teksty / Esej

Pożyteczne fikcje

Karol Maliszewski

Recenzja Karola Maliszewskiego, towarzysząca premierze książki Przemysława Owczarka Misteria, wydanej w Biurze Literackim 26 maja 2025 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Świat jesz­cze nie cią­żył tak, jak teraz cią­ży, i zała­twia odmow­nie wznio­słe marze­nia o rów­no­ści, demo­kra­cji i postę­pie. Wyda­wa­ło się wów­czas, że wszyst­ko dąży w dobrą stro­nę. Oto jak moc­no oddzia­łu­ją na nas warun­ki czy­ta­nia, powo­ła­ne do spo­łecz­ne­go życia kon­tek­sty odbio­ru. Czy­ta­łem przed laty (to jest owo mitycz­ne „wów­czas”) opo­wia­da­nia Prze­my­sła­wa Owczar­ka w dobrej wie­rze, mając pew­ność co do rozu­mie­nia, prze­twa­rza­nia i trwa­nia infor­ma­cji, jakąś tam ugrun­to­wa­ną, usta­bi­li­zo­wa­ną wie­dzę o świe­cie. W to dobrze uwi­te gniazd­ko naj­pierw ude­rzy­ła pan­de­mia, potem wojen­ne, rosyj­skie okru­cień­stwo i bez­względ­ność, cele­bro­wa­ne medial­nie kło­po­ty z praw­dą, hejt i dez­in­for­ma­cja stop­nio­wo wygry­wa­ją­ce woj­nę z rze­tel­ną opi­nią o świe­cie, a też doło­ży­ła nie­ma­ło rosną­ca depre­sja kli­ma­tycz­na, czy­li to, co pogłę­bia się z dnia na dzień wokół nas i w nas samych. Mówię o oso­bach rze­czy­wi­ście prze­ży­wa­ją­cych postę­pu­ją­cą degra­da­cję życia na tej pla­ne­cie.

Czy­tam od nowa opo­wia­da­nia zna­ko­mi­te­go poety, dzi­wiąc się, jak zmie­ni­ło się ich rozu­mie­nie, podej­ście do języ­ka i sto­ją­ce­go wraz z nim w pierw­szym sze­re­gu świa­ta, tak zwa­ne­go świa­ta przed­sta­wio­ne­go. Cie­ka­wa supo­zy­cja kry­je się w tym lite­ra­tu­ro­znaw­czym ter­mi­nie, coś w rodza­ju robo­czej hipo­te­zy na temat tego, że ist­nie­je świat do tej pory nam nie przed­sta­wio­ny, może taki, co bez­ce­re­mo­nial­nie wcho­dzi w nas, nie przed­sta­wia­jąc się, acz sku­tecz­nie przy tym zatru­wa­jąc, a nie­kie­dy miaż­dżąc. Zno­wu mówię o nad­wraż­li­wych osob­ni­kach czy­ta­ją­cych na co dzień poezję, obna­żo­nych i otwar­tych do żywe­go mię­sa na każ­de dotknię­cie, maź­nię­cie pędz­la. Ale kim jest malarz? Jeże­li o nim myślę, to wyobraź­nia nie­kie­dy pod­su­wa dia­bo­licz­ny wzór wzo­rów i jego nie­do­ce­nio­ne w latach dwu­dzie­stych ubie­głe­go wie­ku słod­kie malun­ki; odrzu­co­ny przez Aka­de­mię peł­nił funk­cję mala­rza poko­jo­we­go. Ileż puła­pek kry­je się w języ­ku – „poko­jo­we­go”?

Chcę powie­dzieć, że te opo­wia­da­nia prze­trwa­ły, dały radę mimo wspo­mnia­nej zmia­ny, nadal robią wra­że­nie. I jesz­cze wię­cej robią: z jed­nej stro­ny coś prze­wi­du­ją (już prze­wi­dzia­ły), z dru­giej pod­su­wa­ją język, a wła­ści­wie kil­ka języ­ków słu­żą­cych zro­zu­mie­niu zmia­ny, moż­li­wo­ści jej wie­lo­stron­ne­go opi­su. Dla­te­go każ­de z tych opo­wia­dań budu­je wła­sną niszę, zata­pia się w odmien­nych moż­li­wo­ściach wyra­zu i inter­pre­ta­cji świa­ta (czy też jego wycin­ka). Każ­de opo­wia­da­nie, zaj­mu­jąc się czymś odręb­nym i nie­co innym języ­kiem to wyra­ża­jąc, przy­czy­nia się do wzno­sze­nia cze­goś więk­sze­go. I to już może być jed­na z inter­pre­ta­cji tytu­ło­we­go „miste­rium”, bo to, co się odby­wa w trak­cie lek­tu­ry, wcho­dzi w gęstą atmos­fe­rę spe­cy­ficz­ne­go, reali­zo­wa­ne­go punkt po punk­cie, miste­rium uczest­ni­cze­nia w pro­ce­sie docho­dze­nia do praw­dy poprzez fik­cję; czy­taj: jej two­rze­nia jako pod­sta­wy porząd­ku pozna­wa­nia i w mia­rę sen­sow­ne­go ist­nie­nia. Z nagro­ma­dzo­nych roz­ma­ito­ści zaczy­na wyła­niać się coś w rodza­ju trud­nej (powie­dział­bym, że poetyc­kiej) jed­no­rod­no­ści, bo opo­wia­da to ten sam czło­wiek, wyjąt­ko­wy osob­nik, któ­re­go „rdzeń poznaw­czy” opie­ra się na szczę­śli­wym, więc i kło­po­tli­wym, połą­cze­niu nad­świa­do­mo­ści z nad­wraż­li­wo­ścią. Ktoś, kogo rze­czy­wi­stość, nawet ta stwo­rzo­na, bar­dziej boli, i żeby ją arty­stycz­nie wyra­zić, musi dać z sie­bie wie­le, za każ­dym razem rzu­ca­jąc na sza­lę wszyst­ko, całą siłę i pasję; kie­dyś mówi­ło się – „musi dać sie­bie same­go’, i nie­raz doda­wa­ło się przy tym – „w ofie­rze”. Jestem prze­ko­na­ny, że to nie jest zwy­kłe lite­rac­kie prę­że­nie musku­łów poety, któ­re­mu zama­rzy­ło się pisa­nie pro­zy i poka­zu­je tak zwa­ną „pale­tę moż­li­wo­ści”. Patrz­cie no tyl­ko, potra­fię coś wyrwać ze świa­ta w każ­dym moż­li­wym języ­ku. Chce­cie reali­zmu? Pro­szę bar­dzo. Magii i ezo­te­ry­ki, new-age’owych bajań, pro­szę bar­dzo. Absurd ist­nie­nia? Głód toż­sa­mo­ści? Już się robi.

Tu się ury­wa kro­to­chwil­na część recen­zji, przejdź­my do nie­co poważ­niej­sze­go potrak­to­wa­nia dzie­ła. Moż­na czy­tać te opo­wie­ści jako roz­pra­wę ze zbyt pochop­nym racjo­na­li­zo­wa­niem wszyst­kie­go. W tym sen­sie „miste­rium”, wstrząs i dozna­nie, będą­ce wyni­kiem uczest­nic­twa w rytu­ale, bywa­ją lep­sze, bar­dziej traf­ne w dotar­ciu do migo­tli­wej praw­dy niź­li „pro­ces poznaw­czy”, ciąg dzia­łań i ope­ra­cji zmie­rza­ją­cych do wyni­ku moż­li­we­go do zaksię­go­wa­nia przez rozum. W zasa­dzie każ­de opo­wia­da­nie snu­je coś, co pod­cho­dzi pod zna­ne sfor­mu­ło­wa­nie, mówią­ce o tym, że bywa­ją na świe­cie rze­czy, któ­re się racjo­na­li­stom nie śni­ły, nato­miast poetom i filo­zo­fom podat­nym na rację tego, co irra­cjo­nal­ne, śnią się nader czę­sto i to w róż­nych kon­fi­gu­ra­cjach. Są to więc Owczar­ko­we „sny” o innych moż­li­wo­ściach bycia pośród zna­ków losu, któ­re odczy­ty­wa­ne na zim­no i w towa­rzy­stwie okre­ślo­nej meto­do­lo­gii ska­zu­ją bycie na nud­ną powta­rzal­ność i mecha­nicz­ność, nato­miast śnio­ne wedle pra­wi­deł ożyw­czej fik­cji poka­zu­ją dru­gą, trze­cią, i jesz­cze bóg (Wira­ko­cza?) wie któ­rą, stro­nę poten­cjal­no­ści ist­nie­nia. Owczar­ka inte­re­su­je ta wła­śnie, płod­na w fan­ta­zma­ty, poten­cjal­ność, to coś, co może się wyda­rzyć, co czy­ha tyl­ko, żeby prze­bić się na pierw­szy plan, poka­zu­jąc figę zapi­som uczo­nych i funk­cjo­na­riu­szy, a nie­raz i samych kapła­nów jakie­goś ofi­cjal­ne­go wie­rze­nia. Rzecz się więc roz­cho­dzi o dowar­to­ścio­wa­nie „miste­ryj­no­ści” nasze­go bycia, o wyzwo­le­nie go z ofi­cjal­nych roz­po­rzą­dzeń socjo­lo­gicz­nych, eko­no­micz­nych i wszel­kich innych, spro­wa­dza­ją­cych go do okre­ślo­ne­go, jak­by z góry zna­ne­go, wyni­ku. Niech nic nie wyni­ka z góry, niech nic nie jest defi­ni­tyw­nie zasą­dzo­ne i okre­ślo­ne – mówię do sie­bie po prze­czy­ta­niu wszyst­kich dzie­wię­ciu opo­wia­dań.

I jest jesz­cze trze­cia (obok wie­lu innych) moż­li­wość „pro­ble­mo­we­go” wglą­du w zawar­tość tych opo­wia­dań. Nie przy­szła­by mi do gło­wy, gdy­by nie ema­il od auto­ra, któ­ry zwró­cił uwa­gę, że w sło­wie „miste­rium” jest jak­by od nie­chce­nia umiesz­czo­na cząst­ka „mister”. Nie­ja­sne prze­czu­cia inter­pre­ta­to­ra zyska­ły w tej pod­po­wie­dzi moc­niej­sze pod­sta­wy, ponie­waż mia­łem przy lek­tu­rze wra­że­nie, że to, co kobie­ce jest tu cie­kaw­sze, bar­dziej podzi­wia­ne i ado­ro­wa­ne, niż to, co męskie. Pośród róż­nych obra­zów ina­czej reali­zu­ją­cej się męsko­ści było coś, co pod­kre­śla­ło jed­nak uwiąd, sła­bość, nie­przy­sta­wal­ność. Tak jak­by roz­cho­dzi­ły się dro­gi sta­rej, pryn­cy­pial­nej męsko­ści i nowe­go świa­ta. Kobie­ty, nawet gdy demo­nicz­ne, w sza­lo­ny spo­sób cha­ry­zma­tycz­ne, lepiej odpo­wie­dzia­ły na zmia­nę, a w pew­nym sen­sie nawet ją spo­wo­do­wa­ły, będąc bli­żej mody­fi­ku­ją­ce­go się bycia w jego eko-post­se­ku­lar­nej odsło­nie. Dobrze, że świat stop­nio­wo prze­cho­dzi w ich ręce, może to wpły­nie na rela­cje z praw­dą i jej życio­daj­ny­mi, bar­dziej wia­ry­god­ny­mi, ośrod­ka­mi – pomy­śla­łem. Może przez to wró­ci­my do natu­ral­nych spo­so­bów obco­wa­nia z przy­ro­dą, bied­niej­si o domi­na­cję, a bogat­si o nowe, lep­sze współ­ży­cie i wła­ści­wą komu­ni­ka­cję z nią, i z samy­mi sobą.

Owczar­ko­we „sny” poka­zu­ją swo­je dru­gie obli­cze. Nie speł­nia­ją się tyl­ko w suge­styw­nym miste­rium samo­po­zna­nia i eks­pre­sji, lecz wycho­dząc poza oso­bi­sty wymiar rytu­ału, ujaw­nia­ją uto­pij­ną (dys­to­pij­ną?) i jed­no­cze­śnie zaan­ga­żo­wa­ną powierzch­nię. Zaan­ga­żo­wa­ną w dys­pu­tę o to, co prze­trwa, a co praw­do­po­dob­nie sczeź­nie, o to, co się zmie­ni, by prze­trwać, a tak­że o to, jak męskość, poważ­nie mody­fi­ku­jąc testo­ste­ro­no­wą pychę i poczu­cie wyż­szo­ści, zacznie na nowych warun­kach doga­dy­wać się z kobie­co­ścią. W imię prze­trwa­nia pla­ne­ty i gatun­ku.

Wszyst­ko może dążyć w dobrą stro­nę w fik­cjach stwa­rza­nych przez poetów.

O autorze

Karol Maliszewski

Urodzony w 1960 roku w Nowej Rudzie. Poeta, prozaik, krytyk literacki. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim. Założyciel Noworudzkiego Klubu Literackiego „Ogma”. Laureat nagrody im. Marka Jodłowskiego (1994), nagrody im. Barbary Sadowskiej (1997), nagrody im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999). Nominowany do NIKE za zbiór krytyk literackich Rozproszone głosy. Notatki krytyka (2007). Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Mieszka w Nowej Rudzie.

Powiązania