Ste­ine­ra przed­sta­wi­cie­le innych dzie­dzin współ­cze­snej nauki. Astro­fi­zy­cy pró­bu­ją zre­kon­stru­ować pierw­sze chwi­le ist­nie­nia wszech­świa­ta, bio­lo­dzy mole­ku­lar­ni się­ga­ją do pier­wo­cin gene­ty­ki, psy­chia­trzy podą­ża­ją za Freu­dem i Jun­giem w coraz ciem­niej­sze głę­bi­ny ludz­kiej psy­chi­ki, a języ­ko­znaw­cy, pospo­łu z socjo­lo­ga­mi i kul­tu­ro­znaw­ca­mi, powró­ci­li do zaka­za­nych badań nad pra­ję­zy­kiem i kul­tu­rą spo­łe­czeństw pry­mi­tyw­nych. Autor widzi w tym rene­san­sie począt­ków pró­bę radze­nia sobie z kre­sem histo­rii. Bar­dziej jed­nak niż zary­so­wa­na wyżej per­spek­ty­wa histo­rycz­ne­go doświad­cze­nia czło­wie­ka inte­re­su­je Ste­ine­ra sfe­ra sztu­ki. I to wła­śnie jej poświę­ci więk­szą część swo­ich Gra­ma­tyk twór­czo­ści.

Sztu­ka, jak zauwa­ża autor, w myśle­niu dekon­struk­cyj­nym zosta­ła ogra­ni­czo­na do odkry­wa­nia, wyna­laz­czo­ści. Ide­ałem Der­ri­diań­skie­go arty­sty stał się bri­co­leur, czy­li ten, któ­ry odkry­wa ist­nie­ją­ce już skraw­ki i ukła­da z nich (mon­tu­je, recy­kli­nu­je) wtór­ny kolaż słów, kolo­rów, dźwię­ków czy kadrów. Ste­iner na odwrót – pra­gnie wskrze­sić zapo­mnia­ny ide­ał arty­sty jako twór­cy, kre­ato­ra, czy­li tego, kto swe dzie­ło wzno­si z nicze­go, kto je w sobie poczy­na, kto je rodzi, wyry­wa z sie­bie, przy­wo­łu­je do ist­nie­nia po raz abso­lut­nie pierw­szy. Escha­to­lo­gia odkrywania/odtwarzania, gło­szo­na przez dekon­struk­cję, a naj­peł­niej wyra­żo­na w haśle „śmierć auto­ra”, nie dopusz­cza „logo­cen­trycz­nych” pytań o arche­olo­gię two­rze­nia. Ste­iner upar­cie zada­je te nie­po­pu­lar­ne pyta­nia, jed­nak – by nie zostać posą­dzo­nym o naiw­ny logo­cen­tryzm – pró­bu­je uczy­nić kre­ację i wyna­la­zek dwie­ma sce­na­mi tego same­go aktu arty­stycz­ne­go. By to uka­zać obra­zo­wo, a jed­no­cze­śnie wpi­sać „gra­ma­ty­kę twór­czo­ści” w grę słów szib­bo­let i tim­szel, musi­my uczy­nić swą wyobraź­nię bar­dziej okrut­ną i skłon­ną do tor­tur. Musi­my ujrzeć twór­cę, a będzie nim Tymo­te­usz Kar­po­wicz, w dra­stycz­nym roz­pię­ciu mię­dzy dwo­ma bie­gu­na­mi lin­gwi­stycz­ne­go narzę­dzia tor­tur. Mię­dzy arche­olo­gią a escha­to­lo­gią. Mię­dzy „odkry­wam” a „two­rzę”. Mię­dzy tim­szel a szib­bo­let.

Jestem pisa­rzem naro­dzin, któ­ry nigdy nie użył sło­wa „połóg” [Żus 8]

Widzę Ste­ine­row­skie­go twór­cę w oto­czo­nym Leśmia­now­skim ogro­dem, pozba­wio­nym wewnętrz­nej syme­trii domu w Oak Park koło Chi­ca­go. Narzę­dzie tor­tur, do któ­re­go został przy­ku­ty, to wła­sny warsz­tat pisar­ski. Ruchy krę­pu­ją prze­peł­nio­ne książ­ka­mi rega­ły, a tak­że dzi­wacz­ne przy­rzą­dy, któ­re spra­wia­ją, że przy­bysz wcho­dzą­cy tu po raz pierw­szy zaczy­na się czuć nie­swo­jo. To niby zwy­kłe suszar­ki do naczyń, jed­nak w ich prze­gród­kach – zamiast tale­rzy – poukła­da­ne są kart­ki papie­ru. Zgro­ma­dzo­no ich tu nie set­ki, ale tysią­ce, milio­ny. Biją w oczy nie­po­rząd­kiem kolo­rów: żół­ci, brą­zów, czer­wie­ni, fio­le­tów, zie­le­ni. Zapy­ta­ny o sens tego total­ne­go kata­lo­gu poeta będzie się wymi­gi­wał wzglę­da­mi prak­tycz­ny­mi: układ fiszek pozwa­la szyb­ciej dotrzeć do poszu­ki­wa­nej notat­ki, a kolo­ry­stycz­ny podział na dzie­dzi­ny wie­dzy porząd­ku­je nie­co eru­dy­cyj­ny cha­os. W rze­czy­wi­sto­ści twór­ca Odwró­co­ne­go świa­tła ukry­je przed intru­za­mi naj­głęb­sze sza­leń­stwo meto­dy. Meto­dy, któ­ra każe mu gro­ma­dzić cudze zda­nia po to, by unik­nąć wszel­kiej wtór­no­ści i żeby dotrzeć – w jedy­nie wła­snym akcie two­rze­nia – do upra­gnio­ne­go Ur-Spra­che: napraw­dę pier­wo­rod­ne­go, nie­wy­po­wie­dzia­ne­go nigdy wcze­śniej, Ada­mo­we­go sło­wa.

Prze­świ­ty tej sza­lo­nej idei poja­wia­ją się w przy­wo­ły­wa­nej już roz­mo­wie Tymo­te­usza Kar­po­wi­cza z Wan­dą Sor­gen­te. Poeta nazy­wa sam sie­bie „pisa­rzem naro­dzin” i – rów­nie moc­no jak Ste­iner – doma­ga się przy­wró­ce­nia sztu­ce, a zwłasz­cza sło­wu poetyc­kie­mu, pra­wa do pra­po­cząt­ku, wbrew mod­nym hasłom „śmier­ci poezji” czy „koń­ca języ­ka”. Histo­ria o naro­dzi­nach brzo­zy ze sło­wa zosta­je przy­wo­ła­na jako prze­ciw­wa­ga dla wydu­ma­nych, śmier­tel­nych pro­jek­tów anty­ję­zy­ka (w wyko­na­niu np. T. Róże­wi­cza, N. Sar­rau­te, E. Ione­sco czy S. Bec­ket­ta). Kar­po­wicz chce podą­żać za sza­lo­nym pra­gnie­niem Ril­ke­go, któ­ry z roz­pa­czą wołał: „Pra­wie wszyst­ko, co się zda­rza, jest nie­wy­ra­żal­ne i doko­nu­je się na obsza­rach, któ­rych nigdy nie spo­nie­wie­ra­ło sło­wo”. Może­my się domy­ślać, że gro­ma­dze­nie przez poetę fiszek jako słów już wypo­wie­dzia­nych to swo­iste limi­ta­tio – wyzna­cza­nie pry­wat­nych gra­nic mię­dzy wyra­żo­nym (cudzym, mar­twym) a nie­wy­ra­żal­nym (swo­im, mają­cym się naro­dzić). Dopie­ro to odgra­ni­cze­nie, oko­pa­nie się, to nie­mal mistycz­ne ogo­ło­ce­nie pozwa­la zacząć two­rzyć. Jak­że mylą się ci, któ­rzy – źle zro­zu­miaw­szy naukę fiszek – uzna­li Kar­po­wi­cza za wcie­le­nie Der­ri­diań­skie­go bri­co­leu­ra, ide­ał odtwór­cy-wyna­laz­cy, wiel­kie­go kom­bi­na­to­ra! Jak­że prze­czy im szcze­ra spo­wiedź twór­cy:

„(…) zna­cze­nia moich słów, zdań, frag­men­tów, wresz­cie utwo­ru są cał­ko­wi­cie uza­leż­nio­ne od moich, a nie  c z y i c h ś   p o z a   m n ą, decy­zji twór­czych. Pra­cu­ję „przy drzwiach zamknię­tych” z sobą samym. (…) Jest to moja wewnętrz­na koniecz­ność. W tym, co piszę, roz­pra­wiam się z sobą samym, a nie z inny­mi. Nie mogą więc być ‘ci inni’ obok mnie w cza­sie pisa­nia”. [Żus 15]

Wyma­za­nie cudzych tek­sto­wych świa­tów, by moż­na było zro­dzić pier­wo­rod­ne sło­wo – to sza­lo­na idea, któ­ra zaowo­co­wa­ła total­nym pro­jek­tem poetyc­kim, ale też po pro­stu zwy­kłe ludz­kie marze­nie. Marze­nia zaś nie­ste­ty mają to do sie­bie, że są nie­zisz­czal­ne, gdyż bio­rą pod uwa­gę tyl­ko jed­ną stro­nę rze­czy­wi­sto­ści. Pra­gnie­nie Kar­po­wi­cza ukie­run­ko­wu­je się na arche­olo­gię (nie escha­to­lo­gię) języ­ka poetyc­kie­go, a akt two­rze­nia (nie odkry­wa­nia czy odtwa­rza­nia) jest uka­za­ny jako naro­dzi­ny, jako „słow­na koleb­ka brzóz­ki”. Ta jed­na stro­na wią­że się rów­nież z szib­bo­le­tem – wiersz nie ma wol­ne­go wybo­ru, nie zosta­ło mu ofia­ro­wa­ne żad­ne tim­szel. W osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku poetyc­kim albo oka­że się sło­wem swo­im, pier­wo­rod­nym i wów­czas oca­le­je, albo też ujaw­ni swą obcość, cudzość, wtór­ność i zosta­nie ska­za­ny na śmierć. W tej sytu­acji jedy­nym ratun­kiem dla marzy­cie­la – zarów­no poety (np. Kar­po­wi­cza), jak i filo­zo­fa (np. Ste­ine­ra) – oka­zu­je się, para­dok­sal­nie, dru­ga, nie­chcia­na stro­na twór­czej rze­czy­wi­sto­ści.

„Stwo­rze­nie, nawet w spo­sób naj­bar­dziej oczy­wi­sty mitycz­ne czy mito­po­etyc­kie, trze­ba prze­ciw­sta­wić mon­ta­żo­wi, przy­pad­ko­wej kon­struk­cji, odkry­ciu”

- napi­sze Ste­iner.5 Aby narzę­dzie tor­tur zadzia­ła­ło, do upra­gnio­ne­go bie­gu­na arche­olo­gii, two­rze­nia i szib­bo­le­tu musi dołą­czyć budzą­cy oba­wy bie­gun escha­to­lo­gii, odkry­wa­nia i tim­sze­lu. Tyl­ko ten, kto dobro­wol­nie zgo­dzi się mię­dzy nimi roz­piąć, zasłu­ży na mia­no praw­dzi­we­go poety.

Aby lepiej poczuć w sobie bole­sny ruch tor­tu­ry, wczy­tu­ję się po raz kolej­ny w Ste­ine­row­ską defi­ni­cję twór­czo­ści. Myśli­ciel pod­kre­śla, że praw­dzi­wy akt twór­czy odzna­cza się dwo­ma atry­bu­ta­mi. Po pierw­sze – jest abso­lut­nie wol­ny, aż do tego stop­nia, że  m o ż e  odmó­wić sobie racji ist­nie­nia. Ste­iner nie wie­rzy arty­stom, któ­rzy zapew­nia­ją, że „n i e   m i e l i   w y b o r u” i dla­te­go – nawet wbrew sobie –  m u s i e l i  stwo­rzyć dokład­nie takie, a nie inne dzie­ło. Nie­ogra­ni­czo­na wol­ność aktu twór­cze­go, któ­rą chcia­ła­bym nazwać „per­spek­ty­wą tim­szel”, łączy się z jego dru­gim nie­zbęd­nym bie­gu­nem. Autor Gra­ma­tyk two­rze­nia pisze o nim w ten spo­sób:

„Dru­gim z owych nie­zbęd­nych atry­bu­tów jest obec­ność jaw­nie para­dok­sal­ne­go ele­men­tu: stwo­rzo­ne dzie­ło nie­sie w sobie mniej lub bar­dziej jaw­ną dekla­ra­cję, że mogło nie zaist­nieć lub też zaist­nieć zupeł­nie ina­czej. Ukształ­to­wa­ny byt zawie­ra przy­po­mnie­nie nie­ustan­nie obec­nej moż­li­wo­ści nie­stwo­rze­nia (‘nie­na­ro­dze­nia’). Zewnętrz­nym prze­ja­wem owej istot­nej wspól­no­ty jest obec­ność nie­do­sko­na­ło­ści nawet w naj­bar­dziej wyszu­ka­nych pro­duk­tach este­tycz­nych. We wzo­rzec dywa­nu jest wple­cio­na mniej czy bar­dziej sub­tel­na luka; archi­tekt gwał­ci grec­ki kanon świą­ty­ni, przy­sta­jąc na nie­wła­ści­wą jej wiel­kość lub zezwa­la­jąc na błąd w roz­sta­wie­niu kolumn. Per­fek­cja, nawet gdy jest osią­gal­na, nie­sie śmierć. To wła­śnie obec­ność oraz sta­ła moż­li­wość nie­by­cia nada­je twór­czo­ści cha­rak­ter cudow­ne­go ‘daru’ i bole­snej praw­dzi­wo­ści”.6

Ste­ine­row­skie myśle­nie jest zako­rze­nio­ne w tra­dy­cji żydow­skiej, a jego defi­ni­cja dzie­ła arty­stycz­ne­go oka­zu­je się bar­dzo bli­ska jed­nej z egze­gez rabi­nicz­nych, według któ­rej Jah­we, zanim stwo­rzył osta­tecz­ną wer­sję świa­ta, wykre­ował 26 jego nie­uda­nych wer­sji. Ślad znisz­czo­nych kre­acji wciąż jed­nak prze­świ­tu­je przez mate­rię osta­tecz­ne­go dzie­ła Boga. Podob­nie rzecz ma się z każ­dym two­rem arty­stycz­nym: w rzeź­bie ujaw­nia­ją się przy­pad­ko­we lub zanie­cha­ne ruchy dłu­ta, na płót­nie malar­skim toczą wal­kę osta­tecz­ne i zama­za­ne war­stew­ki pig­men­tu, w har­mo­nij­nej linii melo­dycz­nej prze­bi­ja się dys­har­mo­nia zagłu­sza­nych gło­sów, a mię­dzy kadry prze­my­śla­nych sekwen­cji fil­mo­wych wci­ska­ją się nie­kon­se­kwent­nie klat­ki innych poten­cjal­nych nar­ra­cji.

Uję­cie wpi­sa­ne w Gra­ma­ty­ki two­rze­nia każe spoj­rzeć ina­czej nie tyl­ko na dzie­ło, ale przede wszyst­kim na stwo­rzy­cie­la, mio­ta­ją­ce­go się wśród ogrom­nej ilo­ści wła­snych „świa­tów moż­li­wych”. Tim­szel, sło­wo wol­no­ści, napeł­nia go – zamiast rado­ścią – nie­po­ko­jem i roz­pa­czą. Przy­pu­ść­my, że jest poetą. Nie­za­leż­nie od meto­dy pisa­nia, któ­rą sobie obrał, nie może się uchro­nić przed „pak­to­wa­niem z nico­ścią”. W gło­wie, na kar­tecz­kach, w sto­sach fiszek, w mam­ro­ta­nych pod nosem for­muł­kach, w nie­spo­koj­nych snach – mno­żą się kolej­ne wer­sje poten­cjal­ne­go wier­sza. Kie­dyś jed­nak opę­ta­ny wie­lo­ścią wer­sji pisarz musi prze­rwać pro­ces rośnię­cia (pęcz­nie­nia) i otwo­rzyć się na per­spek­ty­wę naro­dzin. Ste­iner wie­lo­krot­nie pod­kre­śla ból tego „trud­ne­go roz­sta­nia”, któ­re każe jed­nym okrut­nym ruchem pió­ra (szib­bo­le­tu?) uni­ce­stwić nie­mal samo­dziel­ne już nie­wi­niąt­ka, żeby z rze­zi oca­la­ło jed­no jedy­ne dzieł­ko.

Myśli­ciel wspo­mi­na też o „potrój­nym splo­cie two­rze­nia, samo­oka­le­cze­nia w pro­ce­sie two­rze­nia oraz wygna­nia twór­cy z dzie­ła„7. War­to zwró­cić uwa­gę na prze­wrot­ność ostat­nie­go z okre­śleń. To nie dzie­ło zosta­je wygna­ne z twór­cy, tak jak dziec­ko jest wydzie­ra­ne z łona mat­ki, lecz mat­ka zosta­je wygna­na z dziec­ka. Trau­ma poro­du sil­niej rani rodzą­cą niż nowo­rod­ka. To jej psy­chi­ka bole­śniej, bo świa­do­mie, zno­si roz­dzie­le­nie na dwo­je cia­ła, któ­re przez okres tylu mie­się­cy sta­no­wi­ło całość. Kie­dy po odcię­ciu pępo­wi­ny dziec­ko wyda­je pierw­szy, samo­dziel­ny krzyk, ona w mil­cze­niu rodzi ostat­ni ślad połą­cze­nia – zbęd­ne już łoży­sko. Ona-mat­ka i on-arty­sta muszą pogo­dzić się z fak­tem, że to, co nie­daw­no było nią/nim, teraz cał­kiem nie­źle radzi sobie samo. Każ­dy je może oglą­dać, doty­kać, podzi­wiać, gła­skać, czy­tać. I choć­by nie wia­do­mo jak wiel­ka była radość z naro­dzin, dołą­cza do niej coraz więk­szy poło­go­wy żal. „W ser­cu for­my – pisze Ste­iner – miesz­ka smu­tek, ślad utra­ty”.8 (…)


[1] Ostat­nie, poświę­co­ne Leśmia­no­wi, zda­nia z książ­ki T. Kar­po­wi­cza, Poezja nie­moż­li­wa. Mode­le Leśmia­now­skiej wyobraź­ni. Wro­cław 1975.
[2] J. Der­ri­da, Szib­bo­let. Dla Pau­la Cela­na. tł. A. Dzia­dek. [w:] „Lite­ra­tu­ra na świe­cie” 1998 nr 11–12, s. 138–153.
[3] A. Lege­żyń­ska, P. Ili­wiń­ski, Poezja pol­ska po 1968 roku, War­sza­wa 2000, s. 152.
[3] Zob. J. Der­ri­da: Poli­ty­ka przy­jaź­ni. tł. T. Zaręb­ski. [w:] „Odra” 2001 nr 7–8, s. 46–52.
[4] G. Ste­iner, Gra­ma­ty­ki two­rze­nia. tł. J. Łoziń­ski. Poznań 2004, s. 7.
[5] Tam­że, s. 103.
[6] Tam­że, s. 118.
[7] Tam­że, s. 36.
[8] Tam­że, s. 34.

O autorze

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Rozmowy na koniec: odcinek 33 Joanna Mueller

nagrania / transPort Literacki Antonina Tosiek Jakub Pszoniak Joanna Mueller

Trzy­dzie­sty trze­ci odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 29.

Więcej

Śmianko przez łzy, czyli Gryczanka superbajaderka

wywiady / o książce Aleksandra Kasprzak Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Alek­san­drą Kasprzak, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wydrąż mi rodzi­nę w serze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 16 wrze­śnia 2024 roku.

Więcej

Niewidka i Zobaczysko

nagrania / transPort Literacki Joanna Łańcucka Joanna Mueller Resina

Czy­ta­nie z książ­ki „Nie­wid­ka i Zoba­czy­sko” z udzia­łem Joan­ny Muel­ler i Joan­ny Łań­cuc­kiej ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Neuroprzekaźnik musów. O „Umalmu” Łukasza Woźniaka

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Łuka­sza Woź­nia­ka, lau­re­ata 18. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Poeci na nowy wiek

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Justy­ny Bar­giel­skiej, Mag­da­le­ny Biel­skiej, Jac­ka Deh­ne­la, Sła­wo­mi­ra Elsne­ra, Julii Fie­dor­czuk, Kon­ra­da Góry, Łuka­sza Jaro­sza, Bar­to­sza Kon­stra­ta, Szcze­pa­na Kopy­ta, Joan­ny Lech, Agniesz­ki Mira­hi­ny, Joan­ny Muel­ler, Edwar­da Pase­wi­cza, Anny Pod­cza­szy, Toma­sza Puł­ki, Bian­ki Rolan­do, Rober­ta Rybic­kie­go, Paw­ła Sar­ny, Julii Szy­cho­wiak, Joan­ny Wajs, Prze­my­sła­wa Wit­kow­skie­go i Indi­go Tree pod­czas festi­wa­lu Port Wro­cław 2010.

Więcej

Pod prąd, w nieważkość. O „gatunkach anadromicznych” Karola Brzozowskiego

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Karo­la Brzo­zow­skie­go, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Blade Runner 2023. O „państwach miastach i okolicach” Kamila Plicha

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Kami­la Pli­cha, lau­re­ata 18. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Moja reakcja na. O „bezoarach” Julii Jankowskiej

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Julii Jan­kow­skiej, lau­re­at­ki 18. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Turbuj te kółka, turlaj! O „Regule trzech” Aleksandry Góreckiej

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Alek­san­dry Górec­kiej, lau­re­at­ki 18. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Historia jednego wiersza: „tsundere: podmalówka”

recenzje / KOMENTARZE Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Muel­ler, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki tru­le, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 9 paź­dzier­ni­ka 2023 roku.

Więcej

Rozprężanie wdrukowanych krat

wywiady / o książce Joanna Mueller Zuzanna Sala

Roz­mo­wa Zuzan­ny Sali z Joan­ną Muel­ler, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki tru­le Joan­ny Muel­ler, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 9 paź­dzier­ni­ka 2023 roku.

Więcej

Popędziłybyśmy sobie, ale pchamy wózek

wywiady / o książce Joanna Mueller Katarzyna Szaulińska

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Kata­rzy­ną Szau­liń­ską, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Kryp­to­dom Kata­rzy­ny Szau­liń­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 16 paź­dzier­ni­ka 2023 roku.

Więcej

trule (2)

utwory / zapowiedzi książek Joanna Mueller

Frag­men­ty książ­ki tru­le Joan­ny Muel­ler, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 9 paź­dzier­ni­ka 2023 roku.

Więcej

trule (1)

utwory / zapowiedzi książek Joanna Mueller

Frag­men­ty książ­ki tru­le Joan­ny Muel­ler, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 9 paź­dzier­ni­ka 2023 roku.

Więcej

W oku cyklonu, na ostrzu granicy

wywiady / o książce Joanna Łańcucka Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Łań­cuc­kiej i Joan­ny Muel­ler, towa­rzy­szą­ca towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze kami­shi­baj­ki Nie­wid­ka i Zoba­czy­sko, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 10 lip­ca 2023 roku.

Więcej

Historia jednego wiersza: Na to rwało się, rwało się Serce

recenzje / KOMENTARZE Joanna Łańcucka Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Muel­ler i Joan­ny Łań­cuc­kiej, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Nie­wid­ka i Zoba­czy­sko, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 10 lip­ca 2023 roku.

Więcej

Rozmowy na koniec: odcinek 13 Adam Mickiewicz

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Trzy­na­sty odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27.

Więcej

Romantyczność 2022

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27.

Więcej

Niewidka i Zobaczysko (2)

utwory / zapowiedzi książek Joanna Łańcucka Joanna Mueller

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Nie­wid­ka i Zoba­czy­sko Joan­ny Muel­ler i Joan­ny Łań­cuc­kiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 10 lip­ca 2023 roku.

Więcej

Niewidka i Zobaczysko

utwory / zapowiedzi książek Joanna Łańcucka Joanna Mueller

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Nie­wid­ka i Zoba­czy­sko Joan­ny Muel­ler i Joan­ny Łań­cuc­kiej, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 10 lip­ca 2023 roku.

Więcej

Rozmowy na torach: odcinek 13 Joanna Mueller

nagrania / stacja Literatura Antonina Tosiek Jakub Skurtys Joanna Mueller

Trzy­na­sty odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na torach” w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

Hista & her sista

nagrania / stacja Literatura Joanna Mueller

Czy­ta­nie z książ­ki Hista & her sista z udzia­łem Joan­ny Muel­ler w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 26.

Więcej

Siostrzeństwo to gryps upuszczany skrycie do innych klatek

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Mueller

Odpo­wie­dzi Joan­ny Muel­ler na pyta­nia Tade­usza Sław­ka w „Kwe­stio­na­riu­szu 2022”.

Więcej

Amerykańska Szkoła Pisania

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół książ­ki Ame­ry­kań­ska Szko­ła Pisa­nia Eli­za­beth Bishop z udzia­łem Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, Mar­ci­na Szu­stra, Jerze­go Jar­nie­wicz i Joan­ny Muel­ler w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Żywa obecność

wywiady / o książce Bogusława Sochańska Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Bogu­sła­wą Sochań­ską, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Bojow­ni­cy bez bro­ni Mor­te­na Nie­lse­na, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 20 wrze­śnia 2021 roku.

Więcej

Wojna (pieśni lisów), Przepowieść w ścinkach, Gdyby ktoś o mnie pytał, Sekcja zabójstw

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Woj­na (pie­śni lisów), Prze­po­wieść w ścin­kach, Gdy­by ktoś o mnie pytał i Sek­cja zabójstw z udzia­łem Kon­ra­da Góry, Mar­ty Pod­gór­nik, Boh­da­na Zadu­ry, Joan­ny Muel­ler i Karo­la Mali­szew­skie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

stubezgłowa (filetowanie)

recenzje / KOMENTARZE Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Muel­ler w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go wier­sza”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Hista & her sista, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 maja 2021 roku.

Więcej

Książki z Biura: Odcinek 9 Hista & her sista

nagrania / między wierszami Joanna Mueller

Dzie­wią­ty odci­nek cyklu Książ­ki z Biu­ra. Nagra­nie zre­ali­zo­wa­no w ramach pro­jek­tu Kar­to­te­ka 25.

Więcej

Poczułam się w świecie bardziej jak w domu

wywiady / o książce Adda Djørup Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Addą Djørup, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Naj­słab­szy opór, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 17 maja 2021 roku.

Więcej

Nadal wierzę w siostrzeństwo

wywiady / o książce Joanna Mueller Katarzyna Szaulińska

Roz­mo­wa Kata­rzy­ny Szau­liń­skiej z Joan­ną Muel­ler, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Hista & her sista, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 maja 2021 roku.

Więcej

Hista & her sista

utwory / zapowiedzi książek Joanna Mueller

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Joan­ny Muel­ler Hista & her sista, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 3 maja 2021 roku.

Więcej

Łemkowski palimpsest, odwrotność wymazania

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Recen­zja Joan­ny Muel­ler, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kata­rzy­ny Szwe­dy Bosor­ka, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 9 listo­pa­da 2020 roku.

Więcej

Santarém, Samotność przestrzeni oraz Nie gódź się

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek San­ta­rém Eli­za­beth Bishop, Samot­ność prze­strze­ni Emi­ly Dic­kin­son i Nie gódź się Pat­ti Smith z udzia­łem Tade­usza Sław­ka, Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, Joan­ny Muel­ler oraz Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Poetyckie książki trzydziestolecia

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie z udzia­łem Anny Kału­ży, Karo­la Mali­szew­skie­go, Joan­ny Muel­ler, Joan­ny Orskiej oraz Jaku­ba Skur­ty­sa w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Waruj

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół książ­ki „Waruj Joan­ny Muel­ler i Joan­ny Łań­cuc­kiej z udzia­łem Joan­ny Muel­ler, Joan­ny Łań­cuc­kiej, Anny Ada­mo­wicz oraz Dawi­da Mate­usza w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22.

Więcej

Zerwane ze smyczy

wywiady / o książce Joanna Łańcucka Joanna Mueller Sylwia Głuszak

Roz­mo­wa Syl­wii Głu­szak z Joan­ną Łań­cuc­ką i Joan­ną Muel­ler, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Waruj Joan­ny Łań­cuc­kiej i Joan­ny Muel­ler, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 16 wrze­śnia 2019 roku.

Więcej

Czysty układ

wywiady / o pisaniu Joanna Mueller Roman Honet

Roz­mo­wa Roma­na Hone­ta z Joan­ną Muel­ler, opu­bli­ko­wa­na w cyklu pre­zen­ta­cji naj­cie­kaw­szych archi­wal­nych tek­stów z dwu­dzie­sto­pię­cio­le­cia festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra.

Więcej

Straż graniczna w Morzu Własnym

recenzje / KOMENTARZE Joanna Łańcucka Joanna Mueller

Autor­skie komen­ta­rze Joan­ny Łań­cuc­kiej i Joan­ny Muel­ler, towa­rzy­szą­ce wyda­niu książ­ki Waruj, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 16 wrze­śnia 2019 roku.

Więcej

Waruj

utwory / zapowiedzi książek Joanna Łańcucka Joanna Mueller

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Joan­ny Łań­cuc­kiej & Joan­ny Muel­ler Waruj, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 16 wrze­śnia 2019 roku.

Więcej

Dziurka od Klucza jest mgławicą

wywiady / o książce Bianka Rolando Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Bian­ką Rolan­do, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Stel­le, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 11 mar­ca 2019 roku.

Więcej

Kto za tym stoi

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie z orga­ni­za­to­ra­mi festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 23, w któ­rym udział wzię­li Damian Banasz, Artur Bursz­ta, Mate­usz Grze­go­rzew­ski, Alek­san­dra Grzem­ska, Poli­na Justo­wa, Dawid Mate­usz, Mina, Joan­na Muel­ler, Alek­san­dra Olszew­ska, Tomasz Piech­nik, Juliusz Pie­li­chow­ski, Mag­da­le­na Riga­mon­ti i Mak­sy­mi­lian Riga­mon­ti.

Więcej

Przekuwanie krzyku

wywiady / o książce Joanna Mueller Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler i Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki San­ta­rém (wier­sze i trzy małe pro­zy) Eli­za­beth Bishop w prze­kła­dzie Andrze­ja Sosnow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 5 listo­pa­da 2018 roku.

Więcej

O tym, jak „zadziała się” wspólnota

wywiady / o pisaniu Różni autorzy

Dys­ku­sja redak­cji Biu­ra Lite­rac­kie­go z udzia­łem: Alek­san­dry Grzem­skiej, Dawi­da Mate­usza, Joan­ny Muel­ler, Alek­san­dry Olszew­skiej, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go i Artu­ra Bursz­ty na temat festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 23.

Więcej

Wiersz doraźny: Dzień gniewu

utwory / premiery w sieci Różni autorzy

Poza­kon­kur­so­wy zestaw „Wier­szy doraź­nych 2018” autor­stwa Jaku­ba Korn­hau­se­ra, Zbi­gnie­wa Mache­ja, Karo­la Mali­szew­skie­go, Joan­ny Muel­ler, Prze­my­sła­wa Owczar­ka, Grze­go­rza Wró­blew­skie­go.

Więcej

Poetycka książka trzydziestolecia: rekomendacja nr 6

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Mueller

Głos Joan­ny Muel­ler w deba­cie „Poetyc­ka książ­ka trzy­dzie­sto­le­cia”.

Więcej

Tribute to John Ashbery

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie autor­skie „Tri­bu­te to John Ash­be­ry” w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22.

Więcej

Ogród o rozwidlających się skojarzeniach, czyli jak nie rymuje Kosenda

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat zesta­wu wier­szy Z ana­lo­go­wych remi­sji Lucju­sza Blan­cju­sza Patry­ka Kosen­dy, lau­re­ata 12. edy­cji „Poło­wu”.

Więcej

Wersy jak mansjony. O anarchitektonicznej poezji Macieja Konarskiego

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat zesta­wu wier­szy Poza geo­me­trią Macie­ja Konar­skie­go, lau­re­ata 12. edy­cji „Poło­wu”.

Więcej

Dzieci szybciej zrozumieją

wywiady / o książce Joanna Mueller Maria Liczner

Roz­mo­wa Marii Licz­ner z Joan­ną Muel­ler, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pira­ci dobrej robo­ty, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Hmm, aha, pff, czyli o piraceniu pisania

recenzje / KOMENTARZE Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Muel­ler w ramach cyklu „Histo­ria jed­ne­go tek­stu”, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Pira­ci dobrej robo­ty, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 23 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

trofea i tropy, wnyki i wymyki

dzwieki / RECYTACJE Joanna Mueller

Wiersz z tomu inti­ma thu­le, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Poeci na nowy wiek” na festi­wa­lu Port Wro­cław 2015.

Więcej

Nowe sytuacje w Trybie żeńskim: Joanna Mueller

nagrania / z fortu do portu Joanna Mueller

Zapis spo­tka­nia autor­skie­go „Nowe sytu­acje w Try­bie żeń­skim” z Joan­ną Muel­ler w ramach 19. festi­wa­lu lite­rac­kie­go Port Wro­cław 2014.

Więcej

Piraci dobrej roboty: Fragment

utwory / zapowiedzi książek Joanna Mueller Marianna Sztyma

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Pira­ci dobrej robo­ty Joan­ny Muel­ler z ilu­stra­cja­mi autor­stwa Marian­ny Szty­my, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 23 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Piraci dobrej roboty: Wierszowiązałki

utwory / zapowiedzi książek Joanna Mueller Marianna Sztyma

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Pira­ci dobrej robo­ty Joan­ny Muel­ler z ilu­stra­cja­mi autor­stwa Marian­ny Szty­my, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 23 paź­dzier­ni­ka 2017 roku.

Więcej

Nakręć wiersz z Połowu

nagrania / z fortu do portu Artur Burszta Joanna Mueller

Zapis spo­tka­nia autor­skie­go z lau­re­ata­mi kon­kur­su „Nakręć wiersz” w ramach 20. edy­cji festi­wa­lu Port Lite­rac­ki 2015.

Więcej

Szczodrość dla mniej oszukanych

wywiady / o książce Jacek Dehnel Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Jac­kiem Deh­ne­lem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Zimo­we kró­le­stwo, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 stycz­nia 2017 roku.

Więcej

Nigdy to „ydgin” pisane wspak

wywiady / o książce Joanna Mueller Justyna Bargielska

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Justy­ną Bar­giel­ską, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Sie­dem przy­gód Roza­lii Gro­zy, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 9 lute­go 2017 roku.

Więcej

Brodząc w habitusie

wywiady / o książce Joanna Mueller Szymon Żuchowski

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Szy­mo­nem Żuchow­skim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Tro­pi­zmy w prze­kła­dzie Szy­mo­na Żuchow­skie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 1 listo­pa­da 2016 roku.

Więcej

Maria przez Martę odzyskana

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Recen­zja Joan­ny Muel­ler z książ­ki Seans na dnie morza Marii Paw­li­kow­skiej-Jasno­rzew­skiej w wybo­rze Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

Zamieszkaj w tekście, który czytasz

wywiady / o książce Joanna Mueller Klaudia Muca

Roz­mo­wa Klau­dii Mucy z Joan­ną Muel­ler.

Więcej

Niewymuszone gry z tożsamością

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Połów 2011. Frag­ment ese­ju Joan­ny Muel­ler Kuter do bazy! – o poezji Macie­ja Taran­ka.

Więcej

Trochę ziemia nieznana

wywiady / o książce Jakub Głuszak Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Jaku­bem Głu­sza­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki 21 wier­szy miło­snych, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 12 lip­ca 2016 roku.

Więcej

Poeci na nowy wiek

nagrania / z fortu do portu Joanna Mueller Julia Szychowiak Justyna Bargielska

Zapis spo­tka­nia autor­skie­go „Poeci na nowy wiek” z Justy­ną Bar­giel­ską, Joan­ną Muel­ler i Julią Szy­cho­wiak w ramach 20. edy­cji festi­wa­lu Port Lite­rac­ki 2015.

Więcej

Pod włos, o głos (czego się nauczyłam, miotając Warkoczami)

debaty / ankiety i podsumowania Joanna Mueller

Głos Joan­ny Muel­ler w deba­cie „Jesz­cze jed­na dys­ku­sja o pary­te­tach”.

Więcej

Blisko intymnego świata

wywiady / o pisaniu Joanna Mueller Karolina Sałdecka

Roz­mo­wa Karo­li­ny Sał­dec­kiej z Joan­ną Muel­ler.

Więcej

Poeci: Joanna Mueller

nagrania / między wierszami Joanna Mueller

Dzie­wią­ty odci­nek pro­gra­mu lite­rac­kie­go „Poeci”, w któ­rym Woj­ciech Bono­wicz roz­ma­wia z Joan­ną Muel­ler.

Więcej

Rozmowa o książce Sposoby na zaśnięcie

wywiady / o książce Różni autorzy

Dzie­ci zada­ją pyta­nia auto­rom i autor­kom książ­ki Spo­so­by na zaśnię­cie, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 13 lip­ca 2015 roku.

Więcej

Nie papier, nie nożyczki. O Nakarmić kamień Bronki Nowickiej

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Nakar­mić kamień Bron­ki Nowic­kiej, któ­ra uka­za­ła się 29 czerw­ca 2015 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

Marsjańska gościnność

wywiady / o książce Jerzy Jarniewicz Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Jerzym Jar­nie­wi­czem towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Woda na Mar­sie, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 25 maja 2015 roku.

Więcej

Anarchistyczna szczepionka Podsiadły – testowana na dzieciach

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Szkic Joan­ny Muel­ler towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Przed­szkol­ny sen Marian­ki Jac­ka Pod­sia­dły, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 20 kwiet­nia 2015 roku.

Więcej

Bohaterki rodzą się zmęczone

wywiady / o książce Joanna Mueller Marta Podgórnik

Z Mar­tą Pod­gór­nik o książ­ce Zawsze roz­ma­wia Joan­na Muel­ler.

Więcej

Komentarz do wiersza „dąsy, musy, winy”

recenzje / KOMENTARZE Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Jonan­ny Muel­ler do wier­sza „dąsy, musy, winy” z książ­ki inti­ma thu­le, któ­ra uka­za­ła się 12 stycz­nia 2015 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

„To jakby architektoniczna wersja matrioszek”

wywiady / o książce Joanna Mueller Przemysław Rojek

Z Joan­ną Muel­ler o książ­ce inti­ma thu­le roz­ma­wia Prze­my­sław Rojek

Więcej

Andrzej Falkiewicz o książce ta chwila

recenzje / KOMENTARZE Andrzej Falkiewicz Joanna Mueller

Wybór Joan­ny Muel­ler auto­ko­men­ta­rzy Andrze­ja Fal­kie­wi­cza z książ­ki ta chwi­la, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go w serii Pro­za 19 grud­nia 2013 roku.

Więcej

Komentarz do szkicu Prenatal w powidoku (kolekta)

recenzje / KOMENTARZE Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Muel­ler do szki­cu „Pre­na­tal w powi­do­ku (kolek­ta)”.

Więcej

W miejscu otwierania się cielesności „rytm traumi refrenem” litanii

wywiady / o książce Anita Jarzyna Joanna Mueller

Z Joan­ną Muel­ler o książ­ce Powle­kać rosną­ce roz­ma­wia Ani­ta Jarzy­na.

Więcej

Liryzm lawirujący

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Nad­jeż­dża Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go.

Więcej

W trasie najczęściej beżowy

wywiady / o książce Joanna Mueller Szymon Słomczyński

Z Szy­mo­nem Słom­czyń­skim o książ­ce Nad­jeż­dża roz­ma­wia Joan­na Muel­ler.

Więcej

Całkiem nieźle kombinują. Jak Fisz, ale nie Stanley

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki War­szaf­ka pło­nie, któ­ra uka­za­ła się 4 kwiet­nia 2013 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

W rytmie obrotów podmiotów – o wierszach Szymona Słomczyńskiego

recenzje / NOTKI I OPINIE Joanna Mueller

Joan­na Muel­ler, współ­re­dak­tor­ka anto­lo­gii Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2012, o wier­szach Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go.

Więcej

W klinczu konstrukcji i konstytucji – o „apokaliptycznych apokryfach” Seweryna Górczaka

recenzje / NOTKI I OPINIE Joanna Mueller

Joan­na Muel­ler, współ­re­dak­tor­ka anto­lo­gii Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2012 o wier­szach Sewe­ry­na Gór­cza­ka.

Więcej

Otwarty proces o ubezwłasnowolnienie

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler opu­bli­ko­wa­ny w 2012 roku na łamach „Waka­tu”.

Więcej

Kuter do bazy!

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Joan­na Muel­ler współ­re­dak­tor­ka anto­lo­gii Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2011 o twór­czo­ści Kata­rzy­ny Kacz­ma­rek, Macie­ja Taran­ka i Joan­ny Żab­nic­kiej.

Więcej

Maria przez Martę odzyskana

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Recen­zja Joan­na Muel­ler z książ­ki Seans na dnie morza Marii Paw­li­kow­skiej-Jasno­rzew­skiej w wybo­rze Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

Bardziej wykład niż wylew

wywiady / o książce Jacek Dehnel Joanna Mueller

Z Jac­kiem Deh­ne­lem o książ­ce Rubry­ki strat i zysków roz­ma­wia Joan­na Muel­ler.

Więcej

Lunch z Benem i Dżej Lo

wywiady / o książce Joanna Mueller Marta Podgórnik

Z Mar­tą Pod­gór­nik o książ­ce Rezy­den­cja sury­ka­tek roz­ma­wia Joan­na Muel­ler.

Więcej

Linki pomocnicze

wywiady / o książce Joanna Mueller Monika Glosowitz

Z Joan­ną Muel­ler o książ­ce Wylin­ki roz­ma­wia Moni­ka Glo­so­witz.

Więcej

Wiersz w drodze – krymu mir, cry & crime

recenzje / KOMENTARZE Joanna Mueller

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Muel­ler do wier­sza „kry­mu mir, cry & cri­me” z książ­ki Wylin­ki, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 18 listo­pa­da 2010 roku.

Więcej

Co to dzisiaj znaczy być poetą?

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Stra­ty­gra­fie.

Więcej

Mały cień wielkiego czarnoksiężnika

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler o Tymo­te­uszu Kar­po­wi­czu.

Więcej

Księga astygmacji – ZOOM

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler o książ­ce ZOOM Andrze­ja Sosnow­skie­go.

Więcej

Ołówkiem, farbą, plasteliną…

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler o twór­czo­ści Kry­sty­ny Miło­będz­kiej.

Więcej

Żywioły języka

recenzje / ESEJE Jarosław Borowiec

Recen­zja Jaro­sła­wa Borow­ca z książ­ki Stra­ty­gra­fie Joan­ny Muel­ler, któ­ra uka­za­ła się w mar­cu 2011 roku na łamach „Nowych Ksią­żek”.

Więcej

Co to dzisiaj znaczy być poetą?

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Esej Joan­ny Muel­ler towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Stra­ty­gra­fie.

Więcej

Poezja backstage’u

recenzje / ESEJE Katarzyna Szopa

Recen­zja Kata­rzy­ny Szo­py, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki tru­le Joan­ny Muel­ler, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 9 paź­dzier­ni­ka 2023 roku.

Więcej

Niewidka i Zobaczysko – forma obecności

recenzje / ESEJE Joanna Roszak

Recen­zja Joan­ny Roszak, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Nie­wid­ka i Zoba­czy­sko Joan­ny Muel­ler i Joan­ny Łań­cuc­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 10 lip­ca 2023 roku.

Więcej

Rzewna podżegaczka

recenzje / ESEJE Monika Glosowitz

Recen­zja Moni­ki Glo­so­witz towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Joan­ny Muel­ler Hista & her sista, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 maja 2021 roku.

Więcej

Artystki, które robią książki

recenzje / ESEJE Anna Kałuża

Recen­zja Anny Kału­ży książ­ki Waruj Joan­ny Łań­cuc­kiej i Joan­ny Muel­ler, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 16 wrze­śnia 2019 roku.

Więcej

Blisko intymnego świata

wywiady / o pisaniu Joanna Mueller Karolina Sałdecka

Roz­mo­wa Karo­li­ny Sał­dec­kiej z Joan­ną Muel­ler.

Więcej

Dom, w którym straszy tak pięknie

recenzje / ESEJE Michał Tabaczyński

Recen­zja Micha­ła Taba­czyń­skie­go z książ­ki Joan­ny Muel­ler inti­ma thu­le, któ­ra uka­za­ła się w cza­so­pi­śmie „Fabu­la­rie”.

Więcej

Intima thule: topografia intymności

recenzje / IMPRESJE Katarzyna Szopa

Esej Kata­rzy­ny Szo­py towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki intu­ma thu­le Joan­ny Muel­ler, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 12 stycz­nia 2015 roku.

Więcej

Macierzyństwo i kobiecość

recenzje / ESEJE Paulina Małochleb

Recen­zja Pau­li­ny Mało­chleb z książ­ki Powle­kać rosną­ce (apo­kry­fy pre­na­tal­ne) Joan­ny Muel­ler, któ­ra uka­za­ła się w 2014 roku w „Nowych Książ­kach”.

Więcej

Pępkowe

recenzje / IMPRESJE Anita Jarzyna

Esej Ani­ty Jarzy­ny towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Powle­kać rosną­ce Joan­ny Muel­ler.

Więcej

Blizny na słowach

recenzje / ESEJE Monika Balach

Recen­zja Moni­ki Bolach z książ­ki Wylin­ki, któ­ra uka­za­ła się w mar­cu 2011 roku na łamach „Wyspy. Kwar­tal­nik Lite­rac­ki”.

Więcej

Żywioły języka

recenzje / ESEJE Jarosław Borowiec

Recen­zja Jaro­sła­wa Borow­ca z książ­ki Stra­ty­gra­fie Joan­ny Muel­ler, któ­ra uka­za­ła się w mar­cu 2011 roku na łamach „Nowych Ksią­żek”.

Więcej

Joanna Mueller: Wylinki

recenzje / ESEJE Anna Kałuża

Recen­zja Anny Kału­ży z książ­ki Wylin­ki Joan­ny Muel­ler.

Więcej