książki / POEZJE

Wylinki

Joanna Mueller

Fragmenty książki Joanny Mueller Wylinki, która ukazała się nakładem Biura Literackiego w serii "Poezje" 18 listopada 2010 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

drążel

sta­ra­łam się szy­fro­wać czu­le
więc ty, z ręką moc­ną w pre­cy­zję i skal­pel
strzę­py zwiot­cza­łych masek ujmuj mi powo­li

żad­ne­go sekre­tu nie ma i nie będzie
piszę to tobie, bo wiem, że zabo­li
ja bywa nad­mia­rem – trze­ba mu poru­szeń

edu­ko­wa­nia w smut­ku, ćwi­czeń z melan­cho­lii
ta cisza cie­szy, bo moż­na w niej pisać
znów sie­bie zaczy­nać od domu z domi­na

znów w swo­je imię zaprzy­siąc prze­staw­ki i prze­gło­sy
puste prze­bie­gi zaprząc do gry w samo­zwan­kę
prze­ni­co­wać się i prze­wró­cić

na mięk­ką, wewnętrz­ną stro­nę
sprzy­mie­rzyć widze­nia obłocz­ne i zaba­wy z twa­rzą
jak mi się żyw­nie, jak mi się rzew­nie spodo­ba

wymó­wić sobie cia­ło
lecz hola, melan­cho­lio, hola
do cna mnie nie prze­hu­laj, do dna mnie nie prze­ko­nuj

z próż­ne­go pła­czu nie nale­jesz
i choć­by wszyst­ko wokół zmie­rza­ło do przy­ga­sze­nia
i choć­by górę bra­ły nie­mo­cje albo przy­dław­ki

czy co tam jesz­cze we mnie zosta­ło pro­ste­go
nie znisz­cze­je ogień krzy­żo­wy
nie wzro­śnie w zglisz­cza mia­stecz­ko pożar­ne

na poku­sę uspo­ko­jeń nie zawio­dę się
zanim doro­snę do swej wyobraź­ni
wyru­szę i pobłą­dzę, nie doj­dę do sie­bie

[ad bene­vo­lum lec­to­rem]


 prequel. wszystko pierwsze

srebr­na duszycz­ko zwro­tek marych­no
[cze­cho­wicz]

noc się posu­nę­ła przy­bli­żył się dzień
napa­da­ło mle­ka na nie­bie całym w płat­kach
księ­życ w poło­wie prze­stał się zaczy­nać
w grę wze­szła żwa­wa ognio­wa piłecz­ka

takie to pismo kre­ślisz oso­bli­wą kred­ką
manio samo­sio­wa zaran­ny tama­rysz­ku
fetysz­ku gene­zyj­ski któ­ry na wyprzód­ki
w zle­pie­ni­cę pra­lę­ków sca­lasz mnie od nowa

a gdy zli­zu­jesz ran­kę na kola­nie:
zja­dłam bole­nie – mówisz – zja­dłam boleć
nowi­cjat i postu­lat wsob­nych emi­gra­cji
odda­ję w porę­kę naj­prost­szym wzru­sze­niom

ty zatem nie­śmier­tel­niej ja się zmie­nię w pia­nę
kość pamię­ci ulot­nej dotknij do żywe­go
dobroć dopa­so­wa­nia w mra­ko­tę trau­mat­ki
prze­barw kon­tro­lo­wa­nym pła­czem nasy­car­ki

przy­ćmij ultra­ma­ry­nią lase­run­kiem zakończ
wysu­nię­ty języ­czek przyj­mij za zapła­tę
żebym poję­ła jak bar­dzo mnie nie ma
z tobą przy tobie w każ­dym włók­nie drże­nia

[urwort]

braciszku, wołam, braciszku

nie pij tej wody, pro­si­łam, nie pij
w niej zła śmie­cha zaklę­ła zim­ne tro­py
pod­łych ludzi i padłych zwie­rząt
zwie­trzą cię i dopad­ną wata­hy gło­dów
a bie­ska­wi­ce utru­dzą ser­ce two­je

czer­wień rwie zie­leń sia­nych makiem osu­wisk
a ja się gło­wię i tro­ję:
co znów ukry­łeś za powłocz­ką snu?
czy umiesz się śli­zgać po nie­bie?
jak ukraść dom, zanim się zmie­ni w pła­kal­nię?
i kto mi przez cie­bie łzy wszyst­kie powró­ci?

weszli­śmy w mrok już dość głę­bo­ko
wszyst­ko to nas tra­tu­je: tru­je, tłam­si, oble­ka
jemy mię­so jele­nia i cukro­we łabę­dzie
w domu czło­wie­ka o czar­nym ser­cu

zwi­nię­ty w piąst­kę nie­za­bit­ku
nie zosta­wiaj nas tu samo­trzeć
Bóg trój­cę lubi, ale po trzy­kroć prze­ciw­ne
kan­ty sto­łu, przy któ­rym wie­cze­rza­my spo­łem,
peł­ni nie czy­nią

chłop­czy­ku w balo­ni­ku – nie bądź misty­fi­ka­cją
wykluj się, oca­leń­cu, scal, świę­ty mło­dzian­ku
rysów nam nie wydłu­żaj, ucie­kaj, skryj się w porę­ce
gdy wszyst­kie drza­zgi zli­żesz w jed­no drze­wo
pierw­szym swym krzy­kiem będziesz nieść ratu­nek

[czu­lent]

przywrócona obecność detalu

Pio­tro­wi Som­me­ro­wi (z roz­mo­wy, zamiast recen­zji)

Piłecz­ka pchnię­ta poza nawias sto­łu.
Cel­na ripo­sta, co nigdy nie wra­ca.
Lista ude­rzeń dzie­lo­nych pospo­łu.
Dobit­ka, wyj­ście z gru­py – pra­ca, pra­ca,

Pra­ca nad sobą, by się nie zapu­ścić,
żeby nie wro­snąć w nad­wzrocz­ną doro­słość.
Głos – gdy się zdy­szy fał­szyw­ką dysz­kan­tu -
natchnąć dystan­sem. Ważyć się pod­wa­żyć.

Dziec­ko: „Nie sły­szysz? Poła­ma­łeś uszy?!”
I jesz­cze: „Każ­dy ma mówie­nie wła­sne”.
Jeden zna świat z posłu­chu, a dru­gi z czy­tel­ni.
Upra­wia swój ugo­rek. Albo swą rabat­kę.

Jak zatem wywieść przy­do­mek z idio­mu?
Gdzie upla­so­wać mikro­skład­nik skład­ni?
Czy mam – jak Hump­ty Dump­ty – mieć kształt, któ­ry zna­czę?
Czy lepiej spły­wać stru­my­kiem świa­dom­ki?

Jak ujść dys­kret­nie eks­tre­men­tom, sekre­cjom?
Gor­li­wie gor­szyć bie­lo­nych fra­ze­uszy?
Czy za dobrą mone­tę brać kre­dy­ty-chwi­lów­ki?
Czy wybrać cie­płe wzmian­ki, sło­wa szcze­ro­pol­skie?

Gdzie figo fago zna­czy sen­su stric­to,
jaj­co zaś kre­do, melo – ide­olo,
gdzie blur­ba blur­bie (jak­żeż!) łba nie urwie,
niech wali w sed­no per­for­ma­tyw-ryko­szet.

Zacząć ina­czej. Na lan­gue zagiąć paro­le.
Zmie­nić w wystaw­kę – wstaw­kę kul­tu­ral­ną.
Zbyć sztu­kę – szut­ką. Gad­ki dur­no­lot­ne
(kontr­fak­tycz­ne kon­kre­cje!) wgnieść w niec­kę (otwoc­ką!).

Cenić w roz­mo­wie dar defi­cy­to­wy.
Osią­gnąć w hur­cie war­tość deta­licz­ną.
Szla­ban na sar­kazm. Dźwi­ga­nie udziw­nień.
Mowa jest chłon­na. Pismo wszyst­ko zmie­cie.

I cza­sem zaciąć boga­te zna­ko­wa­nie.
(Nie lepiej szu­kać tam, gdzie jaśniej?)
Wrzu­cić inny nomi­nał. Spo­wo­do­wać stra­tę.
Z roz­my­słem zyskać. (Połknę­ło? Tak, połkło!

[praw­dzi­wek, Bole­tus edu­lis]

czarne obwódki

wejść w ludz­kie cie­pło, pozo­stać przy życiu
tak chcą, lecz gdy w pół sło­wa prze­rwą
pokręt­kę czy okle­pan­kę – ich usta,
zacię­te w kre­skę, oble­cze sobą szron

te pan­ny prze­brzmie­wan­ny, zacie­kłe dok­try­nist­ki
mają wie­czy­sty kło­pot z krnąbr­ną fak­tycz­no­ścią
te dogmat­ki, ramot­ki, solen­ne len­nicz­ki,
pod­da­ne i podat­ne sio­stry inkwi­zyt­ki

losy tych kobiet uskła­da­ne z zasad
na zacho­wek ciu­ła­ją etos-ety­kie­tos
zmien­ne przez bli­skość czy przez uwi­kła­nie?
co cho­wa­ją w zaszło­ściach? graj­do­łek czy get­to?

świat się ich nie ima – ści­ska jak ima­dło
jest dla nich chia­zmem schi­zmą i styg­ma­tem
gra­nicz­ną wylo­tów­ką do mdlą­cych roz­mo­dleń
lek­ką i lep­ką stę­chłą mam­ro­tan­ką

i kie­dy tam­te, młod­sze, tan­trycz­ne tanecz­ni­ce,
te sta­le ela­stycz­ne tniacz­ki agre­syw­ki,
widzą w nich rychłe zmieszcz­ki, oty­lie infan­ty­lie,
z ich daw­nych czy­nów mat­czy­nych czy­nią urą­go­wi­sko,

głu­cho im wte­dy, zapa­dłym kata­rak­tom,
więc gra­ją sobie podzwon­ne bez zbęd­nych dra­stycz­no­ści,
i podob­nie jak żyły – nie­ugię­te i god­ne
wcho­dzą w śmierć swo­ją tak mięk­ko jak w cia­sto

[zasto­isko]

mady

tak oto zaczę­ła się woj­na
był dzień = dnia śro­dek, czer­nie­nie w ser­cu słoń­ca

wyle­gły mane­ki­ny, makie­ty i atra­py
wysy­pa­ły się na uli­ce gruź­licz­ne źli­ce, muta­cje letal­ne
blo­ki = pusz­ki gło­so­we wyda­ły na kani­ku­łę
juro­dów bie­sno­wa­tych, spę­ta­nych uzwo­jeń­ców
cie­nie = miesz­kań­cy głów zaczę­ły się roz­ra­stać
intru­zje = obła­wy obaw wpeł­za­ły w skó­rę mro­ku

mia­łam prze­ciw­ko sobie, na sztorc
naprze­mian­le­głe wer­sje sie­bie
sło­wa pakow­ne, sło­wa watu­ją­ce
audyt wewnętrz­ny = hap­tycz­ny pół­pa­siec
na poły pasł się mną
po tej i tam­tej stro­nie

zasko­czył mnie ten nad­miar = zbyt wie­le sie­bie w sobie
gęś bie­gną­ca po gro­bie, dzień krót­szy o kurzą łap­kę
kto otwo­rzył ten lęk? kto mnie roi? kto śmie?
przed kim się zbro­ję i bro­nię? komu
przez gru­bą ścia­nę snu prze­ni­kam? i kto
zbu­dzi się ze mnie jesz­cze dziś, jesz­cze dziś?

od tej pory pie­śni głuch­ną w telę­ka­niu
mój ptak na imię ma nie­płosz

[petit mal]

O autorze

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Powiązania